Alastor Benjamin Moody
lat siedemnaście, klasa VII, Gryffindor
dziewiętnasty kwietnia 1960, Harlech, Walia
czysta krew
osiem i pół cala, wiśnia, włókno smoczego serca
patronus: klacz, bogin: nieznany
pałkarz
szaloonoki zamiast glizda, lauridsen omnomnom


[To przeeeeeeeeeeeecież Mathias Lauridsen *_* Mój mąż <3]
OdpowiedzUsuńMathias
[ Siema siema. woncimy]
OdpowiedzUsuń[osobiście wolę wymyślać xD więc daj mi chwilę i wymyślę. pjona, mi też x.x]
OdpowiedzUsuńJillian
[A możeeeeemy :) Tylko jakieś pomysły na powiązania/wątek? Bo ja dzisiaj nie myślę ._.]
OdpowiedzUsuńSaga
[Bez tego oka jak nie Moody, ale stwierdzisz muszę iż dobra z niego dupa była w siedemdziesiątym siódmym. ;_; I Mumfordzi mi tu pasują. I jeju, fajny jest.]
OdpowiedzUsuńImogen
[Jo, masz Laurindsena, masz me serce.]
OdpowiedzUsuńBlake
[dobra, to ja wiem. on zawsze był taki nie tego do śmierciożerców, nie? no to powiedzmy, że kiedyś przyuważył Jill w tej takiej śmiesznej masce, ale nie jest pewien co do tego, czy to ona. więc stara się do niej zbliżyć, żeby sama się wsypała. no i się tak szlajają, on z różdżką w łapie, ona z wyszczerzem na mordzie, bo takie przyjaźnie gryfon-ślizgonka to tylko w bajkach. a potem wielkie rozczarowanie, bo on jest ten dobry i chce jej patyczek w oko wcisnąć]
OdpowiedzUsuń[Fajniutki ci on ;D To Mudi się już zastanowił z którą chce wątka? ;>] E/M
OdpowiedzUsuń*______________________________*
OdpowiedzUsuń[Dobra, wysilam mózgownicę, za rezultaty nie odpowiadam.
OdpowiedzUsuń1. Skoro Mudi był wychowywany przez dziadków bardziej, to mogli oni się znać z babką Lien, która generalnie też właściwie bardziej ją wychowywała przez pierwszych dziewięć lat, sieć Fiuu i te sprawy. No i jako dzieci tam się znali, hasali sobie razem wesoło, a teraz się spotykają w szkole, ale generalnie to się raczej na dystans trzymają, różnica poglądów etc. Nie to, że się nienawidzą, przez wzgląd na stare czasy zamienią czasem kulturalnie kilka zdań, sztywnych bo sztywnych raczej, ale zawsze coś. Acz koniec końców i tak zawsze wychodzi odmienne spojrzenie na świat i jest jedna wielka awantura.
2. Skoro z Mudiego taki obrońca biednych i uciśnionych, to może się czasem wstawić za nią, jak ją brat męczy gdzieś ze swoimi kumplami, a ona stara się wyjść ze wszystkiego cało z twarzą i dobrymi manierami, bo jak się ojciec dowie, że ona nie daj Merlinie różdżkę na jego ukochanego pierworodnego podniosła, to koniec i amen. Generalnie to nie jest z reguły nic ponad słowne potyczki, ale całkiem ostre mimo wszystko, także tego, coś tam zawsze wyjdzie.
3. Możemy im chlasnąć jakimś supermegazajebistym dramatem, gdzie są psioczenia, wyzwiska, urazy, zawody, pretensje czy inne złamane serce albo co.
4. Ewentualnie mogą usiłować sobie zrobić nawzajem pranie mózgu. Bo ona ma hopla na punkcie tradycji, statusu krwi i swoich cholernych "obowiązków", a on wręcz przeciwnie, jest jej zdaniem zbyt promugolski. No więc, jakby wrzucić w to tę ich znajomość z dzieciństwa, to jako że Lien dobre dziecię jest, może go usiłować "naprostować" etc.
5. Ewentualnie może się Mudi tłuc z Bertramem, bo obaj tak samo narwani, a że to przyjaciel Lien, to dziewczyna mimo to staje po jego stronie, ale jako że jest przecież taka kochana, to stara się jakoś zażegnać ten konflikt, bo i ją irytuje ciągłe wysłuchiwanie wyklinań i ślęczenie nad siniakami przyjaciela, więc chodzi za Mudim i tłumaczy Bertrama, truje mu dupsko, żeby darował chłopakowi i nie zwracał na niego uwagi.
A w ogóle to możesz sobie z tego łączyć, co tylko chcesz, nawet pożądane jest takie to sklejanie. I dalej nie mogę się nadziwić temu Mudiemu, fajny on, taki zwyczajny. *.*]
[Bez Matiasa masz duszę ;___; Ej, ale Moody serio jest rocznik '60? Kij z tym, dawaj wątka, póki jest dobrą dupą i ma oko.]
OdpowiedzUsuńBlake
[Ach ;D i bardzo dobrze, miałam to sugerować. Podrzucisz mi pomysł misia? ;>]
OdpowiedzUsuń[W sensie najpierw wyciera mu chusteczką krwawe smarki jak dobry Samarytanin, później sobie razem wracają, bo go przecież nie zostawi, a chojrak Moody mówi 'Chodźmy przez Zaklas, bedzie klawo!'? Potem słyszą wycie wilkołaka, to w nogi, cudem unikają rozszparpania iii... Co dalej?]
OdpowiedzUsuń[Zajebista! I ładnie, pięknie proszę, bo Myronka to ja chyba usunę. :C]
OdpowiedzUsuńCourtney
[okej. Laine jako dobra duszka będzie chciała ich rozdzielić, bo w końcu szkoda takiej ładnej mordeczki. siski z ławki? ;D no spoko. Czyli Melanie wie o jego częstych nocnych wyprawach, ale czy on pije eliksir wielosokowy z tego tytułu czy nie? ;>
OdpowiedzUsuńhm, to powiedzmy, że nie mówiąc sobie o tym, oboje ruszyli do Hogsmeade, no i bum, spotkali się ;)
powiedz mi tylko o tym eliksirze i startuję ;)]
[Jaka szmira, jaka szmira! I chciałam się tylko upewnić, czy dobrze zrozumiałam, pf. Rozumiem, że mam zacząć?]
OdpowiedzUsuń[Właśnie próbuje myśleć sobie nad jakimś zamiennikiem, ale trochę kiepsko mi to idzie, więc majruś na razie może czuć się względnie bezpieczny. I chyba sama na razie nie mam żadnych pomysłów, co trochę boli, ale wątek i tak chcę.]
OdpowiedzUsuń[ahahahhahahahaha. KOCHAM TWÓJ MÓZG]
OdpowiedzUsuń[no teraz to ofkors, zrozumiałam. ale zacznę ci później bo padam na ryj ;C]
OdpowiedzUsuń[A dzień dobry ;) Wącimy?]
OdpowiedzUsuń[Są z jednego domu, z jednego roku, muszą się kochać! W sensie przyjacielskim takim! <3 A może Alastor zechce być obrońcą szlamy?Czasami taki jej się przyda *.*]
OdpowiedzUsuń[Co do "Lalki" - to jedna z trzech lektur, których nie przeczytałam w liceum :( Współczuję.]
