piątek, 18 stycznia 2013

stay gone, stay clean

SAVANNAH E. ROWAN
ravenclaw, VII / 26 IV 1960 r. / lemur / niezidentyfikowane


Ujawniłaś się. Spokojne spojrzenie, choć skrywające tysiące tajemnic sprawia, że nie wiesz, co staje się powodem twoich myśli, co je zaśmieca, a co oczyszcza. Nie odpowiesz wprost, nie wyjawisz uczuć, ponieważ wolisz to skrywać w sobie, nawet jeśli nie jest to dla ciebie najlepsze. Zawsze zdawałaś się być zajętą czymś innym, sięgającą  najbardziej oddalonych od ciebie myśli.
Potrafiłaś zignorować Thomasa, starszego brata. Tylko dlatego, że głupota jego wypowiedzi sprawiała, iż ręce zaczynały cię świerzbić, jednakowoż nie chciałaś oddać się tej huśtawce emocji, która zniszczyłaby twoją własną harmonię. Tę, którą cały czas pielęgnujesz i starasz się utrzymać na równi, żeby jakiekolwiek zawahanie nie zniszczyło tego. Czy kiedykolwiek zastanawiałaś się, co powoduje, żeś tak wyciszona? Czyżbyś potrafiła określić to, jak wszystko wokół ciebie się zmienia? Być może już oślepłaś na świat, który cię otacza lub starasz się nie rozglądać w obawie przed niewyjaśnionym. I – choć próbujesz się pokazać z tej silniejszej strony – coś zawsze cię zatrzymuje i nie pozwala na więcej. Nie wiesz dlaczego. Nie wiesz, co to wszystko powoduje, a przez to się gubisz. Co rusz.
Butelka otaczająca twoje źrenice sprawia, że ktoś odczuwa spokój, a ktoś jest rozdrażniony. Płomień osłaniający często twoje blade policzki na swój sposób cię wyróżnia, choć wcale tego nie chcesz.
Byłaś i jesteś.
Mówisz tylko, że jesteś kimś – stworzeniem, osobą, dziewczyną. Nie zdradzasz za wiele, choć gesty robią to za ciebie ze swoją śmiałością. Oddychasz ciężko, jakbyś znalazła się pod hektolitrami wody, a ciało odmawia ratunku. Toniesz pomimo niechęci względem tego. Wtedy tracisz rezon, stajesz się chaotyczną jednostką, która otumania twoją osobę. Ona zaś  nie sprzeciwia się temu; wręcz z rozkoszą poddaje się wszystkiemu, byś na moment nie odczuwała niczego, absolutnie.
Masz wrażenie, że umierasz, choć tak naprawdę budzisz się. Próbujesz dojść do miejsca bliżej niewskazanego, by ostatecznie odczuć ulgę. Umierasz i rodzisz się na nowo, ale nie wiesz dlaczego. Boisz się odpowiedzi, a zarazem chcesz ją poznać, bo musisz.
Stajesz się sprzecznością.
Jesteś oksymoronem.


═══════════════════════════════════════════════════
powiązania dziwne (ale obopólne dojście!), wątki popaprane, z filozofią, dosyć długie; zdarza się ominąć, pominąć, olać złośliwie, ale później się wybaczy, prawda? w końcu jakoś trzeba żyć w zgodzie!
═══════════════════════════════════════════════════

21 komentarzy:

  1. [Witam się ;) bardzo ładna buźka i myślę nad jakimś wąteczkiem. Co ty na to?]

    Emmeline

    OdpowiedzUsuń
  2. [YAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAY <3]

    Mathias

    OdpowiedzUsuń
  3. [Myśl mnie nad powiązaniem]

