
Billius Blishwick
Czysta krew i to jak, Jak zawali ostatnią klasę to go wydziedziczą,Hufflepuff, Londyn foreva, Topola 12 cali włókno z serca chochlika kornwalijskiego, dementor, żaba
Jebany hipis. Nic go w życiu nie smuci, nic nie przygnębia. Gościu nie łapie dołów jak dogłębnie skrzywdzone przez świat dziecko z syndromem sieroty, prędzej z niego dziecko kwiatów nigdy nie mające dorosnąć. Wszystko powolutku, pomalutku, bez spiny. Zapewne działa wszystkim na nerwy, zapewne (a raczej na pewno) irytuje ich wszystkim czym tylko może. Każde słowo wypowiada ze swobodą, której brak niewyluzowanym prefektom czy dorosłym. Dba o swoich znajomych, choć w życiu by się nie przyznał na kim zależy mu najbardziej. Dziecinny w uczuciach, nie potrafi ich należycie okazać i obrał sobie taktykę kochania wszystkich tak samo. Chce wszystkiego na raz i dostać to natychmiast. Fan spokojnego rzępolenia i imprez pogrążonych w zapachu perfum Mary Jane. W ogóle jest fanem wszystkiego co nadaje życiu kolorów. Zachwyca się mugolami jakby nigdy w życiu żadnego nie widział. Nieświadomie walczy ze stereotypem puchona. Nie jest niewidzialny.
Dobry kumpel. Do tańca i do różańca, do wiecznego zamulania w zawalonym gratami dormitorium. Jeżeli powierza się mu tajemnicę, można być pewnym, że nikt inny jej nie usłyszy. Tłumaczy to słabą pamięcią i nawet można mu w to uwierzyć, wiecznie nieobecne spojrzenie potwierdza jego zapewnienia. Wydaje się, że co wlatuje mu jednym uchem, wylatuje drugim. Wygląda jak baba, a końcówki włosów ma rozdwojone tak, że o cholera. Kłopoty w raju? Przyjdź do niego. Pocieszy, poklepie po pleckach, da się napić za swoje. Śmieje się na okrągło, ale twoich problemów w życiu nie wystawi na śmieszność. Ma wiele zabawnych teorii, wierzy w każde usłyszane słowo i ogólnie jest kapeczkę naiwny, ale da się mu wybaczyć parę spraw.
Why? 'Cause freaks go all the way.
[Uległam modzie na dwie postacie, mięczak ze mnie. Nie umiałam wybrać spomiędzy tysiąca krótkowłosych chłopców z Fashion TV, także Michael Tintiuc idealnie się wpasował do lat 70. Co do wątków, nie myślę, ale to chyba żadna nowość. A moje dziecko jest super fabianowe przebojowe i chętne na każde powiązanie]
[z glizdem. koniecznie!]
OdpowiedzUsuń[ buu i zakryta moja A :C ]
OdpowiedzUsuńAuroele
[ wiem :C może w takim razie wątek? Z Aureole. bądź Evans? ;>]
OdpowiedzUsuńAureole&Evans
[The Smiths są fajni. A Courtney sama nie wie co lubi, więc trzeba po prostu spróbowac.]
OdpowiedzUsuń[W końcu znalazłam. I jaki fajny spizgusek. Lubię takich, o.] Woody
OdpowiedzUsuń[Pasuje, pasuje. U mnie dzisiaj bezwenowo, więc też cudów nie oczekuj ;)]
OdpowiedzUsuńNienawidził. Woody dosłownie nienawidził wstawać co rano i brnąć przez śnieg do tej paskudnej szkoły, której nienawidził jeszcze bardziej. Nienawidził tych zadufanych uczniów, nauczycieli, nienawidził wszystkich zdolnych właścicieli różdżek. Coś za dużo nienawidził ostatnimi czasy, a i tego słowa za dużo używał.
Zamiatał właśnie przed głównym wejściem do zamku i właśnie wtedy spostrzegł jakiegoś wyziębionego ucznia. Gdzie, przez chwilę myślał, że owy chłopak jest dziewczyną. To wszystko... przez te włosy.
Wzruszył ramionami i wyjął paczkę mugolskich marlborasków, które uwielbiał najbardziej w świecie. O - w końcu czegoś nie nienawidzi.
-Jestem zajebiście spoko stary - powiedział co wiedział i poczęstował go szlugiem, sam robiąc to samo.
[Boże, takie masło maślane, aż mi wstyd] Woody
Wyjął z kieszeni mugolską zapalniczkę i świdrował tylko spojrzeniem, ruchy ów czarodzieja, który to bardzo zaradnie odpalił fajkę. Wzruszył ramionami.
OdpowiedzUsuńNie no, nie będzie się przejmował swoim charłactwem. Przecież to nic takiego. To przecież nic kurwa takiego. Chciał już coś klapnąć dziobek, jacy to czarodzieje nie są itepe itede... ale w ostatecznym rozrachunku zaoszczędził śliny.
Zaciągnął się papierosem i podrażnił lekko swoje płuca
-Chyba nawet mógłbym cię polubić...- skrzywił się. Dotąd w zasadzie unikał rozmów z jakimkolwiek osobnikiem zamieszkującym Hogwart - jak się zwiesz w zasadzie? - zapytał, strzepując popiół na posadzkę, która przed chwilą czyścił.
Aj, w cholerę z tym - pomyślał.
