13.10.61 // przeraża ją pustka, odgania ją osłem // Kirkwall, Szkocja
Hufflepuff // jeśli to się zalicza do zwierząt, to ma kapelusz
orzech, trzynaście cali, kieł widłowęża // mugolaczka z powołania
miałam być chłopcem, ale ojciec spieprzył sprawę, czujesz to?
Mugole są czasem ciekawi. Czekają na to jedno dziecko, nastawiają się jakby co najmniej miało być przyszłym prezydentem Stanów Zjednoczonych a potem kiedy nie sprosta ich oczekiwaniom, są źli, jakby co najmniej zrobiło to specjalnie. Ona nigdzie się nie wpraszała, nawet za mocno nie płakała po wyjściu na świat, jakby mało ją to wszystko obchodziło. Gdyby miała przejmować się wszystkim, co później wymyśliła jej matka, wysłano by ją prędzej do wariatkowa niż szkoły dla czarodziejów. A pani Heat wymyślała dużo: zapuszczała córce włosy na siłę, kupowała lalki a nie wyścigówki, kazała uśmiechać się szeroko i sztucznie do sąsiadów. Ale w końcu biedne dziecko miało dość i w sumie w dobrym momencie zdało sobie z tego sprawę, bo zanim rozniosło dom, z Hogwartu przyszedł list. Matka zemdlała, ojciec uderzył głową w ścianę. A Imogen odetchnęła z ulgą, po początkowym szoku i poszła ostatecznie pozbyć się brązowych pukli, zostawiając zwyczajną, w końcu chłopięcą czuprynę. Podpadła u własnych rodziców ostatecznie i chyba powinna się cieszyć, że ma gdzie wracać w każde wakacje.
Chciała być kiedyś kowbojem i wróżką jednocześnie. To wydawało się takie oryginalne, kiedy wszystkie dziewczynki biegały z różdżkami, w różowych kieckach i machały kartonowymi skrzydłami, chcąc wzbić się w powietrze i ratować świat. Ona zatrzymała się na etapie rozciągniętej, o dwa numery za dużej koszulki robiącej za łachmany Kopciuszka. Można chcieć być ładnym, ale jakieś obcisłe kawałki materiału w różowe ciapy to okropność. Dlatego kiedy wszystkie dziewczynki na bale i herbatki z misiami się w to stroiły, odporna na słodycz Imogen wkraczała z zabawkowym mieczem i krawatem ojca zawiązanym w dziwnego rodzaju opaskę na głowie. Robiła za brzydkie kaczątko, ale w pewnym sensie chłopaka w tej całej grupce. Nie, żeby te biedne, małe dziewczynki było homoseksualistkami, ale traktowały ją jak kolegę. Takiego przywódcę, który nie musi dawać malować sobie twarzy kolorowymi świństwami a jednocześnie jego opinia jest cholernie ważna.
Nie wychyla się, nie wyróżnia jakoś z tłumu, ale wiadomo, że jest. Po prostu urodziła się do tego, żeby robić za tło. Tło czytające sobie książkę podczas wielkich afer, tło wytykające ludzkości błędy, tło siedzące do późna gdy koleżanki już dawno zapadły w sen zimowy. Nie lubi ludzi i chyba dlatego tak dużo z nimi przebywa. Bo pomiędzy rozmową a zwykłą obserwacją jest pewna różnica. Ona lubi patrzyć i wyciągać wnioski, sądząc, że mowa ciała powie jej więcej niż czyjaś charakterystyka sprzedana jak główne danie w drogiej restauracji. Może to robi z niej jakąś dziwaczkę, ale urodziła się po to, by oceniać i bawić się w anonimowego krytyka. Fascynujące jest zwyczajne zachowanie ludzi, gdy myślą, że nikt nie patrzy i automatycznie nie starają się pokazać od gorszej czy też lepszej strony. Przyznaj się, też tak robisz. Każdy tak robi. Nawet ona, choć wmawia sobie, że jest jakaś inna od całej reszty. Właśnie, wmawia.
Wmówić sobie można wszystko, począwszy od tego, że jest się tłustą świnią na istnieniu kosmitów skończywszy. Nie musi to być oczywiście prawdą i zazwyczaj nie jest, ale ona jest istną mistrzynią w jej naginaniu. Musi jakoś funkcjonować bez świata rozpadającego się na kawałki co jakiś czas, więc nie wierzy w nic, co mogłoby do tego doprowadzić. Nawet gdy brak ci argumentów, można wrzasnąć 'BO NIE!' i po sprawie. A wrzasnąć potrafi, zwłaszcza kiedy coś nie idzie po jej myśli. I może czasem jest trochę chamska, ale jej to nie przeszkadza, bo jak na razie jeszcze od nikogo jej się za to nie oberwało. A nawet gdyby, to jedna próba sprowadzenia jej na ziemię gówno by dała. Taki już z niej irytujący człowiek.
Ma awersję do zwierząt, herbaty i generalnie całe życie jest do dupy, choć czasem Bóg wielkim palcem pcha cię w sympatyczne sytuacje. Takimi sytuacjami było znalezienie procy pod drzewem, która, jeśli ma być całkowicie szczera, zmieniła jej życie. Poważnie, kilka zbitych szyb i człowiek czuje się ze sobą lepiej. Ktoś kiedyś powiedział, że jej udawanie zdemoralizowanej jest żałosne, choć nigdy taka nie była ani przez moment. To już wina jej charakteru, że czasem robi rzeczy zwyczajnie dziwne i ma postawę olewającą, co można równie dobrze uznać za ukrytą potrzebę słyszenia oklasków na każdym kroku. A w sumie byłoby miło mieć taką grupkę przyklaskiwaczy, która łazi za tobą i robi owację, kiedy zjesz pączka bez oblizywania się. Ale stop, ona nie lubi pączków. Dba o linię.
odautorsko:
moje Remusiątko umarło śmiercią tragiczną przez matematykę.
pojebało mnie do reszty, ale Imogen to moje drugie po Gabrysiu, ukochane dziecko.
yoloyoloyolo
zdjęcie główne zmienię jeszcze z osiemset razy, ale ta pani wszędzie jest perfekcyjna i nie mogę się zdecydować.
zdjęcie główne zmienię jeszcze z osiemset razy, ale ta pani wszędzie jest perfekcyjna i nie mogę się zdecydować.



[Jak mogłaś napisać w tytule coś o Teksasie, a ona NIE JEST z Teksasu ;___;]
OdpowiedzUsuń[Koooocham to imię *_*]
OdpowiedzUsuńMathias
[jaka ona świetna jest, no. Szkocki akcent ma? I co zdjęcia jej wrzuciłaś, prześlyczne.]
OdpowiedzUsuńniezalogowany Nick
[taka nietypowa ;)]
OdpowiedzUsuń[zdecydowanie, nieprzeciętność się chwali miśku *.*]
OdpowiedzUsuń[Teraz się odkupisz Sidem bądź Imogen, misiu-pysiu, nie ma zmiłuj. Swoją drogą Ci panienka bardzo wesoła wyszła, taka nie puchoniasta. <3]
OdpowiedzUsuń[Bo Jon miał być tylko na chwilkę i był. Ale jak zmieniałam zdjęcie, nie pomyślałam, żeby wstawić Tobiasa, o którym przypomniałam sobie kilka dni później ^^ A on idealnie pasuje na Mathiaska, o <3 Btw, niezmiernie ciekawa postać :D]
OdpowiedzUsuńMathias
[Dziewczę na zdjęciach boskie, zainspirowało mnie, żeby jednak nie odwoływać wizyty u fryzjera i pierdolić hodowanie buszu na łbie. :3
OdpowiedzUsuń]
Lew
Styczeń aż tak tragiczny nie był. Nie, jeśli nikt nie kazał opuszczać kokona z koca, kubka ciepłej herbaty i książki o wątpliwej wartości merytorycznej, wtedy naprawdę było beznadziejnie i człowiek całą swoją siłę woli skupiał na tym, aby nie wylać na tego kogoś gorącego napoju.
OdpowiedzUsuńNo dobra, istniał jeszcze jeden wyjątek - sanki! Blake wprawdzie nie należała do osób aktywnych w inny sposób, niż na miotle, a zrobienie choćby pajacyka było dla niej katorgą, ale w sumie na sankach sadzało się dupę, odpychało nogami i liczyło na to, że pod śniegiem nie kryje się jakiś wredny kamień, który zaburzy równowagę pojazdu przyprawiając cię o bolesne siniaki czy poważniejsze urazy jak wypłynięcie oka czy mózgu nosem.
To był ten dzień, kiedy znów porzuciła śniadanie na rzecz spania pół godziny dłużej, a kiedy już się podniosła i jej brzuch podniósł protest, zaczęła poważnie żałować. Na szczęście wygrzebała z szuflady jakieś maślane ciastka, które zniknęły szybciej, niż zdążyłoby się pomyśleć, a potem pozostała już tylko kwestia kolejnego buntu żołądka, który wolałby tosty, niż taki szajs. Carter to zignorowała, przywdziała najbardziej wieśniaki sweter, jaki znalazła, naciągnęła czapkę, szalik i rękawiczki w kolorach domu, a potem spod łóżka wyciągnęła stare, drewniane sanki, które zakosiła z domu. No przecież nie prosiłaby rodziców, aby je jej przysłali, no bo jak? Sową? No błagam. Zarzuciła płaszcz, potem inteligentnie włożyła dopiero buty, których zawiązanie trochę trwało i zdążyła się już nieźle rozgrzać, ale kij z tym, na dworze się ochłodzi. Albo zamarznie.
- A ty co jeszcze nie ubrana? - Spytała szczerze zdumiona, kiedy znalazła Imogen trenującą chyba całowanie na którejś szybie. Och, no dobra, wiedziała, że Heat jest antyfanką niemal wszystkiego, co zapewniało człowiekowi zabawę, ale mogłaby zrobić wyjątek dla Blake. Zwłaszcza, że Puchonka znała fajne miejsce, gdzie osób przychodziło mniej i jakby co, to narobią sobie mniejszej siary, a na pewno narobią.
Poprawiła torbę, w której miała termos, drugą parę rękawiczek i tonę chusteczek, bo na mrozie zawsze łapał ją taki katar, że łojeju. Stała jak taki ćwok i patrzyła na tył głowy swojej przyjaciółki, nie bardzo wiedząc, czy ona ją w ogóle usłyszała, czy nie. Dla pewności dźgnęła ją palcem w ramię w ten sposób, w jaki sprawdza się, czy zwierzątko na pewno zdechło. Szkoda, że nie miała patyka.
[Ja ścięłam, nie wyglądam ładnie i żyję sobie szczęśliwa o kilkadziesiąt procent niż z długimi, toteż polecam :D.]
OdpowiedzUsuńLew
[Mathias tak naprawdę nie jest taki zły. Zabija tylko wtedy, kiedy ma taki rozkaz, więc Imogen raczej nie zabije ^^ Ale mimo to, ja też nie mam pomysłu na cokolwiek ._.]
OdpowiedzUsuńMathias
[Niechaj więc i Imogen będzie. Szlamowata ona, więc nijak im się pójdzie dogadać, ale damy radę, c'nie? <3]
OdpowiedzUsuń[Mogę zarzucić jakiś pomysł, o ile zaczniesz, bo na mnie w tej kwestii chwilowo nie ma co liczyć.
OdpowiedzUsuńNo i - szalej, ścinaj, z własnego doświadczenia powiem ci, że będziesz szczęśliwsza :D.]
Lew
[Lien nie musi mieć powodu, żeby kogoś nie lubić. A właściwie starczy jej jeden - wątpliwy status krwi, co w tym wypadku mamy zapewnione, więc nie ma co się martwić. Ale nie, cudotwórca ze mnie żaden, więc może i sobie Heat nienawidzić Lien i mieć do niej wszystko, co tylko dusza zapragnie, a van der Bild po prostu może jej nie znosić dla zasady i już jest cacy.
OdpowiedzUsuńKonkrety, ja mówię tak - pomysł z systemem obronnym dobry. Hasa sobie Imogen wesoło nocami po Hogwarcie jak koń Rafał, a tu bum, warta Lien i ma dziewczyna cudowny pretekst, by nie być już dobrze wychowaną panienką z dobrego domu i móc sobie trochę upuścić niechęci do mugolaczki, bo przecież ona jest panią prefekt i jej wolno, skoro dziewuszysko łamie regulamin. Potem wrzucamy ich razem do Hogsmeade, robimy jakąś aferę ze Śmierciożercami, w której to Pani Mugolak ratuje dupsko Pani Prefekt i mamy apokalipsę, bo ma Lien u takiego niegodziwca dług wdzięczności i się bije z myślami, bo to jest nie do przyjęcia, o. Cacy?]
