LILY EVANS
ewentualnie Ruda
ewentualnie Ruda
30 stycznia 1960.Brudna krew.Gryffindor, klasa VII. Prefekt Naczelny. Różdżka dziesięć i jedna czwarta cala, wierzba, róg jednorożca. Patronus: Łania. Bogin: Pozbawione życia ciała rodziców, siostry i ukochanych przyjaciół.
A tatuś mówił, pouczał, wpajał do główki jak mantrę, że od wrzeszczących dziewcząt i niegrzecznych chłopców ma się trzymać z daleka, bo jeszcze gotowi są zepsuć jego idealne wręcz dzieło. Mówił, prawda? A ona jak zwykle nie posłuchała i wpakowała się w największe z możliwych bagien. Bo takie to grzeczne, cichutkie i potulne było, póki tutaj nie trafiło.Ale może od początku.
Gdy była małym dzieckiem jej jedynym zmartwieniem było to, czy starsza siostra odda jej swoje lalki, gdy dopadnie ją tak zwany okres dorastania, gdzie chłopcy w głowie, jakieś papki na twarz i tanie szmatki. Beztroskie, malutkie dzieciątko, któremu kotki, barbie i kredki w móżdżku, nieskalane żadnym złem tego świata. Córeczka tatusia, który gwiazdkę z nieba by porwał dla swojego kwiatuszka, jednak nie przesadnie rozpieszczona. Tupiąca nóżkami i krzycząca gdy czegoś dostać nie może, ale poza tym prawdziwy aniołek, skradający serca wszystkich okolicznych mieszkańców, rodziny i wszelakich znajomych. Najlepsza przyjaciółka Tuni, ślepo zapatrzona w najstarszą latorośl Evans`ów. W wieku dziesięciu lat marząca o pójściu do szkoły "dla starszych dzieci", w których uczyła się ukochana siostrzyczka. Dziewczę jak każde inne, wyróżniające się pozornie z tłumu ognistorudą czupryną, a przy tym skrywająca niewielki sekrecik. Bo różne przedmioty robiły co ona chciała i kiedy chciała, a co za tym idzie ogromną rozrywkę i milion pytań pozostawionych bez odpowiedzi Lily sobie przysporzyła. I gdyby nie to, że język długi miała i o wszystkim siostrze mówiła ich kontakty nie pogorszyłyby się nagle, bo jak to możliwe, że na dłoni tej młodszej kwiatki zwijają się w pączki, a potem na nowo rozkwitają, że spaść z huśtawki może bez najmniejszego problemu i z gracją wylądować na tych patykach, co za jej nogi służą. Niepotrafiąca zrozumieć zazdrości siostry. Przyjaciółka okolicznego chłopca, którego nikt nie szanował, a który wyjawił jej całą prawdę o jej zdolnościach. Śniąca o magii i o szkole dla wybryków natury, jak śmiała mawiać Petunia. Piszcząca wniebogłosy na widok listu z herbem Hogwartu. Życie zaczynające się od nowa po wdrapaniu się na stołek i usłyszeniu okrzyku z pozoru rozkładającej się czapki wołającej "GRYFFINDOR!". Historia pisząca się od 1 września 1971 roku. Wielkie ambicje i jeszcze większe marzenia.
Brudna krew mówią, szlama syczą przez zaciśnięte zęby niektórzy,od pierwszego dnia gdy przekroczyła szkolny próg. Bo córka mugoli, bo niemagiczna, a o czarach dowiedziała się zaledwie kilka miesięcy przed pierwszym września. Bo zbyt wiele pytań zadawała, a ludzie, którzy tu trafiają, wiedzieć powinni chociażby co to jest Quidditch! Bo się panoszy, dumnie kroczy korytarzami i śmie się czarownicą nazywać, bo posiadła wiedzę, która często tym z czystą krwią, z trudem do główek wchodzi, bo talent ogromny i wszystko przychodzi jej z łatwością, bo zbyt ambitna i pragnie udowodnić, że sobie na miejsce w magicznej społeczności zasłużyła. Ale to ją tylko wzmacnia, motywuje do dalszej pracy, do wkuwania w główkę kolejnych formułek i tak od siedmiu lat. Chore wręcz dążenie do perfekcji, w celu udowodnienia innym tego, jak bardzo mylili się na jej temat. Przewrażliwiona dziewczynka, wszystkie urazy skrywająca głęboko w sobie, za szerokim, idealnie udawanym uśmiechem. Wyniosła i dumna. Ja wam pokażę.
Życie przeważnie jest smutne, a zaraz potem się umiera. Mądre słowa głoszą i za życiowy przewodnik panny Evans robią. Nikt nie wie kiedy jego koniec nadejdzie, toteż Ruda przyjemność z każdej drobnostki czerpie i bierze to co jej los daje, pełnymi garściami. Bywa nadgorliwa, w gorącej wodzie kompana i często o zdrowym rozsądku zapomina. Jak mówi "z chwili korzysta, a błędów młodości będzie żałowała na starość".Ale tylko czasami, poza wyjątkami od reguły, panna "kto Ci wsadził kij w ....", która zapomniała czym jest poczucie humoru, a zdrowym rozsądkiem mogłaby dzielić się z połową szkoły. Ta, która potrafi zepsuć każdą zabawę, a regulaminu przestrzega jak dekalogu, tak jak ją mamusia przez lata uczyła.
Panna "przytul mnie bo się rozpadnę". Czyli dziewczę, które towarzystwa łaknie i niczym jak tlen do życia jest jej niezbędne. Rude to choć nie wygląda, kruche jest jak najdroższa chińska porcelana i najmniejszy podmuch wiatru, porwać ją z powierzchni ziemi może. Delikatne to, opieki wiecznie i ludzkiego ciepła potrzebujące. Czyli Evans w delikatnej i subtelnej odsłonie, co do księcia na białym koniu chętnie by powzdychała,o wielkiej miłości niczym z mugolskich książek marząca i z głową w chmurach chodząca, jeśli akurat jakiś harlekin jej się w rączki napatoczy. Natura skrytej romantyczki, której w główce romantyczne spacery, za rączki trzymanie i kolacje przy świecach.
Evans czyli "Rude jest wredne". Słodki, uroczy uśmiech i wesołe iskierki w oczach mogą być mylące i na zgubę prowadzić. Bo jak głosi mądre powiedzenie rude za skórą diabła mają i z nimi się nie zadziera. Idealny przykład tego, jak można życie stracić, gdy się ją do furii doprowadzi, lecz to na szczęście potrafią tylko nieliczny i chwilowo cieszą się jeszcze przywilejem posiadania głowy na karkach. Jest ona przykładem osoby, która nigdy nie odpuszcza i na swoich wrogach zawsze zemścić się musi. Surowa i często bezwzględna w swoich działaniach istotka, o twarzy uroczego aniołka, niemal żywcem ściągniętego ze ścian Świątyni Sykstyńskiej. Czasami drapie, warczy, szczeka i gryzie, ale na wściekliznę ją podobno szczepili, więc z reguły piany z pyska nie toczy. Niekiedy da popis swoim zdolnościom do obrzucania ludzi niewybrednymi epitetami, które trudno nieraz zrozumieć, lecz ma się świadomość tego, że z pewnością były obraźliwe Bo to jest rude, z tym trzeba nauczyć się żyć i tego nie można podskakiwać, bo gotowa jeszcze użyć swoich malutkich piąstek bądź zagryźć na śmierć.
Poza tym istota "do rany przyłóż". Panna do tańca i do różańca, ciocia dobra rada, wierna przyjaciółka, do końca oddana swoim przekonaniom i temu co kocha, idealna słuchaczka. Uparcie dążąca do celu. Pani zawsze mam racje, a ty musisz się z tym pogodzić. Lepiej być przed czasem niż wiecznie się spóźniać. Czasami zbyt łatwo popadająca w panikę, a mimo to odważna i gotowa skoczyć w ogień za przyjaciółmi.
♣ Czarny kot imieniem Sokrates, prawowity i jedyny właściciel połowy jej łóżka.
♣Człowiek nie jest winny całemu złu tego świata....Och nie licząc Ślizgonów.
♣NIE SPAĆ, ZWIEDZAĆ!
♣Kubek gorącego kakao na zakończenie dnia.
♣Tanie romansidło, zawsze schowane w torbie.
♣ Nie Lilka, nie rudzielec, NIE LILUŚ, BO ZROBIĘ CI Z GĘBY TAKĄ JESIEŃ ŚREDNIOWIECZA, ŻE WŁASNA MATKA CIĘ NIE POZNA!
♣ambicje na magomedyka.
♣Żyj z całych sił, o skutki zaczniesz martwić się na starość.
♣Czekoladowe żaby, wszędzie czekoladowe żaby, morze czekoladowych żab.
♣To jest rude, tego nie przefarbujesz.
________
karta jakaś taka byle jaka, ale mam nadzieje, że Lil mi wyszła. :C
Na zdjęciach/gifach pani nieznana, pewnie zmienię jeszcze milion razy, wszystko z tumbrl i we<3it Rude to jest ale swoje zalety ma i gryzie tylko czasami, ja nie gryzę w ogóle, ja tylko dźgam patykiem.



[No oczywiście, że nie. Wydaje mi się, że Lily może mieć do Syriusza taki stosunek, że owszem, lubi go, ale ma mu trochę za złe, iż nie hamował Pottera. Albo coś takiego, że jak ma jakiś problem z Jamesem, a o którym nie bardzo chce mówić swojej przyjaciółce, to mówi o tym Syriuszowi. A że on jest całkowicie za związkiem Pottera i Evans, to może poświęcić swój czas i uszy na wysłuchiwanie babskich żalów :D]
OdpowiedzUsuń[On ją o Rogacza?XD Tak trochę dziwnie, bo w sumie Syriusza nie za bardzo interesuje, jak tam jest między nimi dokładnie, ot, widzi, że ich do siebie ciągnie. Może dowcip, z który spotkała ich kara wydał się Lily szczególnie chamski i najpierw ponarzeka na nich, a potem przejdzie do tego, że James jest niedojrzały. Hm?]
OdpowiedzUsuń[Za długich wątków nie ma, przyjemnie mi się takie czyta, ale mnie demotywują XD A jak będzie krócej, to też żaden problem, bo się rozkręci, nie? :3]
OdpowiedzUsuńHuncwoci, w szczególności James i Syriusz, byli między młotem, a kowadłem - mieli wśród prefektów przyjaciela, czyli Remusa, ale także kogoś znacznie groźniejszego. Wiadomym było, że Lily nie będzie chciała być jakoś specjalnie łaskawa, zresztą Lupin też nie skłaniał się ku odpuszczaniu przyjaciołom pomniejszych grzeszków, bo był zdecydowanie najbardziej z nich rozsądny i chyba zdawał sobie sprawę, że jak da im palec, to wezmą całą rękę. I tym oto sposobem musieli mieć nadzieję, że albo nie trafi im się bardzo okrutny szlaban, albo wręcz ujdzie im płazem.
