lat 26,
były Ślizgon, śmierciożerca
Jeżeli liczycie na jakąś ciekawą, trzymającą w napięciu
historię, pełną zawiłych i skomplikowanych sytuacji, niestety muszę was
rozczarować. Historia tej chłopczyny jest oklepana i nudna jak flaki z
olejem,
a on sam jest nieciekawym osobnikiem, który swą postawą prędzej innych
odstrasza, niźli do siebie przyciąga. Bo tak jest, jeżeli nie lubisz
narcystycznych, egoistycznych, zadufanych w sobie, a do tego sadystycznych dupków, którzy od
dziecka
mieli wszystko co dusza zapragnie, prócz kochającej się rodzinki. Tak,
niestety,
macie oto do czynienia z kolejnym facetem, który jest rozpuszczony do
granic
możliwości i myśli, że mu wszystko wolno. Dlatego ostrzegam,
spieprzajcie jakby
was zombie goniło, bo on wykorzysta każdą sytuację, żeby się na kimś
poznęcać. Ale tego nie zrobicie, prawda? Za bardzo jesteście nim
zafascynowani, aby zmarnować prawdopodobnie jedyną szansę na poznanie go
bliżej. Ale czy wy jesteście głusi? Przecież mówię, że to kolejny
rozpieszczony bachor, który ma bogatych rodziców. Nie wierzycie? Proszę
bardzo, sami chcieliście. Podejdźcie bliżej. Uśmiechnijcie się do niego.
Przedstawcie się. Porozmawiajcie z nim. Miałam rację, czyż nie? Ha!
Teraz jednak jest za późno. Zainteresował się wami. A jeżeli ktoś go
zainteresuje, może być wrzodem na tyłku i to niezbyt miłym. To zależy od
was. Zależy czy będziecie dla niego mili. Zależy czy będziecie ulegli.
Zależy czy będziecie go słuchać. Bo jak nie, to lepiej uciekajcie, gdzie pieprz rośnie.I kto by pomyślał, że wyrośnie z niego
taki sadysta? A przecież w dzieciństwie był takim słodkim, rozkosznym
bobaskiem.
Od autorsko:
Witam po raz drugi. Tym razem taki oto pan, który kiedyś już się pojawił.
Powiązania - tak. Wątki - tak. Zasady wciąż pozostają te same. Amen.
Wszystko
zaczęło się od niewinnego romansu Christine Russell, kolejnej, nic nie
znaczącej czystokrwistej czarownicy oraz Finn'a Shelley, narcystycznego
syna zastępcy Ministra Magii. Kilka niewinnych randek,
później spędzonych ze sobą nocy, aż tu nagle okazuje się, że panna
Russell jest w ciąży. Wszyscy zgadzają się na najwygodniejsze
rozwiązanie, coby żadnego skandalu nie było. Ślub, właśnie tak. W ciągu
zaledwie dwóch miesięcy organizują ślub, a później huczne wesele. Niby
wszyscy szczęśliwi, wszyscy zadowoleni, gdy tak naprawdę załamani.
Szczególnie świeżo upieczeni małżonkowie. Nic dziwnego, mieli lat
zaledwie dwadzieścia i całe życie przed sobą. Mieli swoje plany,
marzenia. Ale pal sześć ich marzenia, co nas one obchodzą? Bo już sześć
miesięcy po owym nieszczęsnym ślubie, na świat przychodzi ich
pierworodny syn - Mathias Lorcan Shelley. Było to dokładnie dnia
szesnastego czerwca roku tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego pierwszego w
jednym z londyńskich szpitali.
Urocze, rozkoszne dziecko, na początku niechciane, później wyczekiwane
ze zniecierpliwieniem. I choć z początku naprawdę było urocze,
szczególnie później, z tymi szarymi ślepiami i bezzębnym uśmiechem,
tak później wszyscy przechodzili z nim piekło. Wiecznie rozdarty,
pyskaty i uparty. Bił i przezywał swoje opiekunki, a później z
szatańskim uśmiechem im uciekał i się chował dopóki rodzice nie wrócili
do domu. Nic dziwnego, że każda rezygnowała mniej więcej po tygodniu. I
właśnie takim oto sposobem w swoim życiu przerobił chyba pięćdziesiąt
opiekunek, każda w innym wieku, acz tak samo przerażona zachowaniem tego
małego urwisa, który niemal od początku był małym sadystą znęcającym
się nad zwierzętami. W końcu od czegoś trzeba było zacząć, prawda?
No
i minęło w końcu jedenaście lat, brzdąc dostał list z Hogwartu i z
szerokim uśmiechem na twarzy powędrował z rodzicami na pokątną, gdzie
zakupił wszystkie potrzebne rzeczy. A później hop, siup i do szkoły.
Przydzielony oczywiście
został do Slytherinu, a jakże! W końcu i matka tam była i ojciec
tam był, więc żadnego zdziwienia nie było. Ale zdziwieni za to
byli, kiedy z roku na rok tak sobie zdawał do następnej klasy, bo to
takie leniwe chłopie przecież od zawsze było. A tu proszę, inteligentna
bestia z niego, jak się okazało. Nawet bogina mu się udało poznać i
patronusa
wyczarować. Zdał nawet z dobrymi wynikami sumy, a w klasie siódmej
owutemy, ale co z tego? Bo zamiast zacząć szukać pracy, on zaczął robić
wszystko, aby pokazać Czarnemu Panu, że jest godzien wstąpić w jego
szeregi. No i w końcu się udało. Miał lat zaledwie dwadzieścia jeden,
gdy w końcu
na jego ramieniu pojawił się Mroczny Znak, a on stał się pełnoprawnym
Śmierciożercą. On był zadowolony, inni Śmierciożercy się cieszyli, jego
rodzice byli dumni, reszta zrozpaczona, ale kto by się tam przejmował
nimi i ich zdaniem, co? Najważniejsze, że Mathias spełnił swoje
marzenie. A przynajmniej po części, bo w nie planował zamieszkać na
zadupiu jakim było Hogsmeade, by mieć oko na szkołę. Tak na wszelki
wypadek, jak niektórzy to określili.
Jak
wygląda, każdy widzi. Wysoki na metr dziewięćdziesiąt pięć i
umięśniony jak na prawdziwego faceta przystało. Bo jak o siebie dbać to
dbać, czyż nie? Do tego niestety zbyt blada cera, niewinny uśmiech,
urocze piegi,
krótkie, sterczące na wszystkie strony włosy, które to są koloru chuj
wie jakiego, choć sam ocenia je na orzechowe i oczywiście te duże,
śliczne ślepia o barwie pochmurnego nieba. Ale jaki jest? Tego nie wie
nikt. Przynajmniej nikt z żyjących, bo przy swojej babce ze strony
matki, którą to często w dzieciństwie odwiedzał, był taki, jaki powinien
być każdy grzeczny, przeuroczy chłopczyk. Niestety, babki na świecie
już nie ma, a on przy żadnej innej osobie nie zamierza się otwierać.
Poza tym, już tak długo zachowywał się jak rozpieszczone dziecko, że
naprawdę taki się stał. No i właśnie takim znają go znajomi,
przyjaciele, wrogowie i wszyscy inni, którzy są nawet zwykłymi
obserwatorami. I choć mógłby udawać miłego, ułożonego faceta, on woli
nie udawać i być sobą. Czyli bezczelnym, aroganckim, złośliwym i
sadystycznym egoistą. No, chyba, że
stanie się jakiś cud, albo ktoś przypierdoli mu w łeb, tak, że obudzi
się w szpitalu jako całkiem nowa osoba, która nie pamięta nic z
dawniejszych lat, jak to się zdarza w filmach z 'Happy Endem'. Tyle, że w
nich główny bohater z czasem pamięć odzyskiwał, co w tym wypadku nie
byłoby dobre. Bo powiedzmy sobie szczerze, chyba każdy kto go zna,
chciałby, żeby zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni i był miłym,
pomocnym chłopakiem, który to dla swej kobiety zrobi wręcz wszystko. Ale
to byłaby przesada. Nie dość, że przystojny i bogaty, to jeszcze idealny
z charakteru? Przecież ideałów nie ma.
| DODATKOWO | AFILIACJE | KRWIĄ SPISANE |
Od autorsko:
Witam po raz drugi. Tym razem taki oto pan, który kiedyś już się pojawił.
Powiązania - tak. Wątki - tak. Zasady wciąż pozostają te same. Amen.


[dobra, dobra, nie przesadzaj <3 przecież ona nie była nikim dla niego ważnym! XD]
OdpowiedzUsuń[ nienawidzę za JONA. zgiń, przepadnij, żryj gruz cyganie ._.]
OdpowiedzUsuńEvans
[ ty to robisz specjalnie! ty mnie dręczysz! będę żywiła hejta i sprzedam Cię cyganom!]
OdpowiedzUsuń[ ja mam błagać?! JA?! pffff. ja już mam tobie wątek zacząć i napiszę coś na historii, ale tym razem to ty masz BŁAGAĆ!]
OdpowiedzUsuńEvans
[ oooch. zbyt wiele wymagasz, wiesz? i to ode mnie kurde]
OdpowiedzUsuń[A witam, witam!
OdpowiedzUsuńha, ciężko będzie i to rzeczywiście, ale myślę, że trud może się opłacić ;) Innej opcji nie przewiduję.
Można wykorzystać fakt, że Dora z założenia nie przejmuje się za bardzo spisem szkolnych zasad i opuszczenie murów Hogwartu nie jest czymś, co sprawiłoby jej problem (czyli ewentualną podstawę do natknięcia ich na siebie mamy).
To też zależy do tego, jak Ty wyobrażasz sobie taki wątek, bo wtedy byłoby mi łatwiej zastosować jakieś odniesienie]
[No skoro tak, to spróbuję wykrzesać z siebie resztki kreatywności, którą pożarła mi karta ;)
OdpowiedzUsuńDobrze, że doszłyśmy chociaż do drobnego ułatwienia - mamy podkład. Dora z nadmiaru wolnego czasu i lekkomyślnych pomysłów, które wleciały jej do głowy, wymyka się ze szkoły (powód zaraz sobie wymyślę, żeby nie było zbyt nawinie). Dowolnie. Hogsmeade, albo okolice. Natyka się na pana M. a, że umysłowo bardziej przypomina skrzynkę na listy, niż rozważnego czarodzieja, ani myśli zachowywać ostrożność. Ogólnie skoro nie mamy na razie nic lepszego, proponuję zacząć czymś nieukierunkowanym i zobaczyć, jak nam się wątek potoczy. Czasem nieprzemyślane rzeczy wychodzą najlepiej]
[okej ;) więc mogę zaproponować wątek ;) jak dla mnie może być nawet z obiema postaciami .]
OdpowiedzUsuńEmmeline
[Także te zdjęcia kocham, całym swoim małym serduszkiem. A wąteczek to chętnie, chętnie, chociaż Amelia chybaby się troszku złego pana Śmierciożercy wystraszyła, jeszcze by ją zadźgał w krzakach czy coś :<]
OdpowiedzUsuńAmelka
[Powiązania... Ciężko określić, bo moja Emm jest strasznie delikatna i raczej miła dla ogółu, ale nieco niedostępna. Niby ma czysta krew, ale nie jest przeciwna mugolom w świecie magii, tak jak jej rodzina. On śmierciożerca, więc nie wiem czego mógłby chcieć od mojej Emm. Ale powiedzmy, że znają się z częstych wizyt w bibliotece i ktoś, np jakiś wspólny znajomy ze slytherinu zapoznał ich kiedyś ze sobą ;) a wątek.. Niech dzieje się w nocy, bo będzie trochę strasznie. Może Emm wyszła w nocy do łazienki na drugim piętrze, tam gdzie ciągle ryczy jęcząca Marta. I kiedy Emm będzie wracać Mathias ją przyłapie i wątek się jakoś rozwinie. ;) zaczniesz?]
OdpowiedzUsuńEmmeline
[Dziękuję, też mnie zauroczyła, choć krótkie włosy u dziewczyn średnio mi się podobają ;)]
OdpowiedzUsuńLamia Vintus
[ja je na weheartit znalazłam, kiedy to przeglądałam zdjęcia jakichś tam blondyneczek. a pan Śmierciożerca na pewno aż tak straszny być nie może - za przystojny! :)
OdpowiedzUsuńw sumie tak sobie stwierdziłam, że ojciec Amelki, z którym zbyt dobrego kontaktu nie ma, mógłby być Śmierciożercą i mógłby zaprosić kilku innych sługów Voldzia do siebie do domu, żeby tam jakiś plan obmyślić. i tak by się składało, że ta niby urocza blondyneczka by też tam była, bo akurat ojczulek ją zaprosił, chcąc, by na "ludzi porządnych" wyrosła. No i by się spotkać mogli czy coś :D]
Amelka
[ Jej, mimo iż jestem beznadziejna w wynajdywaniu wizerunków to tym razem się udało, ale się cieszę. Ale nic nie umywa się do kości policzkowych i szczęki Jona <3 ]
OdpowiedzUsuńLulamae
Pomimo tego, iż świat był niezwykle trudny do zrozumienia dla zwykłego człowieka, nie mówiąc już o nastolatku, w ciele którego szalały hormony, to Amelii było go trudniej zrozumieć, kiedy miała styczność ze swoim ojcem. Z opowiadań babki zawsze uważała go za osobę niosącą pomoc w potrzebie. Podobno przygarnął jej matkę z ulicy, zapewniając bezpieczną przyszłość. Jak jednak nazwać Śmierciożercę człowiekiem pomocnym, o dobrym sercu? Tego nie pojmowała. Nie pojmowała także co takiego knuł w tej swojej posiwiałej główce, kiedy zaprosił ją do siebie. Nigdy tego nie robił. Nigdy. Czasem przyjeżdżał na dzień czy dnia w wakacje, ale to tyle, co go widywała.
OdpowiedzUsuńChwilę potem jednak stwierdziła, że świat wcale nie jest skomplikowany - jest banalnie prosty. Przecież ten człowiek chciał uczynić z niej w przyszłości jedną z nich. Dziwne, bo nie bulwersowała się szczególnie. Nie przepadała za mugolami, chociaż i do samego Czarnego Pana nie pałała zbyt wielką sympatią. Może uda mu się ją przekonać do swoich poglądów, może nie. Pożyjemy zobaczymy.
Stanęła przed dużym, starym domem niczym z najstraszniejszych opowiadań i uśmiechnęła się sama do siebie. Więc tu mieszkał ten, co ją spłodził. Długą alejką skierowała się prosto do drzwi wejściowych, które zaraz otworzyła i weszła do środka. Miała wrażenie, że cofnęła się w czasie o przynajmniej wiek.
Na ojca nie musiała czekać długo. Co dziwne, od razu ją poznał, przywitał z udawanym uśmiechem i stwierdził, by udała się do kuchni, bo zaraz zjawi się reszta. I reszta się zjawiła. Amelia dostała od skrzata szklankę whiskey (boże, piła tylko kiedy była wśród rodziny!) usiadła na parapecie i przyglądała się ludziom wchodzącym i wychodzącym z pomieszczenia. Niektórzy się z nią witali, inni kwitowali jej obecność tutaj milczeniem. Wszyscy jednak wyglądali na co najmniej czterdziestkę. Nic dziwnego więc, że blondyneczka zainteresowała się, kiedy do kuchni wszedł młody mężczyzna. Przekrzywiła nieco głowę, przyglądając się jego poczynaniom. Nie zauważył jej, bardzo dobrze.
- Na stole stoi butelka, możesz mi ją podać? - zapytała cicho i niepewnie.
Amelka
[ Az mi wstyd przychodzić z takimi pustymi rękoma, ale nie mam bladego pojęcia jak taką dziewuszkę powiązać ze śmierciożercą, zwłaszcza tak seksownym i przerażającym! :D
OdpowiedzUsuńWłaściwie nie wiem czy w ogóle powinni się znać, bo to raczej jest niemożliwe, więc wszystko możemy od nowa zaczynać, chyba że ty jakiś pomysł masz. Oczywiście coś zacznę, bo nawet mam mały pomysł ;D ]
Lulamae
[A zacznę, zacznę ;)]
OdpowiedzUsuńOgraniczenia nie prowadziły do niczego dobrego. Z takiego założenia wychodziła. Zasady, owszem, stworzono po to, by niezaprzeczalnie ich przestrzegać, ale... mimo szczerych chęci i tych kilku lat spędzonych w murach Hogwartu, nie potrafiła zmusić się do bezwzględnego dostosowania się do kilkunastu zdań, które wyczytano im podczas pierwszego wieczoru spędzonego w zamku. Cichy głosik rozsądku, zakotwiczony głęboko w jej głowie, krzyczał uparcie, by została w rozkosznie ciepłym i bezpiecznym dormitorium. By tej nocy nie wytykała piegowatego nosa poza granice jedynego miejsca, w którym nic jej nie groziło.
Panna Davies wątpiła szczerze, że przewrotny los szykował dla niej coś, co mogłoby w dość niepokojący sposób dać się jej we znaki, toteż nie trudno dziwić się, że ów głos zignorowany został niemal w tej samej sekundzie, w które raczył dać o sobie znać.
Lekkomyślność? Być może. Czym jednak byłoby życie, gdyby nie odrobina niepewności, którą do niego przelewała? Choć zapewne nikt, kto zdążył choć raz minąć ją na szkolnym korytarzu, nie pokusiłby się o stwierdzenie, iż mogła kogokolwiek czymś zaskoczyć, czy nawet zrobić coś nieprzewidywalnego, to opinia ta nijak miała się do rzeczywistości.
Pozory potrafiły skutecznie zatajać prawidłową kolej rzeczy.
Dzisiejsza noc nie stanowiła wyjątku, ku takim rozmyślaniom.
Między innymi właśnie dlatego kroczyła teraz wzdłuż ścieżki... gdzieś na obrzeżach pobliskiej wioski Hogsmeade. Chłodny wiatr stanowczo wdzierał się w jej długie, ciemne kosmyki, nieprzyjemnie chłoszcząc nie tylko twarz, ale i szyję, której nie chroniło nic, poza letnią, niedbale przewiązaną chustą.
Dora kochała takie chwile. Absolutna cisza, mrok powoli ogarniający wszystko, co tylko znalazło się w zasięgu jej wzroku... moment wytchnienia, bezpiecznego przebywania z samym sobą.
Wsłuchując się w ciche pohukiwanie sowy, które docierało do jej uszu ze znacznej odległości, przymknęła na moment oczy i z delikatnym uśmiechem błąkającym się na jej ustach, powoli stawiała każdy kolejny krok.
Nie, nie bała się. Nie było czego... znała tę okolicę jak własną kieszeń i jak dotąd jeszcze nic nie zdołało niemile jej zaskoczyć.
To był jeden z bezsennych wieczorów, a można powiedzieć bezsennych nocy. Wtedy nie można było o niczym myśleć, tylko przekręcać się z boku na bok i próbować zasnąć na boku, kuląc się, a głowę przyciskając niemal do kolan. Niedobrze... To wcale nie pomagało. Lily już dawno spała, co śmiało mogła stwierdzić po regularnym, spokojnym oddechu. Emm usiadła na łóżku i głośno westchnęła, odwracając głowę w stronę okna.
OdpowiedzUsuń- Pełnia.. - mruknęła niezbyt zadowolona. W pełnię nigdy nie mogła zasnąć i nie rozumiała za bardzo dlaczego. Mimo to nie uciekała się do magicznych mikstur, chociaż Eliksir Słodkiego Snu nie był dla niej problemem. Ale to już była tradycja. Emm wstała z łóżka i piżamę zamieniała na jeansy, czarną koszulę i ciepły sweter sięgający jej do połowy uda. Emmeline była bardzo szczuplutka i niemal zawsze było jej zimno. Włosy niedbale związała czarną wstążką i biorąc swoją tarninową różdżkę, opuściła po cichu sypialnię. Teraz juz tylko pokonać kamienne schody i przedostać się przed Wspólny pokój. Bez problemu...
Znalazła się w łazience na drugim piętrze. W te bezsenne noce odwiedzała jęczącą Martę, która jak zawsze raczyła ją tą samą opowieścią o wielkich, żółtych oczach. Emm zawsze zastanawiała się czym był ów potwór, którzy około trzydzieści lat temu spowodował jej śmierć. Siedziała na chłodnej posadzce i patrzyła na fruwającego ducha okularnicy, który zawodził i jęczał, na przemian płacząc. W tym wszystkim nie było niczego przyjemnego, ale ona wypełniała jej czas.
I nagle usłyszała kroki, które cały czas przyśpieszały. Miała wrażenie, że zaraz ktoś wbiegnie do łazienki, dlatego odruchowo wyjęła różdżkę i wstała na równe nogi. Było dość ciemno, bo jedynym światłem które wypełniało pomieszczenie było jasne światło księżyca. Emm czuła rosnącą adrenalinę krwi, ale bacznie czekała na intruza, a w tej chwili Marta schowała się do swojej toalety.
Emmeline
[ W sumie mogłaby się przyjaźnić z bliźniaczkami, w końcu ona jest dość przyjaznym stworzeniem. I upić ją też pewnie łatwo, zwłaszcza taką whisky. Tylkotylko, coś zaszło tej nocy (boże, ciemna noc, rezydencja, niewinna dziewczynka i Śmierciożerca, ciary przechodzą!) czy tylko przegadali cała noc? Właściwie jakby przegadali to ona pewnie i tak połowy z tego na następny dzień mogłaby nie pamiętać ;D ]
OdpowiedzUsuńLulamae
[ Jakże duma męska musi być naruszona, gdy zdobycz ucieka z łóżka, biedny Mathias! Zaraz coś zacznę skrobać, mam nadzieję, że wyjdzie ;) ]
OdpowiedzUsuńLulamae
Nie byłaby sobą, gdyby pozwoliła sobie na opuszczenie wycieczki do Hogsmeade. Nudząc się niczym przysłowiowy mops w zamku, szukała każdej okazji na jego opuszczenie, a z racji tego, że była zbyt wielkim tchórzem, aby zrobić to na przekór regulaminowi, jedyną okazją były te rzadkie wyjścia do pobliskiej wioski. Po ścianach niemalże chodziła, kiedy zbliżała się upragniona data, a poprzedzająca noc niemalże nie przespała z ekscytacji, chociaż niektórzy mogliby na to nadmierne podniecenie tak zwykła rzeczą zareagować wywróceniem oczyma.
OdpowiedzUsuńByła chyba jednak pechowym człowiekiem o czym przekonała się rano, kiedy obudziła się z tak zawalonym gardłem, że ledwo mogła przełykać ślinę, a kiedy jakoś sturlała się z łózka, zamieniając ciepła pierzynę na chłód dormitorium, nogi niemalże ugięły się pod jej ciężarem. I chociaż wiedziała, że powinna zostać cały dzień w łóżku, nie wychylając nosa nawet na chwilę, nie byłaby sobą, gdyby zrezygnowała z wycieczki do Hogsmeade. Ubrana w milion warstw wyglądała jak chodzący bałwanek, a znad szalika wystawały jej tylko bystre oczy, rozglądające się dookoła z żywym zainteresowaniem. Nawet zrezygnowała ze swojego koka na rzecz rozpuszczonych włosów, aby móc swobodnie naciągnąć na siebie jakąś śmieszną czapkę, sięgającą jej niemalże do połowy pleców z kolorowym pomponem na końcu. Czasami była takim dzieckiem...
Nie żeby wybitnie kochała książki, ale to właśnie do księgarni skierowała swoje pierwsze kroki i zanim zdążyła przewidzieć, spędziła tam dobre pół godziny. I może zakopałaby się pod kilkoma tomikami poezji, które taszczyła, wychylając tylko nosa nad nimi, aby sprawdzić drogę, gdyby nie wpadła niemalże na mężczyznę, którego, jak się potem okazało, znała. Nie dobrze, ale wystarczająco, aby nie potrafić zignorować go i obejść szerokim łukiem, chociaż ta myśl przemknęła jej przez myśl.
- Oh, dobrze że jesteś. Potrzymaj – rzuciła pospiesznie i nie czekając na jego reakcję wsunęła mu w dłonie stosik tomików, obracając się pospiesznie w stronę regału z książkami, przesuwając wzrokiem po grzbietach poszczególnych okazów, szukając czegoś, co mogłoby ją zainteresować. Tylko dwukrotnie, a to doprawdy było mało w jej przypadku, pozwoliła sobie na ukradkowe zerknięcie na swojego towarzysza kątem oka, napotykając jednak jego spojrzenie szybko znowu udawała zainteresowanie regałem.
Robienie dobrej miny do złej gry niekoniecznie było jej walorem, jednak jakoś wyszła z sytuacji, udając że spotkała się właśnie z dawnym znajomym. W sumie trochę prawdy w tym wszystkim było, chociaż trudno było jej nazwać mężczyznę, którego widziała raz w życiu, znajomym. I czuła tą dziwną gulę, narastającą w gardle, ni to z powodu stresu, ni z powodu jakiejś dziwnej bezradności, której nie chciała dać po sobie poznać.
Lulamae
[ależ dziękuję bardzo! moje serducho się raduje, że komuś się spodobało :D ach, za powitanie także - dzięki.]
OdpowiedzUsuńOch, nie była głupia. Siedem lat spędzonych w Hogwarcie nauczyło ją, że w nocy nie wolno opuszczać łóżka, a co dopiero domu. Nie raz została upomniana przez profesor McGonnagall, która także raczyła odebrać punkty Gryffindorowi przez jej występki. Owszem nie była jedyna, ale głównie to ona łamała regulamin Szkoły i najmocniej obrywała. Często za kare, musiała chodzić wraz z Hagridem do zakazanego lasu, czego istotnie nienawidziła. Nie lubiła też popołudni z Filchem, którego samo spojrzenie było okropnie nieprzyjemne. Owszem, była odważna i starała się nie podsycać w sobie strachu, ale pewnie rzeczy były silniejsze niż racja umysłu. I tym razem również wolała, by ów mężczyzna nie zniósł na nią nieszczęścia w postaci wściekłych profesorów. Oczywiście nie umniejszało to jej delikatności. Wolała jednak nie polecać na innych i radzić sobie w każdej sytuacji samotnie, choć nie zaprzeczało to faktu, że potrzebowała być kobietą, niewinną i dleikatną, którą należycie zajmie się jej mężczyzna.