[Kurna, miałam prawie cały komentarz ;____;]
OdpowiedzUsuńCzasem naprawdę nie ogarniała Imogen, która zbyt często zachowywała się tak, jakby na każdym kroku obawiała się narobienia sobie wiochy. Na sanki nie, bo jeszcze się wywali, ponabijać się z kretynów w Herbaciarni Pudiffoot nie, bo jak będą razem wyglądały przy jednym stoliku z amorkiem. No kurna, naprawdę sądziła, że takim zachowaniem narobi sobie większej siary niż ich rówieśniczki z innych domów, które co weekend taplały się we własnych rzygach? Oj, coś tu chyba jest nie do końca w porządku.
Główny powód, dla którego Blake tak wyrwała się z sankami, był całkowicie egoistyczny - jako wielbicielka podziwiania fajnych szkolnych dup celowo wybrała tamtą górkę, która fakt, nie była uczęszczana, ale stanowiła też swego rodzaju palarnię dla tejże właśnie 'grupy społecznej'. Malutka Carter nie widziała innego sposobu na zwrócenie ich uwagi inaczej, niż poprzez widowiskową glebę, najlepiej pod ich stopami. Owszem, sposób myślenia mugolskiej gimnazjalistki, ale co poradzić, jak mordą toto raczej szału nie zrobi?
Odprowadziła wzrokiem Heat, aby przypadkiem nie zachciało jej się obierać kierunku innego, niż do ich dormitorium. Ha, miało się siłę perswazji, chociaż w sumie decyzja Im nie wynikała pewnie z silnego charakteru Carter (hahaha), a kolejnych obaw, że jak zostanie sama, to znów sobie ludzie pomyślą. Od razu też się porozpinała i zdjęła czapkę, bo znając tempo swojej przyjaciółki nieźle się spoci, zanim tamta wróci. A gdy to dwadzieścia minut minęło i nowy bałwan zawitał w opustoszałym już pokoju wspólnym, Blake wyszczerzyła się głupio.
- Nie można było tak od razu? Chodź, szybko, bo... Ee... Śnieg się roztopi. - Chwyciła sanki za płozy, wolną dłonią pośpieszyła Imogen i przepchnęła niezdecydowanego trzecioklasistę na korytarz, bo tarasował przejście.
- Nie będę cię długo męczyć, bo mam jeszcze do napisania ten cholerny esej na Zaklęcia. Kurna, jakbym nie miała co robić w weekend, tylko odwalać brudną robotę, pewnie upierdolę się tuszem i będę wyglądała jak przygłup. - Burczała niezadowolona, naciągając czapkę na uszy i dopinając kurtkę, bo tutaj już było znacznie zimniej.
Ku przygodzie, drogi kamracie! Albo grypie.
[jejkujejku, dziękuję ślicznie. ej, a oni się w ogóle znają? imogen i mudi w sensie. bo tak się zastanawiam nad pomysłem poznania, lub wręcz przeciwnie, wyższego levelu ziomeczków]
OdpowiedzUsuńAlastor
[A dziękuję pięknie ;) Imogen też jest śliczna, ale taka nieco... chłopczyka. Mraśna <3]
OdpowiedzUsuń[Twoje dziewczę od mugoli, więc pewnie to wykorzystam niecnie. Załóżmy, że swego czasu starsi bracia Lwa, którzy obecnie już są poza Hogwartem, trochę uprzykrzali Imogen życie, bo oni to mugoli nie robili, bo ich tak tatuś nauczył. A że ja Lwa robię na taką duszyczkę, co to chce odkupić grzechy tatusia-idioty-sadysty-terrorysty, który ich wychował na takich stręczycieli, to może nadarzy się okazja, by Lew mógł zostać obrońcą biednych i uciemiężonych Puchonek? Oczywiście zważywszy na to, że mistrzem karate to on nie jest i przy okazji mógłby oberwać po mordzie czy coś, żeby było ciekawiej.]
OdpowiedzUsuńLew
[Ojej, jak miło. Dziękuję bardzo!] Woody
OdpowiedzUsuń[Czekaj czekaj. Czy Ty nie miałaś Imogen na h22 przypadkiem?] Woody
OdpowiedzUsuń[Łird. Znajoma jakaś jesteś]
OdpowiedzUsuń[<3]
OdpowiedzUsuń[Podoba mi się. Co prawda wątków o szlabanach u Łudiego mam już od groma, ale i tak mi się podoba. Można coś z tego fajnego skleić. Ale jak mnie prosisz o zaczęcie, to normalnie nie mam teraz do tego głowy. Mogę co najwyżej biernie odpisywać - to mi jakoś idzie. A jak chcesz żebym zaczęła, to albo wieczorkiem albo jakoś jutro z rana, chyba, że mnie wena najdzie jakoś na czasie, no]
OdpowiedzUsuń[Dobrze, kochaj. I róbmy wątka.]
OdpowiedzUsuńFiodorow
W tym momencie można przytoczyć moją życiową mantrę - Olej to. Blake dawno przestała robić niewiadomo co z faktu, że jest Puchonką, bo tak naprawdę nie było w tym nic tragicznego. Co z tego, że co jakiś czas lądowała w składziku, zwykle miała przy sobie różdżkę i uwolnienie się trwało sekundę. Co z tego, że była uważana za strachajło, tym większą satysfakcję sprawiało jej dać komuś w mordę jak trzeba było. Co z tego, że mijając grupkę zielonych nie może połapać się w poszczególnych wyzwiskach określających czystość jej krwi, ona miała się dobrze ze swoim szlamem i nie szukała przecież przyjaciół wśród Ślizgonów. Szczerze? Carter miała zdrowo wyjebane na to, co ludzie o niej pomyślą, ale nie było to aż tak daleko wysunięte, aby celowo robić z siebie debila.
OdpowiedzUsuńTo tylko sanki i trochę śniegu.
No tak, szans u nich z pewnością nie miały, ale przynajmniej sobie popatrzą i pojeżdżą. Facet ze szlugiem, najlepiej czytający książkę, był bardziej seksi niż najbardziej umięśniony striptizer w obcisłych gatkach w panterkę. Bo to było obleśne, dziw, że kobiety leciały na tych gogusiów z naoliwionymi mułami, którzy pewnie i tak za kulisami zabawiali się między sobą. Brain, stahp, we are mutants, Yam Yams.
- Piśnij potem słowo, że masz grubą dupę, a będę zjadała wszystko, co ci zostanie w tych pudełkach, serio. - Naciągnęła rękawiczki z jednym palcem i rzuciła Im baaaardzo groźne spojrzenie. Trochę jej zazdrościła, że mogła jeść, jeść i jeść, a mimo to była płaska, kij z tym, że z każdej strony, ale i tak. Blake niby nie należała do spaślaków, ALE BYŁA KOBIETĄ, poza tym zawsze można być szczuplejszym. Jakby to coś w ogóle dało.
Na pytanie Heat najpierw patrzyła chwilę na sznurek, do którego sanki były uwiązane, a drugi jego koniec spoczywał w dłoniach Carter, jakby próbowała ocenić, czy faktycznie się pojazd nie załamie. Po sekundzie pokręciła głową.
- Pamiętam jak ojciec na nich jeździł, a ważył więcej niż my, na bank. - Pokiwała ochoczo głową. Nie żeby jej tatuś był grubasem, ale z perspektywy kilkulatki wszystko wydaje się większe, cięższe, wyższe. Tak czy siak, skoro obie nie były tłuste, Imogen nawet przypominała anorektyczkę, nie było mowy o jakiejkolwiek niespodziance.
Do górki dotarły względnie szybko, wystarczyło okrążyć w połowie zamek i już. Tak jak przypuszczała Blake, stało tu kilku chłopaków, w tym tych dwóch nierozłącznych Ślizgów, chyba Sid i Will się zwali. Carter przemaszerowała obok nich dumna jak paw wstrzymując oddech, aby nie wciągnąć dymu papierosowego, i usadowiła się na sankach tuż przy spadku wysokości.
- Im, jedziesz ze mną, czy zjazd testowy robić sama? - Spytała, gapiąc się na przyjaciółkę jak sroka w gnat.
Och, dla bycia modelem Morello to Carter mogłaby nawet zmienić płeć. Szkoda, że nie miała pewności co do tego, jak będzie wyglądała jako facet, chociaż względnie do obecnej mordy byłoby lepiej w każdym wypadku. Diastema mogłaby zostać, bo była fajna i taaka hypsta.
OdpowiedzUsuńOna była desperatką, dlatego leciała na każdego, kto jakoś wyglądał i nie zachowywał się jak skończony ćwok. Trzy kropki, dramatyczna pauza. No dobra, leciała nawet na ćwoków, bo dajmy na to taki Sid, niby miał się za króla tej szkoły, pomiatał ślicznym Willym, ale miał w sobie to coś. Szkoda tylko, że u takich szans nie miałaby nawet jako ekstra laska, Hufflepuff deklasował człowieka na samym wejściu, jo.
A i pamiętała, jak najpierw wykrwawiał się pączek, a potem Sanders. Szły sobie we dwie korytarzem, z drugiego końca tamci dwaj (dziwne, ale Will zachowywał się identycznie jak Blake, też taki przydupas...), Im omnomnoma pączka i nagle trach! Ciacho potraktowanie okrutnie butem, a potem inne ciacho potraktowane okrutnie piąchą. Swoją drogą, nazwać faceta 'ciachem' to straszna żenada, dlatego darujmy sobie używanie tego słowa.
- UHUU! - Odepchnęła się, a sanki z zawrotną prędkością mogącą załamać czasoprzestrzeń stoczyły się z górki, zostawiając za sobą mały obłoczek śniegu i czwórkę nadal niezainteresowanych chłopaków. Carter tego nie widziała, więc tylko pochyliła się żeby przyśpieszyć.
Szkoda, że wielka zaspa śnieżna z góry nie była widoczna, bo kilka sekund później obie już w niej tkwiły jak Kubuś Puchatek w wejściu do nory Królika.
- ALE CZADZIOR! - Zawyła, kiedy wyjęła głowę ze śniegu. Trochę bolało ją czoło, ale przynajmniej osiągnęła cel - u góry słychać było śmiech, najgłośniejszy oczywiście Sida, a Blake uparcie sobie wmawiała, że to właśnie z nich tak się leją. Kto wie, może to była prawda.
- Wracamy i jedziemy z innej strony! - Wsadziła łapska w zaspę, aby wygrzebać z niej sanki, co niestety nie było łatwe. Cholerstwo było ciężkie, a śnieg wszystko dodatkowo blokował. Wśród przekleństw, stęków i wywrotek wreszcie udało jej się postawić pojazd w normalnej pozie na białym podłożu.
[Hm, hm, hm. A chcesz cos bardziej optymistycznego, czy drzemy ze sobą koty i wieszamy je na hakach?]
OdpowiedzUsuń[ Bez pomysłu nie ma ciula.]
OdpowiedzUsuńWroński
To skoro już wiesz, Blake wyglądała właśnie jak ów kapitan, kiedy tak stała i patrzyła na zaśmiewających się do rozpuku Ślizgonów. Niezbyt inteligentna mina kryła w sobie rosnącą wściekłość, że jej cudowny plan wcale aż tak cudownym się nie okazał, gdyż jak zwykle wyszło zupełnie inaczej, niż w jej głowie. Powinna chyba stwarzać nieco mniej optymistyczne scenariusze, a jakby się zastanowić, to to, co działo się teraz nie zakrawałoby o pesymizm, a o zwykły rozsądek.
OdpowiedzUsuń- Głupie gnojki. - Warknęła i odwróciła się do nich plecami, ale zanim to zrobiła pokazała typkom jeszcze środkowy palec, co tamci skwitowali kolejną salwą śmiechu i wyzwiskami typu 'szlama'. Czyli rozmowa na poziomie, jak zresztą wszystkie, która toczyły się na polu Blake - Ślizgoni.
Można powiedzieć, że współczuła Im, bo ten jej fagas rechotał najgłośniej. W tym momencie cieszyła się, że nie sprecyzowała swoich nadziei na konkretną osobę, wręcz miała ochotę i sobie tymi sankami przywalić za to, że nawet ogólnie miała na myśli Ślizgonów, choć od razu była na straconej pozycji.
- Uważaj, bo. Prędzej ci je wyrwą i sama dostaniesz po łbie. Daj se siana. - Prychnęła, chwyciła czerwony sznurek od sanek i ruszyła naokoło górki. Była inna, krótsza droga, ale wtedy musiałyby się wspinać po śliskim śniegu, a to zwiastowało niezbyt przyjemną glebę tuż pod nosami uchachanych Wężyków, a to już nie było Carter na rękę. Wolała nadłożyć drogi i mieć ich z bańki, a z drugiej strony wzgórza nie będą musiały ich oglądać i vice versa. Nawet, jeśli tam tłumek amatorów zimowych zabaw będzie nieco większy.
- Potem skopiemy im dupy. Albo ja, na następnym meczu, niech lepiej Sanders bo uważa, bo mu upierdolę ten pusty łeb. - Rzuciła rozeźlona, kiedy Heat zrównała z nią krok. Nawet przestało jej być zimno od tego upadku w zaspę, złość doskonale ją rozgrzała, a teraz podobnie jak Imogen w głowie miała przede wszystkim to, aby nie posunąć się do mordu zbyt szybko. Jeśli już, o zrobi to gdy będzie stara i pewna, że za kilka dni umrze. Taki pozytywny akcencik.
Dokładnie jak myślała, od tej strony górka była bardziej wyjeżdżona, a i uczniów więcej, z przewagą Gryfonów, bo ci mieli chyba umysły kilkulatków i ze wszystkiego ciągle zacieszali. O tyle dobrze, że przynajmniej z ich strony mogą liczyć na nieco inny śmiech niż taki pełny ironii.
- Odechciało mi się jeździć. Zbudujmy igloo i urządźmy w nim burdel. - Odrzuciła sznurek i rozejrzała się w poszukiwaniu potencjalnych klientów/pracowników.
[Pracuję teraz nad ściśle tajnym projektem Ministerstwa Do Spraw Kart Postaci dlatego nie zacznę, ale wkrótce jakiś twór ode mnie się pojawi, tylko kciuki trzymać]
OdpowiedzUsuńWroński
Ale ja chciałam mieć burdel w igloo...
OdpowiedzUsuńChlip. Jak zwykle jej cudowne plany mogące przynieść im pierdyliardowe zyski spaliły na panewce przez chęć zemsty Imogen. Okej, ukochany się pośmiał, ale bez przesady, w końcu był ŚLIZGONEM i bankowo głośniej hahałby się, gdyby do jego uszu doszły wieści o uwielbieniu, jakim go Im darzy. A z obiektywnego punktu widzenia dwie panny wlatujące w zaspę śnieżną były przezabawne!
Znowu na jej twarzy zagościł ujemny iloraz inteligencji, ale szybko się otrząsnęła i usiadła na sankach, coby w kucki jak debil nie robić śnieżek. A raczej jednej, w końcu była czarownicą i nie było mowy o tym, aby całą masę amunicji robić ręcznie. Więc gdy mała, kształtna kuleczka tkwiła na jednej desce sanek, Carter podniosła się, wyjęła różdżkę i burknęła Geminio. Z dziesięć razy. Aż jej sanki były jedną wielką furą dla co najmniej pięćdziesięciu śnieżek. Zadowolona z siebie jak nie wiem co chwyciła czerwony sznureczek i powoli ruszyła we wskazane miejsce.
Co Im planowała mogła się tylko domyślać, ale była mądra i zdawała sobie sprawę, że w 90% może to dotyczyć grupki nad nią, Obserwowała ich teraz, wszyscy wpatrywali się w Sida robiącego z siebie idiotę nadmiernym machaniem łapami. Westchnęło jej się i przyśpieszyła nieco, co jakiś czas oglądając, czy śnieżki są na swoim miejscu.
- Masz. W trakcie tego, co planujesz mogę zrobić więcej. Dawaj ich Leviosą, zasypmy ich i niech gniją pod śniegiem. - Wytarła nos rękawiczką, bo nie chciało jej się szukać chusteczek, a i okazja nie była sprzyjająca do zgrywania damulki. Sama Im powiedziała, że to wojna, a na wojnie nie ma zmiłuj.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że oni nam oddadzą i albo będzie bolało, albo narobi nam większej siary niż integracja z zaspą? Nie żebym miała coś przeciwko, im należy się za samo bycie porządne obicie mordy. - Wygłosiła tę przemądrą przemowę, kiedy kuliła się tuż przy przyjaciółce, jakby Sanders i spółka mieli zaraz je wypatrzeć. Nie było takiej opcji, zbyt byli zajęci udawaniem chujopałów, aby w ogóle pamiętać o dwóch zabawnych Puchoneczkach.
[Tak się tylko zastanawiam w jaki sposób chcesz wykorzystać jego futerkowy problem? Bo może zrobimy tak, że Wroński będzie szukał czegoś dla złagodzenia bólu przy przemianie i z tym przyjdzie do Slughorna w nadziei, że jest na to jakiś eliksir. A przed drzwiami jego gabinetu natknie się na Imogen. Spokojnie, zaczynam, tylko pytam, czy takie coś by Ci pasowało, czy myślałaś o z grubsza innym wątku :>]
OdpowiedzUsuńWroński