Sid Sanders
17.02.1960 // bogina nie zna, w razie czego ma kota // Middlesbrough
Slytherin // oprócz patronusa ma jeszcze Stefana, cynicznego pchlarza
brzoza, cali trzynaście, szpon hipogryfa // uważaj tam z lewej, bo oberwiesz tłuczkiem
Powstał jak typowy, książkowy Ślizgon, ten z rozdziału 'Zróbmy sobie chama'. Dwoje nienawidzących się ludzi, o krwi czystej jak należy, najlepiej małżeństwo bo tak właśnie kazali rodzice. Należy ich zmieszać z naciskiem tych samych rodziców, chcących idealnego wnuka, a nie kretyna, z którym na salonach się nie pokażesz, bo klepie ludzi po tyłkach - ubaw po pachy, a oberwać możesz co najwyżej w ucho od ojca. Po dziewięciu miesiącach wychodzi właśnie taki oto twór, z zaplanowaną przyszłością i dwoma braćmi na głowie, którzy podnoszą poprzeczkę zanim jeszcze wyda pierwszy krzyk na tym świecie. Do zasady, że najmłodsi mają przesrane dodajmy jeszcze chore ambicje i czarną magię. Mieszanina nieco cuchnąca przeciętnym, nudnym, złym Ślizgonem, przerostem formy nad treścią. Ale pod tym przecież kryje się podobno coś więcej! Podobno. Ale kto go tam wie, może pod krzywą mordą i wiecznym 'nie' dla świata nie kryje się nic.
Wydaje się być oschły i zarozumiały, bo sama jego twarz przypomina maskę aroganta; kogoś, kto wypchnie cię palcem wskazującym przed szereg, byś dostał po twarzy za posiadanie własnego zdania w szarym tłumie. Odziedziczył ten wyraz twarzy po matce, niewstającej z łóżka bez dawki wyzwisk kierowanej do kota, popielniczki, męża i ściany, bo inaczej jej dzień byłby nieudany. Nie miał od kogo przejąć dobrych manier (savoir vivre obowiązuje jedynie wtedy, kiedy istnieje ryzyko, że ojciec patrzy), choć może gdyby ktoś mocno się postarał, dałoby się z niego zrobić dobrego człowieka. Ale kto by się tam nim przejmował, toż to Ślizgon, kroczy korytarzem jakby zapłacił za wybudowanie tego zamku, najlepiej z miejsca go nienawidzić. On też pewnie cię nienawidzi, żaden problem. Ten środkowy palec mówi za niego, nie?
I z prawdą w tym momencie się nikt nie mija, bo większość ludzi go irytuje, choć zdarzają się wyjątki, jak wszędzie. Czasem ktoś po prostu mu pasuje. Bo Sid to w gruncie rzeczy dziwne stworzenie - chadza własnymi ścieżkami, ale momentami potrzebuje kogoś, kto mu nawrzuca jaki z niego debil albo po prostu posiedzi i pogada o niczym, bo to też człowiekowi potrzebne, prawda? Nieważne, jak mocno byś zaprzeczał i twierdził, że twoja aspołeczność jest już od ciebie wyższa - wygadać się czasem musisz do czegoś, co nie jest ścianą, ale jednak masz do tego zaufanie. Taka już ludzka, nie tylko sandersowa, natura.
I z prawdą w tym momencie się nikt nie mija, bo większość ludzi go irytuje, choć zdarzają się wyjątki, jak wszędzie. Czasem ktoś po prostu mu pasuje. Bo Sid to w gruncie rzeczy dziwne stworzenie - chadza własnymi ścieżkami, ale momentami potrzebuje kogoś, kto mu nawrzuca jaki z niego debil albo po prostu posiedzi i pogada o niczym, bo to też człowiekowi potrzebne, prawda? Nieważne, jak mocno byś zaprzeczał i twierdził, że twoja aspołeczność jest już od ciebie wyższa - wygadać się czasem musisz do czegoś, co nie jest ścianą, ale jednak masz do tego zaufanie. Taka już ludzka, nie tylko sandersowa, natura.
Przywykł do bycia osobą, jaką wykreowali jego rodzice. Taka kopia matki z wyglądem ojca i kilkoma nawykami przejętymi od braci - maszyn do siania zniszczenia swoją głupotą. Bycie jedyną myślącą istotą w rodzinie jest trudne, ale nie opanował tej umiejętności na tyle, by zauważyć, że coś jest nie halo. Takie życie mu pasuje. A komu by nie pasował święty spokój, choć to też tylko do czasu, o ile Sid nie robi się bezczelnym gnojem w gronie rodziny; czasem zapomina, że matka nie jest wystraszoną Puchonką ani przemądrzałą Krukonką. Nie zejdzie z drogi, kiedy spiorunuje ją wzrokiem. Zamiast tego obrywa czymś w głowę i chodzi potem tydzień ze śladami walki, 'przemoc w rodzinie' nabiera nowego znaczenia.
odautorsko:
moja własna głupota mnie kiedyś zabije.
ale jest Sid.
karta krótka, ale kocham długie wątki. to chyba chciałam nią przekazać.
(wciąż nie myślę, tak btw)


[PAŁO MIAŁAŚ TO DAĆ NA WIDOK, A NIE. Taki ładny Sid, a nikomu nie będzie się chciało paczeć.]
OdpowiedzUsuń[ojoj]
OdpowiedzUsuńAlecto
[Nie wiem, kim jest facet na zdjęciach i gifie, ale ma cudowną twarz xD i to imię, od razu kojarzy mi się z Viciousem! <3]
OdpowiedzUsuńLilja
[Ach, widzę, że ostatnio coraz więcej osób robi dwie postacie i każdy przeklina własną głupotę ^^]
OdpowiedzUsuńSaga
[i nawet paskudo nie zaproponowałaś wątku w ramach zasłaniowych (łoteva) przeprosin?! bo tak chyba wypada, ja tam nie wiem, gburem jestem]
OdpowiedzUsuńAlecto
[O, to dobrze wiedzieć na przyszłość. Fajna mordka. Lubię takie.]
OdpowiedzUsuńLilja
[wybuchy są fajne *.*, nudziarzu. wymyśl coś, bo ja szkrobię. bez większych skutków. seeeejw mi!]
OdpowiedzUsuń[Ja to jej z herbatą nie kojarzyłam, dopóki na jednym hogwarcie tak nie zaczęli na nią mówić ._. To po prostu norweskie imię, no. Ale mimo wszystko, Herbatka z czasem mi się spodobała xD
OdpowiedzUsuńBaj de łej, jakiś pomysł na wątek może? :D]
Saga
[teraz to ja mam wrażenie, że chcesz mnie zabić. spokojnie, huncwotów odkładam na jutro, dzisiaj za bardzo się wkręciłam w klimaty złoślizgońskie. skończę jedno zaczęcie (jak to brzmi w ogóle Oo?) i naszkrobię dla Cb. bez presji, jak to Glizdek mówi]
OdpowiedzUsuń[Dobry, można byłoby liczyć na wątek?]
OdpowiedzUsuńCourtney Maberly
Jaka pała, jaka pała?
OdpowiedzUsuńPałą to on przestał być w momencie, kiedy w piątej klasie przestał przypominać pokurcza z wielką głową i nauczył się robić użytek ze środkowego palca. Bo takim to pomachać można, w oko dźgnąć, okazjonalnie użyć jako haka na czyjąś koszulkę, gdy delikwent chce zwiać, a nie zdążyłeś wystarczająco dokładnie pokazać mu, że podstawianie nogi Smithowi i nabijanie z inteligentnego wyraz twarzy Sandersa nie jest najlepszym wyjściem, kiedy ta dwójka idzie korytarzem. Król i jego doradca, Willy był jak Stańczyk, wyglądał jak błazen, ale stanowił sumienie dla nieznającego hamulców przyjaciela. Szczegóły, szczegóły, po prostu kazał mu się ogarnąć, gdy kolejna butelka Ognistej może przyczynić się do przedwczesnego zgonu i zmartwychwstania w męczarniach kręgu piekła zwanego KACEM.
Jako mądry chłopiec odpowiednio mocno katowany przez ciotkę morałami i zaklęciami nauczył się, aby nie budzić nikogo, kto bez wahania da ci w mordę. Serio, był tego pewny jak śniegu w styczniu, że najsłodsze 'Wake up, sweetie' skutkować może ciosem tu czy tam. Zdecydował więc, że skoro i tak Sid zaśpi na śniadanie, to chociaż on się nażre jak dzika świnia, tym samym dając nauczkę koleżce, że są rzeczy ważniejsze niż ciepłe łóżko. Na przykład talerz tostów, bekonu i ocean keczupu przyczyniający się do tony nadwagi w czasach zmarszczek, zaniku erekcji i kryzysu wieku średniego. He he he, dobre, mały Willy Smith w najnowszym porshe u boku cycatej blondyny z ujemnym IQ. Prędzej wygarnie ciotce, co o niej myśli. No dobra, nie.
Zawinąwszy (urodziwszy) trochę jedzenia w serwetki, bo miał serce i rozumiał potrzeby ludzi pokroju swojego przyjaciela, wrócił do lochów na sekundę po tym, jak Jaśnie Król wyszedł ze swej jamy. Nie zdziwiły go oksy pod dachem, na dnie jeziora słońce raziło tak strasznie, że ozdóbka na nosie była całkiem zrozumiała. Przepchał się przez tłum i podsunął mu tosty, z których wziął sobie jeszcze jednego, bo był głodny jak zwykle.
