sobota, 26 stycznia 2013

siałababamak.

Jeśli się nad tym le­piej zas­ta­nowić, baśnie nig­dy na nic nie przed­sta­wiały dowodów.
Występo­wał w nich przys­tojny książę... czy nap­rawdę był ta­ki? A może po pros­tu ludzie na­zywa­li go przys­tojnym, bo był księciem? Dziew­czy­na była piękna jak po­ranek... no dob­rze, ale który po­ranek? Kiedy le­je deszcz, trud­no na­wet wyj­rzeć przez ok­no, by się o tym prze­konać! Opo­wieści nie chciały, byś myślała – chciały, byś wie­rzyła w to, co ci opo­wiadają...



Blake Jules Carter
28.02.1961 || Cumbernauld, Szkocja || Mugolaczka ||Hufflepuff, VI klasa 
Leszczyna, 12 cali, róg jednorożca || Alpaka || Clown
Te, pani kapitan, gdzie te pałke niesie?

Była naprawdę grzeczną i nie sprawiającą kłopotów córeczką, chociaż nie mogłaby nosić zacnego miana dziecka, gdyby nie stłukła wazonu czy nie pomalowała kota flamastrami, bo no zobacz, tatku, w kfiatki ładniejsy. Miała domek dla lalek urządzony na dolnej półce biblioteczki, co tydzień robiła wielkie sprzątanie, wyjmowała drewniane mebelki, szmaciane lalki sadzała w rządku i wycierała kurz, ustawiała plastikowe bibeloty i rysowała nowe obrazy, coby lale siorbnęły sztuki w swoim idealnym życiu. Bawiąc się w dom z namaszczeniem odgrywała rolę rozwodu, ach, takiej rozpaczy nie widział nawet Rhett Butler patrzący na Scarlett wzdychającą za tym glutowatym ćwokiem Ashleyem! A mama tylko kręciła głową, jedną ręką mieszając zupę, drugą przeglądając jeszcze raz wniosek o alimenty. Wprawdzie nie była to jedna z historii wartych uwagi, w końcu ludzie się ze sobą rozchodzą, ale trzeba wam wiedzieć, że biologiczny ojciec Blake porzucił rodzinę gdy dziewczynka miała osiem lat. Powód na szczęście nie był cycaty i długonogi, facet po prostu stchórzył, gdy w drodze było drugie dziecko. Nie oceniamy go, widać miał swoje powódki, że wolał wrócić do nadpobudliwej mamusi, niźli żyć szczęśliwie z wartościową kobietą. To je facet, tego nie zrozumiesz.

Czy biedna, podatna na bodźce psychika dziecka ucierpiała jakoś szczególnie dotkliwie? Nie, nie potrzebowała psychologa, psa czy nowej zabawki, wtedy jeszcze nie rozumiała, co dokładnie się dzieje, dlaczego tatko zniknął i wracał tylko na weekendy, podczas których mijał się z mamcią w korytarzu jak bezimienni urzędnicy z wielkiej korporacji, dlaczego babcia nazywa tatka 'chłopem w damskich gaciach', ani kim jest ten elegancki pan, który zasypywał mamę poradami odnośnie spraw o dziwnych nazwach. Dziewięcioletnia Blake była dzieckiem mądrym, acz tylko dzieckiem, na szczęście wychowywała się w środowisku pełnym miłości, nie wygórowanych ambicji i nikt nie oczekiwał od niej, że zrozumie. Najbardziej bala się wtedy tego, że jak już będzie wystarczająco duża do zabawy w prawdziwy dom, to nie będzie miała zamiennika dla wymyślonego męża, dzieci-lalki znikną zupełnie, a miniaturowa kuchenka taką pozostanie. A mamcia i tatko byliby smutni, gdyby ich córeczka nie miała z kim spędzać wolnego czasu na efektownych rozwodach i herbatkach z odgiętym palcem.

List z Hogwartu pojawił się nagle, jeszcze szybciej nadszedł pierwszy września, kiedy trzeba było porzucić rodzinne strony na rzecz wielkiej lokomotywy i tłumu dzieciaków biegających w każdą stronę. Stresowała się, bo wrzucono ją na głęboka wodę świata, który poznała jedynie przez krótkie streszczenie pracownika Ministerstwa. Każdy o czymś gadał, o Nie Miała Pojęcia Kim, o śmierciożercach, o różnych zajęciach lekcyjnych, domniemywano o domu, do którego się trafi. Osoby, z którymi siedziała w przedziale niezbyt przypadły jej do gustu, bo na kilometr czuć było od nich wyższość, na szczęście potem trafili oni do innych domów i nie musiała się z nimi użerać. Carter nie miała powodów, aby stresować się Ceremonią Przydziału, gdyż nikt nie wpoił jej stereotypów o poszczególnych domach, ale jak rozejrzała się po stołach to od razu podjęła decyzję, że wszędzie, oby nie do tego z wężem. Tamci mieli zwyczajnie wredne mordy, a ona z takimi pokojowo funkcjonować nie potrafiła. Kilkanaście minut później dumna jak paw siedziała z innymi Puchonami i przekłuła ją tylko nutka niepewności, czy aby na pewno będzie dobrze.

Było. I jest nadal, bo choć przez ostatnie pięć lat nauki spotykała się z nieprzyjemnościami ze strony fanatyków czystości krwi, poznała też mnóstwo cudownych osób. Miewa wzloty i upadki, pracę domową zostawia na ostatnią chwilę i później niemal na kolanach błaga bibliotekarkę, aby pozwoliła jej wypożyczyć potrzebną książkę. Czasem woli pospać dłużej, niż iść na śniadanie, co potem skutkuje narzekaniem na niechybny zgon z powodu głodu albo nalotem na kuchnię; całe szczęście, że skrzaty są pokojowo nastawione i kopsną kawałek zapiekanki albo ciasta. W drugiej klasie pokochała quidditch, a zapał włożony w grę został doceniony zarówno gdy dostała się na pozycję pałkarza, jak i kiedy w zeszłym roku mianowano ją kapitanem drużyny Puchonów. Funkcja odpowiedzialna, Blake zdaje sobie sprawę z tego, że nie wystarczy pokrzykiwanie na kolegów, a noce zarwane na wymyślaniu taktyki i wykrywaniu błędów będą nieodłącznym punktem jej 'kariery'. Poza tym jest zwyczajną uczennicą, która nie wyróżnia się ani ocenami, ani wyglądem, niczym w sumie. Gdy pragnie spokoju przesiaduje w bibliotece albo nad jeziorem póki ciepło, a towarzystwo nietrudno znaleźć, gdy jest się dość optymistycznie nastawionym do świata. Ale bez przesady, wiecznego uśmiechu nie zaznasz, a czasem kropla kpiny się trafi, bo to przecież takie zabawne rozmawiać z idiotami.

