ROGACZ
Potter, Ty szujo! /\ Po nazwisku, to po pysku /\ James, weź ty się ogarnij /\ To je Huncwot, tego nie ogarniesz /\ Borze zielony i szumiący! /\ To nie jest burdel! To jest artystyczny nieład ignorancie! /\ Kaleczy uszy /\ Do geniusza mu tak jak stąd do Japonii /\ Lepiej lata na miotle niż chodzi /\ Każdy Rogacz ma swoją Sarenkę /\ Evans, miłości moja, czemu celujesz we mnie różdżką? /\ Ja cię kocham a ty się uczysz /\ Rude jest wredne piękne, a Rogacz jest przecież bardzo wrażliwy na piękno /\
Co widzisz, gdy patrzysz na niego po raz pierwszy, ukryty za
książką w bibliotece, przy stole na Wielkiej Sali? Mianowicie widzisz
wyso...
Nie, zaraz, wróć. Tego zdania w ogóle nie powinno tu być. Z
rezygnacją kreślisz po kartce, starając się zamazać napisane wcześniej słowa.
Bo przecież nie można z każdym zaczynać tak samo, ludzie to nie białe kartki
papieru, każdy jest zupełnie inny i na swój sposób wyjątkowy.
Dlatego nie wspomnisz najpierw o jego wyglądzie, a o tym,
skąd się ten zupełnie inny i na swój sposób wyjątkowy delikwent wziął na tym
świecie.
Dorea i Charlus Potter to świeżo
upieczone małżeństwo, oboje pragnęli tego równie mocno, by stworzyć rodzinę,
poczuć ciepło, które ona daje. Chociaż było coś, czego pragnęli jeszcze
bardziej. Dziecko, słodki owoc ich miłości.
Szpital w Dolinie Godryka tego dnia był niemalże całkowicie
zapełniony, wszędzie na korytarzach i w salach panował gwar rozmów. Dorea Potter już jedenastą godzinę zamknięta była w sali, na korytarzy drżał jak
osika jej mąż, ufnie wierząc, że wszystko będzie dobrze.
Uroczy chłopiec zyskał na imię James. A miało to miejsce równo siedemnaście lat
temu, dwudziestego siódmego marca tak dokładnie. Uroczy chłopiec pozostał już tylko w
teorii, a w życiu bywa tak, że praktyka cholernie się od niej różni.
Właśnie skończyłeś pisać pierwszy rozdział, brawo, ale w
samozachwyt mi tu nie wpadaj.
"Ty niewyżyty popierdoleńcu po siedmiu psach i
trzynastu latających nietoperzach!"
Z tego, co widzę, twierdzisz, że był dla ciebie niemiły na początku rozmowy? No cóż, mówi się trudno mój drogi. Życie. Rozmawiając z nim, czy chociażby przebywając w jego otoczeniu możesz zauważyć, że on aż emanuje pewnością siebie. Nigdy się nie waha, można by powiedzieć, że jest zdolny do wszystkiego. Nie rozstaje się ze swoją różdżką i Mapą Huncowtów, rzecz jasna, którym przewodzi do spółki ze swoim najlepszym przyjacielem, Syriuszem. Zazwyczaj ma głowę przepełnioną pomysłami a to wszystko przez to, że ma chyba niestwierdzone adhd czy inne cholerstwo, bo wszędzie go pełno, głośne to i upierdliwe, szybko się go nie pozbędziesz, nawet jakbyś chciał. Quidditch jego miłością od zawsze i na zawsze, jest ścigającym w gryfońskiej drużynie no może oprócz numerów wycinanych razem z chłopakami, bo przecież bez tego nie byłby sobą. Śpiewać mu się zdarza, ale rzadko i prawie nigdy publicznie. Zazwyczaj pod prysznicem, ku udręce współlokatorów z dormitorium. W duszy gra mu zupełnie inna muzyka niż "normalnym" ludziom, patrzy na świat nie tylko oczami, ale też wrażliwością. Co prawda głęboko ukrytą, ale ona gdzieś tam zawsze sobie egzystuje. Jest heteroseksualny, uwielbia rude dziewczyny, a zwłaszcza taką jedną, ale to się przecież wytnie, prawda?