    OdpowiedzUsuń
  4. Odznaka prefekta była symbolem władzy, czuł się wręcz jak król krainy zwanej korytarzem siódmego piętra. I pozostałych. I lochów. Kuchnia także była dobrym miejscem, kiedy kubek świecił pustkami a Lunatyk potrzebował herbaty. Bo on kochał herbatę, uspokajała bardziej niż cokolwiek innego. Dlatego po każdej pełni, kiedy ręce przestały się trząść, a twarz została dokładnie zbadana pod kątem blizn i zadrapań, pierwsze co robił to parzył wielki kubek gorącej, zawsze pomocnej herbaty. To w sumie głupie i jego ojciec pewnie miałby już komentarz dla tego dziwnego uzależnienia syna, ale każdy ma swoje dziwactwa i koniec.
    Noc była dosyć spokojna, kiedy szedł powoli prawą stroną korytarza, wsłuchując się w stukanie własnych butów. Czasem zastanawiał się jakim cudem chodzi jak słoń, kiedy jego nogi wyglądają jak zapałki. Jak takie dwie byle jakie kończyny mogą robić taki hałas, choć ich właściciel stara się jak może, by poruszać się bezszelestnie?! Westchnął po raz setny tego dnia, zupełnie odruchowo, ściskając mocniej kubek, kiedy w ciemności skręcił za róg.
    Patrolowanie korytarza w samotności miało swoje zalety. Jego towarzysz, drugi nocny stróż prawa, musiał być aktualnie gdzieś na dole i łapać tych okropnych nocnych spacerowiczów. Remus odganiał wszystkich swoim głośnym krokiem, czasem miał ochotę zdjąć buty i biegać na boso. Zniechęcało go do tego pomysłu tylko zimno idące od podłogi i zarażające chłodem stopy a potem całe ciało. Syberia. Westchnął po raz kolejny, wyglądając na chwilę przez okno, by jakby odruchowo skontrolować błonia, choć nie miał lornetek w oczach. Ale może jakiś wilkołak właśnie sobie hasa tam na zewnątrz. Ha ha ha. Jakim cudem potrafił jeszcze wymyślać takie suche żarty? Za Luniakiem nie nadążysz.
    I gdyby chociaż trzasnął piorun albo może stado pierwszaków wybiegło na korytarz i mógłby im wszystkim wlepić szlaban... Moment, to efekt niewyspania czy właśnie westchnął (jakiż on przewidywalny!) i wyobraził sobie taką sytuację? Dobrze, że nie zaczął się uśmiechać. Tak... tak diabelsko. Diabelsko krzywymi zębami.
    Odwrócił się do tyłu i zapalił różdżkę, by oświetlić sobie drogę powrotną. W sumie to nie miało sensu, bo znał drogę na pamięć, ale jakoś światło przywracało mu porządek w myślach i znów był normalnym, nieco zmęczonym Remusem. I przedstawiał się nieco anemicznie w tym jasnym świetle, popijając co chwila herbatę. Gdyby siebie widział to by się pewnie przestraszył. Jak zwykle.

    OdpowiedzUsuń
  5. [A niby czemu? ;c I JA CHCĘ WĄTEK! Tylko pozostawiamy takie powiązania, jakie były z Emilką? A jeżeli tak, na jakim etapie mają być? :D]

