Życie panny Heywood spokojnie można określić mianem tragedii antycznej, godnej nawet najwybitniejszego dramaturga wszech czasów. Oczywiście, o ile ktoś ma awersję do kwiecistych wzorów, idealnie przystrzyżonych trawników, talerzyków z porcelany, kotów z różową kokardką, nienagannych manier i cotygodniowej herbatki w ogrodzie jednej z sąsiadek. Tak, właśnie tak wygląda życie Loveleen. A raczej, wyglądałoby, gdyby dziewczę nie postanowiło tupnąć swoją drobną nóżką i się zbuntować. Powiedzmy sobie szczerze, Love nigdy nie była typem słodkiej, uroczej panienki z dobrego domu, która chodzi w kwiecistych sukienkach, z długimi warkoczykami i szerokim uśmiechem przyklejonym do twarzy. Zupełnie nie pasowała do swojej idealnej rodzinki jak z obrazka. Nie pasowała do sztywnego ojca, do surowej matki, do przeuroczej siostry. Nie była jedną z nich. Nie umiała być jedną z nich. Nie umiała siedzieć prosto i się nie wiercić, nie umiała nie gadać podczas jedzenia, nie umiała zachowywać się z nienagannymi manierami. Specjalnie brudziła sukienki, gdy tylko matka ją w jakąś wcisnęła. Specjalnie gubiła wszystkie gumki, aby nikt nie splótł jej włosów w ciasne warkocze. Specjalnie chowała się po piwnicach i strychach, aby nie siedzieć wśród tych wszystkich poważnych person, które rodzice spraszali do domu. Robiła wszystko, aby nie stać się tym, kim byli oni. Nie chciała być taka bezbarwna, taka nijaka. Sztywna, jakby kij od szczotki połknęła. Nie chciała być idealna. Więc robiła wszystko, aby idealną nie być.
Dwa słowa. Idealnie nieidealna. Zagmatwana. Zagubiona w ludzkim świecie wariatka. Niestabilność emocjonalna. Laleczka z saskiej porcelany. Księżniczka na ziarnku grochu. Na pograniczu dwóch światów. Kot własnymi drogami chodzący. Mała awanturnica. Miłe stworzenie, choć i tak ma cię w dupie. Tykająca bomba. Tik-tak. Tik-tak. I tak jej nie zrozumiesz, więc nie próbując zrozumieć. Magnes na kłopoty. Sroka-kleptomanka. Wierny piesek. Właściciel poszukiwany! Ot, swoista indywidualność, mówiąc krótko. A miała być tą poważną. Tą ułożoną, cholernie nudną, wiecznie uprzejmą. Miała być niewidzialna, miała niknąć w tłumie. Miała słuchać muzyki klasycznej, bawić się w poetkę, udawać intelektualistkę. A powstało takie oto coś. Podobno inteligentne, podobno chore psychicznie, podobno leniwe, bałaganiarskie i spóźnialskie. Dziwne jakieś takie. Skomplikowane dziewczę pełne dziwactw i głupich pomysłów, które przecież musi wcielić w życie, bo inaczej nie byłaby sobą. Zdziecinniała szesnastolatka, która sama nie wie czego chce i pragnie, zupełnie jakby wiecznie cierpiała na zespół napięcia przedmiesiączkowego. Gadatliwa bestia, pani 'Zamknij się, bo odstrzelę ci łeb', dziecko chamstwa i sadyzmu. Małpa, która biega sobie po szkole na wolności, krzycząc, wrzeszcząc i śmiejąc się jak wariatka. Przy okazji zrobi komuś na złość, wyrwie garść włosów, podłoży szpilkę. Ludzka huśtawka humorów. W jednej chwili z wielkiej radości popadnie w czarną rozpacz. I weź ją zrozum, człowieku. Toć to się nie da. Nikt jej nie zrozumie, bo nikt nie wie na jakiej zasadzie działa. Nigdy nie wiadomo co tak naprawdę zrobi. Jest nieprzewidywalna. Nieobliczalna. Skomplikowana. Wyjątkowa, pełna sprzeczności i niewątpliwie wielu niespodzianek. Jest jak łamigłówka, której nie da się rozwiązać. Czyli mówiąc krótko, jak połowa pieprzonego świata, więc nie jest nikim wyjątkowym. Nie jest jedyna w swoim rodzaju. Przecież jest tyle dziwek na kuli ziemskiej, że aż rzygać się chce. Kto miałby ochotę użerać się z kolejną?
