środa, 16 stycznia 2013

God, freedom!

Dziś też przyszła. Patrzył, jak odmierza krokami długość jednego boku. Dwanaście kobiecych, drobnych kroków. Później drugi bok. Dwanaście kobiecych, delikatnych kroków. I zerknięcie przez szyby do środka, choć trudno było przez nie wypatrzyć cokolwiek. Czasami, gdy nie padało i ściany kamieniczki były suche, kobieta stawała na jej rogu i odchylała mocno do tyłu ramiona. Wtedy jej dłonie i ramiona spoczywały na dwóch ścianach. Patrząc na nią, pomyślał o rzeźbach zdobiących stare żaglowce. Piękne kobiety z nagimi piersiami, wolne i odważne. Nigdy nie stała w ten sposób zbyt długo, a gdy jej się to zdarzyło, zawstydzona opuszczała wzrok.

A m e l i a   H a r t
 ...jesteś taka sama.

Kiedy Anna skończyła dwadzieścia lat, zawołała swoją matkę i oznajmiła, iż wyrusza do Bristolu w poszukiwaniu męża. Prawda była taka, iż po prostu chciała dać sobie trochę w żyłę, niemal za darmo, jedynie pokazując piersi. Rodzicielka jej, zacisnąwszy mocno pięści, pokiwała głową, nie patrząc córce w oczy. Później dopiero jej ciężki głos odbijał się od ścian i spływał rurami ogrzewania centralnego aż na parter, gdzie domownicy wsłuchiwali się w staromodne przekleństwa. Uparta Anna jednak i tak opuściła rodzinną wioskę, udając się do miasta, gdzie, jak planowała, ostro się zabawiła. Raz zdarzyło jej się zasnąć na ulicy, po czym pojawił się książę na białym rumaku i przygarnął pod swój dach. Nie wiadomo jak, nie wiadomo skąd, na świecie pojawiła się Amelia. Życie jak z bajki, rzec by można. Zakochane, młode małżeństwo wydaje na świat potomstwo, pieniądze mają, w nałogi nie popadli, wszystko tak, jak trzeba. Do czasu jednak, bo przecież nic bajką nie jest. Umiera matula, a zrozpaczony książę na białym rumaku (czytaj ojciec Amelii) stwierdza, iż sam córki nie wychowa, więc oddaje ją pod opiekę własnych rodziców. I tak to sobie Amelka, nie świadoma zupełnie, co się w okół niej dzieje, żyła. A życie przecież takie piękne, że nie sposób z niego nie korzystać!
Przypatrz się dokładnie. Tam w oddali. Idzie. Powoli zbliża się do Ciebie, wykrzywiając usta w uroczym uśmiechu, wyciąga ku Tobie drobne dłonie o chudziutkich, bladych palcach. Delikatnie je łapiesz bojąc się, że zaraz złamiesz którąś z kości. Wygląda jak porcelanowa laleczka o zwyczajnych proporcjach, idealnie gładkiej skórze, z kilkoma małymi piegami dorysowanymi na twarzyczce. Ma błękitne oczy z przepiórczymi kropkami na tęczówce. Kosmyki jasnych włosów tańczą dookoła buzi. Nie jest wybitnie piękna, jest zwyczajnie interesująca, o ile ktokolwiek jest w stanie zainteresować się osóbką tak naturalną, bez grama makijażu, nie podkreślającą swoich kobiecych krągłości, jedynie zgrabne nogi. Nie sympatyzuje z wydekoltowanymi bluzeczkami do połowy brzucha. Zwykle ubrana jest w coś za dużego, bezkształtnego. Aż chciałoby się podejść, pocieszyć, przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, że kupi sobie nową czerwoną sukienkę, że w końcu pomaluje sobie usta. Mogłaby, gdyby tylko chciała. Jednak po co jej to? Natury się nie oszuka, jak mawia.

- Kimże jesteś?
- Określać, znaczy ograniczać...

Niepozorna, acz przyjaźnie nastawiona do świata panienka. Uśmiech na jej porcelanowej twarzyczce gości niemal cały czas. W oczach kryje się ciepło i pokłady miłości, nienaruszonej, gdyż panience Hart jeszcze kochać nie przyszło. Amelia jest tym typem, którego się jednoznacznie określić nie da. Wciąż się zmienia, bardziej niżby przystało, wciąż miewa wahania nastrojów i nie wie do końca, czego od ludzi chce. Wie jednak czego chce od życia, wiedzą tą jednak się z nikim nie dzieli. Popadanie ze skrajności w skrajność to dla niej coś normalnego, codziennego. Wbrew pozorom idzie jednak ją zrozumieć. Choć nie da się pojąć do końca. Blondyneczka jest osobą pełną większych i mniejszych tajemnic, które światła dziennego nie ujrzą chyba nigdy. Jest odpowiedzialna i poukładana (nie w głowie, jedynie w działaniach). Nie zwykła przebywać w gronie rozchichotanych przyjaciółek, jest na tyle cicha, by nie zauważono jej w kolorowym tłumie. Nigdy, przenigdy nie będzie zapobiegać o czyjeś zainteresowanie, chyba, że się o to założy. Ach właśnie, cechuje ją także chorobliwa wręcz ambicja, dlatego też, gdyby już zaczęła z kimś rozmawiać, a ten założyłby się, że czegoś nie zrobi - uczyniłaby to zaraz. Rzec by można, iż jest to największa jej wada, choć czasem bywa śmiesznie. Przez takowe zakłady na przykład, w wieku lat czternastu przeżyła swój pierwszy pocałunek, czego do końca nie pamięta, ale wie tyle, iż chłopak przyjemnego oddechu nie miał i nie ma raczej do dziś dzień. Nigdy nie odmawia pomocy, chociaż nie posiada zbyt ożywionego sumienia. Szkoda jej ludzi, poza tym żyje nadzieją, że gdyby ona potrzebowałaby pomocy, ta byłaby jej udzielona. Amelia także nigdy nie myśli o tym, co będzie. Liczy się to co tu i teraz. Jest nieco zdziczałą realistką, jak określił to jeden z tych, który miał okazję ją poznać.  
 