    Mathias

    OdpowiedzUsuń
  6. Rzadko kiedy Mathias wychodził ze swojego mieszkania w dzień. Był raczej stworzeniem nocnym i to po zachodzie słońca pojawiał się na uliczkach Hogsmeade, aby czegoś się napić, dowiedzieć się kilku ciekawych informacji czy chociażby odwiedzić Hogwart, gdy wszyscy śpią i go nie zauważą. Lubił ciszę i spokój. Może właśnie dlatego wychodził w nocy, kiedy Hogsmeade, okolice, jak i Hogwart były pogrążone we śnie. Nikt mu się nie narzucał, nikt nie zadawał głupich pytań, nikt go nie zatrzymywał. Nie musiał się bać, że jego cenny czas zostanie obdarty z kilka ważnych minut, bo ktoś postanowi wdać się z nim w pogawędkę. Owszem, czasami potrzebował rozmowy, bo i on wszakże człowiekiem był i chciał mieć jakiś kontakt z innymi ludźmi. Zazwyczaj jednak trzymał się na uboczu. Zresztą, kto chciałby rozmawiać ze złym do szpiku kości czarodziejem, który zabija niewinnych ludzi? Tak, właśnie tak był postrzegany, bowiem na jego ramieniu widniał mroczny znak. A mówiąc szczerze, wcale nie był taki zły. Miły potrafił być, pożartować też umiał, zakochać się również mógł. Z tym, że na razie nie chciał nikogo mieć. Nie chciał żadnej kobiety wplątać w to całe bagno ze śmierciożercami. Dla niego były zbyt niewinne i delikatne. Oczywiście, nie wszystkie. Taka Bellatriks, na przykład, w stu procentach nie była bezbronną i wrażliwą osobą płci pięknej. A mimo wszystko, Mathias właśnie takiej szukał. Szukał kogoś, kim mógłby się zaopiekować, ot co. Zacznijmy jednak od tego, że każda taka delikatna dziewuszka, zapewne uciekłaby od niego z krzykiem. Chociaż ostatnio nastała dziwna moda i zamiast wybrać spokojnego, ułożonego mężczyznę, kobiety wolą tych złych i nieokrzesanych. Cóż, w takim razie miał dużą szansę.
    Niestety, czasami był zmuszony do tego, by wyjść na zewnątrz, gdy słońce było wysoko na niebie. Tak było i dnia dzisiejszego, bowiem już od kilku dni poszukiwał pewnej książki, a księgarnia była otwarta tylko za dnia. Całe szczęście, że owy sklep był zazwyczaj pusty, nie musiał więc znosić towarzystwa uczniów z Hogwartu, którzy wpadli dzisiaj do Hogsmeade w odwiedziny. Oczywiście, tak dobrze nie było, bowiem okazało się, że jednak ktoś postanowił odwiedzić księgarnie. I nawet nie wiecie, jakie było jego zdumienie, gdy tą osobą okazała się być Savannah. Wiedział, a raczej domyślał się, że wciąż jest na niego zła. On jednak wciąż do końca nie wiedział dlaczego. No cóż, kobiety potrafią być naprawdę skomplikowane. Ale on nie był. Dlatego bez wahania podszedł do dziewczyny, stając tuż obok niej z wysoko uniesionymi brwiami do góry.
    - Unikasz mnie - mruknął w pewnej chwili, wpatrując się w nią uparcie. Nie patrzyła na niego. Jakby w ogóle go tutaj nie było. I pewnie chciała, aby tak było, ale niestety, on tu był i nie zamierzał odejść dopóki kilku spraw sobie nie wyjaśnią. Bo on nie lubił niewyjaśnionych spraw.

    Mathias

    OdpowiedzUsuń
  7. Och, jaką zawsze miał nadzieję, że będzie spokojnie. Lub też zupełnie na odwrót, rozpęta się trzecia wojna światowa, zaczną błyskać światła, strzelaniny i wybuchy. Trochę to skrajne, ale chyba już kiedyś wspomniałam, że za Lupinem się nadążyć nie da. Nigdy nie mogło być pośrodku, chyba nawet nie chciał ciszy zmieszanej z hałasem. Nie wiedział czy tak w ogóle można, w każdym bądź razie brzmiało to dziwnie.
    Oświetlając korytarz szło się bezpieczniej, bo gdyby ktoś zapragnął wypuścić całą bandę żab, to chociaż mógłby je omijać szerokim łukiem albo nie wdepnąć w niespodzianko-pułapkę zastawioną przez jakiegoś dowcipnisia. Niektórzy próbowali dorównać Huncwotom, ale wychodziło im to tak bardzo, że aż wcale. I tak, on mógł krytykować tych wszystkich amatorów, bo do tej sławnej bandy należał, nikt właściwie nie wiedział dlaczego. Ale mniejsza z tym. Kartę członkowską miał, więc mógł wszystko. Niczym pan i władca, o! Gdyby on chociaż tak się czuł.
    O mało nie rozwrzeszczał się jak małe dziecko. Ale podskoczył, natychmiast i przycisnął do siebie różdżkę, uprzednio wyplątując ją dość gwałtownie z jej swetra. Teraz jego twarz przedstawiała się jeszcze gorzej, gdy oświetlał ją od dołu i wytrzeszczał oczy na stojącą przed nim Savannah. Serce to chyba chciało przejść przed gardło i wyskoczyć na zewnątrz, by zwiać z dala od tego korytarza, gdzie rozgrywała się właśnie ta upiorna scena.
    Całość, choć trwała dla Lunatyka wieczność, skończyła się po kilku sekundach, kiedy oddech uspokoił się a promień różdżki skierował na dziewczynę tak, by nie razić jej światłem po oczach. Mógł się tego spodziewać. Dawno się przecież nie widzieli, prawda? Na jego dyżurze kiedyś musiała się zjawić. I powinna się cieszyć, że nie trafiła na drugiego prefekta, który z niemałą radością wlepiłby jej szlaban do końca roku. W końcu to Ślizgon.
    - Dnie są zbyt nudne na spacery, prawda? - spytał, choć odpowiedź była oczywista. Zatruwanie życia stróżom prawda przedstawiało się ciekawej niż przechadzanie się korytarzami, gdy kręci się tam pełno uczniów, biegających w te i z powrotem, zupełnie bez sensu. I choć mogło się wydawać, że jest zły, to nie był. Przecież Rowan należała do tego ciasnego grona dziewczyn, które go w żaden sposób nie irytowały. A to już jest cud.

    Lupin

    OdpowiedzUsuń
  8. Mimo pozorów, Mathias był człowiekiem, który również lubi czytać. Niestety, ostatnio nie miał czasu nawet i na to. W nocy spełniał zachcianki swojego pana, albo wałęsał się po Hogsmeade i okolicach, jednocześnie pilnując porządku, w dzień zaś odsypiał te wszystkie godziny. Na szczęście zdarzały się takie chwile, że znalazł kilka minut wolnego czasu i mógł siąść w fotelu i sięgnąć po jakąś książkę, aby przeczytać kilka stron, zanim znowu będzie musiał coś zrobić. Najczęściej jednak książki czytał w nocy. Zakradał się do biblioteki Hogwartu i tam spędzał niekiedy kilka godzin, starając się być jak najciszej, aby nikt go tam nie przyłapał. Bo gdyby ktoś go zobaczył i doniósł dyrektorowi, naprawdę miałby sporo kłopotów. Szczególnie, gdyby dowiedziano się, że ma na ramieniu Mroczny Znak. Jak nic wylądowałby wtedy w Azkabanie, a nie miał zamiary zostać tam zamknięty. Był za młody, za ambitny. Ot, nie chciał marnować życia, choć teoretycznie właśnie to robił. Bo czy nie marnował swych cennych lat, udając wiernego pieska Czarnego Pana? A robił to nie dlatego, że tego pragnął. Robił to, aby chronić swoją rodzinę, swoich najbliższych. Oni o tym jednak nie wiedzieli. Nikt nie wiedział, a on nie zamierzał się z tym nikim dzielić. Bo i po co? Narobiłby sobie wtedy problemów, a Mathias problemów nie lubił.
    Księgarnia... W księgarni pokazywał się naprawdę rzadko, bowiem nie widział sensu w kupowaniu książek. Bo i po co, skoro przeczyta książkę raz, a później odłoży na bok i więcej do niej nie wróci? No, chyba, że byłaby to książka z czarami, bo do takiej można wracać dość często, aby nauczyć się czegoś nowego. I właśnie po takie książki Mathias wstępował do księgarni. Nie zawsze jednak znalazł to, czego szukał, więc wychodził z pustymi rękami i deportował się do kolejnej, licząc, że tam spotka go szczęście. W tej chwili jednak zupełnie zapomniał po co tutaj przyszedł. Może przywiodła go tu tylko intuicja? Może czuł, że coś się wydarzy? A jeżeli tak było, nie mylił się, bowiem spotkanie z Savannah niewątpliwie można zaliczyć do tych ciekawszych. Szczególnie w ostatnim czasie. Niestety, nie tylko były one ciekawsze, ale i bardziej frustrujące, gdyż coraz mniej rozumiał tok rozumowania dziewczyny.
    - Och, a czemuś to, moja droga? Myślałem, że nasze ostatnie spotkanie... Cóż, bardzo ci się podobało - mruknął, a na jego ustach pojawił się ten przebiegły uśmiech. Jednocześnie oparł się ramieniem o regał z książkami, wciąż wpatrując się intensywnie w dziewczynę, jakby samym spojrzeniem zmusił ją do mówienia. Niestety, mimo iż był czarodziejem, takich mocy nie posiadał. A nie chciał na środku księgarni rzucać na nią jakiegokolwiek zaklęcia. W ogóle nie chciał na nią nic rzucać, bo wiedział, że wtedy by mu nie wybaczyła. A mimo wszystko, nie chciał, żeby była na niego zła.

