Alecto Genevieve Carrow
lat siedemnaście, klasa VII, Slytherin
piąty stycznia 1961, Edynburg, Szkocja
błękitna krew
jedenaście cali, tarnina, włókno aorty kelpie
patronus: gołąb, bogin: śmierć brata
kapitan quidditcha
ścigająca
jak to niektórzy mówią: ptasie zwłoki zawsze spoko

[Czuję się jak ktoś fajny, moje słowa w cudzej karcie! Wątka dawaj, ale tu zaczynasz, aby było sprawiedliwie.]
OdpowiedzUsuńWilly
[Może Willy kiedyś miał do czynienia z tą wrażliwą stroną Alecto, a że nie jest chamem to trochę ją tam pocieszał czy co. No i niby się polubili, ale ona nie chce, żeby wydało się, że wcale nie jest taka zła i piczowata, toteż traktuje Williama jak resztę swoich 'chłoptasiów', z kolei jemu to nie bardzo w smak, bo nie jest nią w żaden sposób zainteresowany. A miejsce to na przykład pokój wspólny, Carrow otoczona psiapsiółkami i adoratorami, a Smith gdzieś tam siedzi i prycha, bo nie lubi pozerki.]
OdpowiedzUsuń[Ojej, Frida *_*]
OdpowiedzUsuńMathias
[Luis Batalha ^^ Oj, pomysł mi się podoba! Co prawda, Mathias rzadko kiedy ma dobre serce, ale dla takiej istotki mógł zrobić wyjątek ;) Jeżeli mam zacząć to tak później jakoś, bo męczę się nad polskim ;c]
OdpowiedzUsuńMathias
[Zrozuuumiałam. Ale wiesz, gdyby nie miał serca wcale, nie zgodziłby się nawet na taki układ, w którym może seksualnie wykorzystywać siedemnastolatkę ^^ Nie ważne, mnie nie zrozumiesz ._. Ach, wszystko jest cacy, zacznę jak tylko będę mogła ;)]
OdpowiedzUsuńMathias
[Zakryłam cię, ale ze mnie cham. Ojej.]
OdpowiedzUsuńSid
[Ludzie czasem chcą zabić, a nie wątkować, bałam się, że jeszcze mnie dźgniesz piórem z tych ptasich zwłok i co wtedy, no?! Ale mogę zaproponować wątek, z nadzieją, że mi wybaczysz me chamstwo. Ale chcesz, żeby się pozabijali (no co ja z tym zabijaniem, brr) czy coś z mniejszą ilością strzelanin i wybuchów, hę?]
OdpowiedzUsuń[PFFFFFF, wypomniałabym ci coś, ale mam dobre serce i wymyślę PO RAZ DRUGI coś na wątek. Ochhhhh. Nie wiem, Sid to lubi być panem i władcą całego świata i wątpię, że Alecto by mu schodziła z drogi, więc jego dobry humor idzie w pizdu w takim momencie, kiedy nie panuje nad poddanymi, ha ha ha. Mogą się żreć jak pies z kotem, że pioruny i płomienie jak są w jednym pomieszczeniu. Mogą ze sobą rywalizować w czymś tam, ale to też sprowadza się do nienawidzenia siebie nawzajem... NO RANY, JAK MOŻNA WYMAGAĆ ODE MNIE MYŚLENIA, NO. ;_;]
OdpowiedzUsuń[Ja nie zabijam. Przynajmniej nie ciebie, nie bój nic. I ja mogę poczekać aż coś naskrobiesz, moje by pewnie sensu nie miało (nóg i głowy i czego tam jeszcze);_;]
OdpowiedzUsuń[Nie no, ja cię kocham normalnie.]
OdpowiedzUsuńLew
[Evan Rosier ma zginąć w Pierwszej Bitwie, stąd pomysł na taką a nie inną charakterystykę. Jego postać przybliża nam osoba, którą mógłby być ktokolwiek z jego rocznika, kto go znał. No, to tak żeby uprościć lekturę.
OdpowiedzUsuńA na relacje jestem chętna zawsze. Nie wyobrażam sobie, aby nawzajem się hejcili, także przyjmijmy, że będą się tolerować, a nawet względnie lubić. Mogliby podręczyć wspólnie jakiegoś mugolaka, byłoby miło. Tylko gdzie? Powiedz słowo a zaczynam]
Rosier
[Bo ja kocham Alecto od zawsze, a twoim wydaniu jest ona taka, że zawijam kiecę i lecę, choć mi nie wypada, bo niby orientacji zmieniać nie planuję, o.]
OdpowiedzUsuńLew
[Ej, ej, a gdzie oni mogą się teraz spotkać? ._. I ewentualnie w jakich okolicznościach? Bo tak nie wiem jak zacząć...]
OdpowiedzUsuńMathias
[Nie chcesz mieć friendaska?]
OdpowiedzUsuńCourtney albo Myron
[Zawsze mogła wpaść na niego z książkami. Albo walnąć drzwiami.]
OdpowiedzUsuńDeszcz był miły. Kojący. Przypominał mu o chwilach, kiedy zostawał w domu sam, bo podczas największych ulew ciotka opuszczała posiadłość i teleportowała się z dziedzińca nigdy nie mówiąc, gdzie ani po co. Mógł wtedy spokojnie siedzieć w swoim pokoju na parapecie i jednocześnie wypatrywać powrotu kobiety, który zwykle zwiastował kolejne nauki oraz wsłuchiwać w niejednostajny szum kropel uderzających w szyby i parapet. Wtedy się nie bał, jego oddech był równomierny, a twarz niewykrzywiona w bólu czy strachu przed reakcjami ciotki. Dla niego wrzesień był wybawieniem, a każde dłuższe przerwy od szkoły prawdziwym utrapieniem, bo nie chciała się zgodzić na jego pozostanie w Hogwarcie. Will zresztą nie był głupi i nie wyszedłby z taką inicjatywą, kiedy 1.września sześć lat temu wyraźnie dano mu do zrozumienia, iż zamek jest tylko chwilową ucieczką. Mimo to się cieszył, może był jedynym uczniem, który wyczekiwał powrotu do tego miejsca pełnego obowiązków, fałszywych przyjaciół i klęsk towarzyskich.
Tymi też nie musiał się przejmować, bo w tym nie uczestniczył na wielką skalę. Ot, miał jednego przyjaciela, kilkoro pomniejszych kumpli których lubił i szanował, a reszta to tylko tłum, banda tarasująca schody i zatrzymująca się w pół kroku przed tobą, gdy idziesz korytarzem. Najgorsze były Ślizgonki, bo miały się za władczynie wszystkiego, na co padł ich wzrok. Nieważne, że można kogoś zranić pomiataniem, że czuje się jak śmieć obrzucony kolejnym wyzwiskiem, a koleżanka wypłakuje się w poduszkę przybita szyderczym śmiechem. To było głupie, żałosne dawno przestało, bo w tym wieku powinno się oczekiwać od ludzi czegoś więcej, a oni sami w sobie byli żałośni.
Doskonały przykład takiego teatru miał tuż pod nosem. Dokładniej - za plecami. Zajęty czytaniem Proroka Codziennego w świetle i cieple kominka tak nie pasującego do zimnych lochów, zupełnie nie widział ani zalotów, ani uwielbienia, ani znudzenia Alecto. Szczerze mówiąc, mało go to obchodziło, gdyż nie miał zamiaru przejmować się kimś, kto miał więcej twarzy niż słowiańskie bożki. Trzeba było umieć się określić, albo patrzysz z wysokiego piedestału, albo prosisz kogoś, aby pomógł ci się na niego wdrapać, bo sam nie dajesz rady.
Gdy poczuł uderzenie, odwrócił się i jakoś tak chwycił ją za ramiona, choć i tak nic nie wskazywało na to, żeby dziewczyna miała się przewrócić, ale lepiej dmuchać na zimne. Nie miał ochoty na oskarżenia i pretensje typu 'Uważaj, jak stoisz, kiedy idę wprost na ciebie!'. Miał ją obdarzyć sceptycznym spojrzeniem, ale widząc tą szczenięcą niemal bezradność na jej twarzy przypomniał sobie, że identycznie wyglądała wtedy, kiedy nie zachowywała się jak Carrow, była do przełknięcia.
- Żaden problem. - Złożył gazetę, wcisnął ją pod pachę, potem chwycił nadgarstek Ślizgonki i wyprowadził z pokoju wspólnego jak niesforne dziecko. Na korytarzu lochów puścił ją i postarał się o nieco łagodniejszy wyraz twarzy.
- Myślałem, że lubisz towarzystwo swojej świty. Bo ja, niestety, nie mogę zapewnić ci wrażeń typu achy i ochy na każdy twój ruch i sikanie ze szczęścia za przychylne spojrzenie! - Rzucił sarkastycznie, grzebiąc palcem w kąciku oka. Śpiochy nie wyglądały bowiem zbyt estetycznie, prawda?
[A nie prawda, bo mi się wydaje, że C. jakaś taka trochę lepsza chyba wyszła, ale nie ważne. I musisz wybrać, ja za Ciebie tego nie zrobię.]
OdpowiedzUsuń[A tam, pewnie że się lubią. Jako przyszli Śmierciożercy muszą się razem trzymać.]
OdpowiedzUsuń[A tam gniot, może być milutka specjalnie dla Myronka, przynajmniej będzie jakaś nowość. :D]
OdpowiedzUsuń[No to Alecto jest zła, bo Nick się spóźnia na mecz z puchonami, a ona by musiała jako kapitan wstawić za niego gorszego zawodnika i to na ostatnią chwilę.
OdpowiedzUsuńA u Glizdka coś zacznę potem, bo mam czas i chęci.]
Nick
F L O R E N C E
OdpowiedzUsuń[ A dobry wieczór. Ja szczerze mówiąc wolałabym Glizdka, bo do postaci tej od samego początku trudnym do wyjaśnienia... sentymentem pałam, no, ale żeby nie utrudniać, mogę się dostosować do woli autorki, która póki co przywitała się jako jedyna :)]
[zaaaaawsze jak zaczynam czekam na odpowiedź latami i się często gęsto nie doczekuję, także chyba jednak chciałabym prosić o zaczęcie. To nie moje lenistwo, bo odpisać - odpiszę. Powinniśmy sobie nawzajem powtarzać, że zaczynanie to wcale nie taka katorga jak się wydaje.]
OdpowiedzUsuńNick
[no to CZILARÓWA <3 Brb, dying.]
OdpowiedzUsuńNick
[Ale z Ciebie kopalnia pomysłów. Trzecio-pierwszy w sumie odpowiada.]
OdpowiedzUsuńMyron
[O matko, te ptasie zwłoki mnie rozwaliły, aż naprawdę zapragnęłam wątku z Alecto, poważnie. :o
OdpowiedzUsuńAle oni to takie przeciwieństwa w sumie i wątpię, żeby mój Charlie jakoś ją podziwiał lub chciał się za wszelką cenę z nią zakumplować. Ewentualnie ona mogła chcieć go wykorzystać, ale on się nie dał i (tu można wcisnąć przerażające tego konsekwencje, które prowadzą do trzeciej wojny światowej, głodu na świecie itepe, ale nie wiem, bo akurat tego w głowie nie mam) teraz lecą w jego stronę hejty, ale z Czarliego taka pała, więc próbuje jej unikać i czasem się nie da. W końcu będzie jakieś bum, w stylu 'zemsty na poziomie najwyższym', czyli śmiechy wokół i biedna sierota Thayer w samym środku, próbujący się z tego wyplątać. I zwycięska Carrow! I będą pioruny i się będą kłócić (bić nie, bo to już przesada, co najwyżej mogą się okładać poduszkami) i wszystko. Ale co dalej to ja nie wiem.
I ja tego nie czytałam, więc nie wiem co mi tu wyszło, najwyżej podsuń coś swojego czy co, ja tam IDĘ NA ŻYWIOŁ.]
Charlie
[ hm. powiem tak. przyjaźnić to się one mogą, jednak ona nie byłaby jedną z tych, co mdleją na jej widok, bo bycie przydupasem kogokolwiek byłoby dla niej zwykłym poniżeniem, a zbyt wiele w życiu miała takich sytuacji by sobie na to pozwolić. ale w drogę też nikomu z kolei wchodzić nie chce, bo nie czuje potrzeby wdawania się w konflikt z uczniami, więc sobie żyje, snuje się po korytarzach i nie odzywa się praktycznie wcale.]
OdpowiedzUsuńAureole
[ach, czaje :D wybacz.
OdpowiedzUsuńmoże tak być,mogłaby być jedyną osobą, której A. powiedziała o swojej przeszłości. jak mi podasz jakieś konkrety co do wątku (okoliczności czy miejsce spotkania) to może nawet dzisiaj zacznę]
Auroele
[Żadna wyższa informatyka, wyszukiwarka rlzz :) Dziękuję za miłe słowa i powiem szczerze, że moja karta może się schować, bo Twoja jest niezła :3 I to zdjęcie *.*
OdpowiedzUsuńPozachwycałam się, więc żebrzę o wątek z Alecto (z Glizdkiem też właściwie), jeśli mogę :)]
[Friends with benefits... piszę się na to ;) W takim razie gdzie ich spotkamy oraz najważniejsze - kto zaczyna? Jeśli ja to dopiero jutro, bo dzisiaj raczej nic nie wykminię :)]
OdpowiedzUsuń[Duużo pomysłów... aż nie wiem, które wybrać, bo są ciekawe :) Hmmm to może połączymy te dwa? Najpierw pierwsze, a potem po jakimś czasie następne? Najwyżej ich wykończymy :) Zacznę, jasne, ale dopiero jutro, dobrze? :3]
OdpowiedzUsuń[W takim razie do napisania jutro! :3]
OdpowiedzUsuńNick chyba naprzeciw złemu humorowi Alecto wyszedł ze swoim olewatorskim. Naprawdę, chciał w sobie znaleźć tą siłę na mecz, ale jak myślał, że ich przeciwnikami będą puchoni to jakoś tak mimowolnie zwalniał tempo i nawet na chwilę mu wyleciało z głowy o której ma się stawić w szatni. Każdy ślizgon wiedząc, że kapitanem drużyny Quidditcha była osoba, dosłownie, bez jaj, uśmiałby się do łez i rzekł "wyluzuj, stary", bo przecież była to jedna z najpoważniejszych zakazów dotyczących kobiet. Kobiet nie powinno wpuszczać się za kierownicę mugolskiego samochodu, nie powinno się im nalewać whiskey(bo to taki męski napój, że aż czuć w nim tą męskość) i nie powinno się im dawać władzy w grach drużynowych na skalą większą niż domowe podwórko. Nie mam pojęcia, kto Carrowej dał tytuł królowej(hehe), ale nie była to osoba, która znała ją chociaż tak jak koledzy z drużyny. Tym bardziej pozostaje zagadką, dlaczego Nicholas z własnej winy spóźnił się na ustalone dwadzieścia czy trzydzieści minut przed meczem. Było bodajże za pięć, kiedy dowlekł się do szatni, gdzie czekała na niego rozwścieczona Alecto i reszta teamu.
OdpowiedzUsuń- Czy to sobie, przepraszam kurwa mać jaja ze mnie robisz?- powtórzył po niej, dodając irytująco skrzekliwy akcent. Co koleś grabił sobie, a u siebie na wsi w Danii nie był, zachowuj się, kolego, powiedziałby kto.
Nie był nawet w szacie sportowej, tylko w zwykłej, więc wczas się ogarnął i ruszył do swojej szafki. Przypominała wyglądem te z mugolskich high schools. Pogapili się wszyscy na niego, ale przynajmniej zdążył, no nie? Związał włosy, bo były bardzo kłopotliwe tam, na górze i złapał w rękę swoją miotłę. Model całkiem niezły, w końcu rodzice bidni nie byli. Szpan musi być.
Złośliwie jeszcze wykrzywił się w kierunku pani kapitan tak, żeby na pewno to zobaczyła i oparł się o ścianę, bo została może minuta do wyjścia na boisko.
- Nie boisz się czasem, że ta złość zaszkodzi twojej urodzie?- rzucił kąśliwie w stronę Carrow.
Nick był poza całą ideą "popularnych i podziwianych" osób. Był, żył, robił swoje. Po cichu, bezpiecznie, choć czasem zdarzyło mu się zaczepić kogoś i wdać w bójkę, ewentualnie w potyczkę słowną kiedy myślało się o kłótni z dziewczyną. Alecto była szczególna; z niewiadomych przecież powodów miał ją za zapatrzoną w siebie czarownicę i nie dostrzegał w niej za dużo inteligencji, choć była dobrym graczem i strategiem. Nalepkę jej przylepił i kropka.
Nick
[A witam witam]
OdpowiedzUsuń[Wybacz, jeśli jakość i długość jest kiepska :3]
OdpowiedzUsuńNocą Dante, ubrany w biały podkoszulek, a na to ciepły skórzany płaszcz do połowy ud, czarne schodzone dżinsy dobrze komponowały się z tymże ubiorem, wymknął się z pokoju chłopców do pokoju dziewczyn, otwierając je bardzo powoli i cicho, żeby nikogo nie obudzić... oprócz jednej osoby.
Stąpał cichutko, idąc w stronę łóżka Alecto z nieznacznym uśmiechem na ustach. Akurat przewróciła się na bok, twarzą do Dantego, który ukucnął przy jej łóżku i przyglądał się przez dłuższą chwilę.
Znienacka przyłożył jej dłoń do ust, żeby budząc się nie obudziła resztę dziewczyn w pokoju. Oberwałoby mu się od opiekuna Slytherinu jakby dowiedział się, że znowu wchodzi do pokoju Ślizgonek.
- Cześć, złotko. Ubieraj się, idziemy się nawalić. - powiedział ściszonym tonem głosu.
[Jam się nie gniewam. Pomysł mi się podoba. Bardzo, bardzo, bardzo podoba. Tylko nie zacznę, a bo i z moją weną paskudnie - w sumie wymówka każdego, na zwyczajne lenistwo.] Woody
OdpowiedzUsuń[Dobra jestem, żyję, ruszam dupę do roboty hej ho hej ho]
OdpowiedzUsuńByło nudno. Tak cholernie nudno, że owa nuda (którą ser Jackson nazwał skurwiałą nudą) wżerała się Woodyemu przez dupę aż do gardła. Capnął się w czoło, bo po raz kolejny nadużywa jakiegoś słowa w tej swojej popapranej głowie, a przecież inteligentni ludzie stosują te wyszukane, dźwięczne zamienniki. No nieważne.
Tak więc wymęczony nudą, bezradnością i własną głupotą - zlazł na dół, do baru. Z tego swojego obskurnego pokoiku, co to go nienawidzi z całego, skamieniałego serduszka.
Jasne było, że Hogwarcka hołota wyjechała gdzieś na jesienne ferie, czy cholera wie jak to się zwie. Przynajmniej miał trochę wolnego. Dla siebie, swojego piwa miodowego no i małego. Bowiem bardzo ważną rzeczą jest to, aby regularnie się zaspokajać. Każdy idiota to powie.
Wetknął sobie papierosa do ust i machnął na zapyziałego, śmierdzącego starym potem barmana. Jakże on go irytował. Znaczy Woody - barmana. Nie inaczej, rzecz jasna. Przecież Jacksona się zirytować nie ta - to on jest tym natrętem.
I właśnie wtedy zauważył tego chuderlawego blondaska.
Początkowo nie mógł skojarzyć tej samotnej buźki, acz potem mu coś zaskoczyło w mózgownicy.
-Tej, Carrowowa - zawołał i przysiadł się do bogu ducha winnego dziewczęcia. Słyszał to o niej, że niezłe ziółko z niej. No to sprawdzi sobie Woody, bo co ma innego do roboty, nieprawdaż?
[O boże co za bagno. No dobra jest. Sama żeś chciała :D] Woody
*nie da, o bożesz ty mój
OdpowiedzUsuń[Łokej, here's the deal: ty zarzucasz jakiś fajniacki i szpanisty pomysł, a ja zaczynam ślicznie.
OdpowiedzUsuńDobra?]
Lew
[Hmmm widocznie zapomniałam o tym, pisząc wątek :D Dziękuję za przypomnienie, już tej gafy nie popełnię :) I mam nadzieję, że mnie nie zjesz żywcem, jeśli odpiszę mniej :3]
OdpowiedzUsuńDante to chłopak specjalnej troski, który prawdopodobnie ma syndrom ADHD. Z niego taki nadpobudliwy kretyn, który należał do tych kretynów co potrafili myśleć. Jakim cudem włamał się do dormitorium dziewczyn? Bardzo dobre pytanie, bo on sam nie odpowie na nie, gdyż nie lubił chwalić się jak to robi. Samolubny skurkowaniec.
Wyszczerzył zęby na pytanie "Oszalałeś?", a potem odpowiedział na słowa o złotku:
- Wolisz, żebym nazywał się kochanie? A może słodziutka? Ewentualnie laska? - uniósł zaczepnie brew.
Dante lubił nazywać płeć piękną złotkiem. Jakoś sobie to tak zakodował w tym łbie i nie umiał wyzbyć się tego nawyku.
Stał z boku oparty o ścianę i przyglądał się jej wdzięcznym ruchom, gdy się przebierała. Nic nie mógł na to poradzić, że lubił ją oglądać. Z jego ust wydostało się chrząknięcie, w stylu "Weź się pospiesz".
Przenikliwi niebieski wzrok chłonął piękny widok, którego nie ma się codziennie z nieznacznym uśmiechem, po czym wywrócił oczami.
- Wy baby wleczecie się z tym ubieraniem się. - skomentował, odbijając się od ściany, przeczesał dłonią czarne włosy.
Widząc ubraną ją w taki strój to przekrzywił lekko głowę.
- Weź sobie kurtkę, bo mojego płaszcza nie dostaniesz. - stwierdził beznamiętnie, patrząc jak ta całuje w policzek śpiącą Ślizgonkę.
- A ja dostanę całusa? - zapytał z cwaniackim uśmiechem.
[*hejt* c'nie]
OdpowiedzUsuńNick
[Hej, ho, ahoj! <3 Szkoda trochę tego Glizdka, już się cieszyłam, że choć raz zobaczę Huncwotów w komplecie, no ale nieważne. Tak sobie myślę, to w sumie zależy, który wątek nam się będzie weselej prowadzić - Moody-Lien czy Alecto-Lien? Jak myślisz?]
OdpowiedzUsuń[Dopsz, wobec tego poczekam sobie grzecznie.]
OdpowiedzUsuńNa stwierdzenie Hogwarckiej uczennicy wzruszył ramionami i przekrzywił głową, jak to miał w nawyku, lekko na lewą stronę.
OdpowiedzUsuń-Ja nie muszę topić smutków Ptaszyno. Smutki trzymają się ode mnie z daleka.– mruknął i polazł w stronę baru.
Zamówił u barmana szklaneczkę whiskey. Dalej nie przyzwyczaił się, że właściciel Gospody, alkohole trzymał w szklanych butelkach, gdzie to pływały przeróżne świństwa. Na przykład teraz Woody zauważył jakieś ogromne, najprawdopodobniej zwierzęce (chociaż cholera wie) oko, które pływało sobie w czeluściach brązowego płynu. Skrzywił się i poprosił o dwie kostki lodu. Wziął zamówienie i spojrzał prosto w przekrwione oczy barmana.
-Oddam jak będę rozliczać się za pokój – skłamał i ponownie skierował swoje długie nogi w stronę miejsca, gdzie siedziała blondyna. Postawił szklankę na porysowanym stoliku i wyjął papierosy z kieszeni. Z wyolbrzymioną nonszalancją rzucił je przed Alecto – częstuj się – puścił do niej oczko, wyjmując z kieszeni mugolską zapalniczkę. Jako charłak, nie używał swojej różdżki nawet do tak prostych czynności jak odpalanie szluga. No cóż, nie będzie się z tego powodu zamartwiał.
-A ty? Nie powinnaś być u swoje kochającej, bogatej, magicznej rodzinki? Wpierdalać obiadek mamusi i siedzieć u ojczulka na kolanach? – Woody czasem zazdrościł tej szkolnej hołocie, takich drobnostek jak choćby grono rodzinne. Co prawda nigdy tego nie zaznał, więc w zasadzie nie mógł tęsknić za czymś, czego po prostu nie znał. Przeczesał dłonią włosy (swoją drogą już nieco przetłuszczone) i zaciągnął się papierosem, drażniąc swoje zniszczone płuca.
[Ty poczekaj, bo teraz to nie wiem, które wybrać. Co za dużo to nie zdrowo xD.]
OdpowiedzUsuńLew
Aureole była przykładem osoby, którą nie łatwo jest wytrącić z równowagi. Zbyt wiele przeszła w życiu i nauczyła się zakładać obojętną maskę, na twarz, nawet gdy wewnątrz niej szalał tajfun emocji, gotów w każdej chwili wybuchnąć. Nikt tak właściwie nie wiedział co siedzi jej pod tą kolorową czupryną, nikt tak właściwie jej nie znał. Jednak teraz, zmierzając w stronę Pokoju Wspólnego Ślizgonów, przypominała chodzący wulkan, sprawiając tym samym, że ludzie schodzili jej z drogi, w obawie o własne życie. Cała wręcz drżała na ciele gdy wysyczała hasło i przekroczyła próg pomieszczenia, w którym znajdowali się inni mieszkańcy jej domu. Wszyscy skierowali na nią zaciekawione spojrzenia i dopiero po uważniejszym przyjrzeniu jej się, można było dostrzec granatową strużkę spływającą po jej czerwonej wręcz od wściekłości twarzy. Drobną dłoń mocno zaciskała na różdżce, tym samym sprawiając, że ostre paznokcie wbijały jej się w skórę, a strużka krwi spływała po jej skórze. Ktoś chciał zapytać co się stało, jednak uciszyła go krótkim, złowrogim spojrzeniem. Niektórzy ludzie jej się bali, inni po prostu nie wchodzili jej w drogę, a byli także tacy, którzy w jakiś sposób do niej dotarli. Jednym z nielicznych członków tej ostatniej grupy była Alecto, którą teraz dziewczę chwyciło teraz za rękę, gdy minęła ją obok kominka i pociągnęła w stronę wspólnego dormitorium, by dopiero tam odpowiedzieć na pytanie, które wyraźnie cisnęło się na usta kobiety.
OdpowiedzUsuńNim jednak to uczyniła zatrzasnęła drzwi, rzuciła swoją torbę na łóżko i podeszła do lustra, by podjąć próby zmazania ze swojej skóry całej tej nieodgadnionej jeszcze przez nią brei.
- Zabije ich, obiecuje, że jak tylko opuszczę tę przeklętą szkołę to powybijam ich wszystkich.- warczy wściekle do własnego odbicia aż wreszcie wzdycha ciężko.- Te pokraki z Gryffindoru...I Irytek. Jakiś czas temu chyba zalazłam im za skórę, ale teraz wywołali wojnę. - wydaje z siebie jęk, gdy to kleiste coś nie chce żaden w sposób zejść, nawet za pomocą wody.
[ nie wiedziałam za bardzo jak zacząć :C]
Aureole
Mathias nie spodziewał się, że w miasteczku takim jak to, ktokolwiek otworzy jakiś nowy bar. Większość mieszkańców przyzwyczaiła się do tych dwóch, trzech pubów, gdzie każdy już się znał. A jednak, znalazła się osoba, która postanowiła stworzyć w miasteczku coś nowego. Bar był zupełnie inny od tych, które powstały dużo wcześniej. Bardziej nowoczesny, większy, nieco droższy, ale to wszystko sprawiało, że więcej ludzi przyszło na otwarcie. Każdy chciał zobaczyć ten nowy lokal, tak inny od reszty. Inna muzyka, inne towarzystwo, inne alkohole, inny wystrój. Tak, ludzi zawsze ciągnie do nowych rzeczy i miejsc, tym razem nie było inaczej. Nawet Mathias, który zazwyczaj siedział zamknięty w swoim mieszkaniu, postanowił wyjść i odwiedzić bar. A nóż mu się tam spodoba i będzie częściej wychodził ze swojej nory. Może spotka tam kogoś znajomego? Albo wręcz przeciwnie, spotka kogoś nowego? Nie miał nic przeciwko temu. Już dawno nie rozmawiał z kimś, kto był młodszy od niego, a jednocześnie nie był jeszcze sepleniącym dzieckiem. O tak, był pewien, że do baru wśliźnie się nielegalnie kilkoro uczniów z Hogwartu. Jeżeli nie kilkanaścioro. Wszakże istniało wiele uczniów, którzy lubili łamać regulamin i uciekać ze szkoły, aby wyjść na jakąś imprezę. Nie raz i nie dwa spotkał takie osoby. Część znał, część nie, chociaż w tej chwili poznał już chyba wszystkich. I mimo pozorów, była to naprawdę spora grupka.
OdpowiedzUsuńDwie godziny i nic. Nikogo znajomego, nikogo ciekawego. Był już po ładnych czterech szklankach ognistej whisky i nieco szumiało mu w głowie, co jednocześnie prowadziło do jego dobrego samopoczucia. Był skory do żartów, zabaw i śmiechu. Jego zły humor całkowicie wyparował i nie było po nim żadnego śladu. Może to i dobrze, może i źle, teraz Mathias o tym nie myślał. Chciał tylko dalej pić, nie przejmując się jak będzie czuł się jutro rano. I jak to prawdziwy facet, miał nadzieję poznać jakąś ładną dziewoję, z którą mógłby miło spędzić czas. Albo znajomą, było mu naprawdę wszystko jedno. Zamiast jednak kogoś poszukać, on tkwił w miejscu i czekał aż los się do niego uśmiechnie. Z czasem jednak czekanie mu się znudziło, więc wyjął z kieszeni paczkę papierosów i ruszył do palarni, gdzie było gęsto od dymu. Nic więc dziwnego, że kilka par znalazło sobie tutaj kącik i postanowiło się migdalić. Mathias jednak ich ominął, kompletnie ignorując i klapnął przy jakimś wolnym stoliku, tyłem do wyjścia, po czym wetknął papierosa między swoje wargi i zapalił zwykłą zapalniczką, którą znalazł na ulicach Londynu. I owszem, działała, o dziwo.
Nie zdążył wypalić papierosa do końca, gdy poczuł jak ktoś stuka go w ramię. Zanim jednak się odwrócił, zaciągnął się po raz ostatni, po czym zgasił niedopałek w popielniczce. Dopiero wtedy zerknął za siebie i mimowolnie uśmiechnął się szeroko, gdy jego oczom ukazała się dobrze znana mu istotka.
- Alecto, miło cię znów widzieć - powiedział głośno, aby dziewczyna usłyszała go poprzez głośno grającą muzykę. Nie czekając ani chwili dużej, złapał dziewczynę w pasie i pociągnął w dół tak, że wylądowała na jego kolanach. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, po czym wyjął z kieszeni zapalniczkę.
- Myślę, że dam radę coś z tym zrobić - dodał po chwili i zapalił papierosa, który był wetknięty między jej wargi.
Mathias
Patrzył na nią jasnoniebieskimi oczami gdy szla w jego kierunku i zatrzymała się niebezpiecznie blisko niego. Zamiast pocałunku dostał trzepnięcie w głowę, przez co nic dziwnego, że był zdezorientowany. W końcu opanował się i uśmiechnął krzywo. Mógł się tego spodziewać po niej. Alecto lubiła go drażnić. I vice versa.
OdpowiedzUsuń- Nie jestem stary i głupi! - powiedział, mrużąc drapieżnie oczy i ruszył za nią do Pokoju Wspólnego Ślizgonów.
- Dobrze, gorąca laleczko, jak sobie życzysz. Nawet nie próbuj marudzić, że Ci zimno. - stwierdził beztroskim tonem głosu, idąc obok niej korytarzem, w którym faktycznie trochę piździło, że się można tak wyrazić. Dobrze, że płaszcz był ciepły. Na dworze nie będzie lepiej, ale co tam - przynajmniej pani "A-Nie-Mówiłam" zmarznie. Będzie miał satysfakcję, ale co z tego, że potem będzie się do niego kleić aby się ogrzać? Brrr!
- Ojej, panienka boi się, że złamie paznokieć i ubrudzi sukieneczkę? - zapytał na temat przejścia niedaleko Puchonów ze złośliwym uśmieszkiem na ustach
Courtney przeważnie nie chodziła na imprezy, a przynajmniej nie na te organizowane w roku szkolnym poza zamkiem. Oczywiście Hogsemade od parunastu lat miało całkiem ciekawą reputację pod tym kątem i praktycznie każdy uczeń szóstego bądź siódmego roku odwiedził przynajmniej raz w swoim marnym życiu Piekiełko, ale Court zdawała się być zupełnie tym nie przejęta. Póki co wystarczały pełne przejęcia relacje koleżanek i własna wyobraźnia, która już jakiś czas temu wykreowała w jej umyśle obraz tego miejsca. I zapewne gdyby Court miała odrobinę więcej szczęścia, stałaby się pierwszą siedemnastoletnią angielską czarownicą, która nigdy nie przekroczyła progu żadnego z hogsmeadowskich klubów, ale ktoś tam na górze miał wobec niej całkiem inne plany.
OdpowiedzUsuńPiekiełko od jakiegoś czasu przestało przynosić zyski. Obsługa nie była już taka jak dawniej, serwowane drinki utraciły swój wyjątkowy smak, wystój zdawał się być niezmieniany od przeszło dwudziestu lat, a na dodatek wszystko cholernie podrożało. W rezultacie uczniowie Hogwartu coraz rzadziej przekraczali próg klubu, czasami wręcz omijali go szerokim łukiem. W końcu Piekiełko całkowicie splajtowało, wszyscy się wynieśli a lokal został pusty. Od paru dni krążyły jednak po Hogwarcie plotki, że ktoś zaczął interesować się dawnym klubem i ma zamiar postawić to miejsce na nogi. Ktoś widział, jak do środka wnoszono nowy sprzęt, inni słyszeli jak z podziemi dobiega głośna muzyka, a dzisiaj dosłownie wszędzie można było znaleźć tajemnicze ulotki zawierające tylko godzinę i tajemne hasło. Praktycznie każdy był tą sprawą w równym stopniu zaaferowany, każdy chciał być już na miejscu i na własne oczy zobaczyć jakie w klubie zaszły zmiany. Po dwóch godzinach od pojawienia się ogłoszeń wszyscy byli przekonani, że będzie to impreza stulecia. Tylko Court jakoś tak sceptycznie do wszystkiego była nastawiona i ku jej nieszczęściu Alecto szybko to wyłapała. Nie chcąc słyszeć o żadnym sprzeciwie dość szybko i skutecznie przemówiła jej do rozumu i zadowolona z siebie, na odchodnym jeszcze jej grożąc, odeszła z poczuciem spełnionej misji.
Do klubu dotarły pół godziny po rozpoczęciu imprezy, w momencie kiedy klub był już do połowy zapełniony, ale jeszcze zostało sporo alkoholu. Początkowo Courtney nie bawiła się zbyt dobrze, Ognista Whiskey nie smakowała jej tak samo jak kiedyś, a muzyka tylko dudniła nieprzyjemnie w uszach, a mimo to czuła, że musi tutaj zostać przynajmniej ze względu na Alecto. I w zasadzie dobrze zrobiła, bo domowa koleżanka była już w takim stanie, że chyba o własne nogi mogłaby się potknąć i zabić.
[Trochę chujowe pewnie, przepraszam.]
Courtney
Patrzył jak dziewczyna robi to zabawne kółko z dymu papierosowego. Choć wstyd przyznać, nigdy tego nie umiał, a chciał się nauczyć. Pokręcił odruchowo głową i zaczął bawić się rękawem swojej flanelowej, czerwonej koszuli w kratę. Tak bardzo mugolska, jak i w zasadzie on sam. Wypił trunek do dna.
OdpowiedzUsuń-Jeżeli ma być to pijacka gra, powinnaś się upić – spojrzał na nią karcąco, bo dalej miała niemal pełną szklaneczkę. Wracając do tego całego mugolstwa, to prawdę mówiąc, Woody czuł się bardziej człowiekiem nie magicznym. Zwykłym, szarym obywatelem Wielkiej Brytanii, który miał czelność wbić się w czarodziejski światek – a co do tańszego lokalu – zaczął z szelmowskim uśmiechem – polecam moje własne cztery kąty. Najtaniej, najwygodniej, najpaskudniej. O ile lubisz takie klimaty – zarechotał cichutko i wrzucił niedopałek do popielniczki.
-A jeżeli chodzi o to, że się nie znamy – zaczął powoli – Woody Jackson. Szkolny zajebisty woźny, charłak jakich mało, skurwysyn dosłownie i w przenośni – przedstawił się i wyciągnął dość dużą dłoń w kierunku blondyny w geście zapoznania. Nie czekał długo, czy też owe dziewczę uściśnie jego dłoń czy nie, tylko capnął kosmyk jej włosów i pociągnął do siebie, jakby miał pięć lat. Wieczny dzieciak. Wieczny cholerny dzieciak. Zaśmiał się pod nosem i odsunął rozsiadając się na krześle. Bez skrępowania podniósł wzrok na dziewczynę i wbił w nią swoje zielone spojrzenie – to jak, przenosimy zabawę?
[Lostów uwielbiam. Ale zgubiłam się po odcinkach gdzie oni w końcu wrócili do kraju, a wyspa ich ciągnęła do siebie i sum sumarum przestałam oglądać i się zgubiłam. Dalej już gówno rozumiałam. A co do Kate i Sawyer'a, to ich właśnie najbardziej lubiłam. A i nasze postacie w taką grę zagrać mogą :>]
Głupawy, zadziorny głosik w głowie Nicholasa podszeptywał mu kontynuowanie tej dyskusji z poirytowaną postawą ścigającego kapitanką drużyny i już miał palnąć coś równie głupiego jak poprzednio kiedy się powstrzymał. Znał Alecto i miał wątpliwą przyjemność napataczać się jej w najmniej pożądanych momentach, kiedy jej humor oscylował między chęcią powybijania uczniów Hogwartu jeden po drugim i zatopieniu paznokci w każdej osobie, która cudem przeżyje ludobójstwo. Nie potrafił zrozumieć jakim cudem (poza zorganizowaniem którego nie można było Carrow odmówić) dziewczyna została w ogóle członkiem jakiejkolwiek drużyny grającej w Qudditcha. Dla Nicholasa, choć sam nie miał chrapki na posadę kapitana, było nie do pomyślenia, że osoba z natury niezbyt barczysta i umięśniona może dać sobie radę choćby na pozycji rezerwowego, o głównych rolach nie wspominając. Nie podobało mu się też jak Black, ich szukający, puszył się i wobec kolegów z teamu był oschły, patrzący z niejaką wyższością. Nicholasa nie raz już to wyprowadziło z równowagi, co widać było po atmosferze jaka panowała na przeszłym meczu. Ledwo ubrani w jaskrawą żółć puchoni i przyodziani w zieleń ślizgoni odbili się od podłoża a już czuć było, że ci drudzy nie pozostawią na przeciwnikach suchej nitki. I nie chodziło o to, że właśnie zerwał się porywisty wiatr, który niósł ze sobą smagające ich twarze krople deszczu i że szare niebo zapowiadało niepogodę objawiającą się ulewą. Oni mieli zamiar wyżyć się na biednych puchasiach jakby mieli do czynienia z profesjonalnymi graczami. Motywowały ich nie tylko wewnętrzne spięcia, ale także okrzyki na ich cześć dochodzące zdecydowanie z zielono-srebrnej części trybun.
OdpowiedzUsuńByło po rzucie wolnym dla puchonów, bo drugi ścigający ślizgonów sfaulował ich szukającego. Ślizgoni przegrywali do dziesięciu. Do Nicholasa nie docierało ani jedno słowo komentatora siedzącego bezpiecznie w budce osadzonej na wysokości zawodników. Kiedy wytężył wzrok ujrzał tylko jakiegoś piątoklasistę, obok niego nauczycielkę transmutacji. W ostatniej chwili podleciał przed ścigającą puchonów i odebrał kafla, którego podawał jej współzawodnik, po czym śmignął w kierunku ledwo widocznych pętli. Próbując wrzucić doń kulę; wówczas został uderzony z boku przez ścigającego Hufflepuffu, któremu oddał tak, że ten omal nie spadł ze swojej miotły. Dosłyszał jęknięcie komentatora, który jak sobie przypomniał, był z Ravenclawu. Jednak Nick przypadkiem zboczył z kursu i minął pętlę. Podał kafel do wiszącej w powietrzu Alecto i usłyszał złowrogi świst. W ostatniej chwili usunął głowę z drogi tłuczkowi odbitemu wcześniej przez puchońskiego pałkarza najwidoczniej niezadowolonego z tego uniku. Nick wbił wzrok w lecącą ku kolistemu słupkowi ślizgonkę. Skierował swoją miotłę trochę do góry, aby w razie czego być blisko, w międzyczasie rozglądając się czy nic mu nie zagraża.
[pomyślałam, że opis meczu może wydać się interesujący, choć nie spotkałam się jeszcze z takim tutaj. Hipsta]
Nick