Dwa słowa. Idealnie nieidealna. Zagmatwana. Zagubiona w ludzkim świecie wariatka. Niestabilność emocjonalna. Laleczka z saskiej porcelany. Księżniczka na ziarnku grochu. Na pograniczu dwóch światów. Kot własnymi drogami chodzący. Mała awanturnica. Miłe stworzenie, choć i tak ma cię w dupie. Tykająca bomba. Tik-tak. Tik-tak. I tak jej nie zrozumiesz, więc nie próbując zrozumieć. Magnes na kłopoty. Sroka-kleptomanka. Wierny piesek. Właściciel poszukiwany! Ot, swoista indywidualność, mówiąc krótko. A miała być tą poważną. Tą ułożoną, cholernie nudną, wiecznie uprzejmą. Miała być niewidzialna, miała niknąć w tłumie. Miała słuchać muzyki klasycznej, bawić się w poetkę, udawać intelektualistkę. A powstało takie oto coś. Podobno inteligentne, podobno chore psychicznie, podobno leniwe, bałaganiarskie i spóźnialskie. Dziwne jakieś takie. Skomplikowane dziewczę pełne dziwactw i głupich pomysłów, które przecież musi wcielić w życie, bo inaczej nie byłaby sobą. Zdziecinniała szesnastolatka, która sama nie wie czego chce i pragnie, zupełnie jakby wiecznie cierpiała na zespół napięcia przedmiesiączkowego. Gadatliwa bestia, pani 'Zamknij się, bo odstrzelę ci łeb', dziecko chamstwa i sadyzmu. Małpa, która biega sobie po szkole na wolności, krzycząc, wrzeszcząc i śmiejąc się jak wariatka. Przy okazji zrobi komuś na złość, wyrwie garść włosów, podłoży szpilkę. Ludzka huśtawka humorów. W jednej chwili z wielkiej radości popadnie w czarną rozpacz. I weź ją zrozum, człowieku. Toć to się nie da. Nikt jej nie zrozumie, bo nikt nie wie na jakiej zasadzie działa. Nigdy nie wiadomo co tak naprawdę zrobi. Jest nieprzewidywalna. Nieobliczalna. Skomplikowana. Wyjątkowa, pełna sprzeczności i niewątpliwie wielu niespodzianek. Jest jak łamigłówka, której nie da się rozwiązać. Czyli mówiąc krótko, jak połowa pieprzonego świata, więc nie jest nikim wyjątkowym. Nie jest jedyna w swoim rodzaju. Przecież jest tyle dziwek na kuli ziemskiej, że aż rzygać się chce. Kto miałby ochotę użerać się z kolejną?
Loveleen Heywood
lat szesnaście
slytherin
VI rok
slytherin
VI rok
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dobry wszystkim! Karta jeszcze zostanie uzupełniona, bo miało wyjść co innego, a wyszło zupełnie co innego. Cytat - Edward Stachura. Zdjęcie - tumblr.com.Powiązania najczęściej chore i zagmatwane. Wątki te średnie i długie, najlepiej ambitne. Czasami pomijam, nie odpowiadam po kolei. Zaczynam, nie zaczynam, zależy od mojego humoru i chęci. Amen.

[Ujmująca!]
OdpowiedzUsuńSyriusz
[ czeeeeeeeeeeść mordko ^^]
OdpowiedzUsuńEvans
[Ona jest czystej krwi, tak? To może matka Blacka umówiła się z matką Love (w końcu obie to arystokratki pełną parą), że ich ze sobą zeswatają. No i dzieciaczki jak się dowiedziały, to dały i im, i sobie nawzajem do zrozumienia, że ten pomysł jest beznadziejny. Ale coby nie było tak niemiło, to się Syriusz z Love względnie dogadywali i topór wojenny zakopywali na czas pobytu w szkole?]
