środa, 23 stycznia 2013

Wtedy też świat się nie zatrzymał. Nawet na najkrótszą chwilę. Znowu Bóg niczego nie zauważył...

Aureole Aurora Prewett
Krew czysta.dom Węża. Rok VII. bogin ojciec. patronus wąż. 
patyczek dziewięć i jedna czwarta cala, czerwony dąb, łuska chimery.

Aureole, moja mała, słodka Aureole. To Ciebie zawsze najbardziej lubiłam wiesz? Od zawsze. Taka słodka i niewinna, czasami strach było na Ciebie patrzeć, człowiek bał, że rozpadniesz się na drobne kawałeczki. Rodziłaś się, na moich oczach, rozkwitałaś. Byłam z Ciebie dumna jak własna matka z dziecka. Z początku taka niewinna i grzeczna, cnotka, zakonnica w ukryciu, dobre dzieciątko z niepokalanego poczęcia.  Ale zawsze Cię lubiłam, jako jedyna, z nich wszystkich byłaś prawdziwa. Moja porcelanowa laleczka. 

Umarłam. Dawno temu padłam na kolana, zdeptana, obdarta i brudna. Umarłam, a dusza ulotniła się ze mnie powoli, boleśnie rozdarta. A wszystko działo się tak nie spodziewanie, że nawet sama nie pojęłam, kiedy w okropnej otchłani tonęłam. Zmniejszona do rozmiarów wirusa, nic nie znacząca, grzeczna dziewczynka, pochowana żywcem sześć metrów pod ziemią. Umarłam, gdy tylko ciszę panującą w pokoju rozdarł twój śmiech. 
Czy ja naprawdę istniałam? Czy kiedykolwiek istniałeś, szeptałeś, obdzierałeś mnie ze skóry? Czy to wszystko mi się śniło, a potem minęło, prysnęło jak bańka mydlana? Czy ma chora wyobraźnia zgubiła mnie znowu? Doprowadziła do ślepego zaułka, kazała krzyczeć, wierzgać i gryźć wargi do krwi? Czy to tylko mi się zdawało?  Czy to tylko była gra, której reguł nigdy nie poznałam? Zapomniałam, minęło, upłynęło, przesypało się przez palce jak piasek, ziarenko po ziarenku, powstała dziura, ogromna, ciemna, pusta, przerażająca. Upadłam, naiwna i głupia, ślepa kochanka głupca, chora psychicznie, zagubiona istota, biegająca za białym królikiem w niebieskim ubranku, wariatka. Wymyśliłam sobie koniec świata, wybuch nastąpił, niestety wciąż oddychałam. Cii. Nie pytaj. To długa historia, zwykła, nużąca, powtarzalna, pojawiająca się tysiące razy w tanich romansach. Wiedz, że byłam, żyłam, istniałam, marzyłam, w dziwny sposób cierpiałam. Masochistka z powołania, czerwona stróżka przecinająca bladą, kruchą skórę, słona kropla spływająca po popękanych wargach. Blond kosmyki wijące się niesfornie, niebieskie oczy ukrywające się pod wachlarzem długich, gęstych rzęs, uśmiech, smutny, niewyraźny, nieobecny błąkający się po twarzy, przeciągniętej delikatnymi rysami. Chodzące metr siedemdziesiąt prawdziwego nieszczęścia.Z każdą sekundą coraz bardziej wymykająca Ci się z rąk, rozkładająca się na twych oczach, milcząca, choć jednocześnie nawołująca pomocy.  Błagająca, gryząca swe dłonie do krwi, zgubiona w korytarzach dantejskiego piekła, twoja największa życiowa porażka. Jak to się stało? Jak się zaczęło, nim wijąc się z bólu krzyknęłam? Co stanowiło początek, aby wreszcie zniknąć niespodziewanie i cicho, nim zdążyłam uchylić powieki i wygiąć swe wargi w uśmiechu? Minął rok, miesiąc, a może to było wczoraj? Nim znalazłam się na kolanach, nim podarłam sukienkę, nim pozwoliłam białej tkaninie pokryć się szkarłatem, nim zaczerpnęłam ostatniego haustu powietrza, nim nauczyłam się, że tak naprawdę nie ma szczęśliwego zakończenia, nim krzyknęłam błagalnie, gdy nadzieja ulotniła się powoli, a ty wciąż przerażająco się śmiałeś, wzrokiem mnie mierząc i wciąż wracając po więcej.