Żadna też z niej femme fatale. Nie jest na tyle odważna, aby bez zająknięcia pogadać z którymś z przystojnych kolegów, których zwykle tylko obserwuje na korytarzu i stara się nie dopuścić, aby zbyt często jej spojrzenia zostały zauważone. Dużo uczennic tak robi, prawda? Chowa nos za książką i co kilka sekund kontroluje sytuację, czy koleżka wciąż tam stoi, czy już zniknął, ale w drugim przypadku łatwo można sobie znaleźć drugi obiekt. I nie, nie jest kochliwa, nigdy nawet nie miała tej dziewczyńskiej obsesji na czyimś punkcie, która nie pozwalała patrzeć na lubego rozmawiającego z koleżanką. Może to kwestia świadomości, że jako Puchonka ma znacznie mniejsze szanse, poza tym to głupie, zawracać sobie głowę kimś, kogo się nie zna, a przy szczęściu Carter przystojniak=dekiel. Och, o czym my w ogóle rozmawiamy, do nauki, a nie latać po krzakach!

Jako, iż uroda jest względnym pojęciem, a i gusta są inne, nie sposób ocenić, czy Blake należy do ładnych dziewczyn. Ma metr sześćdziesiąt siedem wzrostu, szczupłą sylwetkę i długie, ciemnobrązowe włosy oraz oczy pod kolor. Za upartość się płaci, więc przez własną decyzję nie nosiła aparatu, czego skutkiem jest diastema między przednimi zębami, do której Blake zdążyła się przyzwyczaić, ale niektórzy i tak stroją sobie niewybredne żarty twierdząc, że może przeciskać ziemniaki czy wetknąć w szparę szluga. Pod oczami cienie, kilka piegów, usta popękane od przygryzania i skubania paznokciami. Nie ma swojego stylu, w zależności od pogody i humoru włoży albo zwiewną sukienkę ('Po co ją wkładałam, mam krzywe nogi!'), albo powyciągany sweter ('Pieprzę to, nie mam dla kogo ładnie wyglądać. Je pani to krzesło?'). Tylko pierścionki kocha, szczególnie te wielkie, w stylu 'Całuj sygnet, plebsie', których ma naprawdę mnóstwo.



[Cicho.
Cytat Pratchetta, zdjęcia z tumblra. Urodą toto nie grzeszy, ale nie bądźmy płytcy!]

41 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. [Zdjęcia fajne, tylko ma niezbyt ładne zęby ^^ Ale cóż, nikt nie jest idealny :)]

    Mathias

    OdpowiedzUsuń
  3. [Poważnie, Lamo, poważnie? Dobrze, że chociaż ma diastemę, na +. :3]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Nie twierdzę, że jest brzydka. Jest śliczna. ;_;]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Jak to mówio podobno na ryjbuku: brałabym. ;_;]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Cudne, idealne dziewczęta są spoko xD
    Ech, tak, tutaj będzie truuuudno. Też nie mam pojęcia jak ich powiązać i jaki im wątek strzelić, skoro to szlama ._. Dobra, można jutro coś się wymyśli. Jak idę spać, mam najlepsze rozkminy, trzeba poczekać xD]

    Mathias

    OdpowiedzUsuń
  7. Styczeń generalnie zaliczał się do tych chujowych miesięcy, a nie miłych, kiedy wychodziło się na błonia w rozciągniętym swetrze i leżało na liściach. Imogen lubiła leżeć na trawie, bo była wygodna, a to że czasem mrówki właziły jej do butów to inna historia. Rozdeptywała je z chłodną obojętnością wypisaną na twarzy, bo i tak ich dużo, to inne nie odczują straty. Kota czy innego słonia też by rozdeptała, bo zwierzęta uważała za kosmitów. Tyle, że nie umiały mówić i nie miały latających spodków. Co za różnica, wróg to wróg, karabiny w dłoń, do przodu marsz.
    Ale zimą nie dało się leżeć na trawie, trzeba było ubierać dwa swetry naraz i czapkę. Wolała kapelusze, ale kapelusz gówno dawał, bo w uszach i tak mroźny wiatr robił kolosalny przeciąg. Nikt nie chce wylądować w łóżku z grypą, nie ma książek do czytania, a oglądanie własnych rąk czy wzorków na kołdrze to żadna frajda. Zwłaszcza Heat, jej nazwisko mówiło samo za siebie, gorączka odpadała na starcie.
    Było już po śniadaniu, szła korytarzem i klepała się po brzuchu czując, że jajecznica na bekonie, osiem bułek i litr soku dyniowego właśnie odkładają się gdzieś tam i sprawią, że Imogen Heat stanie się w niedługim czasie Imogen Whale. Przejęła się tym tak bardzo, że aż dyskretnie beknęła, przez co dwie Ślizgonki z jej roku spojrzały na nią zdegustowane. Znaczy, że organizm także ma wylane na kalorie, wszystko w porządku.
    Była sobota i już czuła, że wynudzi się za wszystkie czasy. To jakby podświadomość sugerowała, że jest tak beznadziejna, iż nikt nie zechce pobawić się z nią w walkę na tekturowe miecze ani nie zrobi za nią pracy domowej. Życie jest okrutne. Westchnęła i wlazła w końcu do pokoju wspólnego, bo zdała sobie sprawę, że od pięciu minut stoi i myśli nad marną egzystencją, masując pełny brzuch i kiwając się na boki jak pingwin.
    W wyżej wymienionym, wielkim pomieszczeniu ludzi było dużo i wszyscy pchali się do kominka. Grupka debili z piątego roku z sankami, w czapkach i płaszczach minęła ją, podekscytowana wizją tarzania się po świeżym, białym puchu. Frajerzy. Ona znała lepsze rozrywki. Chyba.
    Chyba nie. Swoją drogą ostatnio wyciągnęła sanki ze strychu dziesięć lat temu i złamała sobie nos. Śmiechu było dużo, łez też, a potem awantura w domu, ale pamięta się tylko dobre momenty, prawda? Prawda.
    Westchnęła znów i podeszła do okna, przyciskając nos do szyby. Śnieg zapierdalał, śnieżki latały w powietrzu. Oberwać taką to... Brr, aż się owinęła ciaśniej swetrem.

    OdpowiedzUsuń
  8. Imogen była antyfanką wszystkiego, to fakt. Ale winę można było zrzucić tylko na jej matkę. Komiksów nie czytaj, bo to dla chłopców i demoralizujące. Trampek nie noś, bo to dla brudasów, o tych obrzydliwych ciężkich butach zapomnij, nie pokażę się z tobą na ulicy. Włosy długie, tylko długie, masz być dziewczyną. Niedziwne, że w niekrótkim czasie Heat stała się żywym przykładem hejterki na wszelki wypadek. Wyjątek stanowiły jedynie swetry i kawa, dwa nieodłączne elementy chłopczycy w odsłonie vintage. Mogłaby już być tam złotowłosym Nathanem, może chociaż daliby jej święty spokój.
    Taki strumień gównianych przemyśleń przerwał palec, który wbił się w jej ramię, niczym igła ze szczepionką, chociaż akurat to by kurewsko bolało a nie tylko nieprzyjemnie przywróciło do rzeczywistości. Odwróciła się od okna i jej usta automatycznie wykrzywiły się w grymasie, coś pomiędzy rozdrażnieniem a rozbawieniem. Blake przypominała jej bohaterkę filmu, który kiedyś oglądała u babci, na jej zabytkowym telewizorze. Tam grupka frajerów wybrała się na wyprawę na Syberię czy gdzie tam zazwyczaj nierozgarnięci umysłowo się wybierają. Nieważne. W każdym bądź razie Carter ubrała się tak, jakby co najmniej wybierała się z nimi na wycieczkę, a sanki dodatkowo udziwniały całą sytuację.
    Imogen niby była inteligentna, ale dopiero gdy dostrzegła ten element ubioru przyjaciółki, zajarzyła o co jej chodzi. Grymas zniknął, zastąpiony zaskoczeniem i aż otworzyła usta, ale nie wiedziała co powiedzieć, więc natychmiast je zamknęła, żeby nie wyglądać jak idiotka. Czyżby ten zdrajca nauczył się czytać w myślach i wyłapał śmieszne wspomnienia z lat dziecięcych, kiedy to Heat była jeszcze rozrywkowym dzieciakiem z długimi włosami i lubiła jeździć na sankach?
    - Nie zamierzasz chyba... - Urwała, bo wyraz twarzy Blake odpowiedział jej na, trochę bezsensowne w sumie, pytanie. - Zamierzasz.
    I jeszcze sama sobie odpowiedziała, no no. I teraz zaczął się prawdziwy dylemat, w głowie włączyły się skrzypce wygrywające smutną melodię z Titanica a mózg zaczął pracować na pełnych obrotach, próbując wymyślić wymówkę.
    - Ale przecież będą... - Urwała znów, jakby nie potrafiła się normalnie wysłowić i przejechała sobie dłonią po twarzy, zostawiając na bladym policzku czerwony ślad.
    Dlaczego więc westchnęła ciężko i dwadzieścia minut później wyszła z dormitorium w czterech swetrach, ciężkich butach błagających o wypastowanie, opatulona szalikiem, zabezpieczona czapką i przyciskająca łapy w rękawiczkach do policzków? Wyglądała jak frajerka i będzie za to płacić tygodniową grypą, ale jeśli nie zrobi tego teraz, to nie zrobi nigdy. I oby nikt dla własnego dobra nie komentował, przywiozła ze sobą procę do zamku.

    OdpowiedzUsuń
  9. [Boże jakie piękne zdjęcia. Na wątek też żem chętna. Tylko nie zaczynam, bo odpisywania mam od cholery] Woody

    OdpowiedzUsuń
  10. [Hmmm możemy zrobić tak, że Woody traktuje ją dosyć paskudnie, a ona niezrażona jego podejściem do wszystkich i wszystkiego będzie jakoś dążyć to tego, zeby te lody przełamać. Albo sama kurczę nie wiem.] Woody

    OdpowiedzUsuń
  11. [joł! to bez matiasa nie mam Tw serca ;< ?]

    Alastor

    OdpowiedzUsuń
  12. [a mnie to gówno obchodzi, wszędzie jest napisane, że tylko zmarł w '97. no i w sumie wyglądał podobnie do remusa, ale ja tam się nie znam na ocenie wieku. pomysł, pomysł, pomysł. czekaj! a nie chciałoby się carter ogarnąć mudiego po jakiejś bójce? w sensie laseczka wraca sobie spokojnie z wioski późnym wieczorem, a tu paczy, w jakimś zakątku mudi. normalnie to on by kogoś sprał, ale już w innych wątkach spuszcza wystarczająco dużo manta, umiaru! mogliby jeszcze wracać przez zaklas, a tam auuuuu! wilkołak znaczy się, w tle]

    OdpowiedzUsuń
  13. [nie myśl tyle, bejbe. chodźmy na żywioł! więc albo to, albo nie to. jak szmira i mam dalej myśleć, po prostu powiedz]