-Leci wyśmienicie - bąknął - uwielbiam te poranne randki z mopem i miotłą. Co prawda, lecę na dwa fronty ale wiadomo. Moje laski bądź co bądź się jeszcze nie pokapowały, a to chyba dobrze o mnie świadczy - prychnął i spojrzał się, z naprawdę szczerą czułością na drewniany kikut, który trzymał w lewej łapie...
- Woody - powiedział krótko, poczym dodał szybko - Woody Jackson Motherfuckers - zaśmiał się i uchylił wrota zamku, wyrzucając niedopałek. No przecież nie będzie brudził podłogi jeszcze bardziej.
OdpowiedzUsuń-Ty taki rastaman jesteś, no nie? - zapytał, używając mugolskiego slangu. Poznał to ser Jackson i takich. W mugolskim sierocińcu pełno było trawki, dobrej muzyki i ludzi. Prawdziwych ludzi. Takich, co to wierzyli we własne przekonania. Takich, którzy nie chcieli być zwykłą, szarą masą - nie potrafisz przypadkiem... - zaczął powoli. Była jeszcze wczesna godzina. Zanim powstają uczniowie, nauczyciele i cała reszta zapyziałych twarzy, może zdążyliby się uwinąć - zaczarować tych paskudnych mioteł? Coby trochę same się pomęczyły? Ja je kocham... ale wiesz. Powiadają, że im facet surowszy tym kręci bardziej laski - wzruszył ramionami, ukrywając cichą nadzieję.
W zasadzie, to w zblazowanej główce Woody'ego, powstał już nieco diaboliczny plan. Miał on bowiem w pewnych skrytkach, których to nawet Irytek nie odkrył, parę gram tego i owego... A wyruszyć na przygodę? Toż to coś pięknego.
[Musiałam. Po prostu musiałam użyć madafakersa] Woody
Zrobił szerokie oczy.
OdpowiedzUsuń-Pytasz mnie? O używki? – zapytał ze zdziwieniem i pacnął się w czoło – sory stary, ale przegiąłeś. Chyba powinniśmy obudzić dyrektora. Albo wiesz, najlepiej już spakuj swoje szpargały – wzruszył ramionami. I po prostu odwrócił się na pięcie. Poszedł parę kroków do przodu. O nie nie. Woodyemu wcale o narkotyki nie chodziło. On nie z tych, co jara.
No dobra, nie kłammy już tak zawzięcie.
Pokręcił rozbawiony głową, sięgnął do skrytej kieszonki w swoich spodniach i szybko zawrócił do Hogwarckiego nicponia.
-No pewnie, że mam – zaśmiał się głośno – jełopie – dodał po chwili, choć nie był pewny czy może pozwolić sobie na jako taką obrazę w stronę czarodzieja. No bądź co bądź, akurat on miał to głęboko gdzieś. Chyba... Zaciągnął chłopaka do swojego pseudo gabineciku woźnego i zamknął za sobą drzwi. Nie, nie. To wcale nie wyglądało jakby miał zaraz zgwałcić nieletniego.
-Teraz jakieś zaklęcie… no wiesz blokujące i te sprawy – nakazał i już rozwijał biały papierek z piękną, zieloną, suchą trawką. Zaciągnął się zapachem i wyciągnął mugolskie bletki. Ach doprawdy, ci mugole wcale tacy tępi nie są.
Szybciutko zrolował dwa blanty z działki, którą prawdzie powiedziawszy chciał zostawić na czarną godzinę. No cóż… może to właśnie teraz przybywa czarna godzina?
Podał Puchonowi (jak się zorientował, gdy już dostrzegł naszywkę na szacie) jointa, jednocześnie wetknął swojego między pogryzione wargi.
Woody
[ BILL?]
OdpowiedzUsuń[i przerażająco krótka karta, lubię. wątek czy coś?]/Melanie
OdpowiedzUsuń[To ja się tak nieśmiało po wątek zgłoszę może... ;___;]
OdpowiedzUsuńBlake
Szybkim spojrzeniem omiótł swój zawalony gratami pokoik i walnął się na rozwalonym fotelu tuż przed drewnianym biurkiem. Zaciągnął się zbawiennym dymem, który delikatnie drażnił jego gardło. Joint momentalnie uderzył mu do głowy. Nie mocno. Nie zabójczo. Delikatnie i subtelnie, rozbudzając wszystkie jego zmysły. Spojrzał się błyszczącymi oczętami na chłopaka i posłał mu szelmowski uśmiech.
OdpowiedzUsuń- Częstuję ziołem w nadziei, że kiedyś mi się zrewanżujesz – wzruszył ramionami – kiedyś kogoś w końcu zamorduję – zaczął rzeczowym tonem – a ty pomożesz mi zakopać zwłoki.
Przymknął powieki i walnął swoje długie kończyny na drewniany mebel, strącając z niego wszystkie karteluszki, notatki i inne duperele. Wszystko przestało mieć dla niego znaczenie. Ściągnął na raz parę buchów nie kaszląc ani razu. Kaszlenie bowiem nie było w stylu Jacksona. No dobra, może raz… kiedy miał dwanaście lat i odpalił swojego pierwszego jointa. W wakacje. W sierocińcu. Z tą ładną dziewczynką o złotych warkoczach, która była starsza od niego o trzy lata. Myślał wtedy, że umrze. Dosłownie – od narkotyku który momentalnie znalazł się w jego ciele oraz z miłości, bowiem myślał wtedy, że ową złotowłosą kochał. Brednie.
[Przepraszam, że tak długo musiałaś czekać. Ale doszłam do wniosku że wolę nie pisać nic, nić jeszcze większe bagno co to tutaj teraz widnieje, no.] Woody