Kiedyś. Bywałam ostrożna, dobierałam rozsądnie słowa, bojąc się, że Cię urażę, że całe to piekło zacznie się od nowa i będzie trwało i trwało, zataczając wciąż koło, końca i początku nie mając. Twierdziłeś, że jestem krucha, że konkurować mogę z najdroższą chińską porcelaną, ocierałeś mi krew spływającą z kącików ust i przytulałeś mocno do siebie, za każdym razem jak wpadałam w panikę,którą sam wywołałeś. Wiedziałeś, że nigdy nie byłam szczęśliwa, ofiara domowej przemocy, z pamiątkami na ciele pozostawionymi przez ojca, przez Ciebie. Czy ty naprawdę istniałeś? Czy to mój umysł znowu spłatał mi figla? Może to wszystko wymyśliłam? Wykreowałam, stworzyłam, narysowałam na wyrwanej niedbale, pożółkłej kartce papieru. Od zawsze cholernie kreatywna, cholernie wścibska i cholernie uparta. Miałam swoje humorki, znosiłeś me wrzaski, krzyki i groźby, czasami śmiejąc się z tego wszystkiego, bo doskonale wiedziałeś, że dziecko nic złego zrobić Ci nie może. . A poza tym? Dostosowywałam się zawsze. Przytakiwałam ochoczo na każdą twą propozycję, znosiłam w milczeniu te wszystkie pełne politowania uśmiechy.Jakim cudem jeszcze żyłam, kiedy opuściłam swą norę, kiedy wybiegłam spod miotły, kiedy się pojawiłam?


Dzisiaj. Zmartwychwstałam, powoli się wydostałam, wykopałam na zewnątrz, głodna, spragniona sprawiedliwości,  dobra dziewczynka, niczyja córeczka, osoba bez serca. Co się ze mną stało? Kim się stałam, zagryzając swe wargi do krwi i przejmując od Ciebie pewne zachowania. Jakbyś żył we mnie, nieco mniej odważna, rozważna, ciekawska. Nagle przejrzałam na oczy, obudziłam się chyba, rozwiązałam język, zaczęłam mówić zbyt wiele. Już o nic nie pytałam, nie przejmowałam się niczym, straciłam  przecież już wszystko. Byłbyś ze mnie dumny widząc jak wiele się nauczyłam. Jestem nową dziewczyną. Szczerą, złośliwą, brutalną niekiedy lecz dla bliskich wciąż tak samo niewinną. Maski, które nosiłeś idealnie pasują na mnie. A to wszystko teraz jest takie łatwe, banalne, cholernie przejrzyste.

♣Nazwisko panieńskie babki. Matki nigdy nie znała, do ojca nigdy się nie przyzna.♣Mordercy swego ojca gotowa dziękować na kolanach.♣Dziewczyna duch. Pojawia się i znika, zawsze tam, gdzie jest najmniej potrzebna, zawsze tam gdzie najwięcej się dzieje. W samym centrum mało zabawnych zdarzeń.♣Niemal gotowa do służby dla Czarnego Pana, całkowicie oddana.♣Kot Belzebub.♣Pałkarz w drużynie Quidditcha.♣Metamorfomg*

___
dobra. macie Aureole. Wiem, jestem gupia dając takiemu czemuś takie imię. Metamorfomag jeśli dyrekcja zgodę wyrazi. Na zdjęciu Charlotte Free. Chyba tyle. 

16 komentarzy:

  1. [Kocham to zdjęcie *_* A teraz burza mózgów, myślimy nad powiązaniem <3]

    Mathias

    OdpowiedzUsuń
  2. [elo, szukam przyjaciółki dla Alecto. albo wręcz przeciwnie]

    OdpowiedzUsuń
  3. [ale ja wcale nie mówię o przydupaśnictwie (?). taka przyjaciółka z prawdziwego zdarzenia, tak z pierdolnięciem. imprezowa towarzyszka, powierniczka sekretów. no i przecież ten sam rocznik, drużyna. i obie nienawidzą ojców]

    OdpowiedzUsuń
  4. [taka kolej rzeczy, mi się wydaje]

    Bill

    OdpowiedzUsuń
  5. [wielkiego sekretu Alecto to ja jeszcze co prawda nie wymyśliłam ^^', o, po prostu go ma, cicho sza. a co do okoliczności to albo mogą iść dopiec huncwotom (nieźle zaszli im za skórę, a z tymi laseczkami to się nie zadziera). albo pójdą na otwarcie klubu do wioski tajnym przejściem powyrywać dupeczky, a w drodze powrotnej niechcący natkną się na wałęsającego się lasami i łąkami wilkołaka. hmm?]

    OdpowiedzUsuń
  6. [no wątek to ja chcę, tylko nie wiem z którą panią. Może zrobimy tak: Ty mi podsuniesz jakieś powiązanie (obojętne czy z Lilką, czy z Aureolką), a ja zacznę nawet bez jojczenia. Deal?]

    Bill

    OdpowiedzUsuń
  7. [Dla chcącego nic trudnego :) Dziękuję za miłe słowa, Twa postać jest ciekawie opisana i to zdjęcie :3
    Pozachwycałam się, toteż proszę o wątek :)]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Skoro lubisz zaczynać to w takim razie proponuję wspólny trening na boisku, bo mój pałkarzem jest, więc równie dobrze mogą się nimi okładać :) Ewentualnie będzie w centrum konfliktu między Dantem a jakimś-tam-noobkiem ;)]

    OdpowiedzUsuń
  9. [miło mi, żeś się zakochała - choć do kochania to woody się chyba nie nadaje :D] woody

    OdpowiedzUsuń
  10. Gdyby Aureole podzieliła się z nim swoimi przemyśleniami, Mathias z łatwością zrozumiałby jak się czuje. On na samym początku również był takim chłopcem na posyłki. Zrób to, zrób tamto, zanieś to komuś tam, przekaz wiadomość jeszcze komu innemu. Z czasem to wszystko robiło się naprawdę irytujące, szczególnie, gdy ktoś niepożądany zaczynał się wtrącać w nie swoje sprawy i zaczynały się pytania. A niekiedy zdarzało się kilka naprawdę wkurwiających i dociekliwych osób, które Mathias miał wtedy ochotę zmieść z powierzchni ziemi. Oczywiście wiedział, że nie może tego zrobić, więc kończył na kilku zaklęciach, które miały albo odwracać uwagę tych osób od niego, albo sprawiały, że delikwenci zapominali o sprawie. Całe szczęście, że w jego przypadku nie trwało to długo. Niektórzy musieli się męczyć pięć lat, on zaledwie bawił się w to przez dwa, chociaż nie oznaczało to, że też nie marudził. Owszem, marudził i to dość często, ale zazwyczaj osobom, które nie zdenerwowałyby się na niego i nie nawrzeszczały. Bo niewątpliwie jego ojciec byłby do tego zdolny. Albo któryś ze śmierciożerców, który nie lubił współpracować z bachorami. A teraz on był jednym z nich. Musiał cierpilwie wysłuchiwać tego, co mają do powiedzenia szpiedzy z Hogwartu i udawać, że uważnie słucha, gdy tak naprawdę wszystko wlatywało jednym uchem, a wylatywało drugim. W głowie zostawały tylko najważniejsze informacje, które stwierdził, że mu się przydadzą.
    Wiedział, że to spotkanie będzie inne. Nie tylko dlatego, że miał się spotkać z nową osobą, ale przede wszystkim dlatego, że tą osobą była Aureole. W końcu będzie miał okazję z nią porozmawiać, a ona mu nigdzie nie ucieknie. Nie schowa się za przyjaciółkami, nie skręci w inny korytarz, nie schowa się w łazience. On tego doplinuje. Wciąż bowiem musieli wyjaśnić sobie kilka rzeczy, czego nie mogli zrobić przez ostatnich kilka tygodni. I to właśnie przez nią, gdyż nikała go jak ognia, jakby zrobił nie wiadomo co. A przecież nic takiego się nie stało, prawda? Przespali się raz, drugi, trzeci. No dobra, jednak zaczęło coś się dziać. Mathias nie miał jednak pojęcia o co chodzi. A Aureole widocznie zorientowała się szybciej niż on i stwierdziła, że nie mogą więcej się widywać. A Mathias nie mógł na to pozwolić. Nie chciał na to pozwolić, jeżeli mam być szczera.
    Shelley był człowiekiem punktualnym. Aureole nie musiała więc na niego długo czekać, gdyż dokładnie o umówionej godzinie, pojawił się w barze z lekkim, zadowolonym uśmiechem. Rozejrzał się dookoła, a gdy zauważył dziewczynę, ruszył w jej stronę, teraz uśmiechając się niemal jak drapieżca, który znalazł sobie ofiarę. Był jednak na tyle taktowny, że ani słowem nie skomentował czerwonych włosów dziewczyny, gdy już usiadł na wolnym krześle, naprzeciw niej. Skinał tylko na barmana, który dobrze wiedział co mu podać. Podówjna whisky. Zawsze to zamawiał i nigdy nie robił wyjątku.
    - Nareszcie możemy porozmawiać - odezwał się w końcu, rozsiadając się wygodnie na krześle i wpatrując się w dziewczynę swymi szarymi ślepiami.

    Mathias

    OdpowiedzUsuń
  11. [Ja bym chciała wątek. Bardzo, bardzo chciała] Woody

    OdpowiedzUsuń
  12. [Dziękuję bardzo <3 Belzebub <3]

    Jill

    OdpowiedzUsuń
  13. [Łaj not? Szkoda, że nie są na tym samym roku, bo nawet miałabym pomysł, a tak to nie mam]

    OdpowiedzUsuń
  14. [Wymyśl coś. Ja zacznę, ale trochę to zajmie, zważywszy, że zwykle wychodzi mi gówno. No ale trudno]

    OdpowiedzUsuń
  15. [tak się tylko przypominam z Alecto]

    OdpowiedzUsuń
  16. Mogła grać ile chciała, ale Mathias czuł, że wcale nie jest tak spokojna i obojętna jak mogłoby się wydawać. Wszakże jeszcze przed chwilą jej włosy stały się czerwone, a to coś musiało oznaczać, czyż nie? Nie wiedział czy wściekłość, strach czy cokolwiek innego, ale miał pewność, że coś się z nią dzieje. I za wszelką cenę chciał się dowiedzieć o co chodzi. Nie lubił być niedoinformowany, szczególnie, gdy on był z tym wszystkim związany. A niewątpliwie tak było, inaczej dziewczyna tak zawzięcie by go nie unikała. W końcu jednak los pchnął ich ku sobie i wreszcie nadarzyła się okazja, aby porozmawiać. I ona nie mogła uciec. A jeżeli nawet by chciała, on pójdzie za nią. Nieważne czy po prostu wyjdzie z baru, czy pójdzie do łazienki, on będzie tuż za nią, dopóki nie znajdą się z dala od innych i będą mogli w spokoju porozmawiać. Tylko co zrobi, gdy nie będzie chciała mu niczego powiedzieć? Przecież jej nie skrzywdzi. Nie wyciągnie od niej prawdy siłą. Nie chciał nic jej zrobić, nie lubił krzywdzić bliskich sobie osób. W sumie, nawet nieznajomych niechętnie torturował, zazwyczaj robił wszystko, aby jego zadania ograniczały się do pilnowania, śledzenia i przekazywania informacji. Żadnych tortur, morderstw czy gwałtów. Szczególnie tych ostatnich. Bo może i krzywdził uczuciowo niektóre kobiety, może je wykorzystywał, ale przenigdy nie dotknął ich wbrew ich woli. Cóż, matka tak go wychowała, a rodzicielka była dla niego wręcz osobą świętą. Często się zastanawiał jak taka dobra kobieta mogła wyjść za takiego mężczyznę, jak jego ojciec. Jak mogła go pokochać i spłodzić aż trójkę dzieci. Cóż, widocznie miłość nie zna żadnych granic. Całe szczęście, że matka była czarownicą czystej krwi, przynajmniej nie było żadnego skandalu. I rzecz jasna w jego rodzinie mieli nadzieję, że nigdy do tego nie dojdzie, czyli, że i on znajdzie sobie odpowiednią żonę. Jednak według niego było na to za wcześnie. Poza tym, nie wyobrażał sobie siebie w związku. O wiele bardziej wolał krótkie, niezobowiązujące romanse. Mimo wszystko, w głębi duszy czuł, że czegoś mu brakuje.
    Słuchał jej jednym uchem, a słowa, które do niego docierały były tylko pojedynczymi, pozbawionymi sensu słowami, chociaż w końcu udało mi się te kilka wyrazów złączyć w sensowną całość. Nic go jednak to nie obchodziło. Cały czas wpatrywał się uparcie w dziewczynę, choć ona starała się patrzeć wszędzie, tylko nie na niego. Miał nadzieję, że tym sposobem czegoś się domyśli, o co jej chodzi, ale niestety nic z tego nie wyszło. Dlatego musiał ją zapytać. Mimo, iż wiedział, że mu nie odpowie. Nie od razu. I na pewno nie wprost, a wszystko co z siebie wyrzuci to będą niedomówienia. Takie były kobiety. Jakby myślały, że facet sam zorientuje się o co chodzi. A przecież żaden z nich nie czytał w myślach, na Boga!
    Wstała. Niedobry znak. Szybko poderwał się ze swojego miejsca, nie mówiąc ani słowa na temat tego, co mu powiedziała. Nie skomentował tego, jakby w ogóle jej nie słuchał. Dla niego nie miało to teraz znaczenia. Zapiął tylko guziki swojego płaszcza, które w między czasie wcześniej odpiął i podszedł do dziewczyny, stając obok niej.
    - Odprowadzę cię. Dawno nie mieliśmy okazji do porozmawiania. A niewątpliwie mamy o czym rozmawiać - powiedział, a jego szare oczy stały się nieco ciemniejsze. Nie zamierzał odpuścić. Nie zamierzał pozwolić jej uciec. Znowu.

    Mathias

    OdpowiedzUsuń