"Nie możesz winić lustra za to, że odbicie Ci się nie podoba"
Wiesz co? Tak patrząc na ciebie i ten twój dziwny uśmieszek stwierdzam, że w ogóle byście do siebie nie pasowali. Mianowicie przez to, że James uśmiecha się bardzo często, a jeśli już, to z kpiną lub ironią. Mówisz, że z normalnym uśmiechem wyglądałaby korzystniej? Na pewno tak. Ale to już nie jest ani moja, ani twoja kwestia.
I tu dochodzisz do wyczekiwanego momentu, cieszysz się jak
świnka w deszcz, a jakże. Rogaty jest wysoki, mierzy sobie imponujące sto
dziewięćdziesiąt siedem centymetrów, szczupłe, gibkie ciało zawdzięcza
aktywnemu uprawianiu sportu. Włosy czarne, wiecznie potargane, a i tak pomaga im w tym rękami, co jest niekiedy oznaką zdenerwowania a niekiedy znudzenia i nie posiadania żadnego pożytecznego zajęcia dla rąk.
Patrzysz na niego, prawda? Na twoim miejscu nie robiłbym
tego tak bezczelnie. Zostaniesz obdarzony spojrzeniem orzechowych
tęczówek, ukrytych za okularami, które przeszyją cię na wskroś i wprawią w zakłopotanie. A gdzie go
znajdziesz? W dormitorium Gryffindoru. Ale nie mieszka sam, więc się nie rozpędzaj.
Jedynak rozpieszczany przez swoich rodziców, znalazł się w swoim upragnionym domu, a jakżeby inaczej. Gdyby trafił gdzie indziej, a zwłaszcza do Slytherinu, to chyba by się pochlastał. Tak sądzę. Uroczy z niego jelonek, doprawdy, ale ciii.. nikt o tym nie wie. Jakby Dyrekcja się dowiedziała, że James jest niezarejestrowanym animagiem, to skończyłoby się w najlepszym wypadku palpitacjami serca, że im parzystokopytny przeżuwacz się po szkole błąka. Bogaty dzieciaczek, czasami lubi się tym chwalić, ale nie zawsze, bo wiąże się to z wspomnieniami o rodzicach. Z Huncwotami związany od zawsze, nie wyobraża sobie Hogwartu bez nich.
"Potter? James Potter? Czy Ty mnie właśnie pytasz o TEGO Pottera?! Potter jest najbardziej irytującą i upartą osobą jaką świat widział, czasami mam wrażenie, że pojawił się na świecie tylko po to, aby mnie z równowagi wyprowadzić, a robi to bezustannie. Doskonale wie, jak doprowadzić mnie do szewskiej pasji i czasami, szczerze mówiąc, mam wrażenie, że robi to specjalnie. Kim jest dla mnie? Człowiekiem, który czerpie przyjemności z dręczenia innych, który nie wie, że granic przyzwoitości się nie przekracza. Może i jest czarujący, może i ma cudowny uśmiech, a to w jaki sposób mierzwi swoje włosy, sprawiając że na jego głowie ciągle gości artystyczny nieład, powoduje, że czasami człowiek zapomina o mechanizmie takim jak oddychanie, może i ma piękne, orzechowe oczy, w których chętnie by się utonęło, ale to wciąż nieznośny, irytujący, podstępny, podły, egoistyczny hipokryta, który dostrzega tylko czubek własnego nosa i który interesuje się tylko własnymi potrzebami. Ale serio. Pytacie mnie o Pottera? MNIE?!"
Lily Evans
"Jak spotkaliśmy się pierwszy raz w pociągu, pomyślałem, że jak okularnik, to pewnie kujon i przemądrzalec, więc się nie odzywałem, woląc spędzić tę podróż w spokoju. Dopiero gdy na siebie spojrzeliśmy zobaczyłem w jego oczach coś, co zmieniło moje zdanie od razu. Nie wiem, jak to nazwać, ale szybko okazało się, że ten ognik u Jamesa przejawia się nie tylko w spojrzeniu, ale też w zachowaniu. Może dlatego się przyjaźnimy, bo obaj lubimy ryzyko i dobrą zabawę. Ostatnio tylko zachowuje się jak kretyn, ale wiadomo, miłość odmienia faceta. Poważnie, czasem mam ochotę dać mu w mordę."
Syriusz Black
James Potter
tudzież Rogacz
świat zaszczycił swoim pojawieniem się
27 marca roku 1960
Domem jego Dolina Godryka
Drugim domem Gryffindor
Ścigający w drużynie
Jeleń patronusem, samotność boginem
Różdżka 11 cali, mahoń, jad tentakuli
Huncwot, psze państwa.
KONIEC PSOT
[ Dziękuję autorkom Syiusza i Lily za udzielenie mi tych opinii w karcie, kocham was misiałki <3 A teraz wątki mi dajcie! ]


[ILE ON MA WZROSTU?! Jak Syriusz będzie przy nim wyglądał! Jak podpórka pod łokieć?! ;___;]
OdpowiedzUsuń[ w końcu Łapa, nie? Ale jak byłoby tu "lubię to" to bym kliknęła, a tak :C]
Usuń[tej, Harry był ponoć drobny po Jamesie ;d hah]
OdpowiedzUsuń['Wysoki jak brzoza, a...' Nie no, żartuję oczywiście ^^ To ja witam, tym razem oficjalnie. I od razu pytam się czy są jakieś pomysły na powiązania/wątek?]
OdpowiedzUsuńLove
Ruda już od pewnego czasu czuła się nieswojo. Stop. Nie tak, czuła się jakby ktoś ją obserwował, to sformułowanie było o wiele trafniejsze. Uznawała to jednak za wytwór jakże bujnej wyobraźni, bądź wzdychając dochodziła do wniosku, że palące spojrzenie na karku należy do niejakiego Pottera, a do tego przecież już dawno przywyknąć powinna, bowiem od siedmiu lat ta historia się toczyła i zdawać się mogło, że końca nie ma. Nie zagłębiała się więc w swoich obawach i najzwyczajniej w świecie je ignorowała, co przynieść mogło opłakane wręcz skutki.
OdpowiedzUsuńEvans w ciągu siedmiu lat nauki naraziła się wielu. Bo choć miła i urocza z niej osóbka była, toteż swoje wady miała i często ludziom podpadała. Ślizgonom zalazła za skórę już dnia pierwszego, gdy to według nich, jej krew jakże nieczysta i niegodna, splamiła mury tej instytucji, a poniekąd także i ich życiorysy, bo większość z nich z mugolakiem nic wspólnego mieć nie chciała. To było z pewnością jej największe przewinienie, którego odkupić nie mogła, a także przede wszystkim nie chciała.
Tego dnia, tuż po lekcjach okryła swoje ciało, zieloną, nieco workowatą kurtką, długą szyję okryła szalikiem w kolorze soczystej zieleni, a na ognistorude włosy naciągnęła czapkę w tym samym odcieniu i niemal biegiem udała się na błonia, które w ciągu dnia zdążył od nowa pokryć śnieg. Ruda czasami zachowująca się jak małe dziecko, czerpała przyjemności z najmniejszych drobnostek, takich jak pojedyncza śnieżynka opadająca na czubek jej nosa i nie miała zamiaru przepuścić okazji, by brodzić w niewielkich zaspach i delektować się zimnym powietrzem, które po krótkiej wędrówce do płuc, przyjemnie wręcz szczypało. I nie przejęła się nawet tym, gdy puszczając obłoczki pary z ust, dostrzegła, że na błoniach jest zupełnie sama, a do zmierzchu coraz bliżej. Właściwie było jej to nawet na rękę, wiele do przemyślenia miała, a czyjeś śmiechy, chichy, wrzaski i rozmowy, nie byłyby na rękę, przy wewnętrznej rozmowie z własnym Ja. Pogrążona w rozmyślaniach, wędrując w odległych krainach, nie dostrzegła jak nogi poniosły ją niemal pod samą Wierzbę Bijącą, którą poruszyła się niespokojnie. To wszystko sprawiło, że Ruda cofnęła się o kilka kroków i już miała zmienić kierunek, tym razem za cel obierając sobie chatkę Hagrida, gdy nagle, jakby z podziemi, wyrósł przed nią rosły Ślizgon, szczerząc się przy tym głupkowato i wręcz obleśnie.