OdpowiedzUsuń- Faktycznie... Kota nie przypominasz. - uśmiechnęła się lekko pod nosem, opuszczając ostrożnie różdżkę. - Ale na ucznia Hogwartu także nie wyglądasz. - odparła ze zmrużonymi oczami. Przyglądała mu się chwilę, twarz miał jakby znajomą, ale nie wiedziała z kim mogłaby go skojarzyć. Być może spotkała go przypadkiem w Hogsmeade, któregoś weekendu. Przysłowiowo machnęła ręką, dając spokój umysłowi, by już nie szukał powiązań.
- Co tu robisz? - zapytała spokojnie, choć mimika jej twarzy nie była nazbyt spokojna. Ściągnęła ciemne brwi i podeszła bliżej do niego, lustrując go spojrzeniem. Słysząc jednak jak Marta zawodzi i tym swoim piskliwym głosikiem opowiadała niestworzone rzeczy o młodzieńcu. Emmeline odwróciła się w jej kierunku i układając palec na ustach, uciszyła ją. - Ćśśś Marto... Jeszcze mnie przez ciebie przyłapią. - obruszyła się i znów odwróciła do chłopaka. Był... przystojny i bardzo ładnie się uśmiechał. Dobrze, że było ciemno, bo mógłby zobaczyć blady rumieniec na jej twarzyczce. - Więc? - zapytała cicho, odchylając głowę by móc spojrzeć mu w oczy. Cały czas mocno trzymała różdżkę w ręce, będąc przygotowaną na każdą ewentualność. Była ostrożna, choć wolała to robić po kryjomu, by w razie czego go nie urazić swoją podejrzliwością.
Emmeline
[U mnie z pomysłem to raczej kiepsko, ale co byś powiedziała na to, żeby Mathias dostał za zadanie śledzić Leah? Jej ojciec jest wysoko postawionym smierciozercą i mogłyby być podejrzenia, że ona jakimś cudem przekazuje informacje Zakonowi. Wybacz, że pomysł raczej kiepski, ale z wysoką gorączką ciężko mi mysleć ^^]
OdpowiedzUsuń[okej, to ja grzecznie czekam :3]
OdpowiedzUsuń- Unikam wielu osób, nie czuj się wyróżniony. - mruknęła pod nosem, stając na palcach i starając się sięgnąć po bordową książkę, stojąca na najwyższej półce. Jednak, mimo swoich imponujących jak na dziewczynę stu siedemdziesięciu kilku centymetrów, brakowało jej trochę, aby chociaż musnąć grzbiet opuszkami palców. A jak na złość zauważyła, że w pobliżu nie ma żadnego stołka, który mógłby ułatwić jej to zadanie. Chcąc czy nie chcąc była zdana jedynie na pomoc mężczyzny, dlatego opadła na całe stopy i obróciła się w końcu w jego stronę, stając z nim twarzą w twarz i unosząc delikatnie brew do góry. - Oh, i robię to z troski, nie każdy mężczyzna potrafi zdzierżyć to, że został wzgardzony...
OdpowiedzUsuńCałkowicie niewinny uśmiech i delikatne wzruszenie ramionami były niczym informacja dla mężczyzny, aby nie brał tych słów za bardzo do siebie, chociaż trudno było w tym momencie określić czy żartuje sobie, czy jej słowa są jak najbardziej poważne.
Sięgnęła w jego stronę, biorąc dwie książki ze stoiska, jakby ten drobny gest miał nieco ulżyć Mathiasowi w utrzymaniu tego ciężkiego brzemienia, które na niego narzuciła. W gruncie rzeczy jednak liczyła, że zrozumie poprzednią aluzję i pomoże jej ściągnąć ten cholerny tomik poezji Bukowskiego. Kto w ogóle wpadł na pomysł, aby takiego Bukowskiego stawiać tak wysoko, poza zasięgiem jej dłoni? Szczyt, doprawdy szczyt, tylko by się marnował ten doskonały poeta tam, kwestią szczęścia bowiem było, że spośród setki innych książek wypatrzyła jego.
Zdecydowanie była zbyt bezmyślna, bo jeżeli chociaż połowa tego, co można było usłyszeć i wywnioskować z wyglądu Mathiasa była prawdą, to powinna trzymać swój język za zębami i dziesięć razy przemyśleć zanim zdecyduje się powiedzieć cokolwiek. Zdecydowanie była zbyt zgryźliwa, chociaż nie w takim znaczeniu w jakim zgryźliwi byli Ślizgoni, a kwestią czasu było, aż ktoś by ją ustawił i nauczył nie traktować ludzi jedną miarą. Zdecydowanie była zbyt pewna siebie, chociaż trudno było to stwierdzić na pierwszy rzut oka, bo jakoś nieszczególnie wyróżniała się spośród tłumu swoją przeciętną urodą i jeszcze bardziej przeciętnym zachowaniem. Zdecydowanie była w złym miejscu...
Lulamae
W życiu każdego człowieka przychodził taki moment, kiedy zatrzymywał się na chwilę, zamykał oczy i... myślał. Nie zważając na to, co działo się wtedy dookoła.
OdpowiedzUsuńTheodora od zawsze stanowiła zbiór sprzeczności i niedorzeczności. Niezależnie od okoliczności, potrafiła wykazać się niewyobrażalną nieprzewidywalnością i osobliwością. Nie trudno dziwić się więc, że przystanięcie z zamkniętymi oczami w miejscu, w którym nikt o zdrowych zmysłach raczej by się tego nie dopuścił, nie stanowiło dla niej rzeczy zbyt nadzwyczajnej.
W momencie, w którym obcy, męski głos przerwał rozkoszną ciszę, którą nawet nie zdążyła się w pełni nacieszyć, po jej plecach przeszła fala nieprzyjemnych dreszczy. Jej powieki niemal od razu powędrowały ku górze. Mimo tego, dziewczyna nawet nie pomyślała o tym, by wykonać jakiś gwałtowniejszy ruch. Bo i po co?
- Kiedy ktoś chce kogoś skrzywdzić, nie marnuje czasu na słowa - zauważyła cichym i drżącym, tak typowym dla niej głosikiem. Wsunęła zmarznięte dłonie do głębokich kieszeni zielonego, tak bardzo rzucającego się w oczy płaszcza, upewniając się tylko, że jej lekkomyślność sięgnęła zenitu, gdy zostawiła różdżkę na komodzie w pchońskim dormitorium.
Cichy głosik zakorzeniony głęboko w jej głowie, podpowiadał jednak, by w pełni zaufała własnym, wcześniej wypowiedzianym słowom. Była tylko uczennicą. Jedną z niezliczonych, niewyróżniającą się ani szczególnymi umiejętnościami, ani niczym innym.
Wzięła kilka głębszych oddechów i dopiero po upływie dziesięciu, może piętnastu sekund odwróciła się w stronę nieznajomego, bacznie lustrując go chłodnymi tęczówkami.
- Wiem, że nie jest tu bezpiecznie - odpowiedziała, nie tracąc rezonu, nawet na moment nie spuszczając go z oczu. - Gdzie miałoby teraz być?
Gdzieś w kącikach jej ust błąkał się cień ledwie zauważalnego, delikatnego uśmiechu, choć mogło się to wydać iście absurdalne. Z Dorą nigdy nic nie wiadomo...
Nie dość dziwactw, jak na jeden wieczór?
[Tak? A ja Ciebie?]
OdpowiedzUsuńCourtney
[no nie ciesz się tak zawczasu!]
OdpowiedzUsuń[Jon! asdfghjkl! <333
OdpowiedzUsuńto formalności mamy za sobą, rzeknę tylko brydzień. :D
omfg, jak cię z kimś pomyliłam to sorasy, leciałam po nicku w notkach i pewnie nie trafiłam xD]
Lupin
Savannah jako przykładna Krukonka, ślęczała dosyć często nad opasłymi księgami i woluminami dotyczących różnych aspektów magii. Oprócz tego, oddawała się we większości pożeraniu treści lektury swobodnej - jak pozwolę sobie tak nazwać. Czytała to, co jej się podobało i na co miała ochotę. Nie musiała wtedy analizować tekstu według widzimisię nauczyciela, który - jak czasem jej się wydawało - jedynie zerknął na okładkę i ostatnią stronę, dobudowując sobie resztę historii powieści. Może i w Hogwarcie współlokatorzy nie widzieli, ale panna Rowan miała dość pokaźną kolekcję książek, która zazwyczaj miała swoje miejsce przebywania w domu. Do szkoły ostatecznie wzięła kilka ksiąg, nie będących przerażającymi w swojej grubości. Ze względu na to, że jest to ostatni rok i wypadałoby się przygotować do nauki, zacząć powoli wszystko przyswajać.
OdpowiedzUsuńOdwiedziny w Hogsmeade może i były nagrodą, aczkolwiek z pewnością fajnym uczuciem nie było, gdy dziesięć osób ładowało się na raz do któregoś ze sklepów, obwieszczając głośno i wyraźnie, że to oni się pojawili. Na szczęście, opiekunowie nie wymagali, by o tej i o tej godzinie pójść do jednego miejsca. Zmawiali się, o której godzinie mają przyjść w umówione miejsce, by wrócić do zamku - i to wszystko.
Od razu musiała wstąpić do księgarni, a że z uczniów chyba nikt nie miał teraz w zamiarze tam się skierować, to mogła liczyć na spokój od szczebioczących studentów. Po wejściu do sklepu, przywitała się cicho i ściągnęła czapkę, którą wcisnęła w kieszeń płaszcza sięgającego jej ledwo ponad połowę ud - najważniejsze, że i tak zakrywał dolną część placów i ogrzewał tułów dziewczyny. Rozpięła jeszcze jego guziki, by później nie wyjść rozgrzaną na zewnątrz, odchylając jego poły i ujawniając subtelny wzór sukienki dziewczyny.
Im dalej była od drzwi wejściowych sklepu, tym mniej można było odczuć różnicę temperatury i chłodu, gdy ktoś wchodził na moment i wychodził po sekundzie. Dlatego odczuwając względne i akceptowane ciepło, ściągnęła i odzież wierzchnią, przewieszając ją przez torbę, którą miała zawieszoną na ramieniu.
Akurat w momencie usłyszenia znajomego (i w tej chwili najmniej chcianego) głosu, sięgała po jedną z ksiąg, której grzbiet zainteresował dziewczynę. Ot, jakaś mugolska lektura, więc przez myśl jej przemknęło, by rzucić nią w Mathiasa, to może dałby jej spokój (czasem lubiła sobie ironizować te poglądy osób czystej krwi, które od urodzenia mają wpojoną nienawiść do tych ze skażonym szkarłatem, uwielbiała!). Nie robiąc sobie z tego, że coś do niej mówi, zapukała dwukrotnie w półkę. Ten gest był gestem, który miał przywołać drabinę, po jakiej się wspinano, do dziewczyny z końca sali. To były największe plusy czarodziejskich sklepów.
- Owszem. - odparła, by po chwili uraczyć go chłodnym, zielonym spojrzeniem. - Unikam. - dodała, wiedząc dobrze, że będzie to nad zwyczaj irytująca odpowiedź dla Shelleya - Możesz mnie zostawić w spokoju. - stwierdziła, odwracając od niego wzrok i sięgając po pożądany przez nią przedmiot.
To, czy została złapana kilka razy przez prefektów czy nauczycieli, to nie była kwestia ostrożności, a raczej pecha, który zawsze jej towarzyszył. Rzadko kiedy miała okazję zostać sam na sam z murami zamku. Wciąż miała nieodparte wrażenie, że coś kontroluje jej ruchy, stawia krok za nią. Och... Może to przez obrazy, które przemawiały do niej niezbyt przyjemnie. Faktycznie, kto cieszy się gdy świeci mu się prosto w oczy i wyrywa z głębokiego snu.
OdpowiedzUsuńEmmeline patrząc na kogoś, nie wiedziała jakie ma intencje, przekonania i kim tak na prawdę jest. Jednak wolała zbyt szybko nie ufać mężczyźnie zwłaszcza, że poznała go w środku nocy w damskiej toalecie. Doprawdy. Do tego dziewięć lat temu zakończył edukację w Hogwarcie... Było to mocno podejrzane. Czego ktoś taki może szukać w szkolnej bibliotece? I dlaczego tak pięknie się uśmiecha?
Słysząc to pytanie w swoich myślach, aż wzdrygnęła się i zacisnęła usta w wąską linię. Nie powinna myśleć w takich kategoriach. Czy obleciał ją strach? Jeszcze nie, choć był bliski doprowadzenia jej do niepewności. Dlatego gdy zbliżył się, minimalizując odległość między nimi, fala gorąca oblała jej ciało. Mimowolnie mocniej zacisnęła dłoń wokół różdżki, a ciemne spojrzenie jej oczu, zatopiło się w jego tęczówkach. Na pewno próbowała coś z nich wyczytać, ale nijak mogła do tego podejść. Widziała raptem dwa małe ogniki tańczące w jego źrenicach i nic poza tym. Może dlatego, że wokół nich była ciemność?
Czuła jak jego dłoń zbliża się do jej chłodnej ręki, którą natychmiast cofnęła za siebie. Zaraz odsunęła się od niego o krok i ponownie uniosła rękę, wymawiając pod nosem zaklęcie. - Lumos... - i teraz mogła zobaczyć jego twarz w jasnym świetle. - Biblioteka jest na czwartym piętrze, a to jest piętro pierwsze. Czyżbyś przez dziewięć lat zapomniał? - uniosła podejrzliwie brew, czekając na odpowiedz. Może na jej twarzy malował się stoicki spokój, przynajmniej próbowała nad tym panować, ale cała chyba drżała, bojąc się co stanie się za chwilę.
[Ja Ciebie też <3 Słodko mi się zrobiło. Miła odmiana:D No to dawaj wątka. Ale pomysłu nie mam. Tyle, że ją może gdzieś tam przypatrzyć on, ona lubi się samotnie włóczyć, śpiewać, tańczyć, czy cokolwiek:D]
OdpowiedzUsuńLilja
Lilja od samego początku nie ufała swojemu ojczymowi. Było w nim coś, co ją niepokoiło. Był miły, poza tym widziała, że naprawdę jej matkę kocha, ale nie potrafiła się do niego przekonać. Nigdy jej krzywdy nie zrobił, co to, to nie. Nic jednak nie mówiła, była posłuszna, choć trzymała się trochę na uboczu. Robiła to dla mamy, widziała, jak było jej ciężko po śmierci męża. Nie chciała dokładać jej zmartwień.
OdpowiedzUsuńI choć czuła, że jej ojczym zamieszany jest w sprawy, od których wolałaby się trzymać z daleka, nie mówiła tego głośno. I czasami, by jej matce nie było przykro, zgadzała się nawet gdzieś z nimi wyjść. Ojczym miał samych synów, śliczna i grzeczna Lilja mogła więc być czymś, czym mógłby się chwalić w towarzystwie. I robił to.
Tak jak i tego wieczora, kiedy poprosił ją, wraz z matką, oczywiście, bo wtedy Lilja nie mogła się nawet zająknąć przy odpowiedzi, by poszła z nim na jakieś spotkanie. Zgodziła się. Ubrała posłusznie sukienkę, którą dała jej matka, choć najlepiej się w niej nie czuła. Zacisnęła zęby.
Uśmiechała się czarująco do wszystkich, starając się nie widzieć obleśnych spojrzeń. Podawała rękę, odpowiadała na pytania tak, jak jej ojczym by tego chciał. A on pękał z dumy.
Widziała, jak wita się z jakimś mężczyzną i stojącym obok niego, młodym mężczyzną. Coś ścisnęło ją w żołądku i dokładnie w tym momencie, ojczym ją zawołał. Chcąc, nie chcąc, podeszła do niego, uśmiechając się tak uroczo, jak tylko potrafiła.
Lilja
Przelotne spojrzenie, które rzuciła wielkiemu zegarowi, wiszącemu nad wyjściem z księgarni, uświadomiło ją, że ma jeszcze dobre dwie godziny do zbiórki, co spowodowało powstanie pytania co ma zamiar zrobić przez pozostały jej czas. Nie sądziła, aby mogła zostać w tym pomieszczeniu całe sto dwadzieścia minut, mogłaby wstąpić do Madame Puddifoot na jakąś herbatę, jednak szybko odrzuciła tę myśl, kiedy w wyobraźni zobaczyła wszystkie te zakochane pary mizdrzące się do siebie. Pozostawały więc Miodowe Królestwo i Pub pod Trzema Miotłami. Zdawało jej się jednak, że panicz Shelley nie był skory do szybkiego odpuszczenia jej, zwłaszcza że nie zamierzała udzielić mu żadnej konkretnej odpowiedzi.
OdpowiedzUsuń- Nie wiem sama – aby podkreślić swoje słowa wzruszyła przy tym beztrosko ramionami – może po prostu uznałam to za dobrą zabawę? A może nie ma żadnego powodu dla którego Ciebie unikałam? Robiłam to bez powodu, albo tylko Tobie wydawało się, że Ciebie unikałam. Czy to ma jakieś znaczenie?
Ponowne wzruszenie ramionami zakrawało na ignorancję i na pewno mogło denerwować, zwłaszcza że ten niewinny uśmiech z jej twarzy zniknął, zastąpiony jawnym znudzeniem. Co rusz zerkała na boki, to na osoby, które ich mijały, starając się przecisnąć między nimi, powodując że na chwilę traciły sylwetkę swojego rozmówcy sprzed oczu, to na kolejne regały, jakby w poszukiwaniu nowych okazów do zgarnięcia. Cały czas siedziała opatulona szalikiem, nie zdejmując go i zerkając na świat znad niego.
Przekrzywiła w końcu delikatnie głowę, wyciągając przed siebie rękę z nutką zniecierpliwienia, oczekując na oddani tomiku poezji. On chciał usłyszeć prawdę, sęk w tym, że ona jej nie znała, bo nie potrafiła nawet sobie samej wytłumaczyć dlaczego zachowuje się tak, a nie inaczej. Zresztą, gdyby się nad tym głębiej zastanowić – nie sądziła, aby unikała Mathiasa jakoś wybitnie i ostentacyjnie, tak po prostu się działo, że widząc go gdzieś w oddali skręcała w inny korytarz czy uliczkę, nie chcąc narażać się na rozmowę z nim. Sytuacja nie należała do najwygodniejszych, jednak nie zamierzała płakać nad rozlanym mlekiem, zwłaszcza że tamtej nocy, mimo za wielu drinków, zachowała rozsądek i w porę uciekła od jego towarzystwa. Po prostu sam fakt rozmawiania po takiej sytuacji wydawał się być absurdalnie śmieszny.
Lulamae
THEO
OdpowiedzUsuńNie mogła się nie zgodzić. Nawet jeśli jej trudna do zinterpretowania natura zazwyczaj wręcz krzyczała, by uparcie wyrażała osądy przeciwne do tego, co raczył powiedzieć jej rozmówca. Kimkolwiek by nie był. I choć w pełni zdawała sobie sprawę, że zachowanie to niosło za sobą wielokrotnie większe szanse na wpakowanie piegowatego nosa w sam środek kłopotów, niż korzyści... nie zamierzała niczego zmieniać. Przynajmniej owa naleciałości nie zapędzą jej do grobu.
Istniało ogromne prawdopodobieństwo, że gdyby tylko do jej świadomości dotarł fakt, iż oto bezpardonowo stała przed jednym z wysłanników samego Lorda Voldemorta (nawet takiego, którego założenia nie okazywały się znów takie najgorsze), nocą, z dala od bezpiecznych i niezdobytych murów Hogwartu... Ona, mugolak, sparaliżowałby ją obrzydliwie lepki strach. Strach, którego za żadne skarby nie mogłaby się wyzbyć nawet na ułamek krótkiej, ulotnej sekundy.
Ale nie wiedziała. Słodka, rozkoszna nieświadomość okazywała się niekiedy największym przywilejem, jaki mogliśmy otrzymać od losu.
Co nie znaczy oczywiście, że jego słowa nie przyprawiły jej o szybsze, nieregularne uderzenia serca.
- Więc pozostaje mieć nadzieję, że nie spotka się na swojej drodze kogoś, kto chciałby to zrobić - skwitowała po chwili. Ostrożnie. Powoli. Dokładnie dobierając każde z wypowiadanych słów, jak gdyby od tego zależało jej życie.
Zawsze przywiązywała niezwykłą wagę do tego, co mówiła.
Jedna z nielicznych rzeczy, z których naprawdę mogła być dumna.
Kiedy odsunął się odrobinę, poczuła się tak, jak gdyby tkwiła właśnie w wyjątkowo ciasnym pomieszczeniu, a ktoś wyjątkowo postanowił wpuścić tam pokaźną dawkę świeżego powietrza. Trudne do wyjaśnienia, owszem. Ale póki co, nie musiała tego robić, więc po co się nad tym rozwodzić?
- Poza tym pan również jest tu sam i idąc tym tokiem rozumowania, niebezpieczeństwo może zmienić tor działania. Mogłabym okazać się... niebezpieczeństwem. Choć brzmi to szalenie - zauważyła sprytnie, zachowując odpowiednią dozę wszelkich uprzejmości.
No dobrze. Jego tłumaczenia były nawet przekonywujące. Dlaczego? Były logiczne i niezbyt pogmatwane. Niejednokrotnie ona była zmuszona do zmiany swoich planów właśnie przez kręcących się nauczycieli. Zwłaszcza teraz, kiedy nastały niebezpieczne i bardzo niespokojne czasy, ochrona w Hogwarcie jest wzmożona, ale jak widać - mało skutecznie. Dalej stała z obcym mężczyzną, który byc tutaj nie powinien. To ciekawiło ją najbardziej... Ale teraz nie zamierzała o to pytań, jeszcze nie czas.
OdpowiedzUsuńSwą różdżkę w końcu wcisnęła do tylnej kieszeni spodni, bo chyba faktycznie nic jej nie groziło. Był na pewno dużo bardziej doświadczony i gdyby chciał zrobić jej krzywdę, nie czekałby aż ona opuści różdżkę. Tutaj liczył się nawet refleks.
I nie, nie chodziło o dotykanie. Bo w jego muśnięciu nie było nic złego, co dziwne nawet był miły - taka myśl przemknęła przez jej umysł. Niespodziewane, spontaniczne, a przede wszystkim nowe. Czasem zapominała, że jest kobietą, która właśnie powinna być w taki sposób dotykana. Ale chyba w świecie magii nie było zbyt wiele czasu ani ochoty wśród potencjalnie zainteresowanych na czułe pieszczoty. Ona sama nie miała czasu na rozwodzenie się nad tym pomysłem. W każdym razie nie o dotyk się rozeszło, tylko o fakt, że chciał zabrać jej różdżkę. Nigdy nie oddaje jej w obce ręce, bo to dla niej sprawa zbyt osobista.
- Skoro przyszedłeś do biblioteki, bo jak mniemam nie do Marty - tutaj lekko się uśmiechnęła - to chodźmy. - odwróciła się w stronę ducha okularnicy, która fruwała pod sufitem, jęcząc coś do siebie. - Ale ostrzegam, że jeśli po raz kolejny złapie mnie Filch, to to będzie twoja wina. - potrząsnęła głową i z kolejnym mimowolnym uśmiechem ruszyła do drzwi. Stąpała bardzo delikatnie, nie starając się robić większego hałasu. Drogę na czwarte piętro znała niemal na pamięć, więc tym razem obeszło się bez używania zaklęć i machania tarninową różdżką. Obracała się tylko co jakiś czas, kontrolując czy ów mężczyzna idzie za nią. - Trochę doskwiera mi fakt, że nie znam Twojego imienia ani nazwiska. - rzuciła niemal szeptem, zatrzymując się na ostatnim schodku prowadzącym na czwarte piętro. Gwałtownie się odwróciła i stanęła z nim twarzą w twarz, wyostrzając wzrok i poszukując jego oczu.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńLilja naprawdę była zwyczajną dziewczyną. Poza tym, że była czarownicą, rzecz jasna. Marzyła o tym, by żyć znowu w Islandii, ze swoim tatą i mamą. Bez ojczyma, którego się bała, choć krzywdy jej nie robił. Czuła jednak, że ona i mama nie są bezpieczne. Nie chciała walczyć. Cała ta wojna była bez sensu. Ale wiedziała, że jeśli przyjdzie co do czego, na pewno nie przyłączy się do Czarnego Pana. Może ją to kosztować utratę matki, która pewnie stanie za swoim mężem, ale Lilja nie mogła walczyć o coś, co jest sprzeczne z jej przekonaniami.
OdpowiedzUsuńDlaczego to wszystko musiało być takie trudne?
Lilja z lekkim przerażeniem patrzyła, jak jej ojczym, wraz z matką odchodzą z owym starszym mężczyzną, zostawiając ją, jak gdyby nigdy nic, z obcym chłopakiem, który przedstawiony jej został jako Mathias Shelley. Ale cóż ją to obchodziło? Nie chciała spędzać z nim reszty wieczoru. Nie potrzebowała, by ktokolwiek się nią zajmował. Nie chciała tego wręcz! Chciała w spokoju, u boku ojczyma przeżyć ten wieczór, a później jak najszybciej schronić się we własnym łóżku. Nie czuła się dobrze wśród tych wszystkich, złych ludzi. Złych, z racji drogi, jaką obrali. Osobiście ich nie oceniała.
Mathiasa też nie, ale trochę się jego towarzystwa obawiała. Grzecznie wzięła kieliszek i upiła łyka, rozglądając się po sali. Dopiero po chwili wlepiła w niego swoje duże, jasnozielone oczy o nieco spłoszonym, zamglonym wyrazie. Pokiwała głową.
- Ja też - odparła cichutko, nieco zaskoczona jego słowami. Była pewna, że tacy jak on wręcz uwielbiają podobne przyjęcia, a tu proszę. Zaskoczenie. Co jednak nie zmieniło tego, że czuła się niezręcznie i niekomfortowo. - Ale jak trzeba, to trzeba - dodała niepewnie, wzruszając bezradnie drobnymi ramionami. Obiecała ojczymowi. A i Mathias miał się nią zająć. Nie mogła mu uciec.
Lilja
[matulukochana <3 zdradzisz mi jego nazwisko? bo chcę sobie go poszukać, cudny jest.]
OdpowiedzUsuńLupin
OdpowiedzUsuńDobrze, że lubił czytać. Dzięki temu potrafił się dogadać z wieloma osobami. Choć jak się patrzy to w jego przypadku śledzenie ksiąg z zaklęciami pomagało mu w tym, że mógłby każdego torturować na inny sposób, sprawiając swojemu Czarnemu Panu przyjemność, jakkolwiek to brzmi. A powinien był czytać wiele powieści, które pozwolą mu na ukształtowanie charakteru i wzbogacenie języka.
Ona nie miała jednak zamiaru go uczyć. Sam powinien.
Savannah była z tych, co na książki potrafili przeznaczyć sporo czasu. Lubiła czytać i jakoś nie spieszyło jej się do sięgania po księgi, które miały jej czegoś nauczyć, co byłoby przydatne w Hogwarcie.
W księgarniach potrafiła spędzić dużo czasu. Szczególnie, jeśli to była mugolska. Na ogół, to Savcia była z tych, co mogliby korzystać z mugolskich dobrodziejstw: kawiarnia, gdzie skórzane kanapy zapraszały do wygodnego posiedzenia przy dobrej kawie z mlekiem i karmelem, a do tego porządną lekturą, sklepy muzyczne, gdzie można było pograć na fortepianie i posłuchać dobrego nagrania Elvisa. Wszystko było czymś dobrym. Nawet te budki z frytkami, gdzie można było zajadać się jak tylko chciało, póki nie odczuło się głodu.
Dlatego często zastanawiała się, co tym śmierciożercom, Ślizgonom przeszkadzali mugole? Oni nic złego nie robili. Tak samo ci, co mieli zmieszaną krew. Krew to krew; byli i są tacy sami, z tych samych kości, o tej samej budowie ciała; chorują na podobne choroby. Wyolbrzymiali to, jakby była to gorsza rasa. To co wtedy było, gdy taki przedstawiciel rodu czystej krwi zadurzył się w brudnej dziewczynie? Miał ją zabić lub zostać zabitym za sprzeciwienie się żądaniu Czarnego Pana? To już nawet humanitarne nie było, a o moralności nie wspomnę.
To było Koło Fortuny dla Savannah. Jak bardzo nie chciała go spotkać, tak bardzo ku temu przychylało się jej fatum i sprawiało, że zauważyła tego osobnika, a - co gorsza - ten korzystał i chciał siedzieć sobie przy niej i jeszcze coś mówił do niej. Tak bardzo nie chciała go widzieć i mieć spokój.
Gdy wspomniał o tym wydarzeniu na balu którejś-tam rodziny, dziewczyna zawahała się na moment i poczuła gorąco. Ku jej szczęściu, rumieńce nie wpłynęły na jej policzki, więc nijak mógł poznać, że na chwilę czuła się tak, jak wtedy. Jeśli by tak było, to wtedy Rowan mogła czuć się na przegranej pozycji. A on by to wykorzystał.
Wzięła prędko książkę, docisnęła ją do swojej piersi i nieco na oślep zaczęła schodzić po tej drabinie. Wzięła jeszcze inne, dwie opasłe księgi, które wcześniej położyła na niższych półkach i przeniosła wzrok na Mathiasa.
- Nic nadzwyczajnego, byli lepsi. - odparła, wzruszając ramionami.
To mogło ugodzić. Szczególnie, jeśli to powiedziała Krukonka. Z chłodem i istną obojętnością, która tylko doprawiła temu rogi i pokazała, jak bardzo musi być na niego wściekła, albo - co wydaje się w tym momencie bardziej realne - chciała skończyć to spotkanie.
Poszła dalej, wymijając go.
[spoko, rozumiem ^^. Zacznę jeśli tylko wena do mnie zawita, czyli raczej mnie ubiegniesz :P]
OdpowiedzUsuń[Chyba, aczkolwiek nie na pewno, kojarzę nazwiska. :D Zrobimy wątek?]
OdpowiedzUsuńCourtney Maberly
[w sumie.. przydałby się ktoś taki ;3 ja mam wolne tylko wieczory, bo w tygodniu, w dzień, jestem w szkole/pracy, nawet teraz, kiedy mam ferie, a w weekendy po prostu mnie nie ma. wielkie dzięki za propozycję, byłabym wdzięczna za pomoc ;3]
OdpowiedzUsuń[ojej, nie wiem kto to, ale ojej *.* ejej, a mogłabym zarzucić pomysłem? bo w sumie jak pisałam kartę Ali to coś tam wspomniałam w charakterze, że jako rasowa buntowniczka mieszkała sobie przez chwilę z dorosłym facetem, jak ją z domu wywalili na zbyty pysk... co powiesz na to?]
OdpowiedzUsuńAlecto
[ale ja broń boże nie mówię o dobrym serduszku! bardziej o dziwnej, trochę zwyrodniałej, niemożliwej do zaakceptowania dla rodziny siedemnastoletniej panienki relacji z podtekstem seksualnym. czaisz czaczę? i w sumie nie obrażę się o zaczęcie ;), jakby coś się nie podobało, to śmiało uderzaj, można przecież jeszcze pomyśleć]
OdpowiedzUsuńAlecto
[ehkehm, no nie wiem, Hogsmeade?! ale to najwyraźniej chyba zbyt proste i oczywiste. mogą razem iść do knajpy, albo ona mu wbije do mieszkania z jakiejś imprezy czy coś. ale wolałabym pierwsze, żeby nie było gimbazy]
OdpowiedzUsuńAlecto
[Myślałam o tym, żeby Court była zafascynowana złem i Śmierciożercami. Może Mathias mógłby być jej takim mentorem i pomału wprowadzać w ten świat?]
OdpowiedzUsuńCourtney
[Bo rude jest faaajne ;)
OdpowiedzUsuńRównież witam, witam i dziękuję za odzew pod kartą, bo jakoś niewielki...]
[ och nie każ mi myśleć! musiałam całą kartę przerobić, nie myślę już :C ale może zacznę :D tylko weź mi jakieś cud powiązanie wymyśl <3]
OdpowiedzUsuńAureole
Nie lubiła tego. Nie lubiła być dziewczynką na posyłki, na przynieś, podaj, pozamiataj. Nie lubiła gdy ktoś umniejszał jej istnienie i znowu stawała się tą malutką istotą, która rozmiarami nie dorównywała choćby wirusowi. Ale taki los sobie wybrała, taką ścieżką podążyła i teraz już nie mogła zawrócić. Była gotowa i zdecydowana, przygotowana na wszelkie poświęcenia, na wszelkie próby, wszelkie rozkazy i zakazy. Nie mogła się przez całe życie bać, drżeć ze strachu na myśl o przyszłości, musiała wziąć się w garść i sprawić, że role się odwrócą, że opuści kokon, który uformowała sobie będąc jeszcze przestraszonym dzieckiem.
OdpowiedzUsuńStawiała powoli kroki na ścieżce wiodącej do podrzędnej knajpy, zimnym spojrzeniem omiatała okolice i ludzi, pozwalała by jej szata powiewała na wietrze, a przy tym nie chciała za bardzo rzucać się w oczy, choć barwa jej włosów, dziś lekko różowa, nawet po zmroku zdawała się wyłapywać spojrzenia przechodniów. Była przed czasem, zła na siebie, że źle wyliczyła to wszystko, że pośpieszyła się niepotrzebnie. Nie lubiła czekać, niecierpliwiła się z każdą kolejną minutą coraz bardziej, drżała na całym ciele, co jeszcze psuło jej humor. Z pewnością nie przypominała kabaretu na kółkach, gdy szarpnęła niespokojnie za drzwi i przekroczyła próg baru, sprawiając, że kilka par oczu skierowało się w jej stronę. Prychnęła cichutko, zsunęła z głowy kaptur, uwolniła długie włosy spod materiału i zajęła stolik, jak najbardziej oddalony od ciekawskich spojrzeń. Czekała, wzdychała, mamrotała coś pod nosem niecierpliwie, a mimo to czekała i żyła cichutką nadzieją, że tym razem przyślą tu kogoś kompetentnego, kogoś kto nie upije się po pięciu minutach i nie rozpocznie awantury, z pierwszym lepszym, równie mocno wstawionym mężczyzną. Miała nadzieje, że tym razem nie będzie musiała niczego tłumaczyć kilka razy, że nie będzie musiała nikomu dać w twarz, ryzykując przy tym własne życie. Ale czyż w takich momentach nie było zabawnie? Gdy ów delikwent, który jeszcze sekundę wcześniej próbował się do niej dobrać, stawał się czerwony, a żyła na jego czole pulsowała zaciekle? Czym byłoby życie bez odrobiny ryzyka!
A gdy drzwi drgnęły, odwróciła nań spojrzenie, od jakże uroczych główek, wiszących przy oknie, które o czymś zaciekle dyskutowały, opluwając się przy okazji, omal nie zachłysnęła się zimnym powietrzem, które wędrowało do jej płuc. Przez chwilę nawet myślała by schować się pod stolikiem jak małe dziecko i przeczekać najgorsze, jednak nie mogła się ruszyć. Czuła jak jej włosy zmieniają barwę na iście czerwoną i teraz pasują idealnie do policzków, które wręcz płonęły od rumieńców. Przeklęła. Mathias Shelley był ostatnią osobą, którą pragnęła zobaczyć.
Aureole
Ona była na szczęście w tym dobrym położeniu, że Tego, którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, nie znała. W swoich najśmielszych oczekiwaniach i fantazjach nie mogła wyobrazić sobie ów spotkania, które na pewno zmroziłoby krew w jej żyła, uniemożliwiło chodzenie i myślenie... W końcu nawet nie wypowiadała jego imienia, co nie było mądre. A podobno strach przed wymawianiem imienia pogrąża strach przed daną osobą. Mądre słowa Dumbledora. Ano właśnie... Mathias znajdował się w zamku, a przekonywali ją zawsze, że Hogwart to najbezpieczniejsze miejsce w świecie Magii. Jak bardzo się mylą. Właśnie miała okazję rozmawiać mężczyzną, który wtargnął tutaj nieproszony. Nie wiedziała kim jest, jaki jest i dlaczego się tutaj znalazł. Wiedziała jednak, że nie bez potrzeby. Pomyślała nawet, że skoro zmierzał do biblioteki, to do działu Ksiąg Zakazanych. Myśląc o tym poczuła delikatny, paraliżujący chłód na karku.
OdpowiedzUsuńTo szlachetne, że poświęcił się dla rodziny i wstąpił w szeregi zła. Tym samym skazał się na niepewne jutro... Ale domniemam, że to świadomy wybór. Emm świadomie wybrałaby zupełnie inaczej. Wolałby iść na pewna śmierć, niż służył mordercy. Pod tym względem nieco się różnili. Ale Emmeline nie feruje wyroków, nie stara się nawet oceniać. Raczej próbuje się poznać i na takiej podstawie wyciąga wnioski.
Chyba nie miała świadomości, że gdy się odwróci, on będzie tak blisko... Niemal twarzą w twarz, co powodowało, że ich ciepłe oddechy nieco się ze sobą przeplatały. Spojrzenia ich oczu spotkały się na moment, ale Emm czując, że policzki się jej rumienią, odwróciła spojrzenie w zupełnie innym kierunku. I co w ogóle miało oznaczać przyśpieszenie bicia serca?! No chyba, że zmęczenie po przejściu trzech pięter, wielkimi kamiennymi schodami... To na pewno nie mogła być jego sprawka - tak to sobie tłumaczyła.
Raptownie odwróciła się z powrotem i pokonując ostatni schodek, ruszyła po cichu do celu ich wyprawy. Milczała, do momentu złapania za mosiężną klamkę. Wtedy też zerknęła na niego przez ramię i z tajemniczym uśmieszkiem, odparła jakby to było oczywiste. - Emmeline. - i wtedy przekroczyła próg biblioteki. Było ciemno, a zewsząd dochodził zapach starości, kurzu i farby drukarskiej. Tak, może nie był to najświeższy i najprzyjemniejszy zapach, ale kłębił w sobie wiele wiedzy. Po cichu miała nadzieję, że Filch daruje sobie dzisiaj nocne patrolowanie, bo jeśli złapią ją razem z intruzem, może zostać posądzona o to, że to ona go wpuściła do zamku. A wtedy mogłaby się pożegnać z kontynuowaniem nauki i zmuszona byłaby spakować kufer w przeciągu kilku minut. A gdyby odkryli, że on jest śmierciożercą! Och, trafiłby do Azkabanu... Fakt, iż przyszedł tutaj był co najmniej nie mądry, ale odważny.
Wkroczyła między regały, od góry do doły zawalone starodrukami, książkami w skórzanych, tkaninowych czy pozłacanych okładkach. Emm ponownie się odwróciła i poczekała na niego. Była w delikatnym niepokoju, ale ciekawość wygrywała. Za wszelką cenę musiała wiedzieć po co tutaj przyszedł i czego szuka...
- No więc, szukasz lekkiej lektury? - uniosła zadziornie brew, a ton jej głosu nie był najmilszy. Znów ich ciała były niebezpiecznie blisko siebie, a wtedy czuła coś... coś... Och! Sama nie wiedziała co to było. Ale wiedziała, ze nigdy wcześniej tego nie czuła. Jakby jednocześnie strach i podniecenie. To była bardzo odurzająca mieszanka.
Z jakąś nutką ulgi odebrała od niego książkę, jakby wcześniej przyszła jej do głowy myśl, że mogłaby utracić tomik jedynie z powodu zgryźliwość i „widzi-mi-się” panicza Shelleya. Natychmiast też otworzyła go, mrużąc oczy przy czytaniu tytułowej strony, co rusz podnosząc delikatnie wzrok, aby zerknąć na swojego towarzysza spod wachlarza ciemnych i długich rzęs. Nie miała zbyt wielu atutów, zwłaszcza jeśli miałoby się ją porównywać do połowy damskiej części Hogwartu, jednak pięknych rzęs, pielęgnowanych skrupulatnie olejkiem rycynowym, nie można byłoby jej odmówić.
OdpowiedzUsuń- Ale co tu jest do wyjaśniania? Po co to drążyć, rozkopywać? Uciekłam Ci, bo nie jestem Tobą zainteresowana, nie jesteś w moim typie. To chciałeś usłyszeć czy oczekiwałeś czegoś kompletnie innego? - mówiła to z pozornym znudzeniem, przerzucając kartki tomiku poezji, w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby ją zainteresować. Szybko jednak zrezygnowała z tej czynności, zamykając książkę i odbierając od mężczyzny resztę. Pięć egzemplarzy wystarczyło, a nawet mogłoby okazać się przesadą dla osoby, która nie znała Krukonów i ich zwyczajów do zaprzyjaźnienia się z niemalże każdą książką, dlatego wyminęła mężczyznę, ruszając w stosunku stoiska, gdzie mogłaby uiścić zapłatę.
W pewnym momencie jednak zatrzymała się, obracając się delikatnie w stronę Mathiasa, jakby sprawdzając czy idzie za nią, przeczuwając że cała rozmowa nie jest zakończona, a jej wyjaśnienie spowoduje kolejną lawinę pytań, zamiast usatysfakcjonować mężczyznę. Jak dla niej to nie było co tłumaczyć, bo z każdym słowem bardziej się pogrążali i dokopywali donikąd. Było niezręcznie, ale nie płacze się nad rozlanym mlekiem, zwłaszcza że nic, poza tą jedną nocą, która z teoretycznego punktu widzenia w ogóle się nie zdarzyła, ich nie łączyło.
[ Ojacie, kolejna zmiana wizerunku! ;3 ]
Lulamae
Nie mogła wątpić w jego odwagę, w końcu teraz razem z nią stał między regałami w ciemnej bibliotece... To doprawdy wymagało krzty odwagi, bo w końcu mogła być dygającą się istotką, która zaraz by uciekła bądź ściągnęła na niego nieszczęście. A może odwaga pomyliła się jej z brakiem wyobraźni? Istnieje między nimi cienka granica. A więc Lord... To znaczy Czarny Pan ma zamiłowanie do czysto krwistych? Emm dałaby sobie uciąć rękę, że on sam jest półkrwi. Czasami nawet traktowała go jako szaleńca, wariata mającego bzika na punkcie rasy... Ale by w ten sposób myśleć, musiała mieć paskudnego doła, wtedy była odważniejsza. Coś w stylu "mam wszystko w poważaniu, niech się dzieje co chce". Każdy chyba znał takie stany, nawet najsilniejsi mają chwilę zwątpienia...
OdpowiedzUsuńPodziw? Ach tak! To było takie przewidywalne i proste. Każdy mężczyzna oddałby wiele za podziw w oczach kobiety. Można uznać, że to dla nich ważniejsze niż cokolwiek innego... W końcu to podstawa ich ego. Zawsze gdy o tym myślała, raczej uznawała to za śmieszne, ale może zakochane kobiety pojmują to nieco inaczej. Może ona będzie miała okazję się o tym przekonać.
I gdy usłyszała odpowiedź, poczuła jakby szczęka odpadła jej do samej podłogi. Ojć. Posądzała go o wiele, ale nie o rzadkie odmiany roślin morskich... To wywołało u niej nieco szerszy uśmiech, którym go obdarzyła. - Urzekające. - mruknęła do siebie pod nosem. Miał szczęście, że należała podobno do "kujonów", a w zasadzie lubiła wiedzę. Wiedziała, gdzie co i jak... Wiedziała gdzie szukać. - Często przychodzisz do zamku? - pytając ruszyła do odpowiedniego działu i regału. Mogłaby przysiąc, że kiedy była na IV roku, miała taką książkę w ręce. Ale coś ponownie kazało się jej zatrzymać, bardzo raptownie i nagle. Poczuła, że otarł się dłonią o jej dłoń.... Dziwne, bo wcale jej nie odsunął, a jej się to chyba spodobało. Wirujące uniesienie w żołądku, miłe i zaskakujące. Wywołujące kolejne rumieńce... Nieco spuszczając głowę i patrząc na ten niebywały okaz (ich dłonie) przygryzła lekko wargę i trwała tak chwilę w bezruchu. Chciała powiedzieć "tędy", ale miała nadzieję, że to on zaprowadzi ją do celu.
Tylko mężczyzna niewymagający, lubiący mieć wszystko od ręki i na chwilę lubi kobiety, które w swoim poczynaniach są niemal tak odważne jak oni. Emmeline zdecydowanie nie była taką kobietą. Lubiła zachować dystans, który powinien być między osobami przeciwnej płci i to nie bez potrzeby. Wtedy relacja stawała się żywsza, ciekawsze. A przecież o to właśnie chodzi... By nie wciągnął nas wir monotonii i rutyny. Bynajmniej Emm miała nadzieję, że ktoś patrzy na to tak samo jak ona. Z reguły to te niedoświadczone dziewczęta, były najbardziej pożądane przez mężczyzn takiego pokroju jak Mathias. Tak jej się wydawało. Nie była może kanonem prawdziwej kobiety, po podobno ode są przebiegłe, seksowne, może nawet powściągliwe. Nie okryła w sobie jeszcze takich cech. Ale czego spodziewać się po siedemnastolatce, która obycie z mężczyzną w ogóle nie miała. Jak wspomniałam, była niedoświadczona, tak zwany "świeżak". Nie miała okazji przekonać się, jak to jest mieć przy sobie kogoś takiego jak on. Nie wiedziała jak to jest obdarowywać kogoś pocałunkami, poczuć w sobie demona kobiety.
OdpowiedzUsuńTo z pewnością dlatego, uścisk, który poczuła na swojej dłoni wywołał ścisk żołądka i jakby... fajerwerki. Ta ich relacja coraz bardziej się jej podobała. Nawet nie zwróciła uwagi, że ów mężczyzna jest dużo starszy bo... Co ja to obchodziło? To nie o wiek się rozchodziło tylko o emocje, których każdy potrzebował. Ach te uniesienia...
Emmeline czasem pragnęła kobietą, prawdziwą kobietą rozpływającą się w silnych ramionach. Ona, gdzieś w głębi potrzebowała uczuć, choć zdawałoby się, że próbuję te myśl od siebie odsunąć. Obawiała się sparzenia, i czegoś na wzór zawodu. W końcu to często przekreśla możliwość późniejszego normalnego życia. Zwłaszcza jeśli sparzyć miałaby się na pierwszej miłości. Jak wiadomo pierwsza nigdy nie rdzewieje i zawsze, ale to zawsze pozostają sentymenty nie do wymazania.
Mimo wszystko, dziwnie lgnęła do tajemniczego mężczyzny, o którym wiedziała tylko jak ma na imię... Hm, to bardzo ekscytujące. Mimowolnie zacisnęła uścisk ich dłoni i dała się poprowadzić przez drewniane, masywne regały. I już teraz nie przeszkadzało jej nic, bo podświadomość podowiadała jej, że właśnie tam powinna się znaleźć. To nawet miłe.
Kiedy zatrzymał się przy regale, ona stanęła blisko jego ramienia, nieco się o nie ocierając. Swoim błądzącym spojrzeniem zerkała raz na niego, raz na książki... W pobłyskującym świetle wydobywającym się w jej różdżki, zauważyła blizny na jego policzku. Był przystojny, a one chyba dodawały mu uroku. Oczywiście przez jej umysł przeszło pytanie "skąd je ma i dlaczego?" ale nie mogła go teraz zadać. Jeszcze nie czas.
I kątem oka zauważyła, interesujący go przedmiot. - Tamta.. - wskazała ręką, bo dostać jej nie mogła. Leżała chyba zbyt wysoko, a z racji niebyt pokaźnego wzrostu nie mogła jej dosięgnąć. Jednak zawsze wszystko musiała robic i radzić sobie sama, więc stanęła na palcach i jakby prężąc ciało, próbowała jej dosięgnąć.
[jasne, że skupiamy się na gołąbeczkach ;P]
OdpowiedzUsuń[Oczywiście <3 Czerwony pokój bólu jest fajny <3]
OdpowiedzUsuńJill
Nie skarżyła się,nie śmiała,nie mogła znowu okazać słabości. Grała,idealnie odgrywała rolę człowieka obojętnego i niewzruszonego na wszystko,z pokorą przyjmowała kolejne rozkazy i polecenia,choć w środku niemal drżała. ednak nie mmiała zamiaru się złamać,nie teraz gdy była tak blisko,nie przez własną,cholerną urażoną dumę. I tym razem nie miała najmniejszej ochoty sprawiać komukolwiek przyjemności,na jego oczach sypiąc się,łamiąc,przegrywając. Ale gdy jej oczęta dostrzegły jego miała ochotę uciec,tak jak to robiła przez ostatnich kikka tygodni,będąc z siebie dumną,że tak udolnie unika spotkania z nim. Bo żaden śmierciożerca nie powinien mieć słabości,a ostanimi czasy Shelley stał się jej największym,czułym punktem. Nie zauważyła tego od razu,nie wystarczyło pójść z nim kilka razy do łõżka,lecz zaniepokoiła się wyraźnie,gdy zaczął pojawiać się w jej myślach nieproszony,gdy leżąc w dormitorium martwiła się o niego. Ucieczka była najlepszym wyjściem,póki jeszcze nie zabrnęło to zbyt daleko. Teraz gdy zmierzał w jej stronę,wyzywająco uśmiechnięty,nie potrafiła spojrzeć mu w oczy,uważając,że spuszczenie wzroku na swoje paznokcie,będzie idealnym rozwiązaniem. Nim jeszcze usiadł pozwoliła sobie na delikatne przygryzanie wargi i na kilka głębszych oddechów. Żałowała,że nie zamówiła whiskey,która teraz mogłaby nieco uspokoić jej zszargane nerwy,ciężko jej było bowiem teraz przywdziać obojętną,wypraną z uczuć maskę. A gdy opadła na krzesło naprzeciwko niej,w nieco dziecinny sposób cofnęła,dłonie do tej pory spoczywające na stoliku i dopiero po chwili odważyła się spojrzeć w te oczy,w wielu barwach szarości.
OdpowiedzUsuń- załatwmy to szybko,śpieszę się.-mruczy pod nosem,jej włosy w tym czasie powracają powoli do poprzedniej barwy,wystarczy,że oddycha głęboko. Przyszła tu jednak w określonym celu,ktõry ma zamiar wypełnić i niezwłocznie powrócić do zamku. - zauważyłam,że co wtorek Dumbledore wysyła do kogoś sowę,nie wysy jednak szkolnych ptakõw,czasami pożycza je od uczniów. Sowa leci w stronë Londynu,możnaby było spróbować ją przejąć.-mówi szybko,dość chaotycznie,wzrokiem nerwowo wędruje po sali,byleby tylk nie ulec sile jego spojrzenia. -mój kuzyn,Fabian,ma dość długo język,mówił mi cos o jakimś zakoni,który ma na celu zwalczenie Czarnego Pana, naiwny starzec uważ,że jest w stanie czemukolwiek zapobiec. Sprõbuje namówić Fabiana,żebym mogła udać się na jakieś spotkanie. Ach i kilku nowych próbuje dotrzeć do kogoś kto rekrutuje śmierciożerców,niektõrzy nie są warci nawet uwagi. - przeczesuje palcami różowe już włosy i wzdycha.-nic więcej się już nie działo. Muszę wracać.-dodaje i odsuwa nieco swe krzesło,wyciąga z kieszeni rękawiczki,ktõre wsuwa na swoje drobne dłonie.