    OdpowiedzUsuń
  14. Po prostu nie chciała wyjść na frajerkę, czy to takie trudne do zrozumienia? Już samo bycie Puchonką czyniło z niej tę ostatnią w piramidzie społecznej, to chociaż pokazywanie na każdym kroku, że ma coś z głową, mogłaby sobie odpuścić. Ale przyjaźnienie się z Blake psuło całe jej plany bycia zapamiętanym jako normalny chł... to znaczy, dziewczyna. Normalna dziewczyna. Znały się już sześć lat, do cholery, chociaż to mogła zapamiętać, no! W sensie nie fakt, że przyjaźni się z Pejiciem lat siedemdziesiątych tylko, że Heat stara się być zwyczajna.
    Imogen nawet chyba nie spodziewała się, że akurat przez to musi wychodzić na zewnątrz, jak na misję ratowania małych niedźwiadków spod lawiny śniegu. Ona nie widziała nic zabawnego w obserwowaniu, co prawda naprawdę niezłych, Ślizgonów czy Krukonów, którzy w taki mróz wyszli na szluga. Po pierwsze, błaźnienie się przed nimi to jakiś wyższy level. Po drugie, i tak nie miała u nich szans, walając się w rozciągniętych swetrach i z włosami ściętymi na krótko. Kreowała się na faceta, a raczej nie wyglądali jak geje, więc szanse miała u nich zerowe. Sanki jeszcze pogłębiały to zero, do zera depresyjnego, gdzie zielony płynnie przechodzi w czerń. A po trzecie, to bo tak i już.
    Zawsze tak wyglądasz, cisnęło się Im na usta, ale nie chciała oberwać sankami po łbie, więc była cicho, skubiąc nitkę wystającą ze swetra wierzchniego, robiącego za kurtkę.
    - Ja pewnie będę jeść. Jeszcze nie skończyłam pudełka pączków z wczoraj, a jak ta hołota to wyczuje, to pojedzone - stwierdziła po prostu. Lubiła jeść i jednocześnie była na diecie bez powodu, ale płaskość deski trza było utrzymywać, jeśli chciało się kreować na dobrą dupę rodzaju męskiego. Zbliżały się do wyjścia, więc naciągnęła czapkę bardziej na uszy i owinęła się szalikiem mocniej, jak wężem boa.
    - Sądzisz, że te sanki wytrzymają nas obie? - spytała z powątpiewaniem, zerkając na sanki, które dumnie szły za swoją panią. Jak drewniany pudel. Nieostrzyżony, z takim fajnym afro! Mróz na dworze był gorszy niż jej się wydawało, kiedy patrzyła przez okno. Od razu pobił ją po nosie i nogach. Mogła ubrać te dziewczyńskie rajstopy. Albo nie, jeszcze ktoś by zobaczył i siara, przecież nie mogła się poniżyć, nosząc te seksistowskie wymysły. Patrząc na same opakowania szczupłych nóg z rozmiarami jak na lalkę Barbie odechciewało się je ubierać.

    OdpowiedzUsuń
  15. [Fuck, to chyba nawet ja doprowadziłam do tego, że nie wyszedł xD.
    No i w tej sytuacji to owszem, mogłabyś.]

    Lew

    OdpowiedzUsuń
  16. [do zaczynania i wymyślania mnie nie zmusisz. nie mam dzisiaj głowy, ale na watek chętna jestem jak każdy] Woody

    OdpowiedzUsuń
  17. W dniu dzisiejszym szkolnemu woźnemu nie było do śmiechu. Po pierwsze, szanowna profesor McGonagall kazała mu posortować dokumenty wszystkich uczniów klasy siódmej. Chcąc nie chcąc, coby zarobić na opłatę pokoiku nad obskurnym pubem w Hogsmeade, Woody podjąć roboty się musiał. Drugą, doprawdy wkurwiającą rzeczą był fakt, że owy woźny za cholerkę nie potrafił posługiwać się różdżką, także był zdany na swój umysł (który jak powszechnie wiadomo, jest już lekko uszkodzony – nie, to nie jest wina narkotyków broń cię panie boże!) Jakoże Woody Jackson lat ma dopiero dwadzieścia dwa, o wiele bardziej wolałby w tym momencie nadużywać alkoholu, wprawiać swojego małego w samo zachwyt a i puszczanie bąków pod pierzyną byłoby lepsze. Zirytowany pokręcił pustym łbem i zamknął kartonowe pudło, z dokumentami Ślizgonów. Przynajmniej ich miał już z głowy. Najbardziej przerażał go jednak fakt, że dzień się kończy, a on jeszcze musi zmyć wszystkie posadzki. Zajebiście, jednym słowem.
    W końcu zrezygnowany rozsiadł się na fotelu i odpalił papierosa. Wtedy do pokoju weszło jakieś dziwne stworzenie z naszywką Puchonów na szacie. Jakieś takie drobne to stworzenie. Długie ciemne kłaki i te ogromne oczy. „Może być zabawnie” przemknęło przez myśl charłakowi i wziął karteczkę od dziewczyny. Przygryzł dolną wargę, poczym wbił w nią swoje zielone spojrzenie. Uparcie wpatrywała się w kocura Woody’ego, więc ten przepędził go machnięciem dłoni.
    -No, bierz ten paskudny mop co to leży w kącie – wskazał na stos przyrządów do czyszczenia podłóg – i chodź za mną – spalił pośpiesznie papierosa i otworzył drzwi gabineciku. Wtem Kocmołuch wskoczył mu na ramiona – spierdalaj grubasie – fuknął na niego i pogonił owe dziewczę, coby się streszczało.
    -No ruszaj ten swój Puchoński tyłek, czeka cię roboty od cholery – warknął zirytowany i ruszył przed siebie, kierując się w stronę Sali Wejściowej (która swoją drogą była nieźle zabłocona)


    [Boże jak okropnie. Przepraszam]

    OdpowiedzUsuń
  18. [No to Houston, mamy problem, bo ja też nie bardzo.]

    Lew

    OdpowiedzUsuń
  19. Gdy już dotarli do Wielkiej Sali omiótł ją pogardliwym spojrzeniem. „Nie ma co, brudu jak się patrzy” wzruszył ramionami. Przecież to nie jego wina. W zasadzie, w tym momencie to nawet nie jego sprawa, bo Woody to nawet palcem nie kiwnie, coby to wszystko wysprzątać. Na szczęście był dzień wolny, więc większość uczniów spędzała go w Pokojach Wspólnych, bibliotece, a ci starsi pewnie urzędowali w Hogsmeade. Swoją drogą… jak on by się napił szklaneczki whiskey z Gospody Pod Świńskim Łbem… Westchnął głośno i wsadził łapska do kieszeni. Podniósł zielone spojrzenie na Puchonkę, może przeżyje ten tydzień w towarzystwie upierdliwego czarodzieja. Zmarkotniał.
    -Co to właściwie taka Ptaszyna jak ty porobiła, co? – zapytał się, brzmiąc nieco nieprzyjemnie. W zasadzie to nie z własnej winy. Woody bowiem nie zawsze był takim gruboskórnym palantem. To już mu tak w krew weszło, przez to wszystko i przez nic w gruncie rzeczy – pamiętaj dzieciaku, że to ja uznam czy czeka to nas, czy tylko ciebie. I chyba możesz się domyślić, co do rokowań tej sytuacji, prawda? – uniósł zadziornie brwi i wyjął papierosa z kieszeni. Kolejnego. Oj, gdyby McGonagall zobaczyła, że pali i to w szkole. Zdzieliłaby Jacksona po łbie swoim największym podręcznikiem czy co ona tam chowa w tych swoich szafkach. Albo zamieniła w jakieś paskudne stworzenie, coby dać mu nauczkę.

    OdpowiedzUsuń
  20. Spojrzał na nią, jakby mu matkę zabiła. Nie, w zasadzie to byłoby zadawalające. Spojrzał więc na nią wzrokiem, który przypisano by do tego, że Puchoneczka zabiła jego kota. Lepiej. Bowiem Woody (choć wcale na to nie wygląda) kocha tego swojego spasionego Kocmołucha, na tyle, na ile mu skamieniałe serce pozwala. Rozbawiło go jednak u dziewczęcia to stwierdzenie o jego ptaszynie, w jego gaciach. Kto by pomyślał, że takie zastraszone stworzonko potrafi się bronić a i na swoim postawić.
    -Kiepsko chyba ta nauczka ci wyszła – zaczął z przekąsem – z resztą, każdy wie, że po wykonanej misji trzeba zwiewać Ptaszynko. A nie czekać, aż McGonagall złapie cię za fraki – zerknął na nią szyderczo i zaciągnął się dymem papierosowym, który zaczął drażnić jego płuca . Przysiadł sobie na schodku i zaczął obserwować jak to uczennica zmaga się z tym paskudnym mopem.
    -Jeżeli jestem tylko woźnym, to powiedz mi – zaczął – z jakiej paki to ty teraz szorujesz to paskudztwo, a ja siedzę sobie w najlepsze i kątem oka zerkam na twój Puchoński tyłek? – zaśmiał się i wystawił te swoje białe zęby. Z tym kłem, który dziwacznie nachodził na dwójkę – jak myślisz – dodał po chwili namysłu – komu McGonagall uwierzy? Młodej kryminalistce, która łamie szkolne przepisy, czy pracowitemu woźnemu, którym to jestem ja? – uniósł zadziornie brwi do góry i rozsiadł się w najlepsze.

    [Wcale nie mało. Rzeczowo i na temat, no. Ja długością też pochwalić się nie mogę]

    OdpowiedzUsuń
  21. Dawno się tak nie uśmiał. Naprawdę. W ciągu kilku sekund, jego twarz z bladej przemieniła się w czerwonego buraka, a wesoły uśmiech nie znikał choćby bardzo mocno chciał. Gdy Woody w końcu się uspokoił otarł czoło i westchnął głośno.
    -Ptaszynko i co ty robisz u Borsuków? – zapytał nie oczekując odpowiedzi. Doprawdy, nie spotkał jeszcze tak wyszczekanego Puchona. Po pierwsze, owa pannica jest pierwszym wychowankiem Domu Helgi, która odbębniała jakąś karę. Po drugie, jest pierwszą z którą to sir Jackson zdecydował się zamienić parę słów (nieważne czy z przymusu, czy też dobrowolnie) – powinnaś się cieszyć, że moje spojrzenie uraczyło akurat twój tyłek Ptaszynko – ciągnął dalej – wierz mi lub nie, ale kopnął cię ogromny zaszczyt – wzruszył ramionami i wrzucił peta do wiadra wypełnionego wodą – albo inaczej. Twój jest jedyny w moim obecnym polu widzenia. A facet jest facetem – wzruszył ramionami.
    „A co mi tam” pomyślał i ruszył swoje cztery litery ze schodków sięgając po drugi mop. Podszedł do dziewczęcia i zanurzył go w wiaderku, ochlapując przy tym uczennicę. Uśmiechnął się pod nosem i pieczołowicie zaczął wycierać podłogi. Nachlapał trochę tu i trochę tam. Głównie pod nogi Puchonki. Nie żeby ją jakoś dręczyć czy coś… tak tylko, z własnego uwielbienia do przekomarzania się.

    OdpowiedzUsuń
  22. Spojrzał na nią, jakby urwała się z choinki
    -Ja robię to specjalnie? – zrobił minę niewiniątka – jakże bym śmiał Ptaszyno? – uśmiechnął się do siebie i przygryzł boleśnie dolną wargę, jak to miał w zwyczaju.
    Przejechał mopem tuż obok butów Puchonki i zaśmiał się nieznacznie pod nosem. W końcu odłożył mop i sięgnął po wiadro. Trzeba byłoby wymienić wodę… ale iść taki kawał do łazienek… Gdyby tylko mógł użyć magii.
    Wściekł się niemiłosiernie sam na siebie i zirytowany upuścił wiadro na ziemię tak, że nieco brudnej wody chlusnęło na posadzkę. Na posadzkę i buty dziewczyny.
    - Oczyść wodę – warknął – albo wymień ją czy tam drepcz do łazienek coby jej się pozbyć – machnął ręką i odsunął się nieco dalej, zerkając na czarownicę, która nadal trzymała w swoich drobnych łapkach kij od mopa. Chyba nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo Woody jej zazdrościł. Jak bardzo zazdrościł każdemu, naprawdę każdemu czarodziejowi, który hasał sobie po szkolnych korytarzach z różdżką w łapsku i wymachiwał nią na lewo i prawo, rzucając przy tym zabawne uroki i zaklęcia. Przeczesał włosy dłonią poczym głośno westchnął – no na co czekasz. To jest kara. – rzucił dobitnie i odwrócił wzrok.

    OdpowiedzUsuń
  23. [Omatko jak ja się cieszę. I dziękuję za wyłapanie błędu, już został poprawiony. Masz jakiś pomysł?]

    Siergiej Fiodorow

    OdpowiedzUsuń
  24. [A Puchonki nie powinny książki oddać grzecznie :D?]

    Fiodorow

    OdpowiedzUsuń
  25. [Może to i lepiej, ciekawsze wątki będą!]

    OdpowiedzUsuń
  26. [Jak musi, to pasuje. Osobiście na nic chyba innego nie wpadnę.]

    OdpowiedzUsuń
  27. [Nie, nie, nie. Chodziło mi raczej o to, że ten pomysł nie jest zły, ale możemy nad czymś jeszcze pomyśleć, a jeśli nam się nie uda nic lepszego znaleźć, to wątkujemy z tym ;p]

    OdpowiedzUsuń
  28. [Och, to się Siergiej na pewno zdziwi, jesli mu tak kartka w łapy wpadnie. Jak dla mnie pasuje :D]

    OdpowiedzUsuń
  29. [Hm, no, tego. Nie pogardziłabym w sumie. ;c]

    OdpowiedzUsuń
  30. [To jest nas dwoje i nie wiem co z tym fantem począć :C]

    OdpowiedzUsuń
  31. Woody zirytował się niemiłosiernie. „Przyjemniaczek”, a co niby nie był przyjemniaczkiem? Przecież lubił zabawę, lubił żarty, był miły. Prawda? No prawda? No dobrze, może dzisiejszy dzień nie był jednym z tych najlepszych, kiedy to skakało się z radości, ruchało kogo się da (może w wyjątkiem chłopców. I dzieci. Ogólnie to Jackson ogranicza się tylko do kobiet – dla ścisłości) i w dodatku załapało na darmowy alkohol. Dzisiejszy dzień natomiast wydawał się Woodyemu jedną, wielką sterta gównianego gówna za przeproszeniem (nie żeby gówno mogłoby być jakieś inne). Cholerna robota, cholerne nieopłacone rachunki, cholerny brak papierosów, cholerny brak czegokolwiek. Broń boże, niech nikt nie myśli, że chłopaczyna zawsze narzeka bowiem jest stosunkowo zadowolony ze swojego marnego życia. I owszem, praca w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart była swego rodzaju objawem masochizmu względem własnej osoby, ale i na to charłak nic nie poradzi. Bo (choć ukrywa to bardzo, bardzo, bardzo głęboko. W zasadzie to tak głęboko w tej swojej porąbanej głowie, że najprawdopodobniej sam nie zdaje sobie sprawy z tego drobnego faktu) uwielbiam obserwować magię. Uwielbia ten świat. Choć od środka zżera go zazdrość, to jego fascynacja do magicznych przedmiotów, różdżek, eliksirów i innych tego typu rzeczy, które są niedostępne dla jego skromne osóbki, to objawiają się w postaci narkotyku. Najbardziej ironiczne w tym wszystkim jest to, że chłopak przecież nie urodził się jako dziecko mugoli. Matka, choć kurwa była przecież czarownicą i to czystej krwi. Z ojcem było tak samo. Więc z jakiej, cholernej paki właśnie na niego musiała przypaść ta paskudna klątwa – jak on to sobie wszystko wyjaśnił, mając lat trzynaście i po raz kolejny spędzając wakacje w sierocińcu.
    -Wiesz co? Daruj sobie odbębnianie kar – warknął na Puchonkę – powiem McGonagall, żeś wszystko zrobiła – wbił w nią rozjuszone spojrzenie. Chociaż? Nie, Woody Jackson przecież nie jest miłym i uczynnym chłopcem. Jego wewnętrzny dzieciak przemówił i szybko sięgnął wiadro z wodą. Raz, dwa, trzy. Chlusnęło. Patrzył teraz na dziewczynę mokrą od góry do dołu. Wyszczerzył zęby w szyderczym uśmieszku, który i przywoływał na myśl szaleńca. Odrzucił czerwone wiadro na podłogę i podał dziewczynie swojego mopa – w zasadzie, to nawet nie wiem jak masz na imię – stwierdził wzruszając ramionami. Chryste, gdyby w tym momencie miało to jakieś znaczenie.

    [Mam nadzieję, że nie wkurzysz się za odrobinę wody :D]

    OdpowiedzUsuń
  32. Ale Imogen nie potrafiła tego olać! Przecież ona każdą kolejną minutę zabraną z życiorysu i przekazaną na rzecz siedzenia w składziku przeżywała okropnie i obmyślała zemstę. Zemstę, która pokaże tym gnojom kto tu rządzi, no! Nienawidziła, kiedy szła korytarzem, a scenariusz się powtarzał. Na każdy dzień tygodnia opracowywali jej inne przywitanie, najbardziej nie znosiła niedziel, bo wtedy łapali ją za kołnierz i unosili w górę, jakby pokazywali okaz świniaka na licytacji, KTO DA WIĘCEJ, KURWA.
    Nie chciała być szlamą, choć bycie snobem czystej krwi też się Heat nie uśmiechało, prędzej wsadziłaby sobie różdżkę w oko i wyjęła nosem. Bycie takim osobnikiem pół na pół, Kruczkiem najlepiej, facetem i przyszłym modelem Morello by ją satysfakcjonowało. W ogóle faceci mieli łatwiej, czemu matka nie mogła zrobić z niej chłopca, CZEMU? Nie, nie dlatego, bo nie ma dżemu, zła odpowiedź.
    W przypadku tej dwójki to nie tylko sanki i trochę śniegu, nawet sama Blake o tym wiedziała i mogła przestać się oszukiwać albo Imogen przywróci ją ostro do rzeczywistości.
    Heat leciała tylko na długowłosych, bo choć wydawali się być takimi pałami, którzy zasłaniają sobie twarz firanką, to jednak zazwyczaj potrafili grać na gitarze, a to sprawiało, że przez chwilę zachowywała się jak dziewczyna. Bo nie była jakaś homo, co to, to nie. Kreowanie się na chłopaka, a bycie chłopakiem to dwie różne kwestie.
    Yam Yams we are, from the outer space. Give me some pringles, man.
    Podczas gdy Blake odstawiała przedstawienie, Heat zatrzymała się w połowie drogi i zaczęła lustrować Ślizgonów uważnym spojrzeniem. Sida i Willa kojarzyła, głównie Sida, bo kiedyś zmiażdżył jej pączka butem i tak mocno przywaliła mu w twarz, że farba poszła mu z nosa jak z fontanny. Trzech pozostałych znała z bardzo dobrego widzenia, bo na jednego z nich czasem patrzyła tęsknym wzrokiem zakochanego kundla. Jak łatwo można zgadnąć, do niedawna miał długie włosy, ale z jakichś absurdalnych powodów je ściął i teraz Imogen mogła podziwiać jego cudowną twarz.
    Cieszyła się, że policzki o wiele wcześniej zaróżowiły się od mrozu, bo teraz czuła, że się zarumieniła na samą myśl, że on może czuć jej wzrok w tym momencie. Ale nie odwrócił się, nadal palił, słuchając uważnie swojego nadpobudliwego kumpla.
    - ... robić sama?
    Co? Co? Potrząsnęła głową, jakby nagle oprzytomniała i posłała Carter zdziwione spojrzenie, nie wiedząc za bardzo o co chodzi. Ale jak zwykle po czasie oprzytomniała (refleks niedorozwiniętego dziecka, te sprawy) i zdała sobie sprawę, że jej przyjaciółka już dawno siedzi na sankach, a Imogen stoi w miejscu, gryząc palec wskazujący rękawiczki.
    Chrząknęła i ruszyła do przodu, starając się wyglądać jak 'szła, a wszyscy paczyli', ale w połowie drogi o mało się nie wypierdoliła, więc dała sobie spokój.
    - JEDZIEMY, HEHE! - wrzasnęła, starając się grać superhiperzajebistą Puchonkę, która znalazła się w swoim domu przypadkiem. Ale usiadła dupą na sankach tuż za Blake z takim impetem, że nie dość, że ją sobie obiła, to o mało ich nie wywróciła. Ale świeciła krzywymi zębami mimo to, zaśmiewając się do rozpuku z własnej głupoty.

    OdpowiedzUsuń
  33. Encyklopedia mugoli' Siergiejowi do szczęścia potrzebna nie była, zresztą zajęcia z mugoloznastwa też potrzebne mu do niczego nie były, a jednak grzecznie na nie uczęszczał już od paru dobrych lat. Po co? Sam właściwie nie wiedział. Początkowo zaciągnęła go tam zwykła, ludzka ciekawość. Chyba każdy z nas chciałby czasem przekonać się, jak on, albo jego świat, postrzegany jest przez resztę, nieco innych, ludzi, czarodziei właśnie, no a skoro Siergiej miał taką możliwość, czemu nie miałby skorzystać? Poszedł więc na pierwsza zajęcia właściwie sam nie wiedząc czego ma się spodziewać. W pierwszej chwili w oczy rzucał się fakt, że frekwencja Ślizgonów oscylowała w granicach pękatego zera, podobnie zresztą było z Puchonami. Pierwsi, to oczywiste, na mugoloznastwie pojawić się nie mogli ze względów czysto ideologiczno-politycznych, ci drudzy jednak zrezygnowali z przedmiotu przez czysty, niemal namacalny strach i choć Siergiej ich nie popierał, to doskonale rozumiał. Osobiście nie był człowiekiem ani strachliwym, ani przesadnie odważnym, nie miał też oficjalnego zdania na cały ten spór dotyczący czystości krwi i choć jako pół-czarodziej powinien opowiadać się za jedną ze stron, on wcale tego nie robił.
    Siergiej doskonale pamięta po dziś dzień, jak kilka lat temu po pierwsze lekcji mugoloznawstwa zadowolony odpuścił komnatę i wcale nie przyczynił się do tego niemalże wyskakujący z szaty biust pani profesor, a jej słowa i sposób prowadzenia lekcji. Do dzisiaj pamięta także, jak tuż za rogiem czekała na niego banda starszych Ślizgonów, która prędko ten szeroki uśmiech starła z jego twarzy za pomocą wielu kopniaków i gróźb, próbując przeciągnąć go na własną stronę. Siergiej mimo to pozostał bezstronny, co w wielu kręgach od razu skreśliło go z listy potencjalnych sprzymierzeńców, ale on miał to gdzieś. Nie miał zamiaru uczestniczyć w zbiorowym praniu mózgów i koniec. Tydzień później z ledwo co naprawioną ręką i kilkoma jeszcze siniakami stawił się na następnej lekcji, a po niej sam stawił czoła bandzie Ślizgonów dzielnie dzierżąc różdżkę w dłoni. Spędził pół roku szorując puchary w Izbie Pamięci, ale było warto.
    Teraz Siergiej, które nagle przeszła chęć na wspomnienia, ślęczał w bibliotece nad encyklopedią i kolejną durną pracą domową z mugoloznawstwa, którą równie dobrze mógł napisać bez pomocy książek. Czemu więc tego nie robił? Z bardzo prostego powodu – kiedy pisał wszystko z głowy, nikt nie rozumiał o czym opowiada, gdy pisał w książkami wszystkim nagle rozjaśniało się w mózgach. Ten fakt doprowadzał go do strasznej frustracji, dlatego za każdym razem odwalał eseje na minimalną ilość pergaminu i prędko zajmował się czymś przyjemniejszym. Dzisiaj miał dokładnie identyczny plan, w którym ktoś postanowił mu przeszkodzić.
    Siergiej zmęczony uniósł głowę do góry na dźwięk słów dziewczyny i uważnie zaczął się jej przeglądać. Łatwo było wywnioskować, że strasznie na tym małym zwitku jej zależało, a on miał powiedzmy ochotę nieco się rozerwać. Skoro jakaś Puchonka mu przeszkodziła w pracy to równie dobrze może z tego powodu umilić mu nieco czas. Aż uśmiechnął się kącikiem ust na tę myśl i szybko przekartkował książkę. Bez trudu natrafił na skrawek papieru, który teraz trzymał w ręce w pewnej odległości od dziewczyny.
    - Tego szukasz? - spytał zadziornie, machając kawałkiem pergaminu tuż przed jej nosem. Szybko jednak odsunął go na bezpieczną odległość. - Nie ma nic za darmo.

    OdpowiedzUsuń
  34. Imogen nie zamierzała się tak poniżać i lecieć na ćwoków, chyba że pijana, wtedy to nawet mogłaby się przytulić do Ślizgona, ale że rzadko miała procenty we krwi, więc zdecydowanie odpadało. Zwłaszcza lecenie na kogoś takiego jak Sid. Była pewna, że chociaż w trzydziestu procentach przypadków to przez niego lądowała w składziku i nie mogła się wydostać, bo żadne zaklęcie jak na złość nie chciało działać. Prędzej powiesiłaby go w Wielkiej Sali i kazała ludziom rzucać w niego pomidorami. Śliczny Willy przedstawiał się lepiej, ale biegał za nim jak wierny pies, pewnie pod tą twarzą niewinnego chłopca krył się taki sam cham.
    Powinna od razu zostać feministką.
    JEB!
    Imogen poczuła na twarzy mokry śnieg, który kilka minut wcześniej uroczo trzeszczał pod jej wojskowymi butami. Teraz co najwyżej mógł trzeszczeć na jej zdrętwiałej od mrozu twarzy i ukochanym swetrze. Leżała tak dłuższy czas, dopóki nie poczuła, że jej nogi zaczynają poważnie zamarzać i jeszcze chwila, w ogóle nimi nie ruszy. Usiadła i otarła rękawiczkami policzki, zerkając z krzywą miną na cieszącą się nie wiadomo z czego Blake. Potem wzrok przeniosła akurat na źródło hałasu.
    Sanders stał na samym szczycie góry, o mało nie sikając ze śmiechu. Jego przydupas zapunktował, bo tylko uśmiechał się lekko, jakby chciał powiedzieć 'fany, ale chodź już'. Za to kilka sekund potem przeżyła najgorszy zawód miłosny w swoim życiu. Jużniedługowłosadupa, która swoją drogą miała z tej odległości cholernie krzywe zęby, jak radary, zaśmiewała się nawet mocniej od Sida. Im miała ochotę zakopać się pod tą zaspą.
    - Mogę im wpierdolić tymi sankami? - spytała, ciskając pioruny w tamtą stronę, a jej pięści mimowolnie zacisnęły się, kiedy podniosła w końcu dupę i stanęła wyprostowana obok wielkiej zaspy.
    Zjeżdżanie z drugiej strony brzmiało jak wyrok, ale im dłużej gapiła się na tę cudowną twarz, która teraz miała niezły ubaw z dwóch pałowatych Puchonek, miała ochotę sama się rąbnąć w łeb sankami. Pokiwała powoli głową i szybko skierowała się na drugą stronę górki, ale tak, żeby okrążyć Ślizgów i najlepiej, nie musieć na nich patrzeć z dołu. Inaczej dokona pierwszego i jednocześnie najbardziej krwawego mordu w swoim nastoletnim życiu.

    OdpowiedzUsuń
  35. Nawet nie słuchała Blake, bardziej wspominała w głowie ten śmiech, ten okropny śmiech, choć piękny, ale okropny. Szła w miarę spokojnie, z rękami w kieszeniach swetra, zaciskając usta w wąską linię. Mózg pracował na pełnych obrotach. Imogen nie zamierzała im tego tak łatwo odpuścić, zwłaszcza swojemu byłemu niedoszłemu mężowi, Ślizgowi Imię Nieznane. W takich momentach nie wierzyła, że jest Puchonką, skoro zachowuje się własnie w taki sposób. Wiele Puchasiów, których znała właśnie byliby w drodze do zamku, ocierając zamarzające na policzkach łzy i planując cały dzień rozpaczy w swojej części dormitorium.
    Imogen Heat chciała zemsty, nawet jeśli ma być to ta żałosna i dziecinna.
    Zatrzymała się w miejscu, w którym doskonale było widać plecy Ślizgów; ci najwyraźniej się uspokoili i zaczęli kolejne szlugi, co by się rozgrzać. Z daleka dostrzegła tę komiczną, czerwoną czapkę Sandersa. Zmrużyła oczy i rozejrzała się wokół. Gryfiaki bawiły się w najlepsze, korzystały z życia bez skrępowania i blokującej wszystko myśli 'zrobię z siebie frajera'. Naiwniaki. Najchętniej by ich wszystkich wygoniła, to jej pole bitwy.
    PROSZĘ WYPIERDALAĆ.
    Naciągnęła swoją czapkę bardziej na uszy, zawiązała mocniej buty i odwróciła się do Carter, tym razem zaciętą minę zamieniając w neutralny wyraz twarzy. Chociaż i tak pewnie nie wyszło, ciskała pioruny z oczu i miała ochotę wrzeszczeć. Nie, nie na Blake. Na ludzkość, że jest taka głupia.
    - Mam lepszy pomysł - powiedziała, a wtedy jakby automatycznie na jej twarzy pojawił się ten nieładny uśmiech, prezentujący całe uzębienie, ale nadający jej wyglądu mrocznego podburzacza tłumu, który porywa dzieci i przerabia je na paszteciki.
    Ja wam kurwa dam, Z CZEGO HA?!
    - Rób kulki, pełno kulek, spotkamy się za tamtą zaspą, bo jest najbliżej górki i można się schować. Nie zadawaj pytań, to jest wojna.
    Odetchnęła głęboko. Miała nadzieję, że przyjaciółka rozumie. Odwróciła się i splunęła w śnieg, jak prawdziwy chujopał. Brakowało tylko wykałaczki wetkniętej pomiędzy zęby. Czuła się jak szeryf, jak prawdziwy dowódca z wojennych filmów, które oglądała z dziadkiem Bogdanem. Zgarnęła trochę śniegu i szybko ruszyła w stronę zaspy, formując kulę śmierci, miała nadzieję, że z kamieniem w środku.

    OdpowiedzUsuń
  36. [No weź, ty tak na serio?]

    Lew

    OdpowiedzUsuń