„Zawsze była w opozycji do
całego świata, chociaż sama chyba sobie nie zdawała z tego sprawy.
Wrodzona potrzeba robienia tego, co uważa za słuszne niejednokrotnie
kłóciła się z postawą całego społeczeństwa i pewnymi wartościami, które
były w hierarchii ludzi ustawione wyżej niż inne. Można była ją prosić,
można było ją błagać, można było jej grozić, zakazywać i nakazywać,
jednak próba przekonania jej do niesłuszności jej racji była niczym
walka z wiatrakami. W pewnym momencie przerodziło się to w ośli upór,
ale taki niesłychanie głupi i nieprzyszłościowy, który zamiast pomagać w
życiu rzucał jej pod nogi kolejne kłody.
Mimo
wszystko jednak nie była problematycznym dzieckiem tylko takim o nieco
skrzywionym postrzeganiu świata, do czego jednak z mężem szybko
przywykliśmy. Ja przywykłam, on raczej ją zaczął ubóstwiać, stała się
jego oczkiem w głowie i to na mnie spadła okrutna rola surowej matki.
Mało brakowałoby, a rozpuściłby ją jak dziadowski bicz, dałby jej
wszystko, o co tylko by poprosiła, co zresztą było nieco niesprawiedliwe
względem reszty jego potomstwa, które na pewno teraz ma do niego o to
żal – nie wspominają o tym, ale na pewno mają żal. Początkowo trudno
przychodziło mi karanie ją za wszystkie wybryki, na które zezwalał jej
ojciec i na pewno nieco była zmieszana rozkładem sił w domu. Małemu
dziecku zresztą trudno zrozumieć kogo ma słuchać i jak reagować w
sytuacji, kiedy ojciec zezwala, a matka zabrania.
Kiedyś
była niezwykle ciekawa świata i wciskała zawsze nos w nieswoje sprawy,
wraz z upływem czasu jednak jej to nieco minęło. Może wydoroślała, może
dostała od życia po tyłku, kiedy przyszło jej się zmierzyć z
niezadowoleniem reszty uczniów z powodu jej wścibstwa. Pamiętam jak
biegała od ojca do brata, od jednego brata do drugiego, w końcu do mnie,
zadając przy tym miliony pytań na które niejednokrotnie nie
potrafiliśmy odpowiedzieć. Posiłkowaliśmy się wieloma tomami
encyklopedii, składowaliśmy specjalistyczne gazety i książki, jednak
czasami trudno było znaleźć odpowiedź na jej absurdalne pytania.
Staraliśmy się, przecież dziecka nie można rozczarować, zwłaszcza w
początkowych etapach życia, jednak czasami zastanawiam się czy
wybrnęliśmy z tej sprawy z uniesionym czołem czy może jednak całkowicie
polegliśmy.
To
dobry człowiek. Wiem, że każda matka będzie zajadle broniła swojego
dziecka, starając się nie zauważać jego wad, jednak w tym wypadku
stwierdzenie, że jest dobrym człowiekiem nie mija się jakoś wybitnie z
prawdą. Udało nam się, udało nam się wychować ją na dobrego człowieka,
nieco zagubionego, nie wiedzącego co chce uczynić ze swoim życiem po
zakończeniu edukacji, ale dobrego. Jestem dumna z całej
mojej trójki. Mimo obaw i małżeństwa z mężczyzną o dwanaście lat
starszym, mając samemu zaledwie siedemnaście na karku, podołałam roli
matki. W tym momencie nie mogłabym być bardziej szczęśliwa, otoczona
tymi wszystkimi kochanymi ludźmi...”
- Adrianna Wildwood.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz