10.03.1960 // Londyn // Gryffindor
prefekt // dąb, 12 cali, szpon hipogryfa
półkrwi // pełnia // jeż
zawodowo zajmuje się wyciem do księżyca
Dzieciaki zazwyczaj są niesforne. Zbijają wazony, biegają jak obłąkane wokół sofy w salonie, wykrzykując cienkimi głosikami, że chcą bajkę albo po prostu knują coś niedobrego, siedząc pod stołem w kuchni. Ale przecież mały Remus był nieco inny, prawda? W wieku sześciu lat już sam sprzątał po sobie zabawki bez ojca prawiącego kazanie na głową, a jeszcze wcześniej jako jedyne dziecko na świecie siedział cicho i spokojnie podczas rodzinnych spędów, podsłuchując rozmowy dorosłych. Zdecydowanie Lupinowie mieli się z czego cieszyć i to też robili, wiodąc spokojne życie gdzieś na przedmieściach Londynu. Ale że w prawdziwym życiu rzadko zdarzają się szczęśliwe zakończenia, słodką sielankę przerwał pewien psi incydent, wynik odmowy Johna Lupina do prowadzenia jakichś bardzo tajemniczych interesów. Od tej pory Remus jest, powiedzmy... bardziej zwierzęcy niźli ludzki, ale tylko gdy na niebie pojawia się okrągły, świecący Księżyc. Takim sposobem pobił wszystkie nadpobudliwe bachory na głowę, i to jeszcze całkiem niechcący.
W tym przypadku to nawet nie było niczym zabawnym, bo przecież jak to dziecię sobie w świecie poradzi? Zwłaszcza, że został dziabnięty boleśnie w tak młodym wieku, kiedy powinien pałać miłością do słodyczy i małych samochodzików a nie ludzkiego mięsa. Rodzicom w tempie ekspresowym przybyło zmarszczek i zmiażdżyć ich zamierzała masa problemów, bo zbliżał się ten czas, czas chyba najważniejszy w życiu każdego młodego czarodzieja. Jak mieli puścić biednego Remusa do Hogwartu? Przecież kto przy zdrowych zmysłach narazi swoich uczniów na towarzystwo chłopca co prawda zdolnego, ale jednak... No dobra, zabijanie wszystkiego co się napatoczy co miesiąc to raczej nie jest zdolność, którą można się chwalić i mówić 'Ha, ja to mam a ty nie masz, możesz mi czyścić buty'! Wtedy spadł im z nieba (nie jak śnieg, bardziej jak ulewa złożona ze złotych monet) Dumbledore, który powinien chyba dostać order za całokształt i zwalczanie dzikich problemów. Remus trafił do Domu Lwa, znaleziono mu miejsce idealne do siania spustoszenia i wycia w tę jedną noc, a do całego pakietu dołączono trzech wspaniałych przyjaciół! Żyć nie umierać, prawda?
Nikt nie wie - łącznie z nim samym - jakim cudem Lupin jest jednym z tych Huncwotów. Przecież on taki grzeczny i poukładany, z równowagi mogłoby co najwyżej wyprowadzić wyrzucenie przez okno pary jego ulubionych skarpetek (serio takie ma, pewien osobnik kiedyś próbował to sprawdzić - był najprawdopodobniej pierwsza osobą w historii, która widziała, jak biedny Luniaczek dostaje szału). Ale w sumie to wszystkim tylko się tak wydaje, bo z niego normalne chłopię jest, po prostu przy nich wypada znacznie grzeczniej. To on jest tym żywym głosem rozsądku, choć i tak zazwyczaj siedzi cicho i tylko wzdycha, głośno i ciężko, jakby dopiero co stoczył walkę z wielkim trollem górskim. Regulamin niby jest święty, ale dla swoich przyjaciół napisał nowy, krótszy i niedorzeczny, jak kiedyś sam stwierdził. Ale to kwestia poświęcenia się, a akurat w tej dyscyplinie Remus zdecydowanie bije rekordy. Gdyby traktował ich jak wszystkich, już dawno zostałby sam, bo reszta Huncwotów odrabiałaby dożywotni szlaban.