- Chcą skołować flachę i iść do Wrzeszczącej Chaty, co za matoły. - Prychnął, o mało co nie opluwając sandersowej twarzy kawałkami rozmiękłego tosta. Kilka stojących najbliżej dziewcząt, tych z gatunku fajnych, oburzyło się za 'matołów', ale pewnie i tak nie wiedziały, co to słowo oznacza. Will też nie był pewien, kojarzyło mu się z osłem w słomianym kapeluszu. Naprawdę.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że ja nie mam zamiaru się tam pakować? Wolę nie ryzykować. - Chapnął spory kawał tosta i przesadnie ruszając szczęką wbił wzrok w szóstoklasistów wyrywających sobie kartę z Bogdanem Ciupagowskym, kimkolwiek był.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu Alecto obudziła się w całkiem dobrym nastroju. Nie żeby od razu miała głupio skakać po łóżku ze szczęścia czy urządzić ze swoimi uroczymi współlokatorkami bitwę na poduszki, skądże. Po prostu było jej jakoś tak niesprecyzowanie dobrze. Nawet obdarzyła każdą szczerym, przyjaznym uśmiechem i jakoś tak naturalnie zaproponowała wspólny wypad do Hogsmeade. Przecież już od tygodnia dziewczyny zamęczały ją swoimi durnowatymi opowieściami. Sanders i reszta mieli pojawić się na otwarciu nowego klubu, a gdy chodziło o chłopców ze swojego domu Ślizgonki nagle zaczynały tracić tą swoją pewność siebie. A Alecto naprawdę nie miała serca im odmawiać. Szczególnie, że nagle wszystkie zamieniły się w gromadkę popiskujących z radości pięciolatek. Zupełnie jakbym obiecała im wycieczkę do Disneylandu, jakoś tak przeszło jej przez myśl.
OdpowiedzUsuńZ łóżka zwlekła się dopiero gdy koleżanki zdążyły wybiec z dormitorium. Nie lubiła ścisku, nawet jeśli sprowadzał się on do trzech chudych jak patyki nastolatek. Pięciolatek. Ślizgonka mimowolnie zaśmiała się pod nosem, widząc podobny nonsens oczyma wyobraźni. Przeciągnęła się lekko w miejscu, pokusiła się nawet o zrobienie kilku pompek i przysiadów. Zwykle zapominała o tym porannym pseudo treningu, albo zwyczajnie jej się nie chciało. Dziś tryskała dziwaczną energią. Nie ociągając się dłużej, ruszyła w kierunku szafy. Wygrzebała z niej kilka rzeczy i oceniwszy je fachowym wzrokiem, nałożyła na siebie. Miała już wychodzić na śniadanie gdy nagle, w jakimś przebłysku, schyliła się do szafki nocnej Chloe i popsikała najnowszymi, jeszcze nie używanymi perfumami. Od razu poczuła się o niebo lepiej.
Przez pokój wspólny przeszła z wysoko podniesioną głową, nawet nie zaszczycając spojrzeniem wgapiającego się w nią bez skrępowania piątoklasistę. W swoich bokserkach w renifery wyglądał przezabawnie. W każdym razie wyłącznie w jego mniemaniu. Wychodząc na korytarz nadal czuła na sobie jego spojrzenie. Aż się wzdrygnęła. Dziwak. Miała już kierować się w stronę wyjścia z lochów i Wielkiej Sali, gdy usłyszała z drugiej strony jakieś podekscytowane głosy i chichoty. Przecież nie była by sobą, gdyby w tym momencie nie zawróciła na pięcie.
W opuszczonej, już nie używanej salce zebrał się spory tłumik, skutecznie zasłaniający nieszczególnie wysokiej Alecto cały widok. Chrząknęła donośnie, kilka osób się przed nią rozstąpiło. Oto jej kolega z roku wisiał podwieszony pod sufitem, ku uciesze skręcających się ze śmiechu Puchonów. Małe cipki. Przecież doskonale zdawała sobie sprawę, czyja to sprawka.
- Spieprzać stąd – powiedziała do zebranych spokojnym, nie znoszącym sprzeciwu głosem. – Tacy jesteście odważni? Zaraz pewnie przyjdzie jakiś nauczyciel i wszyscy zaczniecie trząsać ze strachu gaciami – westchnęła, odwracając się do krępego Ślizgona. Nie miała ochoty bawić się takimi dziecięcymi zagrywkami, to było poniżej jej poziomu. Po prostu przykazała chłopakowi, żeby wszystkim się zajął, posprzątał bałagan. I ściągnął tego kretyna z sufitu. Cały dobry nastój prysł.
Właściwie to nawet nie miała ochoty na śniadanie. Nogi same poprowadziły ją w kierunku sowiarni. Przez kilka minut wdrapywała się schodkami na górę, klnąc przy tym nieładnie pod nosem. Trochę się przy tym zadyszała, ale kątem oka od razu dostrzegła znajomą sylwetkę.
- Widziałeś już dzieło naszych lwich znajomków? – podniosła na niego spojrzenie, ruszając w jego kierunku. Bez pytania wyciągnęła z leżącej na kamiennym parapecie ramy papierosa i nachyliła się do odpalanej przez niego zapalniczki. W końcu zaciągnęła się mocno i cofnęła o krok, opierając plecami o zimną ścianę.
[dobra, jakoś tak to się skleiło o tej północy. a więc motyw jest taki, że towarzyscy król i królowa, normalnie zaciekli wrogowie, łączą siły przeciwko Huncwotom. no i mogą pójść na to otwarcie klubu przy okazji]
[Może Court by była taką osobą, która go tak za wszystko opieprza i w ogóle się go nie boi? To mogłoby go trochę wkurzać?]
OdpowiedzUsuńCourtney