VII, RAVENCLAW, PREFEKT NACZELNY / CZYSTA / 14 V 1959 /
Życie wydaje
się takie, jakby właśnie przemykało między palcami pospiesznie, nie dając
możliwości rozkoszowania się daną chwilą. Chwilą, która jest dla człowieka
czymś doskonałym, cudownym. Umyka ono przy każdym mrugnięciu czy zerknięciu
przez ramię, żeby tylko upewnić się, iż zło czyhające za nami, nie zamierza
chwycić się kurczowo naszych ramion, dodatkowo oferując nam ciężar. A tego mamy
już za dużo. Jednego dnia wypełnieni jesteśmy energią po każdą komórkę, by
następnego wlec się z ubolewaniem przez korytarz zamczyska. Jakoby sprawiało
nam trudność utrzymanie się w pionie, zadarcie czubka nosa do góry tak, że ludzie
od razu rozsuwaliby się niczym Morze Czerwone przed Mojżeszem. Noc zaś bywała
taka sama. Chłodna i kojąca. Zarazem spokojna, ale wzbudzająca strach i
skrywająca niebezpieczeństwo w swoich ciemnościach.
Chwila może
zmienić wiele. Nietakt, ułamek sekundy potrafi obrócić życie do góry nogami.
Niektórzy nie zdają sobie z tego sprawy dopóty, dopóki ktoś nie postanowi ich w
tym uświadomić. Osoba postronna. Taka, która jest dla nas niczym; mijamy się z
nią na co dzień, a właśnie ona jako pierwsza powie nam coś, co od razu przykuje
naszą uwagę, dzięki czemu będziemy rozsądniejsi. Zaś przyjaciel wydaje się być
na ten moment wrogiem. Kimś, kto specjalnie przemilczał naszą zmianę w
zachowaniu, jakby jego pragnieniem był upadek, sięgnięcie dna i utracenie
wszystkiego, co kiedyś należało do nas.
Nagle
dochodzimy do wniosku, że stajemy się kimś, kto jest najtrudniej akceptowany
przez resztę. Tymi, którzy cieszą się, którzy się nie przejmują i zdają się być
takimi, jakby nie mieli niczego do stracenia. Nuż, może nie mamy, może
pozostała nam wątpliwa egzystencja?
Przez tyle
czasu wydawać by się mogło, że jesteś człowiekiem, który w pełni
usatysfakcjonuje ludzkość, lecz coś się przełamuje. A ty… stajesz się kimś, kto
powinien drzemać w tobie od samego początku. Zachowujesz się tak, jakby nie
istniała dla ciebie jakakolwiek norma; jakbyś był cynikiem, trzymającym emocje
na wodzy. Jakbyś był osobą, która nie ma zamiaru przejmować się czyimś losem,
póki nie dostrzeże w nim korzyści dla siebie. Sprawiasz wrażenie na tyle
przejętego czyimś losem, że ludzie nie podchodzą do ciebie, bo i tak wiedzą, że
zrobisz wszystko, byleby komuś nie ulec.
Najlepsze jest
to, że sam nie potrafisz sprecyzować, kim jesteś, jakie masz uczucia i kto jest
dla ciebie najważniejszy. Nie potrafisz odpowiedzieć na najprostsze pytania;
owijasz wszystkich w bawełnę, a oni naiwnie tego wysłuchują. Ty zaś kręcisz z
politowaniem głową, wzdychając w imieniu bezsilności, odczuwając nieprzyjemny
ból po ostatnich doznaniach. Skupiasz się tylko na uspokojeniu się, bo może i
trzymasz te emocje, ale nie oznacza to, że ich nie widać, że nie
odczuwasz. Doskonale wiesz, gdy nerwy
sięgają zenitu, a ty masz zamiar się wydrzeć i zabić. Zbesztać i pozostawić bez
szans na odpowiedź. Gdy już jednak zadecydujesz się pozostać i oczekiwać
reakcji, jakiejkolwiek odpowiedzi, twoje sztormowe tęczówki z przenikliwością
obserwują rozmówcę, zaś w kącikach bladych warg czai się ironiczny uśmiech, gdy
do twoich uszu nadal nie dochodzi żaden odgłos, jaki miałby wydobyć się z
gardła rozmówcy.
Czasem
podejmujesz decyzje w mgnieniu oka, na chwilę przed rozwiązaniem. Robisz coś,
choć przez pierwsze minuty nie wyjaśnisz towarzystwu bacznie przyglądającemu
się twojej osobie. Jesteś kimś, kogo zarazem nie ma w tym ciele, które już
zdążyło swoje wycierpieć. Masz manię milczenia i obserwowania; oceniania i
zastanawiania się czy ludzie są tacy, jacy są, czy tylko umiejętnie odgrywają
dane role w swoim życiu, odrzucając na bok prawdziwą tożsamość.
Masz trudności.
Rzadko kiedy mówisz o uczuciach. Niektórzy nawet mówili między sobą, że takich
nie posiadasz. Uważali, że nie doceniasz jakichkolwiek wartości życia, jakby
one dla ciebie nie istniały. Dawałeś im to na tacy, by łykali swoje plotki, w
które wierzyli. Sam nie możesz czegoś powiedzieć. Masz potrzebę pokazania, ale
na swój specyficzny sposób. Stałeś się kimś, kto jest trudny do zdefiniowania,
choć twoje zachowanie wcale nie robi z ciebie ciężkiego przypadku, którym ktoś
może się zaintrygować.
Kiedykolwiek
zastanawiałeś się czy są jakieś zasady, jakie nie są ci obce? Myślałeś nad tym,
że nieraz język uchować powinieneś za rzędem zębów, powstrzymując się od
jadowitego, przepełnionego sarkazmem, zdania? Brałeś pod uwagę to, kim jesteś,
kim się stałeś? A może nigdy nie patrzyłeś z perspektywy osób trzecich na to,
co wyprawiasz?
Nigdy. Po
prostu stałeś się tym, kim jesteś. Trudnym do zrozumienia człowiekiem. Zagadką,
oksymoronem, zmorą; jeszcze nieznienawidzoną osobą, której charakter i
zachowanie pozostawia wiele do życzenia, ale kto by się tym przejmował? Już i tak rok dłużej przesiadujesz w tej całej farsie.
.................................................................................................................
Bez
ogromnej rozpiski. Cenimy długie, ciekawe wątki; nie umiemy wymyślać
powiązań, a czasem się zdarza olewać na rzecz jednej postaci, więc
równie dobrze można przeczekać te dwa dni i dopiero wtedy się upomnieć.
No, chyba że wątek znudzi, tudzież postać nie odpowiada (lub nie ma
pomysłu) to wtedy coś się tam napisze; karta marnej jakości, niedługa,
żeby nie być zależnym od niej w pisaniu. Karta po chamsku skopiowana z innego, uśmierconego bloga. Będzie powoli zmieniana, wybaczcie!
.................................................................................................................


[Stary, poczciwy i kochany Russell <3 Mimo to, wiesz, że i tak czekam na Emcię *_*]
OdpowiedzUsuńLove
[ czeeeść, a ja Cię znam, nie pamiętam skąd, ale miałam wątek z tobą, nie pamiętam o czym, ale ciiiicho :D]
OdpowiedzUsuńEvans
[jaki fajny chłoptaś na zdjęciach *-*]
OdpowiedzUsuń[ właśnie nie pamiętam ;_; i w tym problem ;_; Ale chyba Vic Weasley, ale chyba mi się blogi pomyliły, ba zapewne, bo za dużo Hogwartów mi się przewinęło no :C
OdpowiedzUsuńale może chcemy wątek tu? I dziękuję baaardzo. warto było się naszukać :D]
Evans
[To zanim Emcia, to wątek Russell-Love trzeba zrobić ;) Pomysły na jakieś ciekawe powiązania? :D]
OdpowiedzUsuń[ jako praktykantka w Skrzydle, więc właściwie to taaak. :D ale nie wiem w sumie.
OdpowiedzUsuńty mnie nie pytam o to.
relacje chyba pozytywne nie? Ich domy w zgodzie żyją, a jak z niego robisz naczelnego to i pewnie jakieś patrole wspólne mają czy coś więc znać się muszą i raczej dobrze dogadywać :D można założyć, że kiedyś, dawno temu próbowali być razem, ale zgodnie doszli do wniosku, że nic z tego i że stawiają na przyjaźń i od tej pory jest jej ukochanym braciszkiem <3 takie ujumuju]
Evans
[ nieet :C ale ja cię znam i to jest pewne kurde!
OdpowiedzUsuńi właśnie taki braciszek jej się przyda :D chcesz coś zacząć prawda,chcesz? :D]
Evans
[ nie, niestety :C
OdpowiedzUsuńoch, to ja poczekam :D]
Evans
[C-co? N-nikim ważnym?! Ja ci tu kurwa dam, nikim ważnym! Ja tu specjalnie dodaje Mathiasa, bo mam nadzieję, że Emcię dodasz, a ty mi z takim tekstem wyjeżdżasz?! ._.]
OdpowiedzUsuńMathias
[Mój Russellek <3 Szkoda, że nie mam kim go wielbić XD]
OdpowiedzUsuńSyriusz
[Ojej, a to bardzo ciekawe, bo przez jakiś czas tam sobie egzystowałam, więc... możliwe, że kojarzę się z samą sobą :)]
OdpowiedzUsuń[oj taaak... Stosunkowo nieudana postać ;D Przynajmniej z perspektywy czasu. A tak z ciekawości: wiedzieć mogę z kim mam do czynienia? :)]
OdpowiedzUsuń[*.* łaaaaa! <3 You made my day! Jak cudownie kogoś spotkać po takim czasie!]
OdpowiedzUsuń[Ja sobie megą przerwę od blogowania zrobiłam, ale studia (a zwłaszcza zbliżająca się sesja) potrafi wydobyć z człowieka nieznane pokłady kreatywności :D Ostatni raz... tak na bank na onecie ;____; NADRABIAMY TO!]
OdpowiedzUsuń[Przeraża? Dlaczego tak? :D Będziemy kminić coś na temat wątku? Proszę ładnie :D Tylko mi tu zaraz bateria w laptopie padnie i zniknę na około. 1.5h bo ćwiczenia z TI wzywają. Może coś zdążymy...]
OdpowiedzUsuń[Oj tam, przerażające :D Nie jest źle, pewnie i tak zmienię tysiąc razy. Pomysł jest dobry. Zresztą - nie patrzy się na to, jak się zaczyna, a jak kończy ;P Mogę zacząć, ale to dopiero po ćwiczeniach, tak jak Ci pisałam wyżej, więc jeśli nie chcesz czekać, możesz wziąć to na siebie - nie obrażę się ;)]
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńTheodora Davies
[Zobacz, jak mi się tu przeciągnęło O_O Dobra, to ja zacznę... ale mamy w ogóle jakąś koncepcję? Zalążek pomysłu, czy powiązania? xD]
I przyczepili się, żydzi jebani. A mogła im niczego nie obiecywać. A mogła zostawić ich w spokoju i się do nich nie odzywać. Ale nie, ona musiała wcielić w życie to, co wpadło jej do tego pustego łba. Nawet tego nie przemyślała. Nie zastanawiała się nad konsekwencjami. Bo i po co? Przecież na początku był to plan idealny, z którego powinna być dumna. Niestety, wszystko poszło nie tak, jak przemyślała. Owszem, dostała esej z zielarstwa i eliksirów, ale nic z niego nie rozumiała. Był za dobrze napisany, jak na nią, więc nauczyciele od razu zorientowali się, że to nie jej praca. Cholera. A oni i tak chcieli swoją zapłatę. Zapłatę, którą była ona sama. A raczej randka z nią. W myślach wyglądało to pięknie. Znaczy, miała ich spławić. Spławić, albo wcisnąć w ramiona zdesperowanych dziewcząt. Niestety, byli zbyt sprytni. I żadna zdesperowana nastolatka ze szkoły ich nie chciała. Więc Love musiała wymyślić coś innego. Nie jest to jednak łatwe, gdy biegniesz przez pół szkoły, a na ogonie siedzi ci ta trójka idiotów. I kto by pomyślał, że będą tak zdesperowani, aby ganiać za nią po korytarzach? A trzeba powiedzieć, że Love była całkiem szybka i nie łatwo było ją do gonić. Dzięki temu mogła przynajmniej im uciec i się gdzieś schować. Tylko gdzie? Aha! Łazienka Jęczącej Marty. Tylko oznaczało to, że musiała z powrotem zbiec na dół, bo była kilka pięter za wysoko. Szkoda tylko, że powoli siły ją opuszczały, a ona dyszała jak stara, zardzewiała lokomotywa. Cóż, może uda jej się jednak dotrzeć do tej łazienki.
OdpowiedzUsuńZbiegając po schodach, przeskakiwała kilka stopni naraz. Za sobą wciąż słyszała kroki tamtych ciuli, którzy postanowili pobawić się dzisiaj z nią w kotka i myszkę. Jakby nie miała ciekawszych rzeczy do roboty, tylko ganiać po szkole, uciekając przed jakimiś idiotami, którzy chcieli się z nią umówić, na co teoretycznie im pozwoliła. Teraz jednak nie zamierzała dotrzymać obietnicy, skoro i oni nie wywiązali się ze swojej części. Oni jednak tego nie rozumieli. Ech, a miała nadzieję załatwić to spokojnie i bez kłótni. Niestety, nie było to możliwe, toteż postanowiła postawić na ucieczkę. I jak na razie dobrze jej szło. Oni byli daleko, ona prawie dotarła do łazienki. Właśnie, prawie. I gdyby nie postać stojąca na środku korytarza, zapewne by tam już była. Zamiast tego wylądowała dupą na podłodze, co nawiasem mówiąc strasznie bolało. I nawet nie wiecie jaka była wściekła, gdy okazało się, że osoba, na którą wpadła okazała się być Russellem. Syknęła cicho, poderwała się z ziemi i bez słowa zacisnęła swe palce na ramieniu chłopaka, którego wciągnęła do łazienki, po czym cicho zamknęła drzwi, opierając się nimi plecami.
- Dobrze, że jesteś. Pomożesz mi - powiedziała od razu, odgarniając z twarzy kilka zbłąkanych kosmyków.- I nawet nie myśl o wymówkach. Moi rodzice płacą ci za pilnowanie mnie, czego i tak nie robisz, więc teraz za to odpokutujesz, jasne? - utkwiła w nim swe niebieskie ślepia, które delikatnie zmrużyła.
Love
[ Pfffff *uchodzi z niej powietrze jak z balonika*, rozpoznałaś mnie! ]
OdpowiedzUsuńLulamae
[ To weeeź do mnie napisz, bo nie mam już Twojego gadu ;< ]
OdpowiedzUsuńLulamae
[Ruuuubbyyy *_* No proszę, znów się spotykamy. Z tej strony Hydesowa ^^ Wątku, wątku... weź podrzuć pomysłem ;<]
OdpowiedzUsuńSnape
[Siemasz!]
OdpowiedzUsuńWydawało jej się, że mimo wiatru, który przeraźliwie świszczał, zagłuszając niemalże połowę dźwięków, które normalnie byłyby dla niej dobrze słyszalne, do jej uszu docierało raz po raz jakieś żałosne westchnięcie, kiedy przelatywała w pobliżu jednej z wieżyczek. Upewniła się jednak, że to prawda, kiedy, gdy przez przypadek straciła równowagę i z trudem uniknęła kilkumetrowego lotu, zakończonego bolesnym zderzeniem z ziemią przez złapanie się ostatniej chwili trzonka miotły, usłyszała śmiech. Zduszony śmiech, jednak zdecydowanie nie jeden z tych przyjemnych. Z trudem wdrapała się ponownie na i, rozglądając się dookoła i całkowicie ignorując zarówno lecącego w jej stronę kafla jak i wściekły okrzyk kapitana drużyny. W tym momencie jej jedynym celem było zidentyfikowanie niewidocznego w pierwszym momencie krytyka, który urządzał sobie zabawę kosztem czyjejś pracy. A na tym zimnie, przy takiej częstotliwości treningów, z takim kapitanem, który nie znał ani potu, ani łzy i tylko krew mogła go powstrzymać przed wyciśnięciem ze swoich współtowarzyszy ostatnich soków, zdecydowanie była to praca o czym świadczył czerwony odcień jej policzków i końca nosa, które równie dobrze mogłyby robić za znaki ostrzegawcze w mugolskiej sygnalizacji świetlnej.
OdpowiedzUsuńW końcu, kiedy dostrzegła osobnika, zmrużyła oczy, aby rozpoznać jego twarz. Mimo wysiłków jednak była zmuszona podlecieć nieco bliżej i zatrzymała się dopiero wtedy, kiedy zidentyfikowała nieznajomego jako prefekta własnego domu, TEGO Callaghana.
- O co chodzi? - odezwała się głośniej niż początkowo zamierzała. Wydawało jej się, że przekrzyczenie odgłosów reszty drużyny będzie trudne, jednak okazało się, że jej głos brzmi nienaturalnie głośno, jakby jej zamiarem było ofuknięcie chłopaka z którym miała do czynienia. Może nawet, mimo braku takich intencji, zabrzmiała nieco wrogo, któż to wie...
Z trudem powstrzymała się przed warknięciem na kapitana, kiedy po raz siódmy usłyszała jak woła do niej po nazwisku, wstrzymując za jej sprawą cały trening. Tak jakby te kilka minut bez jednego ścigającego go zbawiły, doprawdy. Wiedziała, że zwycięstwo w meczach jest ważne, jednak wątpiła w to, że jeden trening na mrozie cokolwiek im pomoże. Byli zbyt przemarznięci, zbyt zmęczeni, zbyt wilgotni od potu.
[ Ładne mi rano! ]
[Wysnuwam więc wniosek, że znać powinnam! :D Jakaś wskazóweczka...? :3]
OdpowiedzUsuńLucas Moore
[SDSJDKSFJDJKGDKJDK MÓJ RUSEK *_____________*]
OdpowiedzUsuń[ cześć Misiu :D ]
OdpowiedzUsuń[Idę o zakład, że w głębi ducha nadal Rusek. :D To co, wącimy?]
OdpowiedzUsuń[Ano wiem, pyszczek Hitt ma słodki. Ale żal, że mnie nie poznałaś, Rubciu ;_;]
OdpowiedzUsuńLupin
[Twoja decyzja to, ja tak czy siak chcę wątka z Tobą. :D Relacje pozytywne tak myślę. Może taka męska przyjaźń? Mogą też dzielić dormitorium i jeśli Russ byłby bałaganiarzem, to do szału by swym syfem biednego Lucasa doprowadział. Ale przyjaźń nadal. ^^]
OdpowiedzUsuń[No nie, noo... taki psikus... :D No ale okej. Ej, chwila, jak to się uczepił? Oj, będzie Lu bił! ;)]
OdpowiedzUsuń[Oke, oke. :)]
OdpowiedzUsuńFunkcja Prefekta Naczelnego, jaką przyszło jej pełnić od 1 września, była zajęciem niezwykle wymagającym, a przede wszystkim odpowiedzialnym. Ludziom uroiło się w główkach, że pani prefekt, niewiele ma do roboty jak rozstawianie ludzi po kątach, dawanie im szlabanów i odbieranie punktów, toteż ona i jej koledzy darzeni zbyt wielkim szacunkiem nie byli, a także ludzie często spoglądali na nich z przymrużeniem oka. Sama Evans najchętniej zamieniłaby się z kimś innym, oddała odznakę i zaczęłaby beztroskie życie ucznia Hogwartu, który nie musi uznawać regulaminu za największą świętość, ani dbać o dobre imię, czy pilnować porządku w tak ogromnej szkole. Zmęczona niekiedy była tymi wszystkimi patrolami, pilnowaniem szlabanów czy uzupełnianiem papierków, a także tym, że była odpowiedzialna za resztę prefektów.
OdpowiedzUsuńSama Lily nie kierowała się własnymi osądami, przekonaniami i tym czy kogoś lubi czy nie, choć o tym można by podyskutować, gdy mowa jest o Ślizgonach, bo to dziewczę prawdziwą nienawiścią do nich pałało i najchętniej zamknęłaby ich wszystkich w klatce i sprzedawała naiwnym ludziom bilety, którzy pragnęliby ujrzeć prawdziwe, krwiożercze zwierzęta. Może dorobiłaby się na tym niemałej fortuny? Chyba powinna na poważnie przemyśleć ten biznes i sposób na życie.
Przemierzała właśnie szkolne korytarze, z nieco krzywo zawiązanym krawatem i lekko potarganymi włosami, lecz to nie ujmowało jej uroku, jaki chcąc czy nie, roztaczała wokół siebie. Uśmiechała się do mijanych osób, zeskakując po dwa schodki, co dodatkowo odbierało jej powagę, która powinna być nieodłącznym elementem prefekta. Miała wyjątkowo dobry humor i powoli kierowała się w stronę wejścia do zamku, by dowiedzieć się z kim teraz przypadły jej męczące dyżury szlajania się nocą po korytarzach, podczas których o mało co nie wychodziła z siebie, słysząc choćby najmniejsze skrzypnięcie. Właściwie całą drogę przeszła, ze skrzyżowanymi palcami, prosząc w myślach by po raz kolejny nie trafił jej się upierdliwy Ślizgon, którego ostatnio omal nie utłukła swoimi malutkimi piąstkami, a trzeba wiedzieć, że niewiele było takich osób, które ją z równowagi wyprowadzić umiały.
A gdy jej zielone oczęta, dostrzegły idącego z naprzeciwka Krukona, na jej ustach mimowolnie pojawił się iście szeroki uśmiech, a zaraz potem zatrzymała się, czekając aż podejdzie do niej i razem będą mogli spojrzeć na wywieszoną informacje, by potem przyjąć to jednocześnie albo z wybuchem euforii, albo z jękiem rozpaczy.
- Błagam, jeżeli trafi mi się ten Ślizgom z szóstej klasy, to się ze mną zamienisz, prawda? Bo jeśli nie to zamkną mnie w Azkabanie!- oznajmiła zamiast zbędnego „dzień dobry”, a w jej oczętach malowało się prawdziwe przerażenie, jak i chęć dokonania mordu na przedstawicielu domu węża. Nim jednak jeszcze odwróciła się w stronę ogłoszenia, westchnąwszy ciężko, zrobiła krok w jego stronę i poprawiła jego krawat, choć może pierw powinna zająć się swoim.
Evans
[O, dobra. dobra. Powiedz mi tylko, jak wyobrażasz sobie relację między Dorą, a Russellem, a ja postaram się coś wymyślić]
OdpowiedzUsuń[A no, przyda nam się powiązanie ;< Ja na razie wpadłam tylko na taki pomysł, że Russel będzie patrolował korytarze i usłyszy jakieś podejrzane dźwięki z łazienki jęczącej Marty albo lochu, nieważne, no i wejdzie tam, zastając Snape'a robiącego jakiś eliksir w środku nocy. I jeżeli by go nie lubił, to mogliby się zacząć kłócić czy whatever albo wręcz odwrotnie, mogą się lubić i Russel wiedziałby, że coś się stało, skoro jest tu w środku nocy i nie może spać. Wiem, beznadziejne xd]
OdpowiedzUsuńTheodora Davies
OdpowiedzUsuń[ a to zobaczymy, co da się zrobić :) Pozwolę sobie skorzystać z czegoś, co już napisałam, a na co nie dostałam odpowiedzi :P Może tym razem sprawdzi się w roli podkładu :)]
Noc była dobrą porą na uporządkowanie niektórych spraw. Pozwalała ujarzmić chaos panujący w głowie, bez konieczności dawania czegoś w zamian. W spokoju. Z dala od zgiełku dnia, w którym sukcesywnie gubi się samego siebie. Później trudno z powrotem pozbierać to wszystko w całość, więc po co tracić na to czas, skoro niebezpieczeństwa można unikać?