Nikt nie wie - łącznie z nim samym - jakim cudem Lupin jest jednym z tych Huncwotów. Przecież on taki grzeczny i poukładany, z równowagi mogłoby co najwyżej wyprowadzić wyrzucenie przez okno pary jego ulubionych skarpetek (serio takie ma, pewien osobnik kiedyś próbował to sprawdzić - był najprawdopodobniej pierwsza osobą w historii, która widziała, jak biedny Luniaczek dostaje szału). Ale w sumie to wszystkim tylko się tak wydaje, bo z niego normalne chłopię jest, po prostu przy nich wypada znacznie grzeczniej. To on jest tym żywym głosem rozsądku, choć i tak zazwyczaj siedzi cicho i tylko wzdycha, głośno i ciężko, jakby dopiero co stoczył walkę z wielkim trollem górskim. Regulamin niby jest święty, ale dla swoich przyjaciół napisał nowy, krótszy i niedorzeczny, jak kiedyś sam stwierdził. Ale to kwestia poświęcenia się, a akurat w tej dyscyplinie Remus zdecydowanie bije rekordy. Gdyby traktował ich jak wszystkich, już dawno zostałby sam, bo reszta Huncwotów odrabiałaby dożywotni szlaban.
Wygląda trochę jak kujon, ale on nic na to nie poradzi, książka to jakby stały element jego ubioru, ona by bez niego nie istniała, a on bez niej. Nawet jeśli nie czyta, to siedzi i gładzi palcami okładkę albo bezmyślnie przewraca strony, w gruncie rzeczy starając skupić się na czymś innym. Od zawsze tak było, że kiedy nie mógł sobie z czymś poradzić to czytał nawet książkę kucharską, żeby pomysł szybciej wpadł do głowy. Nieco pokręcona logika, ale skoro nadal żyje i nic mu nie jest, to chyba działa. W swoim pokoju ma wielki regał zapełniony tomiszczami, a do Hogwartu przywozi cały zestaw znoszonych książek, w sumie z przyzwyczajenia. Ale takim jak on to pasuje i tego się po nim właśnie spodziewasz.
Jeśli chodzi o coś bardziej żywego jak na przykład dziewczęta, to Lunatyk jako takiego zainteresowania nimi nie wykazuje, chyba że są inteligentne, wtedy potrafi nawet porozmawiać z nimi dłużej niż standardowe pięć minut gadki o niczym. I nie chodzi tu o to, że on czuje inaczej czy jest zbyt nieśmiały... Po prostu nie ma czasu na amory, ochoty zbytniej też nie, bo sam siebie w takiej sytuacji nie potrafi wyobrazić. Tak samo jak siebie na imprezie. Jest raczej jednym z tych, którzy po północy siedzą na kanapie i piją herbatę, obserwując uważnie rzygających po kątach kolegów i pomagają tym, u których grawitacja najwyraźniej wysiadła i próbują chodzić po ścianach. Bo z niego troskliwy typ, który zmianę twojego nastroju zauważy błyskawicznie, ale będzie taktownie milczał, dopóki sam nie zapragniesz się zwierzyć. Przechowuje w swojej głowie już tyle ludzkich tajemnic, że różnicy mu to zbytniej nie sprawia, oby drugiej osobie to przyniosło ulgę. Widzicie, jakie ma dobre serce?
Nie jest chuchrem i sierotą, ale mięśniakiem też nie można go nazwać. Ostatnimi czasy zrobił się nieco wyższy i nagle zaczął patrzyć na trzy czwarte zamku z góry, co na początku zmuszało go do nieustannego garbienia się, by przestał czuć to cholerne zakłopotanie. Włosy ma takie w sumie nijakie, ni to brąz, ni to niewiadomojaki. Zależy z której strony staniesz, jakie świeci słońce, bo czasem naprawdę nie można stwierdzić, czy codziennie farbuje włosy, czy one całe to tylko złudzenie optyczne. Dopełnieniem tego wszystkiego są miodowe oczy, wspaniałe kości policzkowe i... kilka blizn, ale shh, bo to jest temat tabu. Już dawno skończyły mu się wytłumaczenia na nie wszystkie, więc udawaj, że ich nie ma. Inaczej Luniak przestanie być Luniakiem, a zacznie gryźć. O ile nie ciskać piorunami i szlabanami. Kiedy już minie zmęczenie, przygnębienie i skończy się cudowna herbata, rzecz jasna.
odautorsko:
mój mózg zaginął. zaczynam zawsze, nie myślę nigdy. taka tam, moja mała reguła.
i już się zaczynam gubić. sigh.
i już się zaczynam gubić. sigh.

[ LUNIACZEK! kartę czytałam wcześniej, nie bij :D piękny, idealny Luniaczek, aż zazdroszczę.]
OdpowiedzUsuńEvans
[OESU, mąż mój *_* I to jako Luniaczek <3] Witam, witam :D]
OdpowiedzUsuńLove
[Rzeczywiście, Luniak jak z obrazka. Zaczytany, zamyślony, jakby kosmita pośród innych, ale taki właśnie powinien być.
OdpowiedzUsuńMoże masz jakiś pomysł na wątek? ]
Lamia
[Luniek, luniek, luniek <3 wątku się domagam! :3]
OdpowiedzUsuńLeah Miles
[reeeeeeeeeeeeeeeeemus i ten pyszczek *-*
OdpowiedzUsuń- Callaghan
[skoro tak ładnie prosisz o wątek, nie mam serca ci odmówić ;) skoro Lunatyk nie jest zainteresowany dziewczynami, prócz oczywiście tych inteligentnych - a zaznaczam, że Emm właśnie taka jest - proponuję jakiś niewybredny wąteczek, bądź powiązanko ;) Muszą się znać, bo od siedmiu lat są w Gryffindorze, a zwłaszcza, że Emm jest przyjaciółką Jamesa ;D w takim razie proponuję jakąś bezsenną noc. Powiedzmy, że Lupin już siedzi przy kominku w pokoju wspólnym, a Emm schodząc z żeńskiego dormitorium dostrzega go i za jego pozwoleniem przysiada się ;) mooooże być?]
OdpowiedzUsuńEmmeline
[ i tak ma być. samoocena w góre idzie, raz dwa.
OdpowiedzUsuńbo Ci Luniek idealny wyszedł, taki jaki być powinien noo.
A dziękuje, wszyscy się jej zdjęciem zachwycają, a mnie jakoś nie przekonuje ._. jakoś mi do niej nie pasuje, jak wszystko, bo moja Ruda to taka nijaka Evans jest.
ale wątek chcemy nie? ;>]
Evans
[ Remusik! Ty wiesz, że się wątek szykuje, nieee? <3 ]
OdpowiedzUsuńJames
[ ZARTUJESZ? dzięki Tobie WRESZCIE POZNAŁAM TOŻSAMOŚĆ PANA NA ZDJĘCIU <3 ten komentarz wniósł BARDZO DUŻO!]
OdpowiedzUsuń[Rubciu, to z kim mam do czynienia? Z McMillanem? Bo styl karty jest taaaaaaaki podobny i w ogóle chcę wącisza z Lupinem i moją Savcią!]
OdpowiedzUsuń[Tak bardzo się podnieciłam, że jest Luniek, że zapomniałam myśleć :c. Ja na razie pomysłu żadnego, niestety - wszystko nudne i niefajne. Mózgu, czemu mnie nie kochasz?!]
OdpowiedzUsuńLeah Miles
[ tyyyy mi każesz myśleć?! no wiesz co :C
OdpowiedzUsuńprzychodzi mi tylko do łba, że musiałby z nią korytarze patrolować, podczas gdy ona jęczałaby na temat tej jego uległości.
mogłaby się z Irytem użerać i uratowałby jej tyłek.
albo Ruda wymknęłaby się do wioski, podobnie jak Huncwoci, ale oni w celach uzupełnienia zapasów u Zonka czy coś. i by ją przyłapał, bo by się od nich odłączył.
albo za cholere nie wiem, bo ja też od zaczynania jestem ;C]
Evans
[ ale ja nie bije nikogo! Ruda czasami gryzie, ale głównie Potter`a więc Luniaczek raczej będzie bezpieczny. i jestem pewna, że twój początek będzie lepszy niż milion moich. a co do wątku to daje Ci wolną ręke]
OdpowiedzUsuńEvans
[Jak ty to ładnie ujęłaś - zjawia się Leah i robi bum XD. No ale dobra, niech ci będzie. Ja w tej chwili myśleć nie mogę, mam GIGANTYCZNY (tak, tak gigantyczny, że musi być dużymi napisane!) ból głowy który zaraz rozsadzi mi czaszkę. Nice, right?]
OdpowiedzUsuń[Dobry wieczór. Z chęcią coś powymyślam, jednak przed tym chciałabym zapytać, czy masz może jakiś pomysł na ewentualne powiązania? ]
OdpowiedzUsuńMarlene
Była. Była symbolem władzy, a zarazem przywoływała dziesiątki
OdpowiedzUsuńwrogów z różnych roczników, które obecnie uczęszczały do Hogwartu. Także ci, którzy byli uraczeni funkcją Prefekta, nieraz zaliczani byli do tych, co mają jedynie w planach podlizywanie się nauczycielom i pokazanie im, jacy to oni nie są dojrzali i odpowiedzialni. Ludzie zazwyczaj tak sądzili.
Przeważnie było to błędnym osądem, aczkolwiek w niektórych przypadkach istniały takie jednostki, co to wszystko wykorzystywały. Pod tym względem mogło to zostać uznane za ogromną niesprawiedliwość, ale... Gdyby każdy, kto nie jest zadowolony, pełnił funkcję Prefekta, nie skorzystałby? I tutaj rodzi się dyskusja: tak, nie i dlaczego tak uważamy. Trzy godziny wyrwane z życiu gwarantowane. Najmniej, trzy godziny.
Savannah z pewnością zazdrościła prefektom tego, że mogli oni pozwolić sobie na wyjście nocą na korytarz. Jej to było przydatne. Choćby ze względu na to, że czasem (choć nie tak często) miewała noce, podczas których nie mogła zasnąć. Nieważnym było czy leżała godzinę lub trzy - nie mogła i już. Wtedy śmiało zaliczała kolejne godziny zmarnowane na tym, że nic nie będzie robiła.
I dzisiaj była kolejna. Wzdychała ciężko, z pewnym zrezygnowaniem. Chciałaby zasnąć na pełen wymiar godzin przeznaczonych dla organizmu, aby ten wypoczął. Nie było to niemożliwe ze względu na złośliwość jej życia, ale też ze względu na to, że niektóre współlokatorki nie potrafiły zachowywać się cicho i tak, by nie zbudzić innych o wczesnej porze.
Rowan wstała najciszej - jak tylko było możliwe - z łóżka, kierując się do szafy, gdzie schowane miała swoje ubrania. Wyciągnęła jakieś spodnie, przetarte trampki i rozciągnięty swetr, którym można było się otulić kilkakrotnie ze względu na jego nieokreślony rozmiar. Niemalże z przyzwyczajenia - co robiła przed snem lub wcześniej wstając i nie mając nic do roboty - zaplotła włosy w długi, gruby warkocz. W niego natomiast wcisnęła różdżkę.
Między wyjściem z domu Roweny a spotkaniem Remusa, czas spędziła w bibliotece, wczytując się w jakąś starą treść. Być może w nadziei, że coś ją zainteresuje. Korzystając z pozostawionego przez kogoś pióra i kałamarza, coś nakreśliła skrawku pergaminu, który znalazła w księdze (jakby ktoś zaznaczył stronę, jaką ostatnio przejrzał).
Miała nadzieję, że ta krótka podróż obędzie się bez jakichkolwiek przeszkód w postaci nauczycieli czy innych, niechcianych osób.
Nadzieja matką głupich, a głupi mają zawsze szczęście.
Powyższe zdanie ewidentnie przedstawia to, jakiego pecha w życiu ma Krukonka, skoro jej myśli przepełnione naiwnością, zrobiły jej na przekór. Wychodząc z jednego zakrętu, trafiła na coś. Tym "czymś" był Lupin, którego twarz błyskała pod dość przerażającym kątem, a końcówka różdżki jakimiś cudami (a wiemy, że słuchawki, sznurówki, kabelki i inne przedmioty mają do tego zdolność!) wcisnęła się dziurki swetru dziewczyny.
[Jest pięknie ;)]
OdpowiedzUsuńWładza. Z pozoru to bezkresne możliwości, jednak często zapominamy, że to duża odpowiedzialność. Oczywiście jeśli osoba zainteresowana traktuje to poważnie. Często w praktyce to tytuły nadawane za nic, lecz nie jest to regułą. Emm zdecydowanie nie była do tego stworzona. Podporządkować także się nie chciała... Jest kimś w rodzaju samotnika, chodzącego własnymi drogami. Nie da się jej zamknąć w kwadratowej ramce, bo zdecydowanie nie spełnia standardów. Jej umysł, który ciągle, zdaje się bezkreśnie, potrzebuję dopływu wiedzy i nowych doznań, potrzebuje żeby Emmeline była kimś trzymającym się na uboczu, tym który nie rzuca się w oczy. Z drugiej strony serce. Ono pragnie by Emm została zauważono, ale tylko przez wyjątkowe osoby. Klasyczna walka serca z rozumem.
Zazwyczaj brunetka nie spała tylko w czasie pełni. Wtedy, księżyc bardzo osobliwie i intensywnie na nią działał. Wręcz odczuwała bóle kończyn, natłok myśli, które nie pozwalały jej nawet zmrużyć oczu, zbyt wiele pytań retorycznych. Ale dziś do pełni daleko, a Emmeline czuła nieodpartą chęć wyjścia z dormitorium. Wiedziała, że tutaj już nic jej nie czeka, a opuszczając je, mogłaby znowu chodzić, podążać korytarzami Hogwartu. Niezmiennie to lubiła, zawsze sama, zawsze kończąc na Wierzy Astronomicznej, podziwiając przepiękne tereny wokół zamku. Jezioro, błonia, góry... Było tam niemal wszystko. No tak, w końcu to magiczne miejsce.
Emm na wspomnienie uśmiechnęła się szeroko i zeskoczyła z łóżka, wskakując od razu w buty. Na ramiona niedbale zarzuciła beżowy wełniany sweter sięgający jej do połowy uda, nawet nie zapinając jego guzików. Oczywiście zabrała ze sobą różdżkę i stojąc już przy drzwiach, badawczo zerknęła na śpiącą Lily. Lekko, choć niewesoło, uśmiechnęła się i po cichu opuściła sypialnię. Teraz tylko pokonać kamienne, kręcone schody. I jest już w pokoju wspólnym. Ale nie sama. Już z daleka poznaje, że przy kominku siedzi Lupin i jak zawsze czyta, zapewne coś ciekawego. Pewnie mogliby się wymieniać lekturami. Podchodząc bliżej, niemal na palcach, stanęła za jego fotelem. - Witaj Remusie. - uśmiechnęła się kącikiem ust, a swoje dłonie ułożyła na jego ramionach. Wzrok zatopiła w tańczących i ciepłych ognikach, a dłonie, które jeszcze przed chwilą spoczywały na jego barkach pięły się przez kark, szyję w stronę jego gęstych włosów. Zatopiła je w nich i nieco je mierzwiąc, zapytała. - Kolejna bezsenna noc, czy jako prefekt nawet w nocy pilnujesz porządku? - uniosła lekko brew, choć wzroku nie odrywała od ognia. W pokoju zrobiło się pusto, nawet przyjemnie.
Emmeline
[nie bardzo wiem jak zareagować, więc chyba po prostu najładniej jak potrafię podziękuję za komentarz pod kartą. poza tym liczę, że móżdżek szybko się znajdzie, bo szkoda stracić tak lