
17 lat. Ravenclaw.
bogin - dullahan | patronus lis
różdżka - giętka, 10 i ¾ cala, osika, włos z grzywy kelpie
Brytyjka. Czarownica czystej krwi. Zaplecze medyczne dla członków Zakonu Feniksa. Przewlekła niewydolność nerek. Noce spędzane w skrzydle szpitalnym na dializie. Głupi upór jak u osła. Ignorancja ponad przyzwoitość. Biseksualność. Niezaspokojone pożądanie. Lekkomyślność i brak wyobraźni. Ściagająca. Przeciętna uczennica. Nijaka dziewczyna. Rozczarowująca kochanka.
„Zawsze
była w opozycji do całego świata, chociaż sama chyba sobie nie zdawała z
tego sprawy. Wrodzona potrzeba robienia tego, co uważa za słuszne
niejednokrotnie kłóciła się z postawą całego społeczeństwa i pewnymi
wartościami, które były w hierarchii ludzi ustawione wyżej niż inne."
„Nigdy
nie pozbyłam się wrażenia, że nie jestem jedyną osobą, której pragnie.
Żyłam z tym, najpierw było to drzazgą pod moim paznokciem, jednak w
końcu do tego przywykłam, zdając sobie sprawę z tego, że natury
człowieka nie da się zmienić, a pożądanie nie jest czymś, co możesz
wyłączyć siłą woli."
„Właściwie
to jest dość przeciętną uczennicą jak na Krukonkę, a na jej miejsce w drużynie
Quidditcha pewnie znalazłoby się kilku lepszych. Ponoć grywa na
wiolonczeli, jednak nigdy nie byłem tego świadkiem."
„Wiecie, śmieszne jest to, że sama skreśliła siebie, chociaż są duże szanse na odnalezienie dawcy, zwłaszcza że jej stan nie jest jeszcze krytyczny. Czasami się zastanawiam czy ona w ogóle chce wyzdrowieć – może tak naprawdę pragnie tej rozpaczy, która towarzyszy jej bliskim przy chorobie, może chce obawy o zapomnienie, może chce tej cholernej płyty nagrobkowej. Sam już nie wiem, a ona ze mną nie rozmawia..."
„No
dobrze, i co wynika z tego wszystkiego, czego można się dowiedzieć z
kilku relacji naocznych świadków i jak wiele jest prawdy w prawdzie?
Może pewne sprawy powinno się przemilczeć, aby nie popadać w pewne
stereotypy (...)"
→
_______________________
Właściwie to zawsze chciałam mieć ciekawe, głębokie powiązania, które nie są stereotypowe i pozwalają wyciągnąć z postaci to, co najlepsze, więc byłabym wdzięczna komuś, jeśli spełni to moje skromne marzenie. Ubolewam przy tym, że sama nie grzeszę kreatywnością. Założenie było, aby Lulamae wyszła nieco nijaka, bo i tacy ludzie istnieją.
[Lalala, śliczne zdjęcie <3]
OdpowiedzUsuńMathias
[Bo to Jon <3 W każdym razie, witam serdecznie, bo się jeszcze nie przywitałam :) I może są jakieś pomysł na powiązanie/wątek? Czy wolisz zacząć?]
OdpowiedzUsuńMathias
[MOJA LULAMAE? :>]
OdpowiedzUsuń[A wiesz, można ich jakąś ze sobą połączyć. Znaczy się, bo Mathias posiada dwie młodsze siostry, które są bliźniaczkami. Są jeszcze w Hogwarcie, więc Lulamae może je znać, a nawet się z nimi przyjaźnić czy coś, bo to takie urocze istotki są, wcale niepodobne do złego brata. Chociaż teoretycznie on taki zły też nie jest, ale cii. W każdym razie, Lula mogła wpaść w ostatnie wakacje do domu Shelley, gdzie spotkała Mathiasa. Pewnego razu mogli zostać sami w wielkiej rezydencji i panicz Shelley zaoferował w nocy małą wycieczkę Luli po ich zameczku. Zaszli do kuchni, upili się whisky i od tamtego czasu nie rozmawiali już sam na sam, bo kilka dni później Wildwood musiała wrócić do domu, o. Co ty na to? :D]
OdpowiedzUsuńMathias
[ALE NIE BYŁO KROPECZEK +10 DLA RAVENCLAW <3 Urocza pani na zdjęciu i cho no na gadu! <3]
OdpowiedzUsuń[Cześć Nu.]