    Mathias

    OdpowiedzUsuń
  9. Och, biedny Luniak znał Ślizgonów aż za dobrze pod tym względem. Bezmózgie istoty z kieszeniami pełnymi kasy (i idiotycznych akcesoriów do uprzykrzania ludziom życia), których celem życiowym jest wybicie wszystkich Gryfonów. Byli chyba jedynymi osobami na kuli ziemskiej, irytującymi Remusa bardziej od pierwszaków latających po ciszy nocnej w tę i z powrotem korytarzem siódmego piętra. Jakby robili mu to specjalnie, mieli przez to lepszy sen. Wzdrygał się na samą myśl.
    Bycie Huncwotem wręcz zmuszało go do nienawidzenia uczniów Domu Węża, ale nie miał z tym zbytnich problemów, bo nie darzenie ich sympatią było aż za proste. Prefekci byli oschłymi i nieczułymi snobami, których samoocena wychodziła poza skalę i takiego Luniaka traktowali z góry, czasem słyszał jak prychają za jego plecami, ale zamiast wszczynać wojnę (to śmieszne, on mało kiedy głos podnosił) zaciskał tylko pięści i jak najszybciej się oddalał. Mógłby rzecz jasna wspomnieć Remusowi czy Jamesowi o tym, że za bardzo to on ich nie lubi, ale po co mu kolejni wrogowie, kiedy już ci rozpoczną misję mszczenia się za lupinowe krzywdy.
    Dobrze, że jego nie zabierali na takie przyjęcia, bo nawet nie byli rodem czystej krwi (jeszcze coś by się stało jego mugolskiej matce, gdyby się zjawili na takim balu, brr) a żony to zapewne nie będzie miał, kto zechce takiego wilkołaka. Może i się nad sobą użalał, ale naprawdę, nie sądził, by jakaś kobieta chciała wyjść za kąsającego raz w miesiącu mężczyznę. Chyba tylko wariatka.
    Przyzwyczaił się do jej braku reakcji. Podczas gdy on bliski zawału zbierał się do kupy, ona przedstawiała swój brak emocji, miał nawet wrażenie, że trochę się niecierpliwiła, coś w stylu 'Lupin, poważnie, boisz się dziewczyny w ciemnym korytarzu'. I zrobiło mu się rzecz jasna głupio, ale nie dał tego po sobie za bardzo poznać. Chyba. Czasem nie panował nad emocjami, ale to wina jego przypadłości, która odebrała chłopakowi święty spokój już dawno.
    - Nie boję się ciebie - stwierdził, przy czym wyrwało mu się prychnięcie, jakby chciał teraz się o to z nią sprzeczać. Nie spodobał mu się ten ton, choć był normalny w jej przypadku. Dopiero po chwili ochłonął i jego głos a także myśli znów były spokojne, jak zwykle.
    - Czy ja wyglądam na kogoś kto wymyśla te kawały? - Pytania retoryczne były chyba irytujące, ale w jego przypadku na porządku dziennym. Posłał jej spojrzenie, które w sumie nieodgadnione było, bo nie wiadomo czy smutne czy kryło się tam jakieś pytanie. W każdym bądź razie był wdzięczny, że poprawiła mu kołnierz, bo pewnie zaraz sam by to zrobił, a nienawidził tego nawyku pedanta.
    - Gdybym cię nie znał, to bym stwierdził, że coś się stało, jak zwykle masz deszczową chmurę nad głową, jak zwykle coś nie tak. Pytanie tylko czy to co zawsze, czy doszło coś nowego.
    Taki niewinny, bo głos naprawdę miał niewinny, wstęp do użalania się nad nią i jej nieszczęściem. O, teraz to dopiero będzie irytujący. I zmęczony naraz, to dwa razy mocniej.

    OdpowiedzUsuń
  10. [Wszyscy tylko o tym uśmiechu. Jest fałszywy. Sztuczny jak i jego posiadacz.]

    Nick

    OdpowiedzUsuń
  11. [rus? jak SeveRUS? A nie, to Russell pewnie. Wybacz. Także co, ciśniemy wątek, czy to bardziej na siłę by nam wyszło?]

    Nick

    OdpowiedzUsuń
  12. [Głupie pytanie, pewnie wątek z Russellem jeszcze bardziej by nie wyszedł,w końcu chłopsko-chłopskie lub babsko-babskie nie cieszą się dobrą sławą. Call me jak nadejdzie ochota na pokochanie/polubienie/znienawidzenie/jakąkolwiek interakcję Savci z Nickiem.]

