wtorek, 22 stycznia 2013

 
 
Nie potrafię wyobrazić sobie Boga,
który nagradza i karze istoty przez siebie stworzone,
lub Boga obdarzonego wolną wolą na podobieństwo nas samych.
Nie mogę również ani też nie chcę sobie wyobrazić,
że człowiek trwa dalej po fizycznej śmierci;
nadzieję tę pozostawiam ludziom słabego ducha,
którzy żywią ją ze strachu lub niedorzecznego egoizmu.

 


F l o r e n c e   S e l w y n
 17 lat | krukonka | zatwardziała ignorantka

Kiedy najmniejszy na świecie zegar zdąży wybić północ, do życia budzą się najgorsze z ludzkich koszmarów. Nawet te, które w świetle dnia przybierają maskę niewinności.
Kłębowisko rudych włosów przemyka szybko i niezauważalnie, jak cień. Z wystudiowaną gracją kroczy między słodko nieświadomymi, obcymi sobie ludźmi. Każdy przemyślany gest, słowo.  Mistrzostwo w swej profesji. Gładka, blada cera wyraźnie kontrastuje z gęstymi, włosami, nad którymi rządy już dawno przejął niepokonany chaos. Usta, które nie zdążyły jeszcze poznać smaku pocałunku, rzadko goszczą na sobie uśmiech. Tak właśnie żyje - z dnia na dzień, z godziny na godzinę. Bez marzeń, uczuć i ułudy. Srebrno-niebieskie, kocie oczy bacznie wpatrują się w otoczenie, jak gdyby starannie chłonęły każdy, najdrobniejszy nawet szczegół. I tylko w nich widać jeszcze resztki dziecięcej płochliwości. Resztki dowodów na to, że była kiedyś człowiekiem. Uroda w pełni zdarta z obłąkanej matki... Zbyt delikatna i niepozorna, by od razu uwierzyć, że mogłaby mieć związek z potwornościami tego świata. 


"Żyję dla nocy, których nie pamiętam, z ludźmi, których nigdy nie zapomnę. I jeśli to czyni moje życie próżnym, to chcę aby takim właśnie było..."

Okiem własnych doświadczeń:
Nie ma na świecie rzeczy, która łączyłaby wszystkich ludzi więzią tak silną, jak sen. Śni każdy. Ty, ja. Nawet ten, którego imienia nie wolno wymawiać. Kiedy byłam małą dziewczynką, śniłam o wielu niewinnych rzeczach. O świecie bez przemocy, strachu, zimna, bólu i głodu. O domu wypełnionym zapachem świeżych ciast, spokojnym ojcu, poczuciu bezpieczeństwa. O wolności. Marzyłam o rozmowie zastępującej rozdzierające krzyki i o zabawie. O porcelanowych lalkach. I o uśmiechu mamy.  Myślę, że właśnie za to mogłabym wówczas umrzeć. 
W życiu każdego człowieka przychodzi moment, w którym należy zadać sobie jedno bardzo proste pytanie. W imię jakich wartości walczysz? Byłam pewna, że doskonale znam odpowiedź. Los brutalnie uświadomił mi to, jak bardzo się myliłam. 
 

Wczoraj miałam wszystko — szacunek, miłość, dumę. Raj. Dzisiaj nie mam nic. Wędrówka, którą rozpoczęłam jeszcze przed narodzinami czasu, znalazła swój kres tutaj — w ludzkim bagnie plugastwa i nieczystości.  Czasem, zalana potem, budzę się w środku nocy ze świadomością, że nie jestem lepsza od setek tysięcy osób, które czynią ten świat bestialskim. Dlaczego miałabym być? Gram w ludzkim teatrze, podporządkowując się regułom, których nienawidzę. To wystarczająca zbrodnia.
Tonę, spadam. Spadam, uparcie nie dosięgając dna.
A teraz uśmiechnij się, spójrz na mnie i śmiało nazwij mnie potworem. Tym właśnie się staję.
Tylko krok dzieli mnie od upadku, którego tak bardzo się boję…


Nie ma niczego, co równać mogłoby się z siłą wyrzutów sumienia, które nie przestają dręczyć cię nawet we śnie, kiedy zmęczony umysł przywołuje twarze osób, które pozbawiono życia w twoim towarzystwie. Bombardują cię setką zarzutów wraz z nastaniem każdej kolejnej minuty. Nie próbuję o nich zapomnieć. Nie próbuję ich zagłuszyć. Wiem, że nikt inny nie zasłużył na nie równie mocno, jak ja.
 
Perspektywa śmierci, to bardzo silna motywacja 
Nie robię nic, by powstrzymać ten bieg wydarzeń. Żyję w kłamstwie i obawie, że ujrzy światło dzienne. Kłamstwo jest dobre, jeśli nie wpędzi cię do grobu. Strachliwy kłamca, to marny kłamca. Tylko przegrany czeka pokornie na to, co zgotuje mu los. Ja nie przerywam. Nigdy. Wolę taką rzeczywistość. A przynajmniej to uparcie mi wmawiano. 
Jedno spojrzenie wystarczy, bym wiedziała, kim jesteś. Jedno twoje słowo i w mojej głowie rodzi się setka pomysłów na to, jak pozbawić cię czegoś, co sama uznam za najcenniejsze. Spójrz tylko: zatańczysz, jak marionetka, za której sznureczki to ja będę pociągać. Nawet się nie zorientujesz. Wciągnę cię w moją grę, w moje zasady, a wtedy niczego nie będziesz mógł być pewny. Sprzeczność w sprzeczności, mistrzyni kamuflażu i gry pozorów. To tylko słowa. Czasem na własne życzenie skazuję się na kłopoty. Nie potrafię zrezygnować z raz obranego celu, co niekiedy okazuje się zgubne w skutkach. Nie potrafię też przyznać się do błędu. To te z moich największych wad. O reszcie nie wspomnę. Wszak nie od dziś wiadomo, że największym strachem powinien napawać nie ten, który jasno manifestuje swe zdolności, ale ten, kto pod powłoką milczenia ukrywa nie tylko zalety, ale i... słabe strony. Potraktuj mnie jak książkę, o której nie wiesz nic, a której prawdopodobnie nie będzie dane ci przeczytać. Niczego nie tracisz. Nie uznaję kompromisów, doskonale wiem, do czego dążę. Podobno wrodzona ignorancja pozbawi mnie kiedyś resztek ochłapów godności, które udało mi się zatrzymać. Tak przynajmniej twierdzą ci, którzy sądzą, że zdążyli mnie poznać. Tak naprawdę... robię to, co ONI uznają za stosowne. Strach przepełnia każdy cal mojego ciała, przygotowując mnie jednocześnie na to, co nieuniknione.
Wiem jednak jedno.
Karmią nas kłamstwami, pozwalają wierzyć w nędzne ochłapy prawdziwej rzeczywistości. Zmuszają, by rodzice wysyłali swe dzieci na niemal pewną śmierć... w imię pozornej sprawiedliwości i szkaradnej obawy przed pozbawioną świadomości siłą. Oni są jak mrówki. W pojedynkę skazane na klęskę, razem mogące namalować nową przyszłość. Tak słodko nieświadome swej potęgi. To nie bezwzględny Śmierciożerca jest niebezpieczny. To nieprzewidywalny, młody czarodziej rozpaczliwie pragnący zmian. To matka, patrząca na umierającego syna, to ojciec tulący ciało córki. Brat patrzący na śmierć brata. Wszyscy jesteśmy marionetkami. Brutalnym ukazaniem fałszywej nieudolności.  Bez mrugnięcia okiem, w chwili trwającej tyle, ile dwa uderzenia ludzkiego serca. Choć jestem sama - przyszedł czas, by zmienić wszystko. Oto mój cel.
Oto rzecz, za którą dziś mogę umierać... 