OdpowiedzUsuń[joj, mordka ładniutka, dziewczę jakże zachwycające swoim porąbaniem *-* powiązania raczej uczeń-uczennica, ale.. można zrobić tak, że Howe z panną Love znaliby się już wcześniej ;) skoro oboje są z czystokrwistych rodzin.. tylko ciężko mi wpakować Howe'ów - spłukanych totalnie i trochę zdziwaczałych, do Heywoodów, takich "idealnych". cóż... a może masz lepszy pomysł?]
OdpowiedzUsuń[cóż, w wakacje jeszcze nikt nie wiedział, że będzie uczyć w Hogwarcie, ale pomysł jak dla mnie okeeej ;3 zaczynasz? bo ja nie obiecuję, że sklepię dzisiaj coś sensownego..]
OdpowiedzUsuń[Nie ma sprawy, ja i tak zaraz idę włosy farbować, więc mnie trochę nie będzie :3]
OdpowiedzUsuńProsper Howe rzadko kiedy pojawiał się na własnych zajęciach wyspany. Możliwe, że właśnie dlatego był taki zakręcony. W prawdzie w Hogwarcie roiło się od dziwnych osobników, ale z całego grona pedagogicznego to niewątpliwie on był tym najdziwniejszym osobnikiem. Bo jaki nauczyciel wałęsa się po korytarzach w nocy? I to nie tyle, by patrolować je i szukać potencjalnych ofiar na szlaban. Nie, on to tego nie pasował. Zresztą, dopiero co zaczął tutaj pracę, nie miał chęci, żeby stać się postrachem pokroju MaGonagall i po prostu.. mało go interesowało to, że ktoś w nocy łazi po szkole. On sam nie tak dawno był uczniem i jakoś wątpił, że komuś mogłaby w tym czasie stać się krzywda.
OdpowiedzUsuńTego wieczoru też przechadzał się po korytarzach. A dokładniej, gościł u skrzatów, w kuchni, gdzie wreszcie mógł zjeść normalną kolację, nie narażając się na czujne spojrzenie, którym wciąż darzyła go nauczycielka transmutacji, która wciąż powątpiewała w to, czy Howe rzeczywiście nadaje się do tego stanowiska. Mimo pozorów, Howe nie należał do jej najlepszych uczniów w czasach szkolnych.
Północ miała wybić dokładnie za pół godziny, kiedy postanowił wrócić do swojego gabinetu. Profesor ledwo wszedł, nie minęło pięć minut, a usłyszał pukanie do drzwi. Na śmierć zapomniał o pracy domowej, którą jedna z uczennic miała mu donieść. Ba, nawet nie pomyslał, że dziewczyna doniesie mu ją o tej porze.
Zostawił więc kubek dopiero co zaparzonej kawy na swoim biurku, zgasił pośpiesznie papierosa w obawie, że to których z niezadowolonych profesorów i otworzył drzwi pewnej uśmiechniętej Ślizgonce.
- Love? - spytał głupio, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, że dziewczę trzyma w dłoni zadany przez niego samego esej.
[ach, dziękuję bardzo. Love także fajna :)]
OdpowiedzUsuńDorcas
Miał ochotę jęknąć, jednak ograniczył się tylko do jęknięcia w duchu.
OdpowiedzUsuńZapowiadało się, że dziewczyna nie da mu spokoju tak szybko. Zamknął więc drzwi, odebrał esej i podszedł do swojego biurka, by rzucić go na kupkę z resztą prac i by, oczywiście, zapalić kolejnego papierosa.
- Nie powinnaś być już czasami w łóżku, zamiast wałęsać się po nocy po zamku? - spytał, opierając się o biurko i strzepując popiół z papierosa do popielniczki w kształcie rozpłaszczonej żaby, którą dostał kiedyś od siostry. Siostry, z którą od kilku lat nie zamienił słowa, a która miała dość dziwne... poczucie humoru. Ale mniejsza z siostrą. Dla Prospera było to już całkowicie normalne, że w rodzinie ma samych świrów.
I, cóż, wyglądało na to, że w jego gabinecie w chwili obecnej nie tylko on zaliczał się do świrów. Bo tylko ktoś nienormalny wybrałby się do lochów na boso, gdzie podłoga była cholernie zimna.