    Nick

    OdpowiedzUsuń
  13. Ludzie mogli mówić co chcieli, Remus zawsze miał o sobie jak najgorsze zdanie. Wył co miesiąc do księżyca, prefekt był z niego marny (regulamin szanował jak własną matkę, ale jeśli chodziło o ganianie uczniów w tę i w z powrotem - tu już mu szło gorzej, czasem nie potrafił być do końca tak surowy, jak chciał) i generalnie sam z sobą Luniak by się zaprzyjaźnić nie chciał. Jego twarz szpeciło kilka większych lub mniejszych blizn, przecież niektórzy od razu oceniają, że jest skłonny do bójek albo robi to specjalnie! I nikt nie wie, że to przez jego przypadłość, a gdyby się dowiedzieli to oceniali by go jeszcze gorzej i totalnie zamknąłby się w sobie, że nikt by już go nie otworzył.
    I weź tu takiego zrozum, prędzej się załamiesz nad jego niską samooceną i skłonnością do przesady a on ci przytaknie irytującymi słowami 'A widzisz, mówiłem'! Najlepiej trzymać się z daleka.
    Parsknął, jakby śmiechem, ale to było bardziej prychnięcie dezaprobaty. Nie brał w tym udziału, przynajmniej nie czynnie, a jeśli już angażował się mocniej, to miał swoje ważne powody. Zapewne. Bo u niego to nigdy nie wiadomo. Ale może i miała troszeczkę racji, tak z drugiej strony. Nigdy im nie wlepił szlabanu ani nie starał powstrzymywać przed zrobieniem czegoś głupiego, a to chyba należało zrobić. Ale mniejsza z tym, oficjalna wersja była taka, że on nie brał udziału w tych czasem trochę żałosnych, huncwockich kawałach.
    - Zawsze masz grobową minę, więc wnioskuję, że coś musi się dziać. Teraz także taką masz, ale nie wiem czy dzieje się to co zawsze, czy doszło coś nowego - odparł, poprawiając ten kołnierz po swojemu, dodatkowo wygładzając sweter i poprawiając lśniąca odznakę prefekta na piersi. Teraz było idealnie i mógł skupić się na rozmowie.
    Ruszył za nią, oświecając sobie drogą różdżką i zerkał na Savannah co chwila, próbując skonstruować w myślach zdanie, które będzie poprawne i dziewczyny nie urazi. Ale sam nie wiedział, co chce powiedzieć, więc milczał.
    - Nie wmówisz mi, że wszystko jest w porządku, najlepszym, idealnie, lepiej być nie może - powiedział w końcu cicho i odwrócił wzrok w drugą stronę, niby to uważnie badając obrazy powieszone na ścianie.

    OdpowiedzUsuń
  14. [Ja się zakochałam w imieniu, bo:
    BOSHEJANIEMOGEZAWIJAMKIECEILECE, jak ja kocham to imię no <3
    Wiem, właśnie pokazałam zajebisty poziom intelektualny.]

    Lew

    OdpowiedzUsuń
  15. [dzień dobry ^^. tym razem nam się uda, co?]

    Glizdusiobentley

    OdpowiedzUsuń
  16. [Nienawiść jest be, nie lubię nienawiści, bardzo nie lubię. Zwykle największe rokowania mają wątki z przyjaźnią i innymi pozytywnymi uczuciami, bo najtrudniej je urwać, jakby nie patrzeć, więc ja proponuję iść w tym kierunku.
    Albo możemy iść od nienawiści z dawnych lat do rozejmu obecnie, o.]

    Lew

    OdpowiedzUsuń
  17. [Idziemy na całość, dobra przyjaźń, z czasem coś innego, z jednego domu są, niech coś od życia mają, nie?
    Chciałoby ci się zacząć? Bo ja chwilowo niezbyt do użytku.]