OdpowiedzUsuńTym razem nie mieli szansy na żadne z tych wyjść, bo sam Syriusz stwierdził, że ten wybryk jest zbyt poważny. Nie wypowiedział tego na głos, bo jednocześnie miał zbyt wielką radochę z pęczniejących Ślizgów i panującego wszędzie bałaganu, zapachu mniej, ale czego się nie poświęca dla słodyczy, którą kryła w sobie zemsta? Powód był jak zwykle ten sam - Wężyki samym swoim istnieniem zasługiwały, aby co jakiś czas dać im do zrozumienia, że nie są panami świata, a Huncwotom mogą naskoczyć, bo mają do dyspozycji nieograniczone pomysły i zaprzyjaźnionego wilkołaka. Jednakże tym razem należało do tego dodać inny, standardowy od pewnego czasu, czynnik - zakochany na zabój James teraz reagował szczególnie drażliwie na wszelkie zaczepki odnośnie Lily, nawet jeśli rudej nie było w pobliżu, to znający temperament Gryfona ludzie niby przypadkiem rzucali coś o 'szlamie Evans' czy 'rudej mugolaczce', kiedy ten przechodził. I zawsze kończyło się najpierw dziecinnym kawałem, a później okularnik stwierdzał, że musi się ogarnąć, bo minęło tyle lat i nie może się wiecznie wściekać, a te kołki tylko karmią się jego furią. Z tymi jego postanowieniami było jak z odchudzaniem po nowym roku, dwa dni zapału, a potem natykałeś się na zapalnik i było jeszcze gorzej.
Szkoda, że szlaban przypadł mu tuż po obiedzie, gdy był pełny i większą ochotę miał na spanie, niźli na robotę pod okiem któregoś prefekta albo, co gorsza, Filcha. Nie miał jednak wyjścia i poczłapał do klasy eliksirów, spodziewając się tak wyszukanej kary jak czyszczenie kociołków, bo akurat tam nie było nic innego do roboty. Lepsze to, niż nocniki albo puchary, nie?
Mała zmarszczka pojawiła się między jego brwiami, kiedy zobaczył Lily. Myślał, że trafi gorzej, ale w sumie ta dziewczyna była w jego mniemaniu zbyt święta i cudem będzie, jeśli nie umili mu czasu wykładem na temat moralności. Kiedy poprosiła o różdżkę tak oficjalnym tonem, uśmiechnął się z odrobiną ironicznego rozbawienia.
- Proszę, Evans. - O mało co się nie skłonił, kiedy podawał jej ów kijek. Bez niego czuł się okropnie, co jeśli przypadkiem go złamie albo zgubi? Różne rzeczy mogły się stać. Karę przyjął z lekkim grymasem, bo w segregowaniu był beznadziejny, szybko szlag go trafiał, gdy myliły mu się, w tym wypadku, słoiki czy podobnie wyglądające ingrediencje.
Na pytanie o powódki prychnął cicho.
- A jak myślisz? James nie odpuści nikomu, kto wypowie się źle o nim albo o tobie. A ja, jako doskonały przyjaciel i twój, i jego, czułem się zobowiązany do pomocy mu. Ten zielony glut był moim pomysłem. - Wypiął dumnie pierś, jakby oczekiwał na pochwały od pani Kodeks Mą Mantrą.
- Ale nie udawaj, że ci się nie podobało. Widziałem twoją minę, konflikt tragiczny serca i rozumu! - Wyszczerzył zęby.
[No czeeeść :D]
OdpowiedzUsuńLove
[Dobry ;3 pomysł na okoliczności w wątku etc. może są?] /Prosper
OdpowiedzUsuń[o nienie mój Howe nie naśmiewa się ze szlam, chyba że go czymś podwkurzą ;3 z kotem mi pasuje ;) może tak - kici przypałętał się do howe'a, więc ten szedł z nim przy nodze do swojego gabinetu, żeby dać mu coś do jedzenia i wtedy natknęli się na Evans.]
OdpowiedzUsuńCzasem Łapa zastanawiał się, co tak naprawdę sprawiło, że James jak nie paplał o Quidditchu, to o tej tu, panience z kijaszkiem wetkniętym w tyłek. Może i była ładna, w mniemaniu Blacka trochę za piegowata, ale jego kumpel nie był tak płytki, aby lubić kogoś tylko za wygląd. Za przynależność do domu tak, bo Ślizgoni bez wyjątku byli ćwokami, ale nie za wygląd. Evans należała do tego typu dziewcząt, który znajdował się po przeciwnej stronie granicy skrajnej głupoty - była ZA mądra, ZBYT inteligenta, a takich faceci się bali, boją i bać będą. Na swój sposób mógł podziwiać Rogacza, że postawił sobie poprzeczkę tak nisko i wybrał tą, która ma go gdzieś, a nie jedną z uganiających się fanek.
OdpowiedzUsuńOkreślenie się jako jej 'przyjacielem' było faktycznie przesadą, bowiem naprawdę wyglądało to tak, że utrzymywali kontakt jedynie poprzez Jamesa, w innym wypadku Black nie pałałby się do sympatyzowania z rudowłosą. I z wyżej wymienionych powodów, i z innych, które wynikały bardziej z jego egoizmu, niż z wad Evans. Może była w tym nawet kapka szowinizmu, bo jakby nie patrzeć Lily była wyżej w hierarchii uczniowskiej niż Syriusz i trochę go bolało to, ze musi słuchać się kobiety. Pal sześć, gdyby miękły jej kolana na jego widok i mógłby przekonać ją, aby przymykała oko na ich występki, ale tutaj to nie przeszłoby nawet, gdyby Rudej wyprali mózg. Był tego pewien.
- Póki nie każą mi wsadzać rąk do nocnika jakoś mi to wisi. - Wzruszył ramionami, zdjął marynarkę i podwinął rękawy koszuli, coby się zbytnio nie ubabrać, choć i tak wiedział, że prędzej czy później będzie mu wszystko jedno i jedynym celem będzie to, aby w ogóle skończyć robotę, a nie jak ją skończy. Z niemrawą miną podszedł do swojej kary i szybko ocenił, że naprawdę nawet jego sprawne rączki nie załatwią sprawy szybciej, niż w przeciągu tygodnia. Westchnął ciężko i chwycił szorstką gąbkę, która miała fakturę zaschniętych włosów czy czegoś równie ohydnego.
- Mówiłem mu, chyba nie sądzisz, że dla mnie przyjemnością są te jego wieczne bulwersy o ciebie? - Spytał raczej retoryczne, rozglądając się w poszukiwaniu jakiegoś Ludwika i Pura, którym mógłby umyć pierwszy kociołek. Na szczęście okazało się, że jakaś butelka schowana była w jednym z kociołków, pewnie taki mało udany psikus Filcha, który chłopak skwitował cichym sarknięciem.
- Nie mów, jakby przejmował cię los Ślizgów. To kołki, więc jeśli nie zawinili czepiając się ciebie, to w inny sposób. Na przykład tym, że są kretynami i dupkami. - Nalał wody do kociołka, potem płynu i zamieszał, tworząc pienisty roztwór. Zrobił tak z jeszcze dwoma kociołkami, chcąc namoczyć zaschnięty brud, TAKI MĄDRY BYŁ. Przysiadł na ławce, aby odczekać trochę, aż syf rozmięknie i dopiero potem jakoś to zmyć.
- Może sama mu powiedz, żeby przestał. Upieczesz dwie pieczenie, przestaniemy dręczyć biednych Wężyków z twojego powodu, a James i jego złamane serce przestaną cię nękać. - Uśmiechnął się kwaśno i otaksował ją sceptycznym spojrzeniem, ponownie dziwiąc się przyjacielowi.
Pierwszaki są najgorsze. Zawsze były, nawet wtedy, kiedy Howe również do nich należał. Biegały, wrzeszczały i wiecznie właziły wszystkim pod nogi. Byli mali, ale skutecznie zawadzali. Jednak, niestety, nauczycielowi nie wypadałoby kląć na nich i torować sobie drogę przez korytarz, najzwyczajniej w świecie kopniakami, jak to się robiło zaledwie siedem, osiem lat temu. Teraz trzeba było się przeciskać między nimi, a na dodatek jeszcze zbierać z posadzki kiedy który się rozłożył na niej i prowadzić do pielęgniarki, gdy uszkodzenia podczas upadku były poważniejsze. Na gacie Merlina, jakie to było męczące w tej pracy... A uczył w Hogwarcie zaledwie od tygodnia, może trochę więcej. Ale cóż, taka dola, jaką sobie wybrał.
OdpowiedzUsuńKiedy w końcu tłumy na korytarzu rozpierzchły się, Howe wrócił do lektury - jakiejś mugolskiej książki, którą znalazł w kantorku woźnego na pierwszym piętrze, który odkrył wczoraj. Zaczytany szedł w stronę lochów, do swojego gabinetu, jednak nie trwało to długo, bo już po chwili wyrżnął szczęką o posadzkę. Jęcząc cicho, pozbierał się z podłogi i rozejrzał, mając nadzieję, że nie zabił przypadkiem żadnego pierwszaka. Na szczęście, coś, o co o mało się nie zabił, było mniejsze i bardziej.. przyjemne. Otóż, pomiędzy jego nogami, plątał się czarny kot.
- A ty co tutaj robisz, co? - mruknął Howe sam do siebie.
Strzepał z tyłka kurz, którym cały się umorusał przy upadku i pochylił się by pogłaskać milusińskiego. Kot wygiął grzbiet i głośno zamruczał. Howe uśmiechnął się do siebie.
- Choć ze mną, to dam ci coś do jedzenia.
Kot chyba zrozumiał o co chodzi, bo nie czekał nawet chwili, od razu pognał za profesorem wgłąb lochów.
[nijako, wybacz, ale ja dzisiaj nie nadaję się do zaczynania ;3]
[Nie ma problemu! Boże, jaka śliczna ruda na zdjęciach... Ale nieważne.
OdpowiedzUsuńDorcas i Lily się chyba przyjaźniły, nie? Idę się kąpać, wrócę i zaraz coś zacznę :D]
Dorcas
Dorcas należała do osób, które pisząc ogłoszenie do biura matrymonialnego zamiast kulturalnie się przedstawić i powiedzieć, kogo szukają, napisałaby "kupię rękę". I ani to śmieszne, ani nie wiadomo jakie. Dorcas bowiem nie zawsze myślała w sposób logiczny i taki, który większość uznałaby za normalny. Nie lubiła wpisywać się w kanony ani swoim zachowaniem, ani psychiką, którą i tak znała tylko i wyłącznie ona sama. Czasem miewała dni, kiedy wszystko wydawało się wyjątkowo dziwne, ściany słuchały i patrzyły, ławki ją śledziły a okna uniemożliwiały zobaczenia czegokolwiek. Nie, nie była to schizofrenia, jedynie zbyt wybujała wyobraźnia, na którą miała wypracowany już sposób. Kiedy bowiem jej umysł płatał figle, Meadowes udawała się do rudej znajomej, której obecność zawsze ją uspokajała i przyprowadzała do porządku, nawet jeśli dziewczyna nie odezwała się do niej ani słowem. Nawet wiedziała, gdzie znajdzie ją tym razem.
OdpowiedzUsuńKiedy wreszcie stanęła nad głową Evans, pochylonej nad jakimś opasłym tomiskiem w pokoju wspólnym, ogarnął ją absolutny spokój. Obiecała sobie, że niegdyś sama zasiądzie nad lekturą, zamiast jak głupia latać w kółko po boisku ochraniając głowy, płuca i przyrodzenia reszty drużyny. Ale to pozostawi sobie na później, na bardzo później. Czasu jest dość, a przyjemności trzeba przecież dawkować.
Uśmiechnąwszy się mimowolnie, władowała swój chudy tyłek tuż koło rudej. Podciągnęła kolana pod samą brodę, opierając się jednak głową o ramię koleżanki.
- Czasem mam wrażenie, że kiedy czytasz jesteś w innej czasoprzestrzeni - mruknęła cicho, przymykając oczy.
Błogi spokój. Nie miała pojęcia gdzie podziały się te wszystkie rozwrzeszczane bachory, ale chyba nie tęskniła zbyt za ich towarzystwem.
[pierwsze zdjęcie jest oszałamiające, cudowne, piękne ♥ / a chociaż powiesz, kogo miałaś, bo pamięć mi szwankuje XD]
OdpowiedzUsuń[vic weasley jako pielęgniarka? :D / można dać jakiś wątek, można, ale chyba lepiej relacje ustalić, w czym idzie mi najgorzej, jak zawsze XD]
OdpowiedzUsuń[a miałaś może doriana (lub dariana) na onetowskim czasie hogwartu? :D
OdpowiedzUsuńale to taki wredny braciszek, który chucha i dmucha, a dymi nieprzyjemnie na jej adoratorów :D]
[nie? bo myślałam, że z postacią doriana była moja jenn :C / teraz to nie mam pomysłu :<]
OdpowiedzUsuń[Ej no, on mi pasował ._. Nie martw się, wizerunek z czasem się zmieni :D]
OdpowiedzUsuńMathias
[A spadaj, żydzie! Wcale nie robię tego specjalnie... Ty lepiej błagaj o wątek, a nie marudzisz, a pf...]
OdpowiedzUsuńMathias
[Błagam, bla, bla, bla, proszę, bla, bla bla... Ok, pomysł na powiązanie/wątek by się przydało, złotko :D]
OdpowiedzUsuńMathias
[Teraz tak paczę, żeś moją kartę zalinkowała, a to niepotrzebne przecie XD]
OdpowiedzUsuńTylko zarechotał na wspomnienie o tym, że to Peter mógł trafić na ten jakże cudowny przydział babrania się w... Nocnikach, no. Chociaż do końca nie był zadowolony z tego, że Pettigrew wszędzie łazi za nim, Rogaczem i Luniaczkiem, to przez ten czas zdążył go w miarę zaakceptować i już nie dawał mu tak wyraźnie do zrozumienia, że nie jest mile widziany, co namiętnie czynił kilka lat wcześniej. 'Posiadanie' Glizdogona miało też swoje dobre strony, bo był gotów zrobić wszystko dla niego i Jamesa, oby tylko móc pławić się w blasku ich chwały, toteż wszystkie nieprzyjemne i minimalnie ryzykowne rzeczy załatwiał on (na przykład leciał do kuchni po przekąski, z mapą i niewidką nie był to żaden wyczyn, ale wiadomo, jaki Peter był). Może nie było to zbyt miłe z ich strony, ale to chyba, zwłaszcza u Blacka, zrozumiałe, że musiał mieć kogoś na posyłki, bo tę naukę wyciągnął z domu rodzinnego. Jakkolwiek spaczony by on nie był.
Na jej gadanie o tym, że nie trafił źle i tak dalej tylko wzniósł oczy do nieba i wzruszył ramionami. Póki nie włączał jej się tryb upierdliwego prefekta i nie zamęczała go umoralniającymi gadkami, mogła sobie tu siedzieć, ba, nawet zabawić rozmową, coby nie musiał tak szorować w kompletnej ciszy. Co ciekawe, większość dziewczyn, z którymi z jakiegoś powodu znajdował się sam w pokoju, w ogóle gdzieś, zawsze zaczynało od standardowych dwóch tekstów - "Ale jak masz coś przeciwko, to nie musimy" lub "Mam nadzieję, że cię nie zamęczę". No kurna. Czy on serio wyglądał na takiego, któremu trudno dogodzić i trzeba było stawać na rzęsach, coby się panicz Black nie zdenerwował? Zwłaszcza, że już nie był paniczem Blackiem, a Syriuszem albo Łapą. Gdyby mógł, toby wyzbył się wszystkich rzeczy świadczących o tym, że jego noga kiedykolwiek stanęła w progu Grimmauld Place 12.
Zeskoczył w końcu z ławki i chwycił 'gąbkę', po czym zabrał się za mycie kociołka, na razie z zewnątrz, maczając ją w roztworze znajdującym się w środku. Co jakiś czas zerkał na Lily, coby dać do zrozumienia, że słucha, że rozumie, a nawet parsknął cicho, kiedy uznała, że wobec Ślizgonów należy zachować umiar. Nie, nie należało, bo oni na pewno nie zrobiliby tego wobec Gryfona.
- No proszę, pani prefekt zniża się do poziomu Huncwota i czyści gary! - Sarknął rozbawiony i wycisnął gąbkę, coby nie nalać wszędzie wokół wody i nie dodawać sobie zbędnej roboty. - Dzięki, ale wybacz, że nie wspomnę o tym Jamesowi, bo zacznie roztkliwiać się nad twoją altruistyczną duszą. - Wyszczerzył znowu zęby i ponownie skupił na kociołku. Nie na krótko, bo chwilę potem westchnął ciężko nad ostatnimi słowami rudej i uniósł na nią pełen zrezygnowania wzrok.
- Próbowałaś? A jak to zrobiłaś? 'Och, James, naprawdę nie musisz mnie bronić, chociaż to miłe'? - Zaświergolił jak panienka z piątej klasy Slytherinu, wcale nie brzmiał jak Lily, ale też nie było takiego zamysłu. - Z nim trzeba prosto, idziesz, mówisz, żeby przestał bo cię to wnerwia i nie będziesz się do niego odzywać, po kłopocie. Ja po czymś takim miałem aż godzinę wolnego od ciebie i quidditcha, ale może ty więcej zdziałasz. - Podrapał się po policzku dłonią, która nie była mokra od gąbki i kontynuował mycie kociołka.
[Ja wieem ;d Ale może coś jednak uda ci się wymyślić? Czy nie? ;c]
OdpowiedzUsuńMathias
[obowiązkowo ;D zwłaszcza, że mają wspólną sypialnie ;) o ile się godzisz - bo tego użyłam w kp. podrzucisz jakis temat i ja zacznę czy jak wolisz?]
OdpowiedzUsuńEmmeline
[No ;) zróbmy, że są zaprzyjaźnione, bo wystarczy mi wróg w Syriuszu ;) okej, to zaczę coś, ale z początku może nie być najwyższych lotów.]
OdpowiedzUsuńZawsze we wtorki spotykały się z małą grupką gryfonów i profesorem Slughornem. Na tych zajęciach poznawały tajniki świata mikstur i eliksirów, które niekiedy ułatwiały im życie. Profesor organizował te zajęcia w formie podwieczorku, przy którym można porozmawiać i wymienić się wiedzą. Głównie to Emm i Lily prowadziły z nim konwersację, ponieważ najbardziej i najmocniej były zainteresowane przedmiotem. Z resztą zaczynały VII rok w tej szkole, ciężko żeby młodsi wiedzieli więcej od nich.
- Felix Felicis. - oznajmił profesor popijając miodowe wino ze złotego pucharku. Emm i Lily spojrzały po sobie, bo już dobrze znały ową miksturę. Chyba nic nie może ich już zaskoczyć. Mimo wszystko, zgrabnie dotrzymały do końca spotkania. Pożegnały ulubionego Slughorna i opuściły jego pracownię. - Lily... A może kiedyś wypiłybyśmy eliksir szczęścia? - zaśmiała się pod nosem, podnosząc długą, czarną szatę, wchodząc na kamienne schody. - Chociaż Tobie nie jest potrzebne. Masz Jamesa i świetnie wam się układa. Ja natomiast ostatnio ciągle obrywam od Huncwotów. - westchnęła cicho i spojrzała na jej piegowatą twarzyczkę. Zmierzały tuż do ruchomych schodów. Obok nich fruwał duch sir Nickolasa, który namiętnie przysłuchiwał się ich rozmowie.
Emmeline
Czasem, można powiedzieć przeważnie gdy tylko w pobliżu zjawiał się Slughorn, Emm przysłaniała Lily. Często czuła się, jakby chowana była w jej cieniu, ale czy to źle? Ona nie lubiła zwracać na siebie zbytniej uwagi, dlatego bardzo jej to odpowiadało. Ciszyła się, że może uniknąć wielu niekomfortowych pytań, a mimo wszystko i tak była zdolną młodą czarownicą. Wiedziała, że Lily nieco przeszkadza fakt i sposób w jaki interesuje się nią profesor, ale z absurdem się nie dyskutuje. Nie można było zaprzeczyć jej zdolnością, które były wybitne. Może z tego powodu dobrze się ze sobą dogadywały przez ostatnie siedem lat, które ich łączą.
OdpowiedzUsuń- Och, nie. Myślę, że to nie pomoże. - przysłowiowo machnęła ręką i złapała się kamiennej poręczy na schodach. Te obróciły się o dziewięćdziesiąt stopni i spokojnie mogłby przedostać się na piętro Gryfonów, oczywiście uwcześnie spotykając się z Grubą Damą.
- A najbardziej nie lubię tego Petera. Jest w nim coś nieludzkiego. - urwała gdy Gruba Dama zapytała o hasło. - Caput Draconis. - uśmiechnęła się do niej lekko, po czym przeszły przez otwór w ścianie. - Wiesz... - znów zaczęła. - Nawet ostatnio dorobiłam mu parę szczurzych zębów, gdy bardzo mnie zdenerwował. Swoją droga, było mu do twarzy. - zaśmiała się na samo wspomnienie. - Myślę, że teraz da mi spokój. - dodała i zarzuciła włosy na lewe ramię. Gdy znalazły się w pokoju Wspólnym, popatrzyła w kierunku Syriusza, ale zaraz jednak odwróciła wzrok. Był to jedyny mężczyzna, który nie mógł się jej podobać i dobrze to wiedziała. Chyba działa tutaj fatum zakazanego owocu. W końcu jego najbardziej się pragnie, ale Emm była zbyt dumna by to przyznać. Dlatego odruchowo zasznurowała usta w cienką linię.
- Zostajesz czy wracamy do sypialni? - zapytała zatrzymując się na schodach prowadzących do części żeńskiej. - Mogłybyśmy ewentualnie pomówić o słodkiej zemście. - zaśmiała się pod nosem, a jej ciemne oczy, aż rozbłysły małym światełkiem. To dziwne, że na myśl o zemście tak się rozweseliła. Mimo wszystko Emmeline nie była mściwa, a ich chciała ukarać tylko ze zwględu na te siedem lat udręk z ich strony. Cała czwórka była na pewno barwnymi postaciami, bez których w Hogwarcie byłoby nudno.
- Lily, uważaj. - zaśmiała się pod nosem i zamykając za nią pokój. Tak, ona miała talent do plątania nóg i potykania się o nie. Można powiedzieć, że pod tym względem była niezgrabna, ale nie urągało to jej urokowi.
OdpowiedzUsuńO nie, nie, nie. Nie mogła pozwolić sobie na subordynację, a co gorsza nie mogła zawieść rodziców. Nawet w najśmielszych snach i oczekiwaniach nie pomyślała, że Black i ona mogliby się mieć ku sobie... A może ona trochę, ale odrobinę. W końcu jest tylko kobietą, na którą działają takie uroki. Ale nigdy się do tego nie przyzna, jak Lily do tego, że razem z Potterem mają się ku sobie. Jednak odsunęła od siebie takie myśli i usiadła na łóżku z baldachimem, który znajdował się naprzeciwko łóżka Lily.
- Wracając do sprawy Petera. Myślę, że on tylko z pozoru jest niegroźny. Mnie wydaje się być co najmniej podejrzany, ale może mi się tylko wydawać, bo się zwyczajnie nie lubimy. - wyjaśniła dogłębnie i zdjęła z siebie czarną szatę z naszytym wzrokiem Gryfonów. Została w szkolnym mundurku i poluzowała nieco swój czerwono-żółty krawat. Z westchnięciem opadła na miękkie łóżko, zatapiając się w niemal jedwabnej pościeli, która lekko otulała jej zmysły.
- A, Lily. Zawsze się nad tym zastanawiam. - ponownie podniosła się i usiadła na brzegu swojego łóżka, przypatrując się rudowłosej. - Moja rodzina zawsze wpajała mi jak mantrę, że Blackowie mają coś wspólnego ze śmierciożercami... Wiesz, że maczają palce w czarnej magii. - ściągnęła brwi, mówiąc wszystko szeptem. - To prawda? - rzuciła pytaniem, przełykając głośno ślinę. Obawiała się nieco odpowiedzi. Ta słodka niepewność była lepsza niż prawda, która mogłaby ją ostentacyjnie odepchnąć od Syriusza. Teraz nie bardzo może do niego podejść, bo boi się gniewu ojca, który raczej nie zaakceptowałby faktu, że mogłaby się kolegować z jakimś Blackiem.
Emmeline
To miłe, że tak broniła Pettigrew, ale Emm swoje wiedziała i miała przeczucie, że spotka ich wszystkich klęska z tego powodu. Może nie jakaś wielka, ale zawsze jakaś. Fakt, był małym krępym chłopakiem, którego wszyscy Huncwoci obdarzyli zaufaniem... Ale zawsze mógł nadrabiać długim jęzorem. I na jego wspomnienie potrząsnęła głową, jakby wzdrygnęła się i przestraszyła swoich myśli.
OdpowiedzUsuń- Ja.. - zająkała się i odwróciła głowę w bok. - Po prostu... - dalej mruczała bez sensu, aż w końcu wyjęła z szafki fasolki wszystkich smaków i siadając na łóżku jak małe dziecko, zaczęła się nimi opychać. I wszystko byłoby w porządku gdyby nie trafiła na pieprzową i odruchowo nie zaczęła kaszleć i dusić się i wywalać języka, chcąc pozbyć się okropnego smaku.
- Ohydaaaa. - warknęła wykrzywiając się cała czując jeszcze posmak paskudnej pralinki. - Czasami słodycz to okropna kochanka i zdradliwa... - westchnęła i wstając z łóżka podeszła do okna. - Wiesz przecież, że moja rodzina i rodzina Blacków się nienawidzi. I mój ojciec myśli, że ja też będę tak nienawidziła... - wzdrygnęła się kiedy wypowiadała to słowo. - A mnie Syriusz... - urwała i wywróciła oczami. - A mnie w sumie Syriusz nie jest nic winien i jest mi obojętny. - wzruszyła ramionami i wymusiła na ustach uśmiech, by Lily uwierzyła w jej mataczenie. Tak na prawdę to uwielbiała go po cichu obserwować, ale on na pewno nie zwróciłby na nią uwagi, dlatego wolała zapomnieć, przynajmniej do kolacji.
- Idziemy w weekend do Hogsmeade? Pójdziemy na karmelowe piwo.. Albo nie! Musimy jechać do Londynu, potrzebuję iść do księgarni. Co Ty na to? - zapytała ponownie siadając na łóżku i próbując wygrzebać beżową fasolkę, myśląc, że tym razem trafi na toffi. - I kupię sobie fasolki. - roześmiała się cicho i pokręciła głową. Tak, to była jej wielka słabość.
Emmeline
[No na myślę, że wątek obowiązkowo by się przydał pomiędzy Lily a Sev'em. Jakiś pomysł na to, jakby to zacząć?]
OdpowiedzUsuńDlaczego ta rudowłosa piękność musiała być tak uparta? Nie spodziewała się, że będzie wierciła jej, aż taką dziurę w brzuchu. Przecież to głupie... Emm nawet dobrze nie znała Syriusza, a zamieniła może z nim kilka słów. W końcu nie wolno jej było. A i on wcale nie przejawiał ochoty na konwersacje z nią. Może to i lepiej.
OdpowiedzUsuń- Och Lily. - westchnęła i wypuściła zapas powietrza z płuc. - Black jest po prostu bardzo przystojny, a te występki Huncwotów bardzo mi się podobają, bo sama bym się na to nie odważyła. - wypowiedziała szybciutko, niemal na jednym oddechu. - Ale spróbuj o tym komuś powiedzieć, a zamienię cię w czekoladową żabę! - zagroziła jej ciemną tarninową różdżką, po czym głośno się roześmiała. Na wspomnienie Lily o fasolce o smaku krowiego móżdżka od razu je od siebie odsunęła i popatrzyła z niechęcią. - W takim razie nie kupię fasolek.
Zarzuciła burzę brązowych włosów na jedno ramię i przyjrzała się uważnie rudowłosej. - Kochanie, ale jesteś niemądra. - pokręciła głową. - Najpierw pójdziemy do Hogsmeade, a stamtąd teleportujemy się w kominie przy użyciu magicznego proszka. - wywróciła oczami. - Więc podróż na Pokątną zajmie nam zaledwie kilka sekund. - I kupimy twoje ulubione czekoladowe żaby, dla mnie cytrynowe dropsy, a na Huncwotów wymiotki pomarańczowe. Hm? - uniosła pytająco brew, wyczekująco patrząc na Lily. - I sprezentuję im tylko pomarańczowe... Fioletowe zachowam na później. - szykowała w głowie malutki plan zemsty na te wszystkie siedem lat męczarni.
Emmeline
[Pozytywni wariaci zawsze są fajny - o ile Leah jest pozytywna, bo mówiąc szczerze, to wyszła nieco inaczej niż zamierzałam. No nic, dzięki ^^]
OdpowiedzUsuńLeah Miles
[Spoko, wiem co to lenistwo - zwłaszcza gdy jak ja, ma się trzydzieści dziewięć stopni gorączkę i od poniedziałku leży się w łóżku z anginą. Możemy wyklecić coś jutro :3]
OdpowiedzUsuń[dobra, przyznaję, troszeczkę gryzie. ale tylko troszeczkę! :D]
OdpowiedzUsuń[spóźnione nie, jedynie wyprzedzone - niedługo Wielkanoc. zawsze też pozostaje opcja obchodzenia nie-urodzin każdego dnia roku. kaganiec... trochę BDSM takie :D]
OdpowiedzUsuń[Ja anginy dawno nie miałam, przez to cholerstwo ominęłam już za dużo szkoły. Najpierw grypa i w zeszłym tygodniu w poniedziałek i wtorek nie byłam, teraz cały tydzień mam zwolnienie. A za miesiąc egzaminy próbne! :< Okej, jeśli tylko coś wymyślę.]
OdpowiedzUsuń[a bardzo, tak sądzę. chociaż nie wiem czy ten Lucek tutaj ogarnął, że ma żonę (tak, jestem podglądaczem, ci!) :)]
OdpowiedzUsuń[sam się niegdyś uświadomi.
OdpowiedzUsuńnie zaśmiecasz, ale skąd!]
[uroczyście przyrzekam, iż Cyzia ząbki swe będzie wbijała najdelikatniej jak potrafi.
OdpowiedzUsuńzacząć mogę, tylko pomysłu mi brak :<
Rudą gdzieś w Hogsmeade spotkać można czasem?]
[Phi, zdjecie Myrona przy zdjęciu Lily wypada nadzwyczaj marnie. *____*]
OdpowiedzUsuńMyron
[Zawsze można Myrona zakochać w Rudej. xD]
OdpowiedzUsuńHm... Sieć Fiuu, to poza teleportacją najszybszy środek transportu. Zawsze bała się, że spłonie w tych pięknie zielonych płomieniach. Ale to raczej była standardowa obawa młodych czarodziejów, którzy rzadko kiedy korzystali takiej ewentualności.
OdpowiedzUsuń- W takim razie pójdę tam sama... - wzruszyła niedbale ramionami i zdjęła z siebie sweterek, który w tym momencie raczej ją przegrzewał. Na samą myśl o zielonych płomieniach i ulicy Pokątnej robiło się gorąco, zwłaszcza, że było to trochę niebezpieczne. Ale w obliczu otaczających ich śmierciożerców i rosnącego w siłę Sami-Wiemy-Kogo, Emm nie zamierzała się niczego obawiać.
Upięła ciemne włosy w wysokiego kuca i związała je ciemną, wręcz czarną wstążeczką ze srebrnym połyskiem. - Syriusz zabrał mi książkę z zaklęciami, a żeby dostać odpowiednią powinnam iść do Esów i Floresów. Poza tym, chętnie poszukam jakiejś lekkiej lektury. - wyjaśniła i biorąc w dłoń różdżkę, przysunęła ją do kubka stojącego na szafce nocnej. - Aguamenti. - odparła wyraźnie i po chwili sączyła zimną wodę, która gasiła jej pragnienie. - Niedługo kolacja... - popatrzyła na Lily stojącą przed lustrem. - Myślę, że Huncwoci mają z nami za dobrze. Ciągle o nich rozmawiamy... To niedobrze. - dodała odstawiając kubek i biorąc do ręki książkę o eliksirach. Już nic nie mówiąc ułożyła się wygodnie, głowę opierając o twardą poduszkę i otwierając księgę na interesującej ją stronie.
Emmeline
[Hahhahaa, serio chcesz?]
OdpowiedzUsuńMyron
[Z takim wyglądem? Jak najbardziej. Ale nie to nie :D]
OdpowiedzUsuń[No to pomyślmy...]
OdpowiedzUsuń[Huh, a może zrobić tak, że on się w niej kochał i ona o tym wie. I Lily dalej sądzi, że tak jest, a on sam już nie wie?]
OdpowiedzUsuń[No a to się trochę mogło rozejść i żeby temu zaprzeczyć, Myron się na niej wyładowuje.]
OdpowiedzUsuń[Nie no, trzeba myśleć nad czymś ambitnym :D]
OdpowiedzUsuńWiele uczniów tejże szkoły sądziło, że funkcja Prefekta to nic takiego jak spacerowanie sobie nocą po korytarzach Hogwartu i rozmawianie z innymi Prefektami lub - jak udało się spotkać - nauczycielami, którzy wyrażali na to chęć. Uważali bowiem, że nie ma nic bardziej "lajtowego" od tego obowiązku.
OdpowiedzUsuń"Przecież to takie fajne, jak możesz bezpardonowo chodzić sobie po korytarzach, a jedyne co cię usprawiedliwia, to jakaś głupia odznaka Prefekta!"
Właśnie tak to widzieli. Prawdą był jednak fakt, że mieli sporo tych obowiązków. Musieli się upewnić, że korytarze są puste, a jakaś zabłąkana dusza nie biega sobie goło i wesoło po korytarzach, rozbudzając postacie z obrazów, po czym te wręcz z nienawiścią do innych się odzywały i nakazywały dać im spokój, by mogli w końcu zasnąć. Były one wredne. Później - przyznawanie szlabanów i odejmowanie punktów. Ponoć gdzieś miały być zapisy: kto, za co, kiedy i gdzie, na jak długo lub ile punktów. Trzeba było to ogarnąć, więc organizacja i dojrzałość tutaj obowiązywały.
Może też dlatego, że wszyscy uważali Callaghana za kogoś, kto ma regulamin w czterech literach i robi to, co mu się żywnie podoba. Może i tak było, aczkolwiek nie można chłopakowi zarzucić, że był bałaganiarzem, że należy do tych, co tylko niszczą czyjeś rzeczy i psują humor na cały dzień. Zdarzały się takie momenty, zwłaszcza gdy osobą poszkodowaną miał być ktoś, z kim Krukon miał na pieńku. Wtedy nie ma zmiłuj, poruszymy niebo i ziemię, niechże nastąpi Apokalipsa i Armagedon, a zrobię wszystko, by cię zniszczyć. Owszem - jeśli ta osoba zrobiła coś, co naprawdę, ale to n-a-p-r-a-w-d-ę nie spodobało się temu wysokiemu ciemnowłosemu.
Prędzej można stwierdzić, że był do ludzi nastawiony z obojętnością. A to, że ironizował, był złośliwy i sarkastyczny nie świadczy, że jest od razu tym złym, choć na takiego - trzeba przyznać - się kreował. Co gorsza - nie widział w tym nic absolutnie złego. Uważał bowiem, że jeśli będzie taki zły i niedobry, to ludzie nie będą mu zawracać dupy, a on będzie miał spokój. Taka tam mizantropia, co prowadzi do autodestrukcji.
Dzisiaj miał w zamiarze zejść na sam dół zamczyska, przeskakując co drugi schodek ruchomych i mściwych schodów, by dowiedzieć się, jak w tym tygodniu stoi z wartami i kto może mu towarzyszyć. Szczerze? Sam nieraz wolałby przeprowadzić taki patrol, bo wtedy jest jakoś wyciszony.
Człowiek z potrzebami, po prostu.
Mijał dziesiątki uczniów z różnych, ale młodszych od niego roczników; oni wręcz ustępowali mu jak Morze Czerwone przed Mojżeszem, toteż musiało to wyglądać nieco komicznie. Jeszcze podczas tego spaceru wiązał krawat, bo Krukoni, którzy między sobą głośno dyskutowali, potrafili doszczętnie wyprowadzić go z równowagi.
Uśmiechnął się półgębkiem, zobaczywszy idącą mu naprzeciw, pannę Evans, która - jak zgadywał - także miała w zamiarze ujrzeć, kto tym razem jest jej przydzielony na nocne spacery.
[Mam nadzieję, że pasuje, bo o takiej porze pisałam, że nawet nie wiem czy da się to zrozumieć XD]
[Taki krótki komentarz a mi podniosłaś samoocenę jak cholera ;_; znaczy, sądzę, że mi nie wyszedł, ale może jednak... W każdym bądź razie zdjęcie Lilki mnie urzekło i ją kocham z miejsca, tak o.]
OdpowiedzUsuńLupin
No on lubił ją obserwować no. Obserwować, patrzeć co robi, z kim rozmawia, a nawet jak uczy się w pokoju wspólnym, w fotelu przed kominkiem. Może i ta zakrawało na śledzenie czy obsesję, ale cóż, przecież taki właśnie był Rogacz. Uparty jak sto choler i nigdy nie odpuszczający jak się na coś zawziął. A on się zawziął, żeby Lily w końcu dostrzegła go jako faceta, a nie irytującego idiotę, jak go zwykła nazywać zamiast imienia i nazwiska. Już nawet wołanie ciągłe "Potteeeer!" by przeżył. Ale na nic takiego się jak na razie nie zanosiło, więc pozostawało mu takie podziwianie Evansówny z oddalenia i ukrycia, chociaż domyślał się, że to ukrycie nie jest aż takie idealne. Bo to na jakiś mebel wpadł, to na zbroję... Oczywiście w tym całym swoim afekcie nie pomyślał o zabraniu peleryny niewidki, która znacznie ułatwiłaby mu życie, ale cóż.
OdpowiedzUsuńTym razem wyszedł na błonia tak po prostu, nie wiedząc, że i ona tam jest. Na honor huncwota, myślał, że znowu spotkała się z tą chodzącą porażką Smarkerusem i wolał nawet na niego nie patrzeć. Zimno było cholernie, ciemno się robiło, a on się szwendał. Bez czapki i szalika rzecz jasna, "bo po co".
Słysząc ochrypłe śmiechy dochodzące jakieś trzysta metrów od miejsca, w którym właśnie się znajdował, zmarszczył brwi. I byłby przeszedł obok tego obojętnie, bo co go takie rzeczy obchodzą, gdyby nie usłyszał głosu JEGO Lily. Od razu, wręcz odruchowo skierował się w tamtą stronę. I chociaż nie wiedział co go czeka, czy to nie są jacyś wyrośnięci Ślizgoni, przy których chuderlawy James szanse miałby marne, to trzeba było przecież damę z opresji wyratować.
- Nudzi wam się, dzieci drogie? - warknął, wyciągając z kieszeni kurtkę. Po tylu urokach, które wypróbował na Snape'ie, coś już o tym wiedział i nie zawahał się użyć żadnego. Napastnicy jednakowoż nic sobie z tego nie robili, tylko jak zgodnie zaprocesowane roboty ruszyli na praktycznie bezbronnego Pottera. Wywinął się jednemu, przechodząc pod jego wyciągniętą łapą, ale gdy tylko się wyprostował, poczuł ból szczęki i nosa i od razu pojaśniało mu przed oczami. Otrząsnął się i rzucając na pozostałych dwóch Drętwotę przeszedł do wali wręcz z tym, który go uderzył, nie zważając na to, że jego szanse to mniej niż zeroooo...
James
miało być "wyciągając z kieszeni różdżkę". Ja i moje pisanie na szybko...
Usuń[A co ty tam gadasz, jest śliczna, o <3 A tak sobie właśnie Lilkę wyobrażałam, na miejscu Jamesa też bym się za nią uganiała.
OdpowiedzUsuńA pewnie, że wątek chcemy. Ale pomysłów nie mam, ani trochę, zawsze z nadzieją patrzę, czy ktoś coś podsunie i będę mogła zacząć, bo w podsuwaniu genialnych myśli jestem beznadziejna. :c]
Lupin
[Ja niedobra ci każę myśleć, ale rozdaję serduszka i ciasteczka za pomysły, HA! <3
OdpowiedzUsuńHaha, patrolowanie korytarzy, biedny Remus i jęcząca Lilka wydają mi się ciekawym rozwiązaniem. Albo to Hogsmeade, ale nie wiem. Rany, teraz to mam dylemat co jest lepsze ._. Za twe cierpienie, maj dir, ja zacznę i sobie coś z tego wybiorę, coś tam dodam, nie wiem. I ostrzegam, że mnie nie wolno bić za to co wyjdzie, bo wyjdzie jak zwykle - źle.]
[Dobry wieczór :) Dzięki za przywitanie. Nie chciałabym Cie obciążać, ale miałabyś ochotę na wątek? Tzn. chodzi mi o to, czy nie masz zbyt wielu wątków i nowy nie byłby dla Ciebie obciążeniem, o! ]
OdpowiedzUsuńMarlene McKinnon
[Trzeba ich zmusić do przebywania razem. Może kiedy M. będzie się na niej wyżywał gdzieś, ktoś ich zamknie w jakiejś klasie na amen i będą musieli jakoś próbować stamtąd wyjsc?]
OdpowiedzUsuńMyron
[Tak. Albo mogą się już kłócić w środku.]
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńW przypadku Russella to już wcześniej pełnił funkcję Prefekta - może i nie Naczelnego, ale tego zwykłego. Był na swój sposób przyzwyczajony do obowiązków osoby będącej na tym stanowisku. Jedyne, co zgorszyło mu frajdę chodzenia po nocach, to uzupełnianie jakichś papierków, które i tak później były przepisywane przez nauczycieli. To było dla niego bezsensowne, ponieważ równie dobrze wystarczyło ustne zdanie relacji z danego dnia lub tygodnia - bo przecież było dziesięciu Prefektów, więc spokojnie można było na każdą parę wytyczyć trzy patrole w tygodniu. Chyba że sytuacja wymagała zaostrzenia tego i zwiększała się liczba patrolujących, włączając w to także nauczycieli.
Prawdę mówiąc, to nieraz kierowanie osądami pozwalało człowiekowi na to, by nie czuł się źle i nie miał zmęczenia. Przede wszystkim nie było tej frustracji, ponieważ mógł się wyżyć na niczego nieświadomym uczniu, który popełnił błąd. Gorzej było w momencie, kiedy tacy łamacze prawa próbowali się wycwanić uciekając i stosując zaklęcia. Callaghan nawet miał do czynienia z takim gówniarzem (a określenie ze względu na zachowanie). Otóż młody zaczął naskakiwać na Krukona, który utrzymywał swoje nerwy na wodzy skutecznie. Jeśli chciał, to potrafił być jedną z najcierpliwszych osób na świecie, a to mu z pewnością przyda się w przyszłości. Chłopak ten wiedząc, że nic nie wskóra gadkami, wyciągnął różdżkę i chciał rzucić zaklęcie w Prefekta, który zdążył pochwalić się refleksem. Wynikiem jego uniku było to, że zaklęcie odbiło się rykoszetem i sprawiło, że nogi tego, co władał patyczkiem, zostały skrępowane przez jakieś zielsko. I tak skończyła się zabawa.
Doprawdy, Callaghan czasem doceniał czyjąś głupotę i upór w tym, że jeśli coś robią, to robią to słusznie. Ta naiwność.
- Och, uwierz mi. Nie ma nic gorszego od szczebioczącej Puchonki, która przez trzy czwarte patrolu będzie ci mówić o tym, jaki jesteś, jaka ona i zacznie opowiadać o nieudanych miłościach. - wywrócił oczami, uśmiechając się z rozbawieniem - Dlatego sądzę, że prędzej przygarnę Ślizgona, niż kolejny raz zgodzę się na pogawędkę z tą dziewczyną. Przynajmniej nauczę go pokory, a jej nie da się nauczyć milczenia. - dodał, spoglądając na swój krawat. Sam jednak zauważywszy to, jak ten materiał prezentuje się u rudowłosej, zaśmiał się pod nosem i zajął się jej krawatem. Akurat wiązanie mu dobrze wychodziła, a to, że teraz Lilka poprawiała to tylko ze względu na to, że był nieco przekrzywiony. W końcu ktoś taki jak Callaghan nie zawsze baczy na jedno, gdy robi drugie. Najwyżej później zwróciłby na to uwagę.
- W Azkabanie to od razu by cię rozpoznali. - mruknął, opuszczając dłonie i przekręcając się tak, coby móc spojrzeć na listę, gdzie było określenie kto z kim danego dnia. Oby tylko mu się nie trafiła ta Puchonka ani nikt, kto jest na tyle nudny, że Russell z chęcią ogłuszyłby tę osobę, chcąc mieć od niej jakikolwiek spokój.
- Tydzień będzie ciekawy. - stwierdził, nie ukrywając zadowolenia w swoim głosie - Gorzej z Remusem. - dodał, marszcząc brwi. W końcu on i Lupin należeli do takiej dwójki, którzy zazwyczaj się sprzeczali, nie mając jakiegokolwiek powodu do tego. Jednemu się nudziło, więc coś skomentował, a że drugiemu się to nie spodobało, to odpyskował. I tak błędne koło się utworzyło.
[No, to działajmy w ten sposób, że Lily rzeczywiście pokłóci się z Jamesem i pójdzie nad jezioro. Snape akurat tamtędy będzie przechodził bo był załóżmy że w Sali od zielarstwa po jakieś składniki i ją zobaczy]
OdpowiedzUsuńNie łatwo było być wyrzutkiem. Mogło się być potężnym czarodziejem, mającym przed sobą niesamowitą przyszłość w szeregach śmierciożercy, jednak szkoła potrafiła być równie przykra co mugolskie liceum dla wszelkiego rodzaju kujonów i outsiderów. Nie było to proste, żyć w cieniu bardziej postawnych dzieciaków, szczególnie tych z syndromem Boga, aroganckich dupków, którzy mieli siebie za geniuszy. Magia to nie wszystko, zdawał się krzyczeć świat dookoła i Severus nagle gubił się w tym co się działo. Bo u niego tak właśnie było. Magia musiała mu zastąpić rodzinę i miłość. Pogodził się z tym i teraz musiał brnąć na przód, mimo przeciwności losu. Przeciwności losu to całkiem przyzwoite określenie na Huncwotów. Na samą myśl o tej bandzie, Snape poczuł złość. Była to już chyba naturalna reakcja, niemal alergiczna. Przez siedem lat dawał sobą pomiatać, w imię czego? W imię swojej miłości? Ta myśl wydała mu się niezwykle żałosna. A mimo to tęskne ukłucie w sercu dosięgło go po raz kolejny. Nie dało się nie myśleć o Lily Evans, nie można było spędzić jednego normalnego dnia bez myślenia o jej zielonych oczach. I tak w kółko. Dzień za dniem ciągnął się tak samo z przewijającymi się przez głowę tematami, niemal zawsze w tej samej kolejności: Lily, magia, Lily, Huncwoci, Lily, magia, Lily… Powinny powstawać jakieś granice. Był nastolatkiem, dlaczego więc nie mógł po prostu iść do jakiejś chętnej dziewczyny i dać sobie zapomnieć? Jego głowa powinna dawno już eksplodować. Miał być śmierciożercą w szeregach Czarnego Pana, przygotowywał się do tego od dawna, był niemal pewien swej gotowości, a jednak ciągle pozostawała ta jednoprocentowa wątpliwość: a co jeżeli Evans zmieni zdanie? Żenujące, Snape, po prostu żenujące.
Był wieczór. Powinien być już w zamku od dawna. Czasami jednak trzeba było złamać zasady, szczególnie dla swojej drugiej miłości, magii. Eliksiry były dla niego czymś więcej niż durnym mieszaniem składników. Dawały władzę, jeżeli tylko wiedziało się jak ich używać. Mogły pomóc i zaszkodzić, no i były najmniej rozwiniętą sztuką między czarodziejami. Niewielu mogło się pochwalić jakimikolwiek wynikami w tej dziedzinie. Wycieczka do szklarni numer cztery nie była jego pierwszą. Zdarzało się, że nie dało się inaczej zdobyć składników do eliksirów, które chciał uwarzyć. Tego wieczora udał się tam po korzeń mandragory i torebkowate owoce dyptamu. Akcja poszła raczej gładko, bez większych problemów, dlatego był dość zadowolony. Już skręcał na drogę prowadzącą do zamku, gdy zobaczył ją siedzącą nad jeziorem. Nigdy z nikim by jej nie pomylił. Nigdy. Przez chwile wahał się, ale w końcu ruszył w jej kierunku, ściskając w ręce składniki na eliksir.
Snape
Bycie prefektem miało swoje zalety. Po pierwsze, dawało ci władzę, której nie miał nawet najbogatszy Ślizgon z całą bandą swoich goryli chodzącymi za nim do toalety. Po drugie, przydzielało cię automatycznie do elitarnej grupy nocnych spacerowiczów, których nie wolno za to karać, bo prędzej to oni cię ukarzą za włóczenie się po ciszy nocnej. A po trzecie... Remus to lubił. Lubił bycie Prefektem. Lubił korytarze Hogwartu w ciemności, lubił swoją odznakę. Traktował to bardziej jak rolę życia niż dodatkowy, kłopotliwy obowiązek. Kiedy czujesz się jak wyrzutek, jak totalnie niepasujący nigdzie dziwak, taka odpowiedzialna funkcja wręcz podnosi ci samoocenę, bo w końcu do czegoś się nadajesz.
OdpowiedzUsuńPatrolowanie korytarzy nocami czasem było kłopotliwe, zwłaszcza bezpośrednio po pełni, kiedy Luniak ledwo widział na oczy i miał ochotę odgryźć sobie głowę, by uspokoić łomotanie gdzieś w centrum samego mózgu. Ale dzisiaj miało być spokojnie. Czuł się dobrze, nawet bardzo dobrze, szczerze mówiąc. Tkwił pośrodku, pomiędzy czuciem się beznadziejnie i wspaniale, to był idealny stan na chodzenie w tę i z powrotem, od lochów do samej Wieży Astronomicznej. Jakoś nigdy nie miał czasu na zerkanie, z kim będzie spacerował przez zbliżający się tydzień, więc każdy kolejny był istną niespodzianką. Losowaniem jak śmierć - życie, ale w tym przypadku to było chęć mordu - święty spokój. Zdarzali się irytujący Krukoni, chcący prowadzić jakieś bardzo inteligentne konwersacje, ale Lupin nie miał na to ochoty albo nadpobudliwe Puchonki, które uaktywniały się w nocy i podskakiwały na każdy głośniejszy odgłos nocy. Kogo się wtedy czepiały jak ostatniej deski ratunku? Oczywiste, że Lunatyka. Jego biednego lewego przedramienia. Chyba dlatego był tak na dystans z płcią przeciwną. Nie rozumiał ich i czasem się bał, bo nieprzewidywalne były wszystkie, bez wyjątku. Albo tylko on to tak odbierał, pewnie z tego też powodu nie miał dziewczyny.
Stanął przed lustrem i wygładził kołnierzyk, a potem sweter, by na końcu przypiąć do niego lśniącą odznakę prefekta. Włosy też na wszelki wypadek przeczesał, ale po chwili znowu zrobiło się z nich nie wiadomo co, więc poddał się z ciężkim westchnieniem. Przed wyjściem wziął jeszcze kubek świeżo zaparzonej herbaty i opuścił dormitorium oraz śpiących (haha, dobre, śpiący Huncwoci) kolegów, przez chwilę tylko ubolewając nad tym, że on nie może przyłożyć głowy do poduszki i choć powzdychać do sufitu, przeklinając bezsenność. Czekał go dyżur. I może trafi się ktoś znajomy, będzie mógł komuś wlepić szlaban i czuć satysfakcję, że dzięki niemu zapanował porządek.
[nadzieja się mnie trzyma, iż może być :3]
Lupin
Bo Black zwykle albo nie odstępował Jamesa i reszty Huncwotów (w sumie tylko Lupina, bo romantyczne sam na sam z Glizdogonem nie było niczym przyjemnym) albo szwendał się samotnie gdy reszta była czymś zajęta. Jakoś tak się złożyło, że nie miał żadnych zainteresowań i obowiązków, poza tymi szkolnymi, więc po lekcjach miał całkiem sporo wolnego czasu, który mógł spokojnie marnować na siedzeniu tu i tam. Czasem znajdował towarzystwo, głównie u płci pięknej, bo z nieznanych mu powodów dziewczyny lgnęły do niego jak pszczoły do miodu, ale lubił też pobyć sam. Pewnie z tych kilku powodów jego kontakty z Lily ograniczały się do przelotnych słów we Wspólnym, przy stole i w momentach, kiedy przy okazji zbywania Jamesa ochrzaniała także jego. Niemniej obecna rozmowa bardzo go nie męczyła, póki nie toczyła się w tonie pouczania niesfornego Blacka.
OdpowiedzUsuńOn nie miał wprawy w żadnych czynnościach gospodarczych, bo po pierwsze od tego miał, do czasu skrzaty, a poza tym wyznawał ten jakże szowinistyczny pogląd, że facet w kuchni nie pasuje. Ale Łapie nie było potrzebne doświadczenie, skoro miał swój spryt i inteligencję, więc nawet jeśli szło mu dość opornie, to nie wyglądał na kompletnego ignoranta w sprawie czyszczenia czegokolwiek.
Milczał dłuższą chwilę, przez co jedynym dźwiękiem było uporczywe szorowanie zabrudzonej cynowej powierzchni. Nie żeby miał zamiar zignorować jej słowa, ale w głowie Gryfona toczyła się walka między powinnością wobec szczęścia przyjaciela, a egoistycznym marzeniem spokoju od całej tej jatki wokół Evans, którą James gotował mu szczególnie męcząco od wakacji poprzedzających VII klasę. Tak, tak, powinien być wdzięczny przyjacielowi za to, że przyjął go pod swój dach bez żadnego gadania, że dawał jeść, schronienie i namiastkę braterskiej miłości, której nigdy nie zaznał. ALE. Syriusz mimo wszystko był Blackiem, a to odciskało swoje piętno nawet na kimś tak zdegenerowanym w obliczu rodziny, jak on.
- Dobra. - Zaczął, przeciągając samogłoski, wypuścił powietrze i spojrzał na rudą z powagą, taką prawdziwą. - Nie wierzę, że ci to mówię, bo powinienem nakłaniać cię do randki z Jamesem albo chociaż do spojrzenia na niego przychylniej. Co w sumie mogłabyś zrobić, zamiast zgrywać taką niedostępną, ale okej. Jak tak bardzo, bardzo, baardzo zależy ci na tym, aby pozbyć się jamesowego kłopotu, to bądź nachalna. To będzie cię kosztowało zdjęcie maski naburmuszonej pani prefekt, ale chyba warto, skoro mój zakochany po uszy przyjaciel da spokój. On nie znosi takich panien, co za nim latają. Chyba, że jest bardzo beznadziejnie i pogorszysz sytuację. Ale zastanów się, nie myślałaś nigdy, że on jest fajny? - Uniósł brwi, kończąc tą jakże długą i nie pasującą do siebie wypowiedź. Nie dość, że udzielał komuś rad w kwestiach sercowych (inaczej tego nazwać nie można!), to jeszcze była to Lily i robił to przeciw Rogaczowi! To pewnie wina tych kociołków, nawdychał się oparów i działają mu na mózg. Na pewno.
[Hahaha, wiedziaałaaaaam. Prześladuję Cię. I w sumie powiedziałabym - daj watek, ale i tak wiem, że nic nam z tego nie wyjdzie, soooooł... czeeeeeeeeeeść, miś-pyś. <3]
OdpowiedzUsuń[Cud, miód i kisiel, zacznij, ja potem Lienką zacznę i będziemy kwita. <3]
OdpowiedzUsuń[Tyle razy już mnie to zaczynanie obiecywałaś, mogłabyś się wreszcie z tego wywiązać!]
OdpowiedzUsuń[jezu, jezu, jaka presja! owszem, może mój glizduś nie jest specjalnym grubaskiem, ale zębów najpiękniejszych nie ma, o! takie ma... szczurowate]
OdpowiedzUsuńPettigrew
[I huk, znowu wątka nie będzie! ;<]
OdpowiedzUsuń[Jasne, jak zawsze wszystko na mnie zwal!]
OdpowiedzUsuńNaprawdę, mimo tych rudych włosów, nie zauważył Lily. I nie mam tu zamiaru jej obrazić, mówiąc, że dla niego jest niewidzialna. Po prostu czasem Luniak szedł i nie widział, zbyt zaaferowany tłumem myśli, próbujących zwrócić na siebie jego uwagę. Dawał się im pochłonąć, roztrząsać niektóre momenty swojego życia, myśleć nad zaległą pracą domową, której nieodrobienia nie potrafił sobie wybaczyć. W myśl zasady - każda czynność wymaga myślenia, nawet chodzenie. W przypadku Lunatyka, dosłownie.