Postanowił jednak nie zwracać na to uwagi. Jedna chora uczennica mniej na jego zajęciach. W szczególności taka uczennica, jak Heywood, która tak sobie z nim pograła wtedy, w wakacje. Wtedy, w wakacje, nie wiedział jeszcze, że spotka ją we wrześniu we własnej pracy - choć mógł się domyśleć - więc nie przejmował się tym i szybko zapomniał o sprawie. Jednak teraz, kiedy codziennie miał z panną Love lekcje, przypominał sobie o tym i nie dawało mu to spokoju.
Uh, tak to jest, Howe'owie mają najzwyczajniej w świecie pecha.
[Cóż, z racji tego, że obecnie Syriusz nie ma ochoty widywać swoich rodziców i już z nimi nie mieszka, wątek w posiadłości Blacków odpada. Może Love ma problemy z matką, takie na podłożu krwi właśnie, i przyjdzie z tym do Syriusza sądząc, że ją zrozumie?]
OdpowiedzUsuń[zobaczymy, zobaczymy! ;)]
OdpowiedzUsuń[nie wymagasz ode mnie za dużo? przeczytam kartę i zobaczymy, co z tego wyniknie]
OdpowiedzUsuń[Genialna kobietka, naprawdę. Bardzo podoba mi się karta, szczególnie początek. Co do wątku... wszystko zależy od tego czy mają mieć jakieś dobre relacje czy wręcz przeciwnie. Bo w sumie Sev to Sev, trudno by mu wcisnąć jakiś dziki romans ._.]
OdpowiedzUsuńSnape
Naprawdę, Prosper nie miał dzisiaj ochoty dyskutować z uczennicą. W szczególności o tej godzinie. A to, że dziewczę rozsiadło się wygodnie, jakby było u siebie, potwierdziło, że zamierza go pomęczyć jeszcze jakiś czas. Ale, cóż, po co miał robić aferę z tego. To nie byłoby w jego stylu. Dziewczę się znudzi i sobie pójdzie. On za to spali papierosa, dopije kawę, usiądzie, i przynajmniej będzie miał pewność, że znów nie zaśnie nad sprawdzianami Gryfonów i Puchonów, które zamierzał jeszcze dzisiaj sprawdzić. Tak więc, kiedy już zgasił papierosa, usiadł przy swoim biurku i wyjął owe testy do sprawdzenia. Fakt, że wyjął je niemalże spod tyłka dziewczyny, już pominę. Przy okazji, oczywiście, niemal nie rozlewając kawy. No ale właśnie taki był Prosper - wiecznie roztargniony. Roztrzepany - jak to mawiała jego matka.
OdpowiedzUsuńAle Howe'owi jakoś nie było śpieszno do zmian. Mamusia lepsza nie była, chociaż zazwyczaj uważała się za świętą. Prosper nawet nie próbował zaprzeczać, bo...po co? Tylko wnerwiłby się i matka po raz kolejny by go wykurzyła z domu. Zresztą, był już dorosły, ba!, miał te swoje dwadzieścia cztery lata i nie śpieszyło mu się do odwiedzin pożałowania godnej "rodziny". Rodzinka od siedmiu boleści. Na szczęście, gdy skończył siedemnaście lat i był według świata czarodziejów już dorosły, wyprowadził się z tego domu wariatów i mógł spokojnie skończyć ostatni rok nauki w Hogwarcie... Całkowity spokój pierwszy raz w życiu. Tyle, że do czasu... Aż kochana siostrzyczka nie zrobiła najgłupszej rzeczy, jaką mogła w życiu zrobić.
- A "nocne stworzenie" wie, że może dostać ode mnie szlaban za to łażenie po nocy?
Prosper uśmiechnął się mimowolnie, spoglądając na dziewczynę.
Miał zacząć sprawdzać testy... ale jakoś nie szło mu to. W szczególności, że miał dosyć małe pole do popisu, jako że większość biurka zajmowała mu teraz panna Heywood.
[Ojej, jaka fajna. Tylko w zasadzie nie wiem, jak oni mieliby się dogadać. Bo skoro Love się tak rzuca i wrzesczy, to gdzie miejsce na rozmowę xD?]
OdpowiedzUsuńMyron
[Tylko za cholerę nie mam pojęcia co by to mogło być.]
OdpowiedzUsuńMyron
[Dziennik. Ale nie będzie mogła go przeczytać, bo zapiczętowany jest zaklęciami.]
OdpowiedzUsuńMyron
[No mogę, ale najwcześniej wieczorem, bo się zaraz zmywam.]
OdpowiedzUsuńMyron
[Widzę to tak: Love jest dość zagmatwaną i chaotyczną osóbką, jak sobie z KP wywnioskowałam, natomiast Lu za ogólnym nieładem nie przepada, więc raczej nastawiony byłby do dziewoi dość alergicznie. A panna Heywood z tego tytułu za punkt honoru wzięłaby naprzykrzanie się mu, czy to ze złośliwości czy to z chęci przekonania go do siebie, jak wolisz. Cóż Ty na to? :>]
OdpowiedzUsuńLucas Moore
Dzisiejszy dzień miał przebiec spokojnie. Minąć mu tak niespiesznie, że bez jakiegokolwiek problemu położy się i zaśnie prędko. Takie miał też uczucie ten Russell, który z rańca zachowywał się tak, jakby całą noc ktoś go starał się ogłuszyć. Przy śniadaniu to wyglądał jak istne widmo. Niektórzy to nawet śmieli się zapytać czy to ten sam Callaghan, który zazwyczaj starał się rozbudzić towarzystwo, ale później dawali sobie spokój. Szczególnie kiedy widzieli, jak ślamazarne jest spojrzenie starszego Krukona.
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc to mógł być jeden z dni, kiedy Russell Oliver Callaghan zdawał się być niewinny i uroczy, co jednak nie ujmowało jego osobie, o! Gdzie tam skromność! Przecież wiadome to było, a na dodatek jeszcze wredny charakter i sam Rus miał nadzieję, że ludzie łaknący zmieszania z błotem przez niego, kiedyś dadzą mu spokój.
Przystanął, bo grzebał coś w plecaku. Nagle mu tak zaświeciła się lampka i chciał się upewnić czy wziął odpowiednie zwoje pergaminu. I na co mu to było, skoro zaraz wciągnięto go tam, gdzie nie chciałby być? Jęcząca Marta potrafiła być upierdliwa, a on złośliwy, więc zawsze dochodziło do szczebioczącego ryku, który sprawiał, że uszy chłopaka krwawiły i wołały o pomstę do nieba.
Westchnął kilkukrotnie, spoglądając na Heywood. W jego modrych oczach można było ujrzeć ogniki niezadowolenia a zarazem brak jakiejkolwiek energii. Że też musiała dzisiaj mu niszczyć dzień, choć robiła to za każdym razem.
- Skończy już. - wywrócił oczami, zarzucając ramiączka plecaka na swoje barki i poprawiwszy koszulę, spojrzał na dziewczynę.
- Po pierwsze - zaczął, stawiając krok do niej i unosząc jeden palec - Nie mnie płacą twoi rodzice tylko moim, po drugie - to jest łaska, a po trzecie - nic nie muszę robić, bo ty tak chcesz, Heywood. - oznajmił, prychając pod nosem.
Dzisiaj stanowczo nie miał humoru. I tu nie chodziło nawet o to, że coś mu się nie udało czy przegrał dwie butelki Ognistej w pokerze (ostatnio przegrał jedynie kilka galeonów, dwa tygodnie temu). Nie miał ochoty z nikim gadać i wolał spędzić ten dzień w osamotnieniu. A na myśl, że niedługo rozpocznie się warta aż skrzywił się niemiłosiernie.
Widząc, że nie ustąpi ten kurdupel, westchnął z poirytowaniem i skierował się do umywalek, gdzie dłonie uchował pod strumieniem lodowatej wody; w następnym momencie natomiast opuszki jego palców sięgnęły do kości policzkowych i oczodołów, by jak najszybciej rozbudzić chłopaka i sprowadzić go do stanu trzeźwości i racjonalizmu.