    Lew

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie czytał tylko ksiąg z zaklęciami. Czytał też o ziołach, o astronomii i historii magi. I to wcale nie dlatego, aby podlizać się Czarnemu Panu i móc lepiej torturować. Mathias był po prostu ambitnym człowiekiem i od dziecka chciał wiedzieć wszystko. A mimo to, w szkole nigdy nie uchodził za kujona. Może dlatego, że nie był grzeczny. Owszem, miał dobre oceny, ale niemal codziennie łamał regulamin, upijał się na imprezach, jeżeli były jakieś organizowane i często opuszczał lekcje. Właśnie dzięki temu większość zapamiętała go jako tego, który wiecznie rozrabia, a nie ma najlepsze oceny. Dobrze, może najlepszych nie miał, bo nie siedział godzinami w książkach, ale mimo to miał całkiem wysokie wyniki w nauce. Teraz jednak miał nieco więcej czasu, toteż mógł częściej spędzać czas z książką w ręku, przy czym nikt tego nie widział i to było mu na rękę. Szczególnie, gdy tą książką była jakaś powieść, od których mężczyzna raczej trzyma się z daleka. Jeszcze stałby się pośmiewiskiem innych. Chociaż nie byłoby im tak wesoło, gdyby dowiedzieli się kim Mathias naprawdę jest. Oni jednak nie wiedzieli i nie mogli się dowiedzieć, bowiem byłby to dla niego koniec. Jak nic wylądowałby w Azkabanie, albo mieszkańcy sami postanowiliby wymierzyć sprawiedliwość i nie wiadomo co by wymyślili.
    Powiedzmy sobie szczerze, większość czarodziejów korzystała z dobrodziejstw mugoli. Nawet jeżeli byli z tych, dla których czystość krwi jest najważniejsza. Chociażby meble, które stały we wszystkich domach czy inne wyposażenia domów. Owszem, zapewne istnieli czarodzieje, którzy zajmowali się stolarką, ale wątpliwe było to, że jest ich nie wiadomo jak dużo. Po prostu nie wszystko dawało się stworzyć czarami. Istnieli jednak tacy, którzy na siłę starali się zrobić wszystko, aby nie mieć kontaktu z niczym, co dotykał mugol. Mathias jednak miał to w szerokim poważaniu. Wszakże nawet w jego mieszkaniu większość była zrobiona przez zwykłych ludzi. Zafundował nawet w radio, które nadawało mugolską muzykę oraz telewizor, coby się nie nudzić, gdy już naprawdę nie będzie miał co robić. Chociaż zazwyczaj na nudę nie narzekał, toteż z tego cudu techniki korzystał naprawdę rzadko. Czasami nawet odwiedzał mugolskie bary, gdy miał ochotę na zwykłą wódkę, której w czarodziejskich barach zazwyczaj nie serwowali. Tylko ognista whisky, piwo kremowe i miód pitny, ewentualnie jakieś tanie i niedobre wino.
    Cóż, Savannah mogłaby ich spotkanie nazwać pechem, a on darem od losu, bowiem już od dawna starał się ją złapać. Chciał porozmawiać, wyjaśnić wszystko, na spokojnie jej wytłumaczyć. Ale nie, ona była uparta jak osioł i nie chciała go nawet na oczy widzieć. Mathias jednak tego do siebie nie dopuszczał, musiał postawić na swoim. I żeby to zrobić, miał zamiar wykorzystać wszystkie asy, które miał w rękawie. A kiedy zauważył jak zawahała się na jego wspomnienie o ich ostatnim wspólnym spotkaniu, uśmiechnął się pod nosem z zadowoleniem. Podobało jej się to. Był tego pewien, nawet jeżeli będzie zaprzeczać. Wszakże, gdyby jej się nie podobało, nie pozwoliłaby mu na to, prawda? Wyśmiałaby go i wyszła. A tego nie zrobiła, był więc to jakiś znak.
    - Auć - mruknął z nutką ironii, cały czas wpatrując się w twarzyczkę dziewczyny, która zeszła w końcu z drabiny, by po chwili go wyminąć. On jednak nie zamierzał odpuścić. O nie, tak łatwo się go nie pozbędzie. Mogła go odrzucić wtedy, kiedy miała taką możliwość, czyli na balu. Teraz jednak było za późno. A on był zły, więc raczej nic dobrego z tego wszystkiego nie wyniknie. I Savannah mogła się tego domyślić, gdy złapał ją za rękę i może nieco zbyt brutalnie przyciągnął do siebie.
    - Tym razem tego nie zrobisz. Nie uciekniesz tak, jak na balu, rozumiesz? Porozmawiamy i zostaniesz, dopóki wszystkiego nie wyjaśnimy - mruknął cicho, aby tylko dziewczyna mogła go usłyszeć, a jego oczy ciskały błyskawice.