OdpowiedzUsuńZaskoczony zatrzymał się natychmiast, kierując w jej stronę pytające, trochę nieobecne spojrzenie. Ale potem jakby nagle zaskoczył i uśmiechnął się delikatnie, tak jak tylko Remus potrafił - jednocześnie nieśmiało i jakby z nutą cichej radości. Bo teraz naprawdę się ucieszył! Żadnych zarozumiałych Krukonów, mówiących do niego chemicznym językiem, który co prawda rozumiał, ale jakoś nie bawiło go prześciganie się w pieprzeniu od rzeczy. Aż się musiałam brzydko wyrazić, bo tak to Lunatyka bulwersowało, o! Żadnych nadpobudliwych Puchonek, żadnych wrednych Ślizgonów. Prefekt naczelny Lily Evans była idealnym towarzystwem, gdyby miał wybierać spośród nich wszystkich. Nie każdy typ człowieka mu odpowiadał, bo nie zgadzał się z jego skłonnością do pedantyzmu, a zawsze było ryzyko, że zmęczony patrolem Remus powie coś nieodpowiedniego. I to na temat swojej przypadłości! Chociaż jemu to chyba nie grozi, on myśli nad tym co mówi, kilka razy nawet. Szykował się udany dyżur, bo nawet milczeć nie musiał i myśleć nad tym, jak tu się rozdzielić.
- Ja nigdy tego nie sprawdzam, przecież wiesz - westchnął i odruchowo poprawił kołnierzyk białej koszuli, jakby już zdążył się wygnieść lub coś z nim się niepokojącego stało. - Dlatego pewnie momentami jestem bardziej wykończony niż po spędzeniu całego dnia z Jamesem i Syriuszem.
Och tak, Luniak czuł się wręcz jak ich ojciec, ale nigdy jakoś ich nie strofował, jakby nie miał do tego śmiałości. Jakby przyjaciele mieli go wyśmiać, że wpada w histerię przez nieszkodliwe, głupie żarty. Ale on był prefektem! Wpędzali go nieświadomie w poczucie winy, i to cholernie duże, bo przejmował się wszystkim zanadto, czasem nie mógł przez to spojrzeć w lustro. Jakby odbicie też go oskarżało.
- Chyba jestem gotowy, choć nie wiadomo co teraz wykombinują nieznośne dzieciaki prosto z lochów - stwierdził, zagryzając na chwilę wargę i odruchowo spoglądając na podłogę, jakby zaraz miała z niej wyrosnąć banda młodocianych przestępców z godłem Domu Węża na szatach.
Lupin
[ale to by miało akurat sens! bo taki mały, gruby zjarus by wpierdalał wszystko na gastro... no dobra, nie ważne. a Lily Glizdusia lubi tak w ogóle?]
OdpowiedzUsuńPettigrew
[no właśnie, słuchaj się mnie, to daleko zajdziemy! a może właśnie L i P będą przyjaciółmi od packa? nawet jej nie będzie czardżował za towar, tylko grzecznie wysłucha jej problemów i postara się jakoś pomóc?]
OdpowiedzUsuńPettigrew
[Ja chcę wątka z Lilką, ja uwielbiam młode wcielenia Lilki. <3]
OdpowiedzUsuńLew
[Cichaj, focię masz przynajmniej fajniastą.
OdpowiedzUsuńJeszcze mi powiedz, jak widzisz to popisanie się swoim przyjacielskim stosunkiem, bo nie jestem pewna czy wiem, co masz na myśli :3.]
Lew
[łamiecie mi wszyscy serducho :< dlaczego nikt nie lubi glizda, ja się pytam ?! dobra, nie ważne. to może Evans go złapie jak deprawuje młodszych Gryfonów? bo tych starszych mogłaby w sumie tolerować]
OdpowiedzUsuńGlizd
Bywały takie momenty w życiu Syriusza, kiedy w jego głowie pojawiało się gorące postanowienie, że wprawdzie nie zrezygnuje całkowicie z małych żarcików, ale częściej będzie powstrzymywał Jamesa od głupot, a raz czy dwa nawet przyzna rację Remusowi. Myślał o tym szczególnie intensywnie teraz, kiedy jego palec natrafił na coś, co konsystencją przypominało smarki i lepiło się do palców nawet pod wodą, ale nie chciał sprawdzać co to, tylko szybko wytarł skórę w gąbkę. Niestety, lub stety, zawsze kończyło się tak, że wychodząc ze szlabanu machał ręką i miał zapał na kolejne małe grzeszki, a decyzja o przystopowaniu zamieniała się w mgliste wspomnienie.
OdpowiedzUsuńUważając, aby znów nie natknąć się na to ohydztwo, pocierał kociołek mocniej, aby zetrzeć brud z dna. A co do Lily, rumieńców wprawdzie nie zauważył, bo wzrok skupiał na coraz brudniejszej wodzie wypełniającej cynowe ścianki, ale wyczuł z jej strony pewne zakłopotanie, które wręcz wrzeszczało ze sposobu, w jakim teraz myła ten cholerny kocioł. Uśmiechnął się na to pod nosem, zakodowując sobie, aby o tym także nie wspominać Jamesowi, bo jak ten się dowie, że Evans tak reaguje, to i Black, i ruda będą mieli przewalone.
- Oj, Lily! Mi możesz się zwierzyć, jak to James na ciebie działa. A tak serio, jakbyś dała mu szansę, to mogłabyś być pozytywnie zaskoczona. Bez ryzyka nie ma zabawy, ale co może o tym wiedzieć Prefekt Naczelny... - Sarknął, a sekundę po tym syknął, gdy palec znów się obsunął z szorstkiej gąbki.
Poważnie, z ust Łapy brzmiałoby to co najmniej dziwnie, ale Rogacz nie był takim kretynem, za jakiego uchodził lub chciał uchodzić. Potrafił być poważny, a kto wie, czy w romantycznym sam na sam z Gryfonką nie wyszłyby na jaw inne jego cechy, których przy Huncwotach woli nie okazywać, bo zwyczajnie nie wypada. Może był czarujący, szarmancki? Syriusz wolał pozostawić tę kwestię do sprawdzenia Lily, bo chciał zachować obraz Pottera jako niesfornego kawalarza z manią na punkcie swoich włosów.
- Wyluzuj. - Rzucił rozbawiony, kiedy o mało co nie rozpętała burzy wokół siebie poprzez pozrzucanie tych rzeczy z blatu. Dziewczyny były dziwne, serio. Rozumiałby, gdyby sam był panną, bo te uwielbiały plotkować i pewnie pierwszą rzeczą, jaką zrobiłby jako uczennica byłoby podzielenie się reakcją Lily z każdym wokół, ale... Był nie tylko facetem, był Syriuszem, a on nie miał w zwyczaju przekazywania innym czegoś, co mógł mieć na wyłączność.
[w sumie to się muszę zwijać, ale będę cały czas myśleć, myśleć, myśleć]
OdpowiedzUsuńAlastor
- Och... - wysyczała i opadła niemal bezwładnie na łóżko. Teraz tylko zasłonić kotary i udawać, że nie istnieje. Lily nie dostrzegała swojego szczęścia. Jamesowi będzie się podobała w krótkich czy długich włosach, w spódniczce czy bez. On po prostu za nią szalał, a Emmeline wiedziała o tym najlepiej, bo informacje pobierała z pierwszej ręki, czyli od samego Pottera.
OdpowiedzUsuń- Zetnij a sprawdzisz jego reakcje. - uśmiechnęła się kątem ust, patrząc na rudowłosą. - Strasznie nie lubię bezczynności. Nie umiem siedzieć w jednym miejscu... - złożyła ręce na piersiach i zerknęła przez okno na zewnątrz. Było już ciemno, jak to w zimę. Szkoda, bo Em miała ochotę na spacer na błoniach. Nawet samotny w milczeniu. Cóż, raczej była typowym samotnikiem, wszędzie wszystko sama. I to nie było takie złe... Ale wspólne chwilę z Evans też jej się podobały.
- Idziemy na spacer? - rzuciła pytaniem, a swoje spojrzenie ulokowała w fasolkach. Kidy były w pobliżu nie mogła się powstrzymać. Nie odstraszały jej nawet te okropne smaki, których było tam więcej niż upragnionej słodyczy. - I racja, nie rozbawiajmy o nich, bo to w sumie nic przyjemnego. Ale możemy porozmawiać o Tobie i Jamesie. Chyba mi nie powiesz, że nic do niego nie masz co? - pytając wrzuciła sobie pomarańczową fasolkę do ust.
[wiem, jestem opóźniona, nie mam inwencji, totalna dupa, wybacz mi ;C]
[Pierwsze zdjęcie jest przecudne! Gdzie wy wszystkie takie znajdujecie? Ja szukam godzinami i dupaaa :(
OdpowiedzUsuńHm, proponuję może przyjaciółki i wspólne dormitorium?]
[To z rycerzykiem, to w sumie nie takie głupie, ale zaczepki głównie nie ruszają June, a jak już to wtedy, kiedy jest sama albo leży w łóżku. Niecodzienny wątek... Nie wiem czy niecodzienne jest, że wykradają się do Hogsmead, aby się spić, a potem mają problemy z powrotem do zamku, a jeszcze później zaczynają się pijackie zwierzenia ;D]
OdpowiedzUsuń[a w autobusie coś wymyśliłam! otóż mudi pobił kogoś strasznie w ostatniej bójce (znaczy się ślizgon siuśmajtek poszedł do slughorna na skargę) i macgonagall kazała lilce z nim poważnie porozmawiać. ta złapała go na wypadzie do wioski i siłą zaciągnęła do trzech mioteł. i tak jakoś im ta rozmowa by zeszła z głównego tematu, mogą się kumplować, i mudi by jej zaproponował spłatanie jakiegoś psikusa ślizgonom (ładnie, niewinnie powiedziane)? a jako że bywa bardzo przekonujący, to dziewczyna pewnie się zgodzi. jakby stawiała opór, to mam kilka asów w rękawie, ha!]
OdpowiedzUsuńAlastor
[A ty zadajesz głupie pytania. Oczywiście, że możesz od tego momentu zacząć ;P]
OdpowiedzUsuńNawet sobie państwo nie wyobrażają, kiedy zawsze grzeczna i ułożona Lilka stwierdziła, że ma dość nauki, w jakim szoku była June! Panienka Ellis nigdy nie należała do tych osób, które mają cierpliwość, aby ślęczeć nad książkami. Nie miała złych stopni, ale z niektórych dziedzin daleko jej było do poziomu wybitnego. Zadowalający - najczęstsza nota, dominująca w spisie ocen June. Zdarzały się jeszcze Powyżej Oczekiwań, a nawet Nędzne i Trolle, ale przecież każdemu podwinie się czasami noga, prawda?
OdpowiedzUsuńOwutemy nie były jej straszne. Wierzyła, że sobie poradzi, a niezachwiana wiara w samą siebie, to przecież podstawa, prawda? Nie mogła odpuścić okazji, którą byłby mało legalny wypad do wioski.
W gruncie rzeczy, przypuszczała, że namawianie samej Lilki zajmie jej o wiele więcej czasu, co najmniej miesiąc, ale ku swojemu zdumieniu, pewnego popołudnia Evansówna oznajmiła, że ma dość. June też miała, dlatego bez zbędnych przygotowań zdała się na wiedzę Lily, dotyczącą tajnego przejścia, zaopatrzyła się w troszkę galeonów i była gotowa.
- Lily... - mruknęła cicho. - Rudzielcu ty mój kochany. To tylko jeden wieczór. Od jutra usiądziemy pilnie do nauki, co ty na to? Nie zginiemy, obiecuję ci to - June uśmiechnęła się pogodnie, wzruszając przy tym ramionami. Pomnik garbatej wiedźmy był ich drogą do wolności. Wolności na jeden wieczór.
- Potter nie chciał iść? - spytała, poruszając zabawnie brwiami. - Zaklęcie kameleona brzmi cudownie. Masz różdżkę? Masz. Nic nam się nie stanie i nawet nikt się nie zorientuje, że nas nie było. Chodź - jęknęła błagalnie, bo im dłużej stały na korytarzu, tym zmniejszały szanse na powodzenie ich tajnej misji.
June wyciągnęła swój patyk i szepnęła lumos, aby rozjaśnić nieco wąską drogę przed nimi.
- Nie wycofasz się, prawda?
[Pierwsze zdjęcie <3 Oj tam, nie przesadzaj. Moja też nie jest jakaś wspaniała, a widząc niektóre karty innych autorów też mam ochotę się schować.]
OdpowiedzUsuń[z Lilką chcę, bo nie wiem co by wyszło z Aureolą. Zaproponowałam komuś coś podobnego, ale może Lily by poznała jego sekret w czasie szlabanu w Zakazanym Lesie? Powiedzmy, że by tam była z kimś kto też miał szlaban, ale ten ktoś ucieknie jak usłyszy wycie wilkołaka, Lily wejdzie na polanę a tam się Adam będzie przemieniał w człowieka z powrotem, bo świt i w ogóle. Co Ty na to?:>]
OdpowiedzUsuńWroński
[Dobrze się składa, bo żem nigdy nie miała wątku z Evansówną! A to przecież taka przyjemna postać.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że dobrym wyjściem byłaby relacja typu 'kto się czubi, ten się lubi'. Milo niewątpliwie irytowałby panią prefekt swoim dziecinnym zachowaniem albo z kolei chamskimi odzywkami kiedy ma gorszy dzień, ona natomiast przyprawiałaby go o ciągłe wywracanie oczami przez perfekcjonizm i przestrzeganie prawa w przesadnym stopniu. Niby się nie lubią, ale gdyby ich znajomość zaczęła się inaczej mogliby się przyjaźnić.
A co do dokładnej akcji wątku - po kolejnej nieprzyjemnej akcji Huncwoci-Snape Lily będzie wyczerpana, postanowi przejść się do kuchni aby napić herbaty, a na miejscu czeka ją niespodzianka w postaci Daviesa wcinającego ciasto jakby w życiu takowego nie widział. A dalej zobaczymy, jak się akcja potoczy :D]
Milo
Próbował. Naprawdę, Adam Wroński próbował przyzwyczaić się do mało owocnego trybu życia jaki mu siłą narzucono i przez prawie miesiąc mu się to udawało. Wstawał kiedy mu się podobało (ale zwykle robił to wczesnym rankiem), pił kremowe piwo kiedy starczało mu na to środków i nie był zależny od szefa, bo takiego nie miał. Umiałby nawyknąć do takiej rutyny. Każdą noc spędzał spokojnie regenerując siły na kolejny, luźny dzień; bez snów, koszmarów ani lunatykowania. Kiedy zasypiał miał wrażenie, że od razu się budzi, ale nie przeszkadzało mu to. Oczywiście dopóki na niebie nie pojawiła się pełnia.
OdpowiedzUsuńKsiężyc świecił tej nocy wyjątkowo mocno i spośród prawie przeźroczystych, szarych chmur można go było bardzo łatwo wyłowić wzrokiem. Mężczyzna pojawił się w Zakazanym Lesie jak co miesiąc myśląc, że nie będzie tak źle jak ostatnim razem, ale i wtedy ból przeszedł jego oczekiwania. Przemiana w wilkołaka była procesem bardzo bolesnym i gdyby zdarzała się co noc umiałby się do niej przyzwyczaić, po miesiącu sielanki miał nieodparte wrażenie, że coś rozrywa go na strzępy. Prawie całkowicie tracił świadomość i czuł się jak w transie, podczas którego jego zachowaniami rządził nieposkromiony, zwierzęcy instynkt. Zwierzę, którym się stał wyczuło świt i pognało na polanę w środku lasu. Nigdy nie spotkał w nim żadnego ucznia (cudem, bo przecież lubiano dawać im szlabany typu "idźcie do Zakazanego Lasu i przynieście to, tamto"), a gdy zaczęło świtać Adam już myślał, że jest po wszystkim, odzyskując pełną władzę nad swoim ciałem, które (jeszcze przypominające zwierza) mimo woli upadło jak szmaciana lalka i zaczęło kręcić się jak potraktowane Cruciatusem. Las wypełniły przeraźliwe nawoływania wilka połączone z pojedynczymi jękami młodego mężczyzny, który próbował jak najbardziej je stłumić wkładając sobie całą pięść do buzi. W ciszy która zaległa między coraz cichszymi pojękiwaniami(które dalej wydobywała z siebie jego wilcza część) usłyszał szelest trawy, a chwilę później dotarły do niego słowa uczennicy. Zgiął się w pół, bo widok nagiego chłopaka leżącego w lesie byłby co najmniej gorszący.Skulił się więc i pozwolił jej narzucić mu na plecy kurtkę. Zrobiło mu się cieplej, a do tej pory zmarznięte od pierwszego śniegu ciało wychwyciło okazję do rozgrzania się. Odetchnął z ulgą czując, że przemiana dobiegła końca. Ostrożnie podniósł się i bez słowa ruszył do drzewa. Z wgłębienia w ziemi wyjął swoje ubranie; trochę tylko ubabrane błotem spodnie i koszulę, buty i jakąś bieliznę. Odwrócił się tyłem do dziewczyny, aby móc się przebrać i dopiero wtedy zabrał głos:
- Dziękuję.- powiedział, oddając jej kurtkę.Otarł spodnie z brudu.
Wyglądał jak pierwszy kocmołuch, blisko mu było wyglądem do tych ciemnych typów z ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Twarz miał bardzo zmizerniałą, do tego sińce pod oczami jakby z niewyspania i płytką, świeżą ranę na szyi idącą prawie od ucha do linii obojczyka. Można podejrzewać, że narobiło mu krzywdy inne zwierzę, ale nie byłoby w tym nic dziwnego jakby sam sobie to zrobił w nocy nie mogąc znaleźć...przeciwnika? Trzeba było młodzikom z Hogwartu wiedzieć, że wilkołaki podczas przemiany w czasie pełni księżyca nie mogąc znaleźć sobie zajęcia gryzą się i drapią, co później objawia się ranami na ich człowieczej postaci.
Nie wiedział, czy może ufać tej rudej. Z jednej strony ktoś tam już go widział z Hogwartu i nie naskarżył, ale z drugiej gdyby grono pedagogiczne szkoły dowiedziało się, że tuż pod ich nosem grasuje potwór...Miał tylko nadzieję, że trafił na prawdomówną, godną zaufania osobę.
- Przepraszam, że musiałaś na to patrzeć.- skrzywił się. Nigdy nie widział przemiany w wilkołaka oczami drugiej osoby (no bo jak?), jednak wyobrażał to sobie milion razy i zawsze był to wygląd budzący strach i coś na kształt zniesmaczenia. Nie było to także przyjemne uczucie, tak się przemieniać.
Wroński
Miniony dzień, choć nie należał do najlepszych, nie zdołał wytrącić Krukona z równowagi. Nawet pomimo góry pracy domowej na weekend, który przecież zwykł pożytkować w nieco inny sposób. I Zadowalający z Eliksirów wydawał się być niczym, chociaż Davies był dość dobry z tegoż przedmiotu, ale miał doskonałą wymówkę w postaci złego partnera i uciążliwego kataru, więc odpuścił sobie marudzenie. Wszystko to to pikuś, gdy w wyciągniętych z dna kufra spodniach znajduje się dziesięć galeonów! Wiadomo, sumka to niemała, zwłaszcza dla kogoś, kto nie był mistrzem w oszczędzaniu i ciągle narzekał na brak forsy.
OdpowiedzUsuńTym razem nie było inaczej, gdyż od razu po lekcjach pognał do pobliskiej wioski tak naprawdę nie wiedząc, po co. Majątek, który spadł na niego znikąd dosłownie go przytłoczył, w połowie drogi do bramy szkoły zawrócił, bo zdał sobie sprawę, że jeśli teraz wyrzuci kasę w błoto i nakupi głupot, będzie cierpiał gdy zabraknie mu czegoś naprawdę potrzebnego. No proszę, w jakich chwilach człowiek wraca po rozum do głowy. Ewentualnie po to, aby się uwalić na łóżku i spać, zaspać na obiad nieobudzonym przez wspaniałych kolegów, a wstać dopiero w momencie, kiedy każdy wracał z kolacji. Może się to wydawać niemożliwe, aby od mniej więcej piętnastej do dziewiętnastej nie przebudzić się ani razu, ale z drugiej strony czy był uczeń, który w pełni się wysypiał, który w pewnej chwili nie legł zmordowany i wyczerpany?
Po obrzuceniu współlokatorów obelgami i poduszkami, wciągnął portki na tyłek i na wpół śpiący udał się do portretu owoców, za którym mieściło się wejście do raju. Kuchni w sensie. Rozczochrany ledwie posmyrał gruszkę palcami, a przez otwór za płótnem wleciał niczym ścigany przestępca. Zapachy różnorakich dań dosłownie go odurzyły, a im dalej szedł korytarzem, tym bardziej głodny się robił oraz zły jednocześnie, że to go ominęło. Zaraz jednak pomyślał sobie, że teraz ma swego rodzaju prywatny posiłek, może prosić o co chce jeśli się ładnie uśmiechnie i samopoczucie trochę mu się polepszyło.
No więc poprosił najpierw o befsztyk z tłuczonymi ziemniakami, do tego furę soku dyniowego i jeszcze kawał ciasta na deser. Pogawędził trochę ze skrzatem, który czekał, aż zje, a był przy tym tak zaaferowany całym procesem konsumpcji, że Milo nie miał serca kazać mu spadać. Mniej tylko mlaskał, siorbał i odpuścił sobie beknięcie tuż po tym, jak ostatni kęs mięsa przeleciał przez przełyk, coby na chama nie wyjść.
W momencie, kiedy ciasto było pożarte do połowy znikąd pojawiła się Evans, jakaś taka przybita i czerwona, ale Davies nie miał zamiaru wypytywać, skoro baby były dziwne i prędzej wlepi mu szlaban, niż uśmiechnie się i podziękuje. Ale zauważył ją dopiero, gdy zadała to swoje mądralińskie pytanie, które chyba sugerowało, że Kruczek to idiota i nie zapoznali go z mechanizmem działania zegarka.
- Teraz jem. - Wybełkotał, dopiero po tych słowach racząc przełknąć kawał czekoladowego tortu. - Poza tym do ciszy nocnej jeszcze kwadrans, więc się nie czepiaj. PMS masz, czy co? Wyluzuj i weź sobie ciasto. - Aby zademonstrować, że to serio polepsza humor, wepchnął sporo owego przysmaku do ust i jeszcze oblizał palce.
- Pyota!
[Milo]
Usuń[Miałyśmy mieć wątka i żeśmy się w końcu nie dogadały. Dogadajmy się.]
OdpowiedzUsuńLew
55 years old Database Administrator III Wallie Gudger, hailing from La Prairie enjoys watching movies like Yumurta (Egg) and Jigsaw puzzles. Took a trip to Greater Accra and drives a Bugatti Veyron 16.4 Grand Sport. zobacz
OdpowiedzUsuńkancelaria prawo budowlane rzeszow
OdpowiedzUsuń