- Szlama tutaj, sama? A gdzie twoja świta, co pani prefekt?- głos miał nieco piskliwy, toteż na jej buźce pojawił się delikatny grymas, jednak nie miała zamiaru mu odpowiedzieć. Jej celem było wyminięcie go, lecz tuż za nim zjawiło się jeszcze dwóch, jak sądziła piątoklasistów, którzy zapewne chcieli zaimponować starszym kolegom w tak pozbawiony jakichkolwiek zasad etycznych, sposób. Lily nie odzywała się, nie chciała ich niepotrzebnie prowokować, a swoją drobną dłoń, zaciskała na różdżce ukrytej w kieszeni
- Dzieci w waszym wieku powinny już spać.- te słowa wypłynęły z jej ust szybciej, niż zdążyła chociażby pomyśleć.- Och, mam wam poczytać bajeczkę?- przechyla lekko głowę, mruży zielone ślepia, a palcami mocniej oplata drewniany, magiczny patyczek. Oni robią się czerwoni, to zabawne jak szybko można wyprowadzić człowieka z równowagi. I wtedy jeden z nich podchodzi do niej, cofa się gdy chce ją pochwycić i celuje w jego stronę różdżką, jednak to samo robią jego towarzysze, za cel obierając jednak rudowłosą. Jest sama, na trzech, z dwójką mogłaby jeszcze sobie poradzić.
- I co teraz Evans? Możesz błagać, może Cię puścimy, a może nie…-słyszy i prycha z wyraźną kpiną.
Evans
[halo, kociałko. wątek chcę i go zaczniesz za karę <3]
OdpowiedzUsuńEmmeline
[odpisz na gg, a nie ;C]
OdpowiedzUsuńPorażka. Mimo, że Krukoni byli naprawdę dobrzy, to i tak prawie zawsze przegrywali z Gryfonami. To wszystko przez tego cholernego Pottera, którego Leah najchętniej biłaby go po głowie jego własną miotłą - byle tylko nie widzieć tego uśmiechu po tym, jak wygrają. Miles naprawdę go lubiła, był dobrym przyjacielem - tylko po cholerę tak ją wkurza i suszy zęby? A pff!
OdpowiedzUsuńKiedy tylko Leah wylądowała na ziemi, przeklinała Pottera w swojej głowie - a to tylko dlatego, że wylądowała obok sędziego. Normalnie to by już się na niego darła przez pół boiska za to, że ten naprowadził na nią tłuczek, czy dlatego, że zrobił coś innego. Nie ważne co się stało, wszystko zawsze było winą tylko i wyłącznie Pottera.
- Naćpałeś się czegoś, Potter? - prychnęła na ten krzyk. - A może normalnie masz taki wyraz twarzy? Bo jak tak, to chyba powinieneś odwiedzić lekarza. - stwierdziła podchodząc do niego bliżej. No i dźgnęła go palcem w pierś, z tą naburmuszoną miną pięciolatki.
- I co to miało być z tym tłuczkiem? Chcesz mnie zabić?!
[A pewnie, że wiem, ale jak oczekujesz, że coś wymyślę, to cię zawiodę, bo ja generalnie nie myślę. W ogóle. Ja tu od zaczynania jestem. xD]
OdpowiedzUsuńLupin
A bo to Ruda raz przyłapała go na przypatrywaniu jej się? Och ileż to razy musiała przerwać jakże ciekawe zajęcie, bo hałas jaki spowodował wpadając na coś bądź na kogoś, sprawił, że obojętnie tego potraktować nie można było. Z czasem się przyzwyczaiła, z czasem przestała jęczeć, że to podchodzi pod chore wręcz śledzenie, a nawet zahacza momentami o prawdziwą obsesje, a co za tym idzie, do szaleństwa daleko mu nie było.