OdpowiedzUsuń[ Czeeeść, kimkolwiek jesteś ;) ]
Usuń[Poznasz mnie pewno, jak kartę dodam no.]
Usuń[ A dodasz? To dodaj, mam nadzieję że poznam. A jakaś podpowiedź? ;> ]
Usuń[Zawsze Ci nie chcącym uciekam.]
Usuń[ To już wiem, JP! Weeeeź ty, weeeeź ty! :< ]
Usuń[No so? Nie bij mnie. ;_;]
Usuń[ Raz Ciebie ominęło, teraz powinnaś dostać ostre baty! ]
Usuń[Kajając się, powiem tylko, że koniec semestru był całkiem ciężki i ostatnie dwa tygodnie kułam do półrocznego sprawdzianu z historii!]
Usuń*PÓŁTORAROCZNEGO
UsuńZ racji tego, żem dobra kobieta jestem to Cię rozgrzeszam i czekam na kartę ;D
Usuń[A to już jak chcesz, mogło nawet się coś stać ^^ Mogli prawie wylądować w łóżku, ale Lulamae w porę uciekła i teraz unika Mathiasa, a on jak na złość, stara się ją złapać :) Możesz coś do tego dorzucić, jestem otwarta na wszelkie propozycje.]
OdpowiedzUsuńMathias
Rzadko kiedy Mathias wychodził ze swojego mieszkania w dzień. Był raczej stworzeniem nocnym i to po zachodzie słońca pojawiał się na uliczkach Hogsmeade, aby czegoś się napić, dowiedzieć się kilku ciekawych informacji czy chociażby odwiedzić Hogwart, gdy wszyscy śpią i go nie zauważą. Lubił ciszę i spokój. Może właśnie dlatego wychodził w nocy, kiedy Hogsmeade, okolice, jak i Hogwart były pogrążone we śnie. Nikt mu się nie narzucał, nikt nie zadawał głupich pytań, nikt go nie zatrzymywał. Nie musiał się bać, że jego cenny czas zostanie obdarty z kilka ważnych minut, bo ktoś postanowi wdać się z nim w pogawędkę. Owszem, czasami potrzebował rozmowy, bo i on wszakże człowiekiem był i chciał mieć jakiś kontakt z innymi ludźmi. Zazwyczaj jednak trzymał się na uboczu. Zresztą, kto chciałby rozmawiać ze złym do szpiku kości czarodziejem, który zabija niewinnych ludzi? Tak, właśnie tak był postrzegany, bowiem na jego ramieniu widniał mroczny znak. A mówiąc szczerze, wcale nie był taki zły. Miły potrafił być, pożartować też umiał, zakochać się również mógł. Z tym, że na razie nie chciał nikogo mieć. Nie chciał żadnej kobiety wplątać w to całe bagno ze śmierciożercami. Dla niego były zbyt niewinne i delikatne. Oczywiście, nie wszystkie. Taka Bellatriks, na przykład, w stu procentach nie była bezbronną i wrażliwą osobą płci pięknej. A mimo wszystko, Mathias właśnie takiej szukał. Szukał kogoś, kim mógłby się zaopiekować, ot co. Zacznijmy jednak od tego, że każda taka delikatna dziewuszka, zapewne uciekłaby od niego z krzykiem. Chociaż ostatnio nastała dziwna moda i zamiast wybrać spokojnego, ułożonego mężczyznę, kobiety wolą tych złych i nieokrzesanych. Cóż, w takim razie miał dużą szansę.
OdpowiedzUsuńNiestety, czasami był zmuszony do tego, by wyjść na zewnątrz, gdy słońce było wysoko na niebie. Tak było i dnia dzisiejszego, bowiem już od kilku dni poszukiwał pewnej książki, a księgarnia była otwarta tylko za dnia. Całe szczęście, że owy sklep był zazwyczaj pusty, nie musiał więc znosić towarzystwa uczniów z Hogwartu, którzy wpadli dzisiaj do Hogsmeade w odwiedziny. Oczywiście, tak dobrze nie było, bowiem okazało się, że jednak ktoś postanowił odwiedzić księgarnie. I nawet nie wiecie, jakie było jego zdumienie, gdy tą osobą okazała się być jego znajoma. A raczej przyjaciółka jego sióstr, z którą miał okazję porozmawiać sam na sam pewnego razu w jego rodzimej rezydencji. Uśmiechnął się mimowolnie pod nosem, nie bacząc na to, że w jednej chwili został zmuszony do bawienia się w tragarza. Nic go to w tej chwili nie obchodziło, bowiem w końcu ją złapał, a ona nie miała gdzie uciec.
- Unikasz mnie - mruknął w pewnej chwili, wpatrując się w nią uparcie. Ona zaś unikała jego wzroku jak ognia, z czego doskonale zdawał sobie sprawę. I choć powinien być zły, w tej chwili był po prostu rozbawiony, ot co.
Mathias
[Nie zasłużyłam.]
OdpowiedzUsuńMyron
[Ale ma paskudnie beznadziejną kartę.]
OdpowiedzUsuńMyron
[To nie ja, to Myron mówił. A teraz myślimy nad powiązaniem i wątkiem.]
OdpowiedzUsuń[Nigdy.]
OdpowiedzUsuńCo mógł robić uczeń po zajęciach, kiedy słońce zaginęło za koronami drzew przerażającego Zakazanego Lasu, ustępując ciemności? Wszakże nic. Ci bardziej leniwi zapragnęli, żeby rozsiąść się z wygodą w przeżytych fotelach w Pokojach Wspólnych lub oddać się rozmowie z jakąś koleżanką z rocznika, co była z innego domu. Byli tacy, co ślęczeli nad księgami z urozmaiconą dla nich treścią i ci, którzy już się ułożyli w łóżkach z rozkoszą, przywołując do siebie Morfeusza.
OdpowiedzUsuńNatomiast Callaghan, dobry (!) i rozbudzony chłopak, nie mógł pozwolić sobie na rarytasy lenistwa - czekała go bowiem, kolejna warta w tym tygodniu, gdzie miałby strzec korytarze spowite nocą; jako ten Prefekt i Naczelny i Najwyższy zarazem musiał być odpowiedzialny (inaczej to by nim nie został, prawda?). Może i nieraz marudził, że te patrole na nic mu nie pozwalają, aczkolwiek jako nocny marek nie miał lepszego zadania, niż przebywanie w godzinach zakazanych dla uczniów, którzy nie byli powołani do takiej funkcji, jak kilku wybrańców.
Z początku zastanawiał się, co mógłby porobić. Nic się nie zapowiadało ciekawego, a to nie zawsze świadczy, że jest dobrze. Przeważnie to u niego działa tak, że jak nie ma co robić, to włącza mu się wredność, sarkazm i chęć nabijania się z innych. Taka jego natura, ale jaki potrafi być przy tym urokliwy! A ludzie tego nie zauważają. To jest dopiero przykre.
Współlokator wpadł nagle do swojego dormitorium, w którym przesiadywał Russell, rozmawiając z innym koleżką. Przybyły zaczął na rozmówcę Prefekta, nieco unosić głos. Z tego, co można było zrozumieć, pomiędzy westchnięciami, to Krukoni postanowili wznowić treningi przed meczami Quidditcha, więc i w tym momencie zapaliła się u Callaghana zielona lampka. W końcu kiedy najlepiej się śmiać? Gdy człowiekowi coś nie wychodzi. Zwłaszcza na boisku, co od razu nie oznacza, że nie dopinguje swoim. Prędzej można rzecz, że nikomu nie dopinguje.
Bo i po co? Zatem, za dwójką kolegów, przyodział płaszcz i jako jedyny nie sięgnął po miotłę. Nie był w drużynie, choć potrafił uczestniczyć w treningach. Poza tym - często się zdarzało, że z czarownikami odbywali takie mecze, kiedy mogli sobie na to pozwolić. To drewno jednak było przydatne, szczególnie w momencie, kiedy chciało się uciekać lub kogoś złapać jak najprędzej, o!
Trening trwał dobre dwadzieścia minut, a Callaghan niczym Pan i Władca - rozsiadł się nonszalancko w jednej z wieżyczek, opierając łokcie o kolana i splatając dłonie. Mogłoby się wydawać, że niemalże zafascynowany wpatruje się w kolegów z Domu, którzy oddają się tym ćwiczeniom pomimo panującej na zewnątrz temperatury. Być może, dzięki tym treningom, uda im się wygrać resztę meczy, jakie pozostały do końca roku szkolnego. Chyba że ci, którzy w tym roku kończyli Hogwart, będą woleli skupić się na nauce przed owutemami, co wcale nie zdziwiłoby Russella.
Co on właściwie robił? Obserwował, wzdychał z zażenowaniem, a kiedy chwilowo jedna z Krukonek straciła równowagę, zaśmiał się pod nosem złośliwie i ironicznie.
[Poradzi, poradzi. Myron tylko zgrywa złego, dużego Ślizgona, a do wizerunku w sumie pasowałoby mu parę zdrajców krwi, na których mógłby sobie do woli pluć. Chyba Lu zdobyła pierwsze, honorowe, miejsce właśnie.]
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńLudzie powinni się przyzwyczaić do tego, jaki Callaghan jest. Chyba od czwartej klasy stawał się wredniejszy z każdym dniem, coraz bardziej. Niektórzy mogliby go posądzić o to, że dąży tylko i wyłącznie do tego, by stać się znienawidzoną przez społeczeństwo osobą. Na swój sposób jego złośliwość sprawiała, że ludzie wiedzieli o kogo chodzi, co i tak najmniej obchodziło ciemnowłosego. Mu wystarczyło jak oni zwracali na niego uwagę, kiedy nocą szli po korytarzu, który on także przemierzał. Niektórym dawał fory, innym nie odpuszczał. Bo znajomości już zaczęły się liczyć, a tym bardziej - korzyść dla niego. W jego przypadku bezinteresowność już dawno zniknęła w czarnej dziurze, o ile ona istnieje. Zawsze człowiek robił coś, o ile miał z tego jakiś procent; rzadko kiedy można spotkać osobę, która nie chce absolutnie niczego w zamian!
Nawet gdyby Krukon chciał przyłączyć się do drużyny to nie było miejsce, jego funkcja bardziej mu pasowała, a przede wszystkim: za dużo miał wypadków, więc jeden upadek z miotły a zostanie po nim przystojna (no bo jak inna?) plama.
Spojrzał na Lulamae, unosząc brew ku górze. Milczenie ze strony Russella było zazwyczaj irytując, bo jego spojrzenie, które zdawało się analizować czy ta osoba jest warta było nieco sugestywne i zniesmaczone. Prawda była jednak taka, że on patrzył i tylko patrzył, a ludzie byli przewrażliwieni i zachowywali się jak paranoicy, którzy wszystko biorą do siebie.
- Jesteś Krukonką, domyślisz się. Wierzę w ciebie, Wildwood. - odparł z uśmiechem, przyjaznym, ale skrywający zarazem pewien jad, co mogło zasygnalizować, że już chłopak zaczyna swoje złośliwości.
On uwielbiał się droczyć z ludźmi. Owszem, miał pojęcie, że są jakieś granice w byciu wrednym i niedobrym. Trzymał się ich i rzadko kiedy przekraczał. Najczęściej to robił w momencie, gdy dana osoba powiedziała o kilka słów za dużo lub jej ton zdawał się być taki, którego chłopak nie ścierpi, choć nigdy nie mógłby opisać tejże intonacji.
- I pilnuj się, bo jeszcze spadniesz, a dzisiaj ci koordynacja ruchowa odmawia posłuszeństwa. - oznajmił głośno, ale na tyle, byleby tylko dziewczyna usłyszała - W sumie, jak zawsze. - dodał cichszym tonem.
[ jak to się dzieje, że masz zawsze takie cudne imiona i zdjęcia? nie rozumiem!]
OdpowiedzUsuń[Załatwione. I nie, nie musisz zaczynać, ale skoro wyszłaś z tym pomysłem to oczywiśnie nie pogardzę. :D A co do drugiej postaci - chwilowy kaprys, aczkolwiek miło mi to od Ciebie słyszeć no.]
OdpowiedzUsuńMyron
[Kobieto, Bóg Cię opuścił? Czego Ty mi zazdrościsz? Bełkotu? ;_;]
OdpowiedzUsuń[Więc pomału tracisz rozum. Piszę całkiem przeciętnie, na tym świecie istnieją tylko trzy karty postaci, które napisałam i mi się podobają w stopniu większym niż zadowalający. I sklecę, jak znajdę pomysł.]
OdpowiedzUsuńBez słowa wpatrywał się w nią jak próbuje dosięgnąć książkę. A Mathias jak to Mathias, głupi był z niego cep i nawet nie pomyślał, aby jej pomóc. Wróć, pomyślał o tym, ale stwierdził, że co się będzie przemęczał, skoro dziewczyna zachowuje się tak, a nie inaczej. Tak, był człowiekiem wrednym i nie można było tego nie zauważyć. Oczywiście był wredny tylko dla osób, które nie były dla niego miłe, a jego zdaniem Lulamae miła w tej chwili nie była. Zresztą, powinna się cieszyć, że Mathias jest tylko wredny, bo mógłby być zły. Zły za to, że go zostawiła, a teraz mu o tym przypominała. I jemu się to nie podobało, bo był nauczony, że jak czegoś chce to to dostaje. Wtedy jednak był pijany, nie wiedział co robi i być może właśnie dlatego teraz nie był wściekły. Bo tak naprawdę nie chciał jej wykorzystywać, a to co zrobił, zrobił pod wpływem alkoholu, po którym jak wiadomo, można robić różne rzeczy. Mimo wszystko, poczuł się dotknięty tym, że dziewczyna ot tak sobie uciekła. A teraz go unikała, jakby nie wiadomo co chciał z nią zrobić. Jakby chciał dokończyć to, co zaczął, choć wcale tak nie było. Och, gdyby dziewczyna tego chciała, oczywiście on nie miałby nic przeciwko, jednak wiedział, że Lulamae nie miała na to ochoty, więc nie naciskał. Bo jednak gwałty nie były w jego stylu. Może i zabijał, może i torturował, ale na pewno nie gwałcił kobiet, tak jak nie krzywdził dzieci. Tak, mimo wszystko jakieś dobre uczucia w nim tkwiły, jak w większości ludzi. Wszakże i on miał rodzinę, którą kochał, w szczególności dwie urocze istotki, które były jego przyjaciółkami. I które zapewne by go zabiły, gdyby zrobił jakąkolwiek krzywdę ich znajomym.
OdpowiedzUsuńWestchnął w końcu cicho i zrobił krok do przodu, jednocześnie stając tuż za dziewczyną. Przełożył wszystkie książki do jednej ręki, a drugą sięgnął po odpowiedni tomik, który Lulamae chciała dosięgnąć. Jednak zamiast jej go dać, cofnął się dwa kroki w tył. Najchętniej skrzyżowałby w tej chwili ramiona na piersi, ale nie miał takiej możliwości, dzierżąc w swych ramionach jej książki. Ale przynajmniej mógł patrzeć na nią z góry. No i miał to, co chciała, więc zapewne nie wyjdzie bez słowa, zostawiając wszystko w jego rękach.
- Unikasz mnie, a mi się to nie podoba - powiedział cicho, jakby z nutką groźby w głosie, a jego gęste brwi znowu powędrowały w górę.- Dlaczego? - spytał po chwili ciszy beznamiętnym tonem, jakby pytał się o godzinę. Ale mimo wszystko, naprawdę chciał znać odpowiedzieć. Chciał po prostu zrozumieć. Wiedział jednak, że z tą dziewczyną nie będzie to takie proste. A zresztą, z którąkolwiek byłoby to proste? Kobiety same w sobie były skomplikowane.
Mathias
Gdyby Mathias nie spotkał Lulamae, zapewne szybko kupiłby to, co chciał i z powrotem wrócił do mieszkania, gdzie zamknął by się na cztery spusty i zapewne nie wyszedłby stamtąd do wieczora. Dopiero kiedy zrobiłoby się ciemno, a większość mieszkańców szykowałaby się do snu, on wymknąłby się z mieszkania i jak zwykle poszedł do baru, gdzie by się upił. A później znowu do domu, aby położyć się spać i zapomnieć o swym nędznym żywocie, który niewątpliwie będzie się ciągnął jeszcze przez wiele długich lat. O ile nie zostanie zabity lub zamknięty w Azkabanie, co przecież było całkowicie możliwe. I to właśnie były trzy opcje, które widział, gdy myślał o swojej przyszłości. Bo, powiedzmy sobie szczerze, nie widział się w roli kochającego męża i ojca, który wraz ze swoją nową rodziną mieszka w uroczym domku z zadbanym ogródkiem. Nie, po prostu nie umiał sobie tego wyobrazić, bowiem jego zdaniem nie było to możliwe. Nie teraz, kiedy był niewolnikiem Czarnego Pana i musiał być na każde jego skinięcie. Chociaż tak naprawdę nie był nikim ważnym w jego szeregach. Ot, załatwiał tylko mało ważne zadania, zaledwie raz na ruski rok uczestnicząc w czymś większym. Jemu jednak ten stan się podobał. Przynajmniej nikt go nie podejrzewał, że jest po tej złej stronie. I nie musiał aż tak często widywać Czarnego Pana, a to było mu wyjątkowo na rękę.
OdpowiedzUsuńWróćmy jednak do teraźniejszości, bowiem nie ma co gdybać nad nędznym życiem tego oto czarodzieja, który był nie tylko szumowiną, ale i głupim cepem. Przynajmniej sam tak o sobie twierdził, skoro jedynym jego zajęciem było wypełnianie poleceń Czarnego Pana i chlanie po jakichś spelunach. Co z tego, że jego rodzina rządziła całkiem pokaźną sumką? Co z tego, że on miał to odziedziczyć? Pieniądze nie zrobią z nikogo porządnego człowieka. Wręcz przeciwnie, w mgnieniu zniszczą go z zatrważającą łatwością. W tych czasach jednakże nikogo to nie obchodzi. Nawet w świecie czarodziei. I tylko jedna rzecz jest bardziej brana pod uwagę niż stan konta - czystość krwi. Nie wszystkich jednak ona obchodzi. I choć panicz Shelley był teoretycznie po stronie tych, którzy zwracają na to uwagę, prawda była o wiele bardziej skomplikowana. Po co jednak się w nią zagłębiać? Mathias wolał, aby pozostało to jego tajemnicą, a wszyscy sądzili, że naprawdę gardzi mugolami i szlamami. Tak jest najbezpieczniej.
- Tak, ma duże znaczenie - odpowiedział chyba nieco zbyt szorstko, podając w końcu dziewczynie książkę, którą chwilę temu ściągnął dla niej z półki.- Bo jeżeli robisz to celowo, oznacza to, że chcesz uniknąć rozmowy o tym, co się stało. A ja wręcz przeciwnie, chciałbym wszystko wyjaśnić i ewentualnie to naprostować. Nie lubię, gdy między mną a jakąś osobą istnieje napięta atmosfera, która związana jest z przeszłością - wyjaśnił spokojnie, cały czas nie odrywając spojrzenia od dziewczyny.
Mathias
[ no mnie to tak typowo, za każdym razem muszę Ci mówić kim jestem I TYM RAZEM ZA KARĘ NIE POWIEM, O! I pomysłu chce też za karę, bo ostatnio mi nie odpisałaś Nunką :)]
OdpowiedzUsuń[ to czekam aż Ci się sesja pokończy brzydalu i wrócisz z jakimś genialnym powiązaniem i WRESZCIE skończymy jakiś wątek!]
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRussell uśmiechnął się delikatnie pod nosem, taksując spojrzenie ciało dziewczyny lewitujące kilkadziesiąt metrów nad boiskiem, które przedstawiało się w śnieżno-piaskowych barwach. W końcu niektórzy lądowali, pochodzili i pobiegali, więc musiało wyglądać to nader tragicznie.
OdpowiedzUsuń- Po co miałbym się fatygować jak będziesz spadać, skoro od tego są różdżki i magia? Chyba nie uważałaś na lekcjach, Wildwood. - prychnął, podnosząc się z ławki i podchodząc do balustrady. Znajdywał się znacznie bliżej dziewczyny. Wystarczyło jedynie wyciągnąć rękę, a swobodnie mógł zmierzwić jej mokre włosy. Olał ten prószący śnieg, który z każdą chwilą coraz bardziej pokrywał ramiona Krukona. - Nie mam co lepszego do roboty, tylko biegać na dół i uratować osobę, której ostatnimi czasy w ogóle nie wychodzi utrzymanie się porządnie na miotle. - tu sięgnął dłonią do trzonka drewna i nieco potrącił, przy czym minimalnie mógł sprawić, że się zachwieje. - Zanim pójdziesz na mecz, to preferowałbym naukę złapania równowagi w każdym momencie, bo to idzie ci ciężko. Nad wyraz. - dodał, nieco spoczywając na lewej nodze i wsunąwszy ręce do kieszeni płaszcza, rozejrzał się po stadionie.
Co z tego, że jego słowa mogły być okrutne i pokazać, do jakich chamów należy Callaghan? Prawda jest taka, że on tylko w chamskie, bezpośrednie słowa ubierał swoje myśli, ale i tę prawdę. Bowiem, nie przypominam sobie, żeby skłamał komuś na temat tej i tamtej osoby.
Potrafił się nieraz przyhamować. W szczególności, jeśli chodziło o nauczycieli, którzy potrafili być okrutni, jeśli uczniowie nie mieli w zamiarze się z nimi zgadzać lub przedstawiają swoje racje w sposób niezbyt akceptowalny przez starszyznę. Mógł trzymać język za zębami, ale i po co? Skoro dzięki niemu dana osoba może się w końcu czegoś nauczyć, to jaki miałby mieć cel i jaką korzyść z tego, że będzie milczał i jęczał widząc, jak denna jest połowa szkoły? Mógł tutaj wyjść na ignoranta, jak większość uczniów w tej szkole, jak wszyscy ludzie; tylko że oni to ukrywali by na takich nie wyjść, a Callaghan bodajże dążył do tego, by był znienawidzonym człowiekiem, z którym można porozmawiać nie tyle, co od serca, ale od mózgu.
- Ja nic nie muszę, ale sobie pójdę, bo zaraz łzy mi będą lecieć z rozpaczy. - oznajmił głośno, odwracając się do niej plecami i krocząc ku schodom, coby znaleźć się na dole.
[Postaram się. Obecnie ze zdjęciami jestem na etapie "szukam odpowiedniego i wklejam każde nowe, po kolei".]
OdpowiedzUsuńMyron
Myronowi bezcelowe pałętanie się po całym Hogwarcie nocą już dawno weszło w krew i stało się dla niego swoistą tradycją, o czym – jakimś szczęściem – jeszcze żaden z nauczycieli nie miał okazji się dowiedzieć. Ot, raz na jakiś czas musiał wstać z łóżka, wypełznąć z lochów i rozprostować kości, jednocześnie narażając się na jakąś zmyślną karę, albo starcie z głupim prefektem, ale czego nie robi się dla miłego dreszczu na plecach i odrobinki adrenaliny. Jego współlokatorzy do tej pory również żyli poniekąd w błogiej niewiedzy, bowiem zgodnym chórem doszli do wniosku, że Myron ma po prostu nie równo pod sufitem i przy pełni księżyca lunatykuje, pędzi wypić spóźniony wywar tojadowy albo zamienia się w wilkołaka. Cóż, każda z tych teorii była ciekawa i na swój sposób pięknie prezentowała przekrój głupoty przez większą część domu Salazara Slytherina. Oczywiście Myronowi się poszczęściło i posiadał narząd zwany mózgiem, i czasami nawet z niego korzystał, ale tylko częściowo. Miejscami brakowało mu jakiegoś instynktu samozachowawczego, albo tylko po prostu nie umiał z niego korzystać. Zamiast uciekać często pchał się w sam środek rozróby, zaogniał sytuację, a potem naiwnie rozpaczał nad własnym losem. Nie przejmował się konsekwencjami, z zadami również był na bakier, a na dodatek nie posiadał zdrowego rozsądku. Przy tylu brakach i dysfunkcjach powinien grzecznie leżeć w łóżku, a nie buńczucznie i całkowicie bez celu pałętać się po korytarzu na trzecim piętrze miotany jakimiś dziwnymi rozterkami. Myron miał wiele wad, lecz czasem nachodził go dziwny nastrój, podczas którego poddawał wątpliwością swoje obecne zachowanie. I kiedy tak gorączkowo, i usilnie myślał nad jakimiś zmianami (które i tak by nie nastąpiły, przecież był tchórzem) nagle zobaczył jakiś kształt wyłaniający się z ciemności. Z roztargnieniem przyglądał mu się dłuższą chwilę, próbując odgadnąć z kim, lub z czym, ma do czynienia, by ostatecznie powziąć jedną z najgłupszych decyzji jaka tylko mogła właśnie wpaść mu do głowy. Wyjął różdżkę i szepcząc lumos niemal wbił jej czubek prosto w oko dziewczyny.
OdpowiedzUsuń- To ty – mruknął zawiedzionym tonem, choć sam nie wiedział czemu. Zdecydowanie lepiej na korytarzu o tej porze było spotkać Lu niż któregoś z nauczycieli. - Czego tu szukasz? Tacy jak ty powinni znać swoje miejsce.
[Kocham Cię i wielbię po wsze czasy, tylko teraz nie wiem co mam z tym platonicznym uczuciem Lu zrobić, ale coś wymyślę. I jak chcesz żebym sobie poszła i nie wracała to specjalnie dla Ciebie jestem skłonna to zrobić. Jutro pousuwam wszystkie swoje postaćki! (hepi? :D)]