    Mathias

    OdpowiedzUsuń
  19. Noc to była nos. Tak po prostu. Lew nigdy nie miał w zwyczaju roztrząsać na części pierwsze tak prozaicznych i zwyczajnych rzeczy, bo nie widział w tym żadnego sensu, ale jeśli ktoś miał taką potrzebę to czemu nie, można by się zastanowić nad sensem życia, sensem tego, że po dniu następuje noc (jakby ciągle nie mogło być jasno, nie?) albo że po nocy następuje dzień (zupełnie jakby ciągle nie mogło być ciemno, co to komu szkodzi). Nie widział w tej porze nic specjalnego - ot, ciemno wszędzie, głucho wszędzie, ale jakoś nie interesowało go zbytnio co to będzie.
    Podczas wakacji noce traktował jako jedyną porę, kiedy mógł choćby spróbować wymknąć się z domu i zobaczyć z kimś znajomym, bo ojciec nie mógł się dowiedzieć, więc najlepiej było wybrać porę, w której jego czujność była - dosłownie i w przenośni - uśpiona. Rygor, jaki ojciec nałożył na wszystkich domowników, obejmował całkowity i nieodwołalny zakaz choćby powiedzenia "dzień dobry" sąsiadce z naprzeciwka, która była mugolką. Iwan Aristow nie cierpiał mugoli, nienawidził ich całym swoim już dawno skamieniałym sercem i tego samego wymagał od swoich dzieci, które nie omieszkały się zbuntować. Kara za bunt była bardzo, bardzo dotkliwa, a trzeba przyznać, że Iwan wiedział, gdzie uderzyć, żeby bolało jak najdłużej i jak najbardziej. Użycie magii również było niezłym dodatkiem w wymierzaniu odpowiedniej do wagi przewinienia kary.
    Lew nie miał choćby najmniejszych problemów ze snem. Nie było to oczywiście tak, że najchętniej przespałby kawałek życia i obudził się w dogodnym momencie, ale wielogodzinne przewracanie się z boku na bok nie stanowiło dla niego problemu. Tak więc problem pojawiał się, kiedy nie dość, że skupiały się na nim obowiązki kapitana drużyny quidditcha, to jeszcze udało mu się złapać dwa szlabany, a do tego doszła masa nauki, której nie wcale nie ubywało, żeby nie wiadomo do której godziny siedział i skrobał piórem po pergaminie lub przewracał kolejne kartki w opasłych tomiszczach. A w takich chwilach jak ta - kiedy najzwyczajniej w świecie położył się na kanapie, coby mu było wygodniej i planował ostro uczyć się do późnej godziny - naprawdę zaczynał się poważnie zastanawiać, co też sobie myślał, decydując się na kontynuację astronomii, starożytnych run i numerologii. Potem przypominał sobie, że zachciało mu się raz zostać łamaczem klątw i stąd wzięły się wszystkie te dziwnie brzmiące nazwy przedmiotów. Głupi był i tyle, a teraz nie potrafił tego wszystkiego za jednym zamachem ogarnąć.
    Owszem, miał się uczyć, ale też kiedy już mu się przysnęło, to byłby bardzo, ale to bardzo wdzięczny, gdyby nikt mu nie przeszkadzał. Naprawdę, to nie było miłe uczucie, kiedy człowiek spał sobie w najlepsze aż tu nagle ktoś mu nad uchem zaczynał gadać.
    - Nie denerwuj mnie, kobieto - odburknął tylko, niezdarnie machając na nią ręką, a przy tym nawet nie zdobywając się na otworzenie oczu. Zbyt wielki wysiłek, no.
    Problem w tym, że Lew nie miał nawet najmniejszej ochoty na zmianę pozycji o choćby milimetr. Spać chciał i tyle.

    [Wybacz, że tyle to trwało.]

    Lew

    OdpowiedzUsuń
  20. [Znaczy...podoba się?
    Bo jeśli tak, to zacznę wątek, a jeśli nie, to też zacznę.
    Powiązanie czy idziemy w ciemno?]

    OdpowiedzUsuń