Aureole
Carrow nie miała bladego pojęcia, dlaczego tak właściwie dała się wyciągnąć na tą głupią imprezę. Owszem, koleżanki z dormitorium od jakiegoś tygodnia zamęczały ją swoimi piskami i opowieściami. Przecież nie poszłyby bez niej na huczne otwarcie kolejnego klubu w Hogsmeade. Chociażby dlatego, że same nie dostałyby się do środka, ktoś musiał odwalić czarną robotę i jakoś udobruchać ochroniarza. Alecto nawet się nie łudziła. Ale jednak dała się im wykorzystać. Przyszła. Właściwie to nawet nie chciało jej się tu siedzieć, wśród tych wszystkich wstawionych panienek i rozbierających ich wzrokiem facetów. Aż się skrzywiła z niesmakiem. Nigdy nie przepadała za głośnymi i tłocznymi klubami, raczej unikała ich jak ognia. Choć dzisiejszej nocy przynajmniej nie czuła się tak samotnie.
OdpowiedzUsuńZ wysoko podniesioną głową podeszła do baru, delikatnie kiwając przy tym biodrami do lecącej z głośników muzyki. Zupełnie zignorowała stojących w kolejce ludzi i od razu zamówiła pewnym głosem drinka. Zapytana przez przystojnego barmana o wiek, z kwaśną miną pokazała lewy dowód. Nie cierpiała takiego pieprzenia. Do czego to człowiek w dzisiejszych czasach nie był zmuszony, żeby w spokoju mógł napić się whiskey z lodem? Dopiero solidny łyk jakoś jej to wszystko wynagrodził. I zdecydowanie poprawił humor, tak, właśnie tego było jej trzeba. Niechętnie przyglądnęła się nalewanym przez barmana kolorowym drinkom. Babskim. To dopiero było pieprzenie! Cóż, Alecto preferowała tylko jeden gatunek alkoholi.
Carrow nie miała większych problemów z zostawieniem koleżanek na dancefloorze. W ramionach czterdziestoletnich kolesi i tak wydawały się bawić lepiej bez niej. Nie miała im tego za złe, skądże. Właściwie to chyba nawet jej ulżyło, w końcu udało jej się ich pozbyć. Z gracją wymijając tańczących w tłumie ludzi, ruszyła w kierunku palarni. Już nie mogła tutaj wytrzymać, dawno nie słyszała tak tragicznej muzyki, a w pewnym momencie marzyła nawet o urwaniu Amber głowy. Za całokształt. Musiała jakoś odreagować. Chociażby zapalić
Gdy w końcu przekroczyła progi zadymionej sali, poczuła jakąś dziwaczną ulgę. Powiodła spojrzeniem po wnętrzu, próbując dostrzec kogoś znajomego. Bez skutku. Wyciągnęła z kieszeni kurtki skórzanej wygniecioną ramę marlboro i wetknęła sobie fajka między wargi. Podeszła do najbliższej, siedzącej do niej plecami osoby i dotknęła ją delikatnie. Cholera, skądś kojarzyła te potargane włosy. A może była to tylko wina dymu?
- Przepraszam, nie masz może ognia? – pochyliła się lekko z papierosem w ustach do odpalenia.
[dobra, jakoś poszło]
OdpowiedzUsuńZ mugolami na ogół można było rozmawiać. Dowiedzieć się fascynujących rzeczy, których oni dokonali na przestrzeni tych wszystkich lat, własnymi rękoma, umysłem i sprytem. Jak tworzyli mikstury lecznicze oraz wynajdowali po kolei każdy sprzęt elektroniczny. Wszystko było godne podziwu dla dziewczyny, ponieważ to, co oni mieli było zasługą wyżej wymienionych sprawunków, a do tego chęci. Chciałaby sama być wynalazczynią czegoś, co się ludziom przyda na następne pokolenia. Ponadto, uwielbiała rozmawiać z mugolami, dzięki czemu wszystkiego mogła się dowiedzieć. Mogła być zafascynowana nie tylko historią magii, ale też historią danego narodu lub sztuki i muzyki, a w tym przypadku wtedy rozwijała się ogólnie, a nie jedynie w sferach czarodziejów i czarownic. Ich towarzystwo na swój sposób potrafiło sprawić, iż rudowłosa nie zastanawiała się nad tym, jakie zaklęcie byłoby dobre, ażeby zmniejszyć natężenie światła oraz takie, by byli, w którą właśnie uderzyła, trafiła pod dziwnym kątem do łuzy. Wtedy była skazana na to, by zdać się na swoje ludzkie siły, bez jakichkolwiek czarodziejskich umiejętności, bez magii.
Ona była pewna, że Mathias tego nie zauważył, tego zawahania, jakie na moment ujawniło się w jej mowie ciała i na twarzy. Uważała, że zamaskowała to doskonale. Tak, iż nawet jedni z najlepszych nie potrafili jej po tym poznać. Tak cały czas myślała. Dlatego zachowywała się pewnie, chłodno oraz obojętnie, chcąc go całkowicie zlekceważyć i nie psuć sobie dnia.
I pomimo tego że nie wyszło, to Mathias mógłby przyznać, że w tamtym momencie jej chłód i opanowanie wręcz kipiało pewnym ślizgońskim charakterem. To jedynie spowodowane zostało utratą pewnych uczuć, czego nie mogła wyjaśnić w żaden, nawet w absurdalny, sposób.
Miała kierować się do regałów z pergaminami i kilkoma papirusami, które chyba najwięcej kosztowały w tamtym dziale. Chciała jeszcze zakupić jakieś atramenty i dwa pióra oraz jeden porządny dziennik do notowania. Uporałaby się z tym jak najszybciej, by równie prędko opuścić lokal, po uiszczeniu zapłaty i zapomnieć o istnieniu Mathiasa.
Dlatego w pierwszym momencie, gdy ją chwycił za dłoń i przyciągnął do siebie, zdziwiła się niesamowicie. Bo była pewna tego, co przed chwilą opisywałam.
- Puść mnie. - syknęła cicho, starając się wyrwać rękę z jego żelaznego uścisku. Książki jakimś cudem nie zleciały z łomotem na kamienną posadzkę, choć zsuwały się nieco po materiale sukienki i starała się jedną dłonią je przytrzymywać. Nie ukrywała bólu oraz pewnego wstrętu względem tegoż Śmierciożercy, gdy znajdywała się tak blisko niego.
Gdyby tylko była skora do płaczu, pewnie by to zrobiła, aczkolwiek nie odczuwała nic oprócz tego strachu, a to samo ją przerażało.
Ten nieprzyjemny ton mężczyzny i słowa, które do niej skierował zabrzmiały tak, jakby miała iść na ścięcie. Nie odpowiedziała nic. Jedyne, co zrobiła, to splunęła wprost pod jego nogi, co i tak potrafiło być chamstwem. Szczególnie z jej strony.
Cóż... Co więcej powiedzieć mogła Emmeline? Przecież w jej życiu nigdy nie było mężczyzny, tego prawdziwego, którego mogłaby pokochać, czy chociażby pożądać jego bliskości. To było zbyt odległe, nierealne. Chyba jej życie było dość nudne, choć wydawałoby się, że nuda skłania do fantazji. Ona zawsze wszystkiemu robiła na przekór. Dlatego uginała się pod książkami, zasypując się wiedzą, uczęszczając na wszystkie możliwe zajęcia, byle tylko nie myśleć o bliskości tej drugiej osoby. Takie myślenie jest zgubne i doprowadza często do rozpaczy, a Emm rozpaczać nie chciała. Wolała by coś tak potężnego jak miłość i pożądanie zaskoczyło ją w najmniej oczekiwanym momencie. By to spadło na nią jak grom z jasnego nieba... Wtedy na pewno będzie to stokroć lepiej smakowało. I właśnie dlatego Emmeline nie mogła wypowiedzieć się o jakimkolwiek seksie, czy nawet dotyku.Teraz kiedy o tym myślała, oblewała się rumieńcem, bo zaczynała się wstydzić własnego niedoświadczenia.
OdpowiedzUsuńOczywiście nie była bez uczuć, ciężko patrzyło się na tulące się do siebie na wiosnę pary, ale wtedy lepiej było zacisnąć zęby, uzbroić się w cierpliwość i czekać na księcia z bajki. Prawego, o dobrym sercu i czystych zamiarach... A przede wszystkim, by spełnił oczekiwania jej ojca, by był człowiekiem walczącym z szerzącym się złem. Inaczej, Emm mogłaby mu się nie pokazywać.
Doprawdy, ów istotka nie należała do wulgarnych, pewnych siebie i bezwstydnych kobiet. W najśmielszych oczekiwaniach nie pomyślałaby, że w jego głowie kłębią się tak nieładne myśli... Zaciągnąć Emm do łóżka? Tak bez miłości, czułości tylko i wyłącznie z pożądania i pragnienia? Nie wyobrażała sobie tego w ten sposób, ale kto wie jakby się zachowała. Chyba każda kobieta pragnie czegoś więcej niż zwykłej fizyczności. Nie chciała być tylko ucieleśnieniem jego pragnień seksualnych... Marzyła by być kimś, do kogo myślami będzie wracał, od kogo nie będzie mógł się opędzić. Chciała być kimś kto już na stałe zamieszkałby w jego głowie. Jednak nie była pewna czy w takim momencie umiałaby walczyć z własnymi demonami. Może w takiej sytuacji prawdziwa Emm wreszcie ujrzałaby światło dzienne...
O tego na pewno się nie spodziewała! Ten dotyk, ten szept... Ta bliskość. Spowodował, że na moment wstrzymała powietrze, a przez jej ciało przeszły prądy, kumulujące się w jej podbrzuszu. I nie mogła zaprzeczyć temu, że było to miłe. Czuła na sobie przyjemne ciepło jego ciała, czuła w nozdrzach jego zapach...
- Gotowe. - wymruczała pod nosem, kiwając jednorazowo głowę. Czyżby oddech panny Vance przyśpieszył? Chyba tak, bo klatka piersiowa falowała w zadziwiającym tempie. Pragnienie mieszało się z niepewnością i strachem, nie wiedziała co robić i czego się spodziewać. Odważyła się jednak na zagarnięcie włosów za ucho w tym samym czasie zagryzając lekko dolną wargę. Czuła, że właśnie to musi zrobić.
[To specjalnie, dość już chyba cudnych, idealnych dziewczątek, nie? :D]
OdpowiedzUsuńBlake
Unikanie go było najlepszym co mogła zrobić, sprawiała tym samym, że uczucia, jakiekolwiek nie mogły przejąć nad nią kontroli, choć ich obecność niekiedy odznaczała się wyraźnie chociażby w jej wyglądzie zewnętrznym. Ale czy intensywny kolor włosów nie mógł być nowym szałem w modzie? Kto zrozumie kobiety i ich zafascynowanie nowymi trendami, prawda?
OdpowiedzUsuńPoniekąd zaczęła w swojej główce żałować, że tak narzekała na jego poprzedników, z którymi teraz chętnie wdałaby się w jakiekolwiek dyskusje. Tym czasem jej największym marzeniem było wyrwanie się z tego miejsca, bez żadnych problemów. Głupia, naiwna istota, jakby jeszcze nie zdążyła go poznać. W swojej główce próbowała obmyślić plan ucieczki, jednak była pewna, że nawet krótka wyprawa do łazienki skończy się fiaskiem. Co do jego zamiarów nie była jednak przekonana. Ludzie jego pokroju cechowali się porywczością, nieodgadnionym zachowaniem. Nie miała więc żadnej pewności co do tego jak mógłby postąpić. Zbyt wiele razy została w życiu skrzywdzona, by mogła komuś od tak zaufać. Teraz gdy siedziała tak przy tym zakurzonym stoliku, niepewna tego co siedzi mu w głowie, gdy to tylko ona zdawała sprawozdanie, tonem pozbawionym jakichkolwiek emocji, poczuła jak wszelkie drobne i większe blizny, które odniosła w dzieciństwie zaczęły ją palić. To głupiutkie ostrzeżenie, które zawsze w tego typu sytuacjach przypominało jej by nie ulegała osądom swojego idiotycznego, zimnego serduszka.
Babka, która wychowywała ją od dziewiątego roku życia, nigdy nie próbowała wyrwać ją z tego ciasnego kokonu i pozwoliła by dziewczę stało się jeszcze bardziej nieufne, o ile to wówczas w ogóle było możliwe. Matka, która zginęła jakiś czas wcześniej, zdawała się tego wszystkiego nie zauważać,a ojciec...Ojciec sam wpędził ją do tego małego piekiełka, które przez laty rozbudował. Nikt więc nie powiedział jej, nie udowodnił, że ludzie po prostu mogą być nieszkodliwi, a w ich zachowaniu nie musi kryć się drugie dno.
Gdy wstał i oznajmił, że ją odprowadzi, nie powstrzymała się przed posłaniem mu lodowatego spojrzenia, jednak z jej ust wydobyło się jednak ciche westchnięcie, gdy z dłońmi ukrytymi w kiszeniach przemaszerowała przez salę i dotarła do drzwi. Jedną, drobną rączkę, dość silnie zaciskała na swojej różdżce.
- Powiedziałam już wszystko co miałam panu do powiedzenia.- mówi chłodnym tonem. Użycie oficjalnego zwrotu wydało jej się jak najbardziej stosowne, choć biorąc pod uwagę wcześniejszą zażyłość ich stosunków, mogło być nieco zaskakujące.- Nie mam czasu ani chęci na dalszą konwersacje, a teraz pozwoli pan, że udam się do szkoły, pańska obecność będzie zbędna, nie potrzebuje już niańki.- nie patrzy na niego, stawia kroki kierując się w stronę głównej ulicy wioski i doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że on podąża za nią.
Aureole
[Też je kocham, jak widać *,* tak btw, co ty ciągle zmieniasz zdjęcia. trzeci raz odkąd odwiedziłam kartę Mathiasa. XD ale cudny pan, cudny.]
OdpowiedzUsuńImogen
[Skoro on jest śmierciożercą, a ona szlamą, to można by iść w tym kierunku. Nie wiem tylko, czy wątek by się szybko nie urwał, bo w książce zapewne mugolak szybko zostałby zlikwidowany, a tu najwyżej Carter mogłaby jakoś się wywinąć, ale to trochę bez sensu.]
OdpowiedzUsuń[E, mi się już trochę przejadły, ale co kto woli :D
OdpowiedzUsuńTeż będę myślała, może jutro wpadniemy na genialne pomysły i jakoś je splączemy xd]
[ejejejej, a mogę Mudim z Sagą? Bo wtedy Mati zostanie z Alecto, czyli się jakoś połapię. A ja tak lubię ogarnięcie.]
OdpowiedzUsuń[Och, dzięki :D I wiesz co, ja bym chciała wątku z Mathiasem, bo Imogen zawsze się przyda coś w te desenie, ale... No i tu jest problem, bo gdyby opierać się na tym, że z niej jest mugolaczka, to albo wyjdzie coś naprawdę złego, czego żadna z nas nie chce (na przykład będzie musiał mi biedną Imogen zabić, a ja się już przywiązałam) albo się szybko wątek urwie. :x]
OdpowiedzUsuń[Wpadło mi do głowy coś, ale nie wiem, czy jest dobre.
OdpowiedzUsuńDzień był bardzo wietrzny, ale Blake i tak postanowiła zorganizować trening. W którymś momencie kafel odbija się na przykład od obręczy i niesiony wiatrem ląduje gdzieś w Zakazanym Lesie albo na jego obrzeżach (tak wiem, w uj prawdopodobne, ale kij z tym XD). Mathias mógłby go znaleźć, bo pewnie taki typ jak on obserwuje szkołę spomiędzy drzew, a jak nie to na potrzeby wątku zrobi się wyjątek. No, i tu następuje inteligentna wymiana argumentów, dlaczego powinien lub nie oddać jej tego kafla XD Głupie wiem.]
Na początku niezbyt jej się podobało, że szanowny Czarny Pan narzucił jej całe te spotkania z Mathiasem. Zupełnie tak, jakby dookoła nie było innych śmierciożerców, zdolniejszych, ale przede wszystkim takich, których Jill darzyła nieco większą sympatią, niż tego oto wyżej wymienionego. Wkurzał ją, nie owijając w bawełnę. Połowę swojego cennego czasu spędzała na kłótniach z nim, żeby ostatecznie nie zrobić nic, co pożyteczne, a jedynie wylądować z nim w pieprzonym łóżku i jeszcze stwierdzić, że jej się to podoba.
OdpowiedzUsuńCo nie zmienia wcale faktu, że musiała w siebie sporo wlać, zanim udała się do jego mieszkania i zapukała do drzwi. Obecnie kręciło jej się w głowie, dźwięki były nieco zbyt przytłumione, a w pewnym momencie dotarło do niej, że słowa nie brzmią tak wyraźnie jakby chciała, nawet w jej własnej głowie. Ale chłodne powietrze potrafi nieco otrzeźwić, co w obecnej sytuacji było zdecydowanym pozytywem. Bo Stone po alkoholu stawała się dziwnie uległa, zupełnie jak nie ona, a w kontakcie z Mathiasem mogło się to bardzo źle skończyć.
Mimowolnie oblizała wargi widząc go w samych spodniach i poszła za nim, dotykając palcami ściany, żeby w razie czego się przytrzymać. Przejście z zimnego powietrza do ciepłego pomieszczenia raczej nie było dobrym pomysłem, na pewno nie teraz. Opadła z ulgą na fotel i uśmiechnęła się szeroko, obserwując uważnie każdy ruch mężczyzny. Jebło jej, no co poradzić.
- To co zwykle - mruknęła i wyjęła różdżkę, obracając ją w dłoni. - Jakieś plany, panie profesorze? - spytała, podkreślając dwa ostatnie słowa i przenosząc na niego spojrzenie. - Bo na razie czuję się trochę... Mało wykształcona, jeśli chodzi o zaklęcia. Może się pan do tego nie nadaje, hm? - rzuciła nieco złośliwie.
[Albo June go zainteresuje i nie wiem, co dalej.
OdpowiedzUsuńAlbo zacznie ją wykorzystywać do różnych zadań, będzie zły i niedobry... Nie wiem :D
Ale przystojniak *.*]
[Och, ale niech jej tak cały czas nie wykorzystuję, bo ona umrze *.*
OdpowiedzUsuńA skoro ona taka piękna, to wypadałoby, żeby Mathias zaczął ;P]
[Więc... co z tym naszym wątkiem?]
OdpowiedzUsuńCourtney
[Hm, no pewnie i bym mogła, ale nie wiem kiedy.]
OdpowiedzUsuńNo tak. Lepiej nie kochać zimnego drania, który nie ma nic pod pięknym uśmiechem i ciałem. Bo jeśli brak mu duszy, interesuje go tylko fizyczność... Kobieta, ale bez aspektów emocjonalnych. Emm była na tyle naiwna i głupiutka, że wierzyła, że wszystkich da się nawrócić i sprowadzić na lepszą drogę... I ta naiwność jej nieco ułatwiała. Do tego dochodziła nieświadomość, bo w świecie pożądania, seksu i namiętności poruszała się dosłownie jak ślepy ze świecą. Nic jej to nie dawało, aczkolwiek kiedyś tzreba było spóbować... A teraz czuła, że musi, że chce i to może być jedyna okazja. Ślepo zaczynała w to wierzyć.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że podejrzewała go o to, że jest kobieciarzem, ale nie spodziewała się, że aż w takim stopniu. Może myślała, że złamał raptem kilka niewinnych serduszek, ale zapowiadało się na dużo większą liczbę. To smutne, bo pewnie w tych samych kategoriach myślał o Emmeline. A ona tak strasznie bała się przysłowiowego zawodu miłosnego. Pragnęła coś przeżyć, by mieć do czego wracać... Chociażby myślami, jeśli wspomnienie będzie nieuchwytne. Emm była marzycielką amatorką, dziewczynką, tak można to określić.
Ale na marzeniach się kończyło i chyba tak było lepiej. Przynajmniej to co teraz działo się wokół niej i z jej ciałem w środku, było zaskakujące, jedyne, niepowtarzalne. Nie było słów, które mogłyby określić to co ona czuła. Coś w niej łamało się na pół, to co niewinne siedziało w niej przez tyle lat. Pierwszy raz poczuła pożądanie i to w tak dużym stopniu. To przecież niemądre pożądać kogoś kogo zupełnie się nie zna, kto jest tyle lat starszy. To było zwyczajnie niemoralne, ale o dziwno, Emmeline nie interesowała teraz moralność ani żelazne zasady. Teraz liczyła się ona, ta jedyna chwila... Być może będzie żałować, ale nie czuła potrzeby matwienia sie na zapas. Chciała w to wejść całą sobą, w tym momencie tego chciała.
Kiedy ich ciała stały naprzeciw siebie, a ona zagłębiała spojrzenie zielonych oczu w jego ciemniejących tęczówkach. Przez chwilę nawet pomyślała, że nie spodobało mu się, że przygryzała tą wargę, ale później... Później wszystko było piękniejsze. Każdy dotyk, muśnięcie opuszka jego kciuka... Serce, aż wyrywało jej sie z klatki piersiowej, brakowało jej tchu, a wtedy on wykonał taki niespodziewany ruch. Teraz nie dziliły ich nawet milimetry. Ich ciała ściśle do siebie przylegały. Pocałował ją. Pocałował Emm... Chyba oberwała sie w niej chmura i zalała ją pragnieniem, pożądaniem. Z początku nieśmiało oddała mu pocałunek, a później jakby badawczo zerknęła mu w oczy... I była już jego. Oplotła dłonie wokół jego szyi, nieco wsuwając palce we włosy, a usta zaczynały pogrążać się w coraz to namiętniejszym pocałunku, który o dziwo Emm chciała kontynuować.
[O, mam coś, droga Herbatko, ale tylko to mi wpadło do głowy i nie wiem czy dobre. :c
OdpowiedzUsuńA więc wymyśliłam sobie, że moja buntownicza Imogen wyszłaby sobie wieczorem do Hogsmeade, żeby się przewietrzyć, bo to styczeń i błonia za zimne, żeby sobie po prostu tak po nich połazić. I bum, nagle wpada na Mathiasa i na początku próbuje grać odważną, ale on ją podpuszcza i tam coś jej wciska, żeby ją nastraszyć. Uff. Mam nadzieję, że to co tu naprodukowałam jest w miarę zrozumiałe.]
Coś musiało być w tych niezwykle irytujących naukach matki, żeby trzymać się grupy, nawet jeśli kierowane były one do osoby, która robiłaby to nawet bez monotonnego gadania. W wakacje kiedy wychodziła z koleżankami na imprezy nie słyszała 'Nie zadawaj się z chłopakami, nie upij się' tylko 'Nie strać dziewczyn z oczu'. Wiadomo, łatwiej spuścić manto zboczeńcowi w pięć osób, niż w pojedynkę i to niezbyt wprawną piąchą. Zmysł taktyczny miała tylko na boisku, poza tym łatwiej sterować kimś, kto prawdopodobnie cię wysłucha.
OdpowiedzUsuńWyprawy do Hogsmeade były miłą odmianą, dlatego Blake brała udział w każdej, nawet jeśli rozkładała ją choroba leciała po zapas słodyczy i ingrediencji, chwilę przyklejała nos do wystawy u Zonka, po czym wracała, każdą następną godzinę ubolewając nad swoją głupotą, która wyciągnęła ją z łóżka i przyprawiła o katar porównywalny z Niagarą. Tak czy inaczej, tamtej soboty wybrała się także, zwłaszcza, że zaprosili ją znajomi z Gryffindoru, a z tamtymi z pewnością czekała ją lepsza zabawa, niż ze strachajłami z Hufflepuffu. Nie żeby nie lubiła Puchonów, sama była jednym z nich, ceniła ich spokój, ale wnerwiało ją to, że wszystkiego się obawiali. Nie umieli trzymać się swojego zdania, cudze docinki strasznie ich dobijały, no takie chodzące ofiary życiowe, których jedynym prawem do egzystencji było całodobowe siedzenie w składziku. Dlatego pomachała ładnie i poleciała do sali wejściowej, gdzie czekało na nią kilkoro Gryfonów z równoległej klasy, a następnie skierowali się do wioski. W planach były sanki na wzgórzu nieopodal Wrzeszczącej Chaty, a potem kremowe piwo w Trzech Miotłach, także całkiem przyjemnie.
Kiedy minęli Hogsmeade i kierowali się prosto na górkę, Blake nagle potknęła się o wyrżnęła orła na śliskiej drodze. Winowajcą był nie tylko lód, ale też niezawiązane sznurówki, które nie chciały współpracować ze skostniałymi od mrozu palcami. Klnąc pod nosem i co chwila unosząc wzrok na oddalającą się grupę, próbowała doprowadzić buty do porządku, kiedy nagle coś trafiło ją w plecy i straciła przytomność.
Kiedy otworzyła oczy myślała, że oślepła, dopiero po kilkunastu sekundach zdołała rozróżnić cienie w ogarniętym mrokiem pomieszczeniu. Nie było duże, śmierdziało stęchlizną i wszystkie okna były zamknięte oraz zasłonięte. Gdzieś w oddali słyszała głosy, ale była zbyt otępiała, aby się im dokładniej wsłuchać, toteż tylko siedziała i próbowała ogarnąć, co się właściwie dzieje. Znów zaklęła, kiedy ktoś trzasnął drzwiami, a ciężkie buciory zrobiły kilka kroków w pokoju, w którym siedziała. Próbowała wstać, ale jakiś geniusz przywiązał jej nogi i ręce do krzesła, a w bucie nie czuła uwierania różdżki. Ćwoki musiały ją zabrać.
- Mogę spytać co tu się dzieje? - Jej głos wydał jej się nienaturalnie głośny, toteż znów się skrzywiła. Nie czuła strachu, jeszcze nie, bo człowiek jakoś tak ma, że póki nie dowie się, ile życia mu pozostało umie trzymać nerwy na wodzy. Poza tym była zbyt zszokowana, aby zastanawiać się nad histeryzowaniem.
[A dziękuję bardzo ^^]
OdpowiedzUsuńMinnie Sunderland