Ravenclaw | VII
27. 10. 1960 | Bristol
Cis | 11,5 cala | Żądło mantykory
Czysta | Lama | Bogina nie widziała



[Cześć! To coś powyżej kiedyś na pewno ulegnie zmianom, tak bardzo nie umiem pisać kart. Przepraszam! Jednak uwielbiam wątki, zwłaszcza te dłuższe i sensowne. Powiązaniami także nie gardzę. Chyba nic więcej dodawać nie muszę... Zapraszam do wącenia!]

6 komentarzy:

  1. [Haha, i jest lama ^^ Witam serdecznie :) Ach, kocham te zdjęcia, już je kiedyś widziałam i się zakochałam *_* Poza tym, zapraszam do wątków.]

    Love/Mathias

    OdpowiedzUsuń
  2. [Hm... A skąd te zdjęcia są? Bo nie pamiętam gdzie ja je widziałam ._. Oj tam, pan Śmierciożerca wcale taki zły to nie jest, ot co. Potrafi być miły, jeżeli chce, szczególnie dla tak uroczych dziewcząt. Dobra, to jakieś pomysły na wątek/powiązanie może masz? :)]

    Mathias

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. [proszę o wątek, ewentualnie powiązanko <3 przyszpaniłam? ;>]

    Emmeline

    OdpowiedzUsuń
  5. Panicza Shelley niektórzy mogliby nazwać szczęściarzem. Miał względnie normalną rodzinę, teoretycznie szczęśliwe dzieciństwo, dach nad głową, ukochanego psiaka. I gdyby nie fakt, że był czarodziejem, który na dodatek służy złu, byłby kolejnym nic nie znaczącym mężczyzną na tej kuli ziemskiej, który nie wyróżnia się z tłumu innych brytyjczyków. Oczywiście, jemu samemu to nie przeszkadzało, a gdzie tam. Mówiąc szczerze, nie miałby nic przeciwko temu, aby wieść spokojne życie mugola, który nie wie kompletnie nic o świecie czarów. Tak byłoby łatwiej, prościej i spokojnej. Bo powiedzmy sobie szczerze, nie został Śmierciożercą dlatego, że pragną tego całym sobą. Może i w pewnym stopniu nie przepadał za mugolami, bo tak został wychowany, może i chciał poczuć się w jakiś sposób ważny, ale śmierciożercą został przede wszystkim po to, aby rodzice byli zadowoleni. I bezpieczni wraz z młodszymi siostrami. Wiedział bowiem, że gdyby nie wstąpił w szeregi Czarnego Pana, ich sytuacja nie byłaby tak kolorowa jak teraz. W każdej chwili mogliby zostać posądzeni o sprzymierzanie się z mugolami i szlamami, a wtedy prosta droga do grobu, ot co.
    Jako śmierciożerca, dość często był zapraszany na jakieś przyjęcia, bale czy spotkania. Zazwyczaj jednak odmawiał i jak ostatni dzikus, zamykał się w swoim mieszkaniu w Hogsmeade lub rodzinne rezydencji, gdzie miał nieco więcej rzeczy do roboty. Bo i większa biblioteczka, a także barek czy chociażby sala muzyczna. Tym razem postanowił jednak przyjąć zaproszenie i pojawić się u znajomego śmierciożercy, który organizował jakieś pomniejsze spotkanie. Nie miał pojęcia co miało ono na celu, nie przejmował się takimi błahymi sprawami. Szczególnie, że już po pięciu minutach miał ochotę czmychnąć stamtąd, gdzie pieprz rośnie. Nigdzie bowiem nie spotkał swoich przyjaciół, z którymi zazwyczaj trzymał się na takich spotkaniach. Nic więc dziwnego, że w pewnym momencie uciekł od tych wszystkich podstarzałych mężczyzn, z którymi nie mógł znaleźć języka. I gdzie zawędrował? Do kuchni, jak się okazało. Wcale nie pustej, o czym przekonał się dopiero wtedy, gdy usłyszał cichy, niepewny głosik. Spojrzał w tamtą stronę i aż otworzył szerzej oczy, gdy jego wzrok spoczął na drobnej, uroczej blondynce, która zupełnie tutaj nie pasowała.
    - Pod warunkiem, że nikt się nie dowie, iż rozpijam nieletnią - powiedział po chwili, a na jego ustach pojawił się lekki uśmiech, gdy wziął ze stołu butelkę whisky i podał ją nieznajomej. Zanim jednak to zrobił, sam nalał sobie trochę alkoholu do czystej szklanki. I on musiał się napić, jeżeli chciał wytrzymać do końca. Chyba, że nie musiał wracać na górę i mógł spędzić tu kilka następnych godzin. Nie wierzył jednak w swoje szczęście i zapewne już niedługo ktoś wparuje do środka w poszukiwaniu jego osoby. Cóż, zdarza się.

    Mathias

    OdpowiedzUsuń
  6. [Długie i sensowne? A no to w sumie pasuje do Severusa. Tylko jestem całkowitym dnem w wymyślaniu. Naprawdę. Kompletnym dnem. Dlatego będę błagać na kolankach i ofiarowywać długie włosy Sev'a za pomysł ^^ Zacznę oczywiście!]
    Snape

    OdpowiedzUsuń