OdpowiedzUsuńOd siedmiu lat musiała znosić jego towarzystwo i w ciągu tego czasu, nie zdążyła w żaden sposób się do niego przekonać, choć urok jaki wokół siebie roztaczał i czasami jej główkę zamroczył. Ale Potter to Potter i wiecznym egoistą, zapatrzonym w siebie i napuszonym kretynem pozostanie, a przynajmniej tak starała sobie do główki wbić, co by jej łatwiej było trwać w tym uporze godnym pozazdroszczenia.
Poniekąd zaczynała teraz żałować, że opuściła zamek. Mogła zostać w dormitorium, czy rozkoszować się towarzystwem swoich przyjaciółek, siedząc na dywanie przed kominkiem w Pokoju Wspólnym. Miała tylko je, ze Snap`em kontaktów nie utrzymywała i ogromną niechęcią do niego pałała od przeszło piątej klasy, choć niegdyś jedną z najbliższych osób mogła go nazwać. A teraz jednak tkwiła tu, z tymi rosłymi Ślizgonami,w główce układając sobie plan działania. I już gdy wiedziała co robić, za swoimi plecami usłyszała tak dobrze znany głos i zamarła. On? Tutaj?! Nim się zorientowała trzej młodzi mężczyźni ją minęli i ruszyli w stronę Rogacza, a ona poczuła jak zalewa ją panika. Języka w gębie jakby zapomniała, do czasu, aż jeden z nich nie uderzył tego kretyna z końcem miotły zamiast głowy, a ten nie postanowił mu oddać.
Petrificus totalus może i nie było zbyt wymagającym zaklęciem, jednak musiała wiele się natrudzić, by w tym pośpiechy trafić nim w odpowiedną osobę, a po kilku chwilach, a także wymienionych ciosach między sobą, Ślizgon sztywny jak kłoda wylądował na śniegu
- RADZIŁAM SOBIE!- niemal ryknęła, jak to Evans miała w zwyczaju, lecz spoglądała na niego z wyraźną troską, by po chwili doskoczyć do niego i wyciągnąć z kieszeni chusteczkę, którą z cichym westchnięciem, delikatnie otarła strużkę krwi, spływającą z jego nosa.- Nie ruszaj się.- mruknęła, delikatnie drugą dłonią chwytając go za brodę, by się tak nie wierzgał jak mokry chomik na patelni. Bijąca wierzba poruszyła się niespokojnie, wystarczyło zrobić kilka kroków, a człowiek mógłby stać się jej ofiarą. Nie przejmowała się teraz unieruchomionymi Ślizgonami, którzy stali się przyczyną tego, że Ruda stała może pięć centymetrów od niego i nie wrzeszczała jak opętana, a wręcz przeciwnie
[ nie wiem co to ma być ._.]
Evans
- Morderca. - prychnęła niczym obrażona kotka i machnęła mu końcem miotły przed twarzą. Aż szkoda, że nie walnęła go w tą twarz z wkurzającym uśmiechem. Nosek by mu może złamała i by się przestał uśmiechać! Ah, wszyscy wiedzieli jakim aktorem był Potter. No, a przynajmniej Leah wiedziała. Dla niej to było oczywiste na pierwszy rzut oka, bo on z tym swoim aktorstwem po prostu przesadzał i było to jak opera mydlana. No, może James był odrobinę zabawniejszy.
OdpowiedzUsuńCholernie podobni to oni byli i właśnie dlatego tak bardzo się lubili. Dlatego też tak często sobie dogryzali - bo inaczej po prostu nie potrafili.
- A proszę bardzo, nie wytrzymuj. Mi to wszystko jedno, tak szczerze. Kupię ci kwiatki na pogrzeb. - powiedziała zupełnie beztrosko, po czym wspięła się na palce i pstryknęła go w nos.
- Albo i nie. Po co ja mam na ciebie jakiekolwiek pieniądze wydawać? - westchnęła teatralnie i przewróciła oczami.
[elo Potter]
OdpowiedzUsuńGlizduś
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń[A ja mam takie małe pytanko - czy można 'zrobić' Rogasiowi kuzynkę?]
OdpowiedzUsuń