Nocne, nieregulaminowe wycieczki panny Davies nie niosły za sobą zbyt wielu korzyści. Wprawdzie rzadko kiedy kończyły się podkrążonymi oczyma, zasypianiem na zajęciach i ogólnym przemęczeniem organizmu, ale nawet bez tego nie mogły uchodzić za nic przyjemnego. Na przełomie kilku godzin, w których człowiek pozostawiony jest jedynie samemu sobie, wyobraźnia potrafi spłatać wiele figli, a nieproszone myśli, od których tak łatwo uciec w chaosie dnia, same zakradają się niepostrzeżenie na sam wierzch podświadomości i uparcie utrzymują się tam do momentu, w którym ich ofiara sama dobrowolnie nie poświęci im uwagi. O tak... noc okazywała się jednocześnie czasem największą pułapką dla samotnych, strapionych czymś osób. I nieważne czy to komuś odpowiadało, czy też nie.
Kroczyła właśnie wzdłuż skąpanego w półmroku korytarzu. Z zaciekawieniem malującym się wyraźnie na jej piegowatej twarzyczce, przyglądała się postaciom uwiecznionym na wiekowych obrazach. Postaciom, które nieprzerwanie szeptały tajemnice nieprzeznaczone dla uszu żadnego z rzeczy młodocianych czarodziejów. Postaciom wpatrującym się w zaciemnione kąty. Szukającym tajemnic, czyhających za rogiem - tam, gdzie nie docierało przytłumione światło nadpalonych świec.
To zabawne, ale w takich okolicznościach Dora czuła się w pełni swobodnie.
Jej zachowanie rzadko kiedy uchodzić mogło za schematyczne, czy nawet łatwo przewidywalne, toteż nie trudno dziwić się, że częściej zaskakiwała, niżeli nużyła.
W ułamku jednej sekundy, w czasie trwania której uświadomiła sobie, że zatoczyła ogromne koło i znów znajduje się w lochach, przystanęła na moment i przymykając przemęczone oczy z rozkoszą wsłuchiwała się we wszędobylską ciszę, przerywaną miarowym pojękiwaniem wiatru, który igrał do woli na jednym z wyższych pięter.
[To jak? Wątek, w którym Lu naskoczy za dogadywanie braciszkowi?]
OdpowiedzUsuń[Dziękuję bardzo, a ja mam ogromną słabość do Twojego pana, a pierwsze zdjęcie to w ogóle zdobyło moje serce dawno temu :3 To co, jakiś wątek? W jednym domu są, rok po roku, to się mogą nawet znać.]
OdpowiedzUsuńLilja
[Mi tak pasuje! Coś sklecić, hm. Można zwyczajnie, ona jest niziutka, mogłaby próbować sięgnąć książkę z najwyższej półki i po prostu by jej pomógł. Albo, jako prefekt, złapałby ją na nocnej przechadzce, Lilja lubi wymykać się, by pooglądać gwiazdy :)]
OdpowiedzUsuńLilja
[A, mogło być coś na rzeczy, chociaż też niezbyt wiele, bo Lilja to w tych sprawach trochę sarenka płochliwa, może też temu on się zniechęcił trochę. To się mogą do wieży przejść, albo może jej pomóc w bibliotece, wszystko jedno, jeśli tylko zaczniesz:3]
OdpowiedzUsuńLilja
[A, no dobra. To ja odpiszę Emmeline i zacznę, a co!]
OdpowiedzUsuńLilja
Biblioteka była drugim domem Lilji. Albo i pierwszym. Jeśli ktoś chciał ją znaleźć, tam właśnie należało rozpocząć poszukiwania. Chyba, że było już ciemno, wtedy była w jakimś miejscu z dobrą widocznością na niebo i gwiazdy lub padał deszcz, lub śnieg. Wtedy siedziała przy oknie, lub na błoniach. Tego dnia, co prawda, śnieg padał, Lilja miała jednak wypracowanie do napisania. Na przyszły tydzień, ale zawsze odrabiała wszystko z wyprzedzeniem. Nauczyciele byli wtedy przychylniejsi, a i ona miała czyste, spokojne sumienie i mogła oddawać się swoim ulubionym czynnościom. Zamierzała szybko owe wypracowanie skończyć, a później zacząć czytać w końcu książkę o magicznych roślinach tropikalnych. Tych niebezpiecznych. To była jedna z wielu książek, które miała po ojcu. Przygotowanie do pracy w zawodzie, w szpitalu. A jakie przyjemne.
OdpowiedzUsuńWzięła ową książkę ze sobą do biblioteki, żeby potem nie musieć marnować czasu na wracanie do wieży. Weszła między regały, chcąc odszukać podręcznik, opisujący uroki. Szybko go dostrzegła, ale, na swoje nieszczęście, na najwyższej półce. Westchnęła ciężko. Człowiek normalnego wzrostu miałby problem z sięgnięciem jej, a co dopiero ktoś tak niski i drobny, jak Lilja? Odłożyła swoją książkę na regał tuż obok, a sama podeszła i wspięła się na palce, wyciągając rękę tak wysoko, jak tylko potrafiła. Niestety, nic z tego.
Że też nie wzięła ze sobą różdżki!
[Szału nie ma, ale zaczęłam :) Wybrałam bibliotekę, na nocny spacer mogą udać się później :D]
Lilja
[Niach, niach, postaram się zacząć, ale jak się jakoś uporam z aktualnym nawałem komentarzy, na co mogę potrzebować jakiejś większej jednostki czasu. xd O wyrozumiałość i cierpliwość więc proszę! ^^']
OdpowiedzUsuń- Mogę sobie pozwolić na taką lekkomyślność i utratę równowagi, przecież w mgnieniu oka znalazłbyś się na dole i ochronił mnie przed upadkiem swoimi szeroki ramionami, czyż nie?
OdpowiedzUsuńDelikatnie przekrzywiła głowę jak u małego szczeniaka, który przypatruje się z zainteresowaniem swojemu właścicielowi. Subtelnie, prawie niezauważalnie, drgnęła jej przy tym jedna brew, unosząc się zaledwie o kilka milimetrów do góry. I przy tym mocniej zacisnęła palce na rączce miotły, jakby w obawie, że sytuacja, która przed chwilą przedstawiła swojemu towarzyszowi, mogłaby się stać naprawdę. O zgrozo! Nie żeby wątpiła w refleks Russella, bardziej miała pewne zastrzeżenia do jego chęci bezinteresownej pomocy. I nie oszukujmy się, nie ma szans, aby znalazł się na dole szybciej niż jej upadające ciało.
Lulamae była swoistą hipokrytką, a przysłowie przyganiał kocioł garnkowi, a sam smoli idealnie odnosiło się do niej – nie potrafiła ścierpieć osób aroganckich i buńczucznych, a sama w pewnym stopniu taka była, chociaż nie zdawała sobie z tego sprawy, a gdyby ktoś w twarz zarzucił jej takie cechy pewnie nieźle by się oburzyła. Przy tym nie przepadała za szufladkowaniem siebie samej, jednak bez oporów potrafiła dopasować etykietki do innych, patrząc na świat płytko, bez wyobraźni, ale i bez ściśle analitycznego umysłu. Tak jakby nie chciała zgłębiać się w charakter ludzi, jakby specjalnie odrzucała myśl o tym, że mogłaby kogoś poznać bardziej niż inne osoby. Nie chciała tego, to niosło za sobą zobowiązania i przywiązanie, raz już wpakowała się w podobną historię i nie sądziła, aby podobna sytuacja zdarzyła się ponownie. Bądź co bądź, może była naiwna, ale odliczała miesiące do końca nauczania, tak jakby to pomogło jej wrócić do Malory. Cuda się nie zdarzają, a jednak wierzyła...
- Nie musisz patrolować teraz korytarzy, wlepiać szlabanów i odejmować punktów, ewentualnie ślęczeć nad opasłymi tomami? - starała się jakoś subtelnie dać mu do zrozumienia, że jego obecność nie jest tutaj mile widziana, a na pewno nie przez nią i nie w tym momencie, kiedy wyglądała jak siedem nieszczęść i podobnie się czuła za sprawą morderczego treningu, który trwał dobre dwie godziny i nie było jak na razie jego końca.
[ Paczaj, wyrwałam się, aby Ci odpisać. Korzystaj z okazji póki jestem <3 ]
Nunally
*Lulamae , pff ale się rąbłam.
Usuń- Myślałam, że będziesz jak ten rycerz na białym koniu, występujący w mugolskich bajkach, ale widocznie Twoim JEDYNYM – nie omieszkała podkreślić akurat tego słowa, przy tym walcząc z kącikami ust, które chciały wygiąć się w triumfalnym uśmiechu – atutem jest znajomość magii. To przykre w sumie, ale nie mój problem.
OdpowiedzUsuńWzruszyła delikatnie ramionami i kiedy odsunął się zrobiła to samo. Niewiele, kilka centymetrów, ale na tyle, aby nie mógł więcej sięgnąć do niej, gdyby wpadł na tak głupi pomysł. Nie żeby obawiała się, że jego delikatny gest strąci ją z miotły, w końcu jakoś wytrzymywała starcie z tłuczkami, które potrafiły być czasami śmiertelnie niebezpieczne. Po prostu człowiek pozorny, zawsze ubezpieczony. Wolała zresztą nie być na tyle blisko Russela i nie chodziło tutaj o to, że mogłaby poczuć się niezręcznie, bo kto jak kto, ale Callaghan nie wzbudzał w niej jakichkolwiek pokładów pożądania.
Uniosła delikatnie dłoń, machając do jego pleców w pożegnalnym, jednak nieco infantylnym geście, po czym zaczęła sama się wycofywać, słysząc zbliżający się głos kapitana, który do najbardziej zadowolonych w tym momencie na pewno nie należał. Raz po raz warczał coś i z każdą sekundą był niej coraz bliżej, a w momencie, kiedy odwróciła się do niego przodem z trudem ominęła jego uderzenia, które pierwotnie było wymierzone w tył jej głowy jako fizyczna reprymenda. Tak nagła zmiana sytuacji mogła się skończyć dość nieszczęśliwie, gdyby dostała z otwartej dłoni w twarz, oczywiście nieumyślnie. Co jak co, społeczeństwo jednak dorobiłoby sobie historię i kapitan Krukonów wyszedłby na „damskiego boksera”, nie potrafiącego utrzymać swoich nerwów na wodze.
[Nieeee wieem, ja tam mam wrażenie, że się coś gdzieś spieprzyło i wyszło inaczej, niż miało, ale ja tam się nie znam, może i jest dobrze. ;)]
OdpowiedzUsuń[żnam czię]
OdpowiedzUsuńJill
[Znasz, tylko o tym nie wiesz. HUEHUEHUE]
OdpowiedzUsuń[Latająca Lama. Ej, nigdy nie miałyśmy wątku x.x]
OdpowiedzUsuńWszyscy uważali, że Ruda jak nikt inny nadaje się na to stanowisko. Odkąd tylko tu przybyła, podobno rozstawiała wszystkich po kątach, sama szczerze w to wątpiła, w przeciwnym razie udałoby jej się poskromić Huncwotów, którzy tym czasem cieszyli się z całkowitej swobody, nic sobie z jej autorytetu nie robiąc. Co do tej całej papierkowej roboty całkowicie się z nim zgadzała. Jakby jej było mało prac domowych i powtórek do Okropnie Wyczerpujących Testów Magicznych, które zbliżały się wielkimi i które odpędzały sen od dziewczyny, która rozpaczliwie błagała o choć krótką, wolną chwilkę. I może dlatego Evans przyjęła taktykę głównie upominania nieznośnych uczniów i w ostateczności odsyłała ich na szlabany, dając tym samym sobie więcej czasu na pisanie wyczerpujących referatów. Czasami jednak nie potrafiła utrzymać emocji na wodzy i bywała bezwzględna, a potem spędzała pół godziny na dokładnym wytłumaczeniu czynu, osoby obdarowanej przez nią jakże kreatywną "odsiadką". Przypadki, w których ktoś ją zaatakował również się zdarzały, a wówczas ku rozpaczy Rudej pisanie owego raportu znacznie się przedłużało. Czasami naprawdę miała dość tej funkcji i zastanawiała się czy mogłaby komuś ją opchnąć, nawet za darmo, czy znalazłby się ktoś tak odważny i czy ona byłaby w stanie pozbyć się jedynej władzy, jaką posiadała?
OdpowiedzUsuń- Uwierz, lepsze Puchonki niż Ślizgoni, którzy przez cały patrol twierdzą, że funkcje prefekta powinni pełnić tylko czarodzieje czystej krwi, bo to hańba gdy mugolaki sprawują tak ważne urzędy w szkole i niszczą jej dobre imię. Oczywiście, dość delikatnie to ujęłam.- mruknęła posępnie pod nosem. Och ile się ona nasłuchała podczas ostatniego patrolu. - W takim razie ja chętnie zajmę się Puchonką i jej złamanym serduszkiem.- posłała mu lekki, ciepły uśmiech, zajmując się w między czasie jego krawatem. A gdy i on zajął się jej elementem garderoby uśmiechnęła się nieco szerzej. Musiało to dość zabawnie wyglądać z boku, jednak Callaghan był dla niej jak starszy brat, którego nigdy nie miała, a co stało się jej powodem narzekań do nieumiejętnego spłodzenia potomków przez jej rodziców gdyż Petunia, raczej trudno było nazwać udolnym osiągnięciem.
- W Azkabanie? Dlaczego tak myślisz, nie jestem chyba, aż tak charakterystyczna by poznali mnie ludzie skazani na odsiadkę w tym miejscu.- odparła i wyprostowała się dumnie, zadowolona z tego co dokonała z jego krawatem. W końcu prezentował się tak jak powinien, choć i wcześniej większych zastrzeżeń mieć do niego nie mogła. A potem spojrzała na listę i jęknęła głośno, okazując tym samym ogrom swojego niezadowolenia.- Za co oni mnie tak karzą co? Na Merlina, dyrekcja na pewno chce się mnie pozbyć, będą zadowoleni jak dokonam mordu.- wymruczała posępnym tonem, gdy przy swoim nazwisku dostrzegła to czego tak się obawiała. Nienawidziła Ślizgonów.- Cóż, chyba muszę się z tym pogodzić co? A ty jak zawsze masz szczęście, ale dość już o tym, chodźmy na śniadanie inaczej mój pusty żołądek stanie się kolejnym powodem do wykonania na kimś egzekucji.- mruknęła i wskazała głową stronę, w którą powinni się udać, by wypełnić swoje brzuchy.
Evans
[Nie śmiej się!]
OdpowiedzUsuń