UsuńJeśli opiekunka domu odciąga cię od jakże ważnej powtórki zaklęć ze wszystkich siedmiu lat,wiedz,że coś się dzieje. Jeśli nauczycielka z rezygnacją oznajmia,że nie ma już siły,ani pomysłów na szlabany,a jedyną,możliwą pomocą wydaje się być rozmowa z rówieśnikiem,wiedz,że coś się dzieje. A o tym co miało nastąpić Ruda dowiedziała się w jedno ze styczniowych popołudni,gdy zakopana po uszy w książkach nie dostrzegła,że tuż przy jej boku pojawiła się nauczycielka transmutacji,opiekunka gryfonów,póki ta nie chrząknęła donośnie. Nie mogła wydać z siebie choćby najmniejszego wyrazu sprzeciwu i posłusznie udała się za nią do jej gabinetu,by tam wysłuchać wszystkich lamentów i żalów,na temat jakże niewychowanej i niewdzięcznej młodzieży. I Evans zdawała sië nic nie rozumieć,a nawet czuła sië dość niezręcznie póki nie padło nazwisko Moody,wówczas zdołała wszystko pojąć. I choć nikt nie sprawiał tylu problemów co słynni Huncwoci,to nie jednym szlabanem w swojej kartotce mógł się pochwalić. Lily mogła jedynie wzdychać i kiwać głową,obiecując,że z nim porozmawia. Najwidoczniej Gryfoni posiadali niezwykły talent do pakowania się w kłopoty,z których trzeba było ich wyciągać. I tak jak obiecała,miała zamiar odciągnąć młodego mężczyznę na bok by zamienić z nim słowo,jednak ten chyba czując co się święci,zawsze zdołał jej uciec,bądź sprytnie od rozmowy w ostatniej chwili się wywinąć. Nie zamierzała jednak się poddać,trzeba wiedzieć,że Ruda uparcie dążyła do celu i była konsekwenta w swoich działaniach. I właśnie w sobotę nadażyła się okazja,by ukończyć swoją jakże istotną misję. Wioska jak zwykle roiła się od młodych czarodziei,jednam ona zdawała się doskonale wiedzieć dokąd idzie, gdy pod byle pretekstem odłączyła się od swoich przyjaciółek. Już po chwili z uśmiechem na ustach podeszła do odwróconego do niej tyłem mężczyzny,który przyglądał się czemuś w witrynie sklepowej.
OdpowiedzUsuń- nie wiem jak ty,ale ja strasznie zmarzłam.-oznajmiła cichutko,obdarowując go uśmiechem.-Dawno nie mieliśmy możliwości by ze sobą porozmawiać,prawda? Chyba mi nie odmówisz,jeśli zaproszę cię na piwo kremowe,prawda?
Evans
[Łiii, omamuniu. Kocham cię <3 Tak mi pasuje, że aż zacznę jak tylko uporam się z kurczakiem na talerzu *.* Preferujesz długie, średnie czy krótkie? :D]
OdpowiedzUsuń[A ja nie wiem, jak nam się nie urwie wątek z poznawaniem siebie nawzajem (co w sumie jest prawdopodobne, Imidżyn to taki autsajder, a Mudi nie ma oka przez które mogłaby go kojarzyć, więc mogłaby go nie znać równie dobrze) to dajemy to. Albo są już ziomkami wyższego levelu i tego... Bo ona jest jak facet, więc czysto męskie rozrywki, chlanie, ćpanie, dup podziwianie. I takie tam. Mi w sumie obojętnie, w każdą aferę bym ją wepchnęła, bo jest gupia jak but, hehe.]
OdpowiedzUsuńImogen
Nie należała do zacnego grona altruistów, a pomaganie innym przychodziło jej z trudem, jeśli miała przemóc się w sobie i być tej pomocy inicjatorem. O wiele łatwiej było przytaknąć, kiedy młodszy kolega prosi o sprawdzenie eseju, niż zaproponować to samo po wpatrywaniu się przez godzinę w męczącego się nad jednym akapitem dzieciaka. Poza tym, Blake praktykowała dość egoistyczne przeświadczenie, że 'To jej nie dotyczy, będą coś chcieli, to poproszą'. Mało puchońskie podejście do życia, ale jakby dłużej się zastanowić, to wychowankowie Helgi byli najbardziej tajemniczymi i nieokreślonymi uczniami; Gryfoni byli mężni i lekkomyślni, Krukoni inteligentni i sceptyczni, a Ślizgoni to cynicy i egoiści. Tylko Puchasie takie, jakby czarty dom był dla całej reszty, niedobitek nie nadających się nigdzie, co najwyżej do zamknięcia w składziku na kilka godzin.
OdpowiedzUsuńWypady do Hogsmeade uwielbiała, bo stanowiły doskonałą wymówkę dla nieuczenia się, wypicia piwa kremowego i okazję do poznania nowych ludzi. Carter nie była specjalnie nieśmiała, miała tylko problem z ocenianiem po wyglądzie. Serio, jak ktoś na pierwszy rzut oka nie przypadł jej do gustu, to go nie polubi, choćby się waliło i paliło. Nie zastanawiała się oczywiście, jakie ona sprawia pierwsze wrażenie, ale zakładała, że ludzie wolą kumplować się z kimś, kto nie grzeszy urodą, bo są przy nim ładniejsi i mogą zdobywać szczyty pod fałszywą płachtą atrakcyjności.
Trochę się w Trzech Miotłach zasiedziała, jak powoli zbierała swoje graty było po siódmej, a musiała jeszcze kupić pióro, bo obecne jej się złamało w pół w przypływie agresji. Jej, nie pióra, żeby nie było, że ma jakieś niewyżyte, masochistyczne przyrządy piśmiennicze. Pożegnała się ładnie, bo oczywiście nikt nie raczył iść z nią, naciągnęła czapkę i wyszła z pubu, starając się nie trzasnąć jakoś specjalnie mocno drzwiami.
Klęła ostro na siarczysty mróz, który wkrótce zaróżowił jej policzki jak jakiejś lalce z kiosku i zmusił do naciągnięcia szalika w kolorach Hufflepuffu na nos, tworząc z niej naprawdę dziwacznego ninję. Śnieg prószył, ulica główna pełna ludzi, a sklep Scrivenshafta zdawał się oddalać. No cóż, nie ma wyjścia, ręce w kieszeń, wzrok wytężony i brnie dalej przez śnieg.
Przy którejś wnęce między domkami usłyszała głosy, podniesione i wcale nie pokojowo nastawione. Ranyy, dlaczego ona zawsze musiała być świadkiem takich akcji, bo nie dość, że się wbrew mantrze jak kołek zatrzymała, to jeszcze dwóch Ślizgonów wybiegających z ciemności potrąciło ją, o mało co nie zwalając na ziemię. Ci to potrafią powalić kobietę na kolana, ha ha ha, zabawne.
A jak tam leżą jakieś zwłoki? Albo mały kotek? Albo torba pełna złota, którą będę mogła wydać na nową miotłę?, kołatało się po carterowej łepetynie, której właścicielka niewiele myśląc wyjęła skostniałymi palcami różdżkę z cholewki glanów, zapaliła ją i poświeciła wgłąb zaułka. Wzniosła oczy do nieba, widząc znajomą sylwetkę i czerwono-złoty szalik.
- Moody, czy ty zawsze musisz pakować się w największe gówno? - Spytała wcale delikatnie, podchodząc do poobijanego Alastora, który miał stłuczone okulary i trochę dużo krwi na twarzy. Blake nie znosiła krwi, co wyrażał grymas na jej twarzy pomieszany z uśmiechem sympatii do chłopaka, co tworzyło naprawdę makabryczną mieszankę.
[Jeśli serio na to liczysz, to sobie pewnie z miesiąc poczekasz.[
OdpowiedzUsuń[To lecim z tym koksem. Może nie być zbyt wspaniale, ale zawsze jakoś będzie :D]
OdpowiedzUsuńKażdy dziewczynka miała swojego bohatera, w większości przypadków był to ojciec, przynajmniej w okresie dzieciństwa, kiedy to córeczki były oczkami w głowach tatusiów. Mimo tego, że pan Ellis był wiecznie zapracowanym szarym pionkiem w jakiejś korporacji, zawsze znajdywał czas dla swojego Promyczka. June, pieszczotliwie nazywana przez ojca Duszyczką, była najszczęśliwszym dzieckiem na świecie. Nie potrzebowała bogactwa, nie potrzebowała luksów. Szczęście przynosił jej fakt, że miała dwoje rodziców, że mimo zmęczenia na ich twarzach widywała uśmiech. Wiedziała, że z niej dumni, kiedy po deszczu zbierała ślimaki i przynosiła je do domu w słoiczku. Henry Ellis był superbohaterem. Brunetka wierzyła w jego nadprzyrodzone zdolności, wierzyła w każdą historię, którą opowiadał jej przed pójściem spać, często zasypiając w jej niewielkim pokoiku.
Czasy sielanki jednak skończyły się wraz z pójściem do Hogwartu. Pokochała zamek, pokochała wiele ludzi, którzy otaczali ją od pierwszych dni, kiedy niczym raczkujące dziecko stawiała tam niepewne kroki. Poznawała świat magii. Poznawała społeczeństwo czarodziejów, będąc zupełnie nieprzygotowaną na taką przygodę. Przez kilka pierwszych miesięcy wierzyła w to, że trwa od tak dawna w pięknym, kolorowym śnie. I gdyby nie fakt, że w tamtym okresie doznała pierwszych nieprzyjemności – wierzyłaby w ten sen w dalszym ciągu.
Przykrości, których doświadczała z biegiem czasu zamieniały się w rutynę. Wieść o tym, że nie jest czystej krwi, że nie jest nawet mieszańcem, że jest najzwyklejszą w świecie szlamą, która nie powinna hańbić honoru szkoły, rozeszła się po uczniach dość prędko. Niewielka grupka tych, którzy o czystość krwi dbali, bo musieli – wynieśli takie poglądy z domu i naprawdę nikt nie miał na to wpływu – wyżywała się na June od najmłodszych lat. Ta jednak dzielnie znosiła padające w jej stronę obelgi, równie dzielnie znosiła przepychanki, ale wiadomym był fakt, że delikatna dziewczyna w końcu się załamie, prawda?
I wtedy przybywał on. Alastor, z biegiem czasu noszący miano jej najlepszego, ukochanego przyjaciela. Zwykł stawać w jej obronie, kiedy tylko mógł, ale przecież nie zawsze był obok June, nie zawsze mógł ja wesprzeć i obronić. Zresztą, Ellis nie o wszystkim mu mówiła. Często dusiła w sobie przeżyte porażki, bo tak było lepiej. Moody z pewnością miał swoje problemy.
Tego wieczora wybrała się do Hogsmead, o dziwo uzyskując zgodę opiekuna domu. W dniu jutrzejszym jej matka miała urodziny, więc June chciała przygotować stosowną paczuszkę zawierającą smakołyki z Miodowego Królestwa. Wszystko poszło po jej myśli. Zakupiła odrobinę słodyczy i razem z listem zapakowała w szary papier. Dostała się na pocztę, bo swojej sowy nie posiadała, a do szkoły nie chciało taszczyć jej się pakunku. Zapłaciwszy odpowiednią sumę, uśmiechnęła się pod nosem i nucąc coś cicho, ruszyła w drogę powrotną, skręcając w pomniejszą uliczkę, która miała ją wyprowadzić na głowną drogę, prowadzącą do zamku.
- Ej, szlamo!
Zadrżała, ale przyśpieszyła kroku. Nie chciała się odwracać, nie chciała się zatrzymywać. Kiedy wołania się powtórzyły, serce podskoczyło jej do gardła.
- Stój – rozkaz był jasny i dopełniony, szarpnięciem jej za rękaw. Przyparta do muru dziewczynka poczuła ból w plecach. Nie była potraktowana zbyt łagodnie. A nawet wręcz przeciwnie. Jeden z wyrośniętych Ślizgonów przytrzymywał ją przy ścianie budynku, a drugi przykładał jej różdżkę do gardła.
- Pieniądze. Dawaj pieniądze, szlamo – to był tylko początek. Musiała odmówić, więc oberwało jej się po twarzy, a potem zaserwowano kopniaka w brzuch. Jęknęła cicho, ale nie broniła się. Nie potrafiła. Nie płakała, tylko załzawionymi oczyma spoglądała na swoich oprawców. Osunęła się po ścianie, a kiedy szarpana za włosy nie wytrzymała, krzyknęła cicho, próbując rozluźnić uścisk palców chłopaka.
[Wcale nie wyższa, aczkolwiek parę kurf poleciało w trakcie pracy, ale whateva, prawda?
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu Twojej KP April mruknęła mi do ucha "brałabym", co jest komentarzem w swojej prostocie dość genialnym. Pomińmy jednak spaczony sposób spojrzenia na świat Małej Stubbs, szczegóły wyjdą w praniu, jak mawiają Indianie ;)
Ja chętnie zacznę wątek, bo chciałabym wątek, bo lubię dobre postaci i dobre KP i w ogóle Alastora lubię, w sumie chyba dokładnie tak go sobie wyobrażałam jako nastolatka... Mam tylko prośbę o jakiś cień powiązań, jeśli łaska. Z Alecto również, jeśli jest chęć.