Podstawowe informacje i to, jak widzą ją inni:
Przyszła na świat  trzynastego lipca 1960 roku w małym miasteczku na południu Anglii, jako pierwsze i jedynie dziecko Augustusa i Inki Selwyn. Mimo surowego sposobu wychowania, od zawsze była oczkiem w głowie ojca, który nie zawahałby zabić się każdego, kto choćby pomyślał o jej skrzywdzeniu. Każda z kropli kwi, płynąca w jej żyłach jest stuprocentowo czysta - jakżeby inaczej.  Odkąd skończyła jedenaście lat, posługuje się dziesięciocalową, giętką różdżką wykonaną z drewna wiśni, której rdzeń stanowi włos z ogona testrala.  Przyswajanie wiedzy nigdy nie sprawiało jej jakiegokolwiek problemu. Patronus, którego udało jej się wyczarować już w piątej klasie, przybrał postać jaskółki. Ponownie nie pojawił się już jednak nigdy więcej. Jeśli zaś chodzi o bogina... podobno w chwili, kiedy ów stworzenie stanie przed panną Selwyn, posługuje się wizerunkiem jej ojca. Jeśli wierzyć plotkom...
Trzyma się na uboczu, na tyle na ile może. Nigdy nie odważyłaby się poczynić jakiegokolwiek kroku, który prowadziłby do przeciwstawieniu się woli jej apodyktycznego ojca, nawet jeśli kłóciłoby się to z jej zasadami. Wychowana w zgodnie z niepodważalnymi, surowymi zasadami. Pozornie chroniona przed czymś, przed czym i tak nie ma ucieczki. Cicha samotniczka, miłośniczka opasłych, starych ksiąg. Najlepiej czuje się we własnym towarzystwie. Podatna na wpływy osób trzecich. Cechuje ją przede wszystkim chorobliwa ambicja, ciągła potrzeba udowadniania, że w pełni dorównuje ojcu i chłód... Chłód bijący z każdego jej słowa, gestu, spojrzenia. Dzięki temu sukcesywnie trzyma innych na odpowiednio duży dystans. Można zaryzykować stwierdzeniem, że pod pewnym względem boi się relacji międzyludzkich, jednakże nigdy by się do tego nie przyznała.

- Świat. Czym jest dla Ciebie świat, Floro?
- Sadem pełnym zakazanych owoców...



Wszystko zostało już zaplanowane. 
Spadam. Spadam nie dobijając dna. Jeszcze nie teraz. 
Jeszcze nie dzisiaj.


P O W I Ą Z A N I A || N O T K I || D O D A T K O W O




Tak, znamy się.

Albert Einstein jest autorem słów, które zaplątały mi się gdzieś na początku karty. Buźki użyczyła nieznana osóbka, wyszukana w odmętach deviantarta. 
I tyle, o.

11 komentarzy:

  1. [no to dobry wieczór. Alecto czy Glizdek? Choć wolałabym pierwszą, bo jestem w takim ślizgońskim nastroju]

    OdpowiedzUsuń
  2. [ależ dziękuję :> Jestem w trakcie przepisywania geografii, także nic nie zacznę. ]

    Rosier

    OdpowiedzUsuń
  3. [a to zawsze tak z żeńskimi postaciami, niestety. wystarczy pierdolnąć tylko mordeczkę lachowskiego i już odzew, a tak to kiepsko. z alecto było dokładnie tak samo na początku, a tu teraz takie zdziwko. glizduś? proszę bardzo, ale dziś już nie wychodzę z klimatów ślizgońskich. burza mózgów?]

    OdpowiedzUsuń
  4. [uczesz ją! ;P witam się ;)
    w razie czego ochota na watek zawsze jest.]

    OdpowiedzUsuń
  5. [To ja się witam, dobry wieczór ;) Och, jak ja lubię rude włosy *_*]

    Saga/Mathias

    OdpowiedzUsuń
  6. [Mogłabym coś chcieć, ale byłabym zmuszona do wykorzystania Cię]

    Rosier

    OdpowiedzUsuń
  7. [Florence.
    Umieram, kocham to imię.]

    Lew

    OdpowiedzUsuń
  8. [Ludzie mi to usiłują wmówić, a ja wciąż twardo twierdzę, że nie ma co się zachwycać moim pierdolnikiem.
    Ale wątek z tobą będę chciała, koniecznie wręcz, bo za to imię nie przepuszczę :D.]

    Lew

    OdpowiedzUsuń
  9. [Widzę między naszymi postaćkami pewną wspólną część - oboje odebrali porządne wychowanie, w którym rola ojca jest niepodważalna i wręcz święta, a szacunek należy mu się poprzez sam fakt jego istnienia.
    No a że Selwynowie to dość znane nazwisko i, z tego co pamiętam, ród czystej krwi, tatusiek Lwa na pewno by nie odpuścił znajomości z tatuśkiem Florence, więc mogliby się już znać, a wiadomo, że takie dwie zgubione owieczki to by się jakoś odnalazły razem, nie?]

    Lew

    OdpowiedzUsuń
  10. [Dobra, zacząć mogę, ale to potrwa, bo obecnie nie ogarniam troszeńkę, więc ten tego...]

    Lew

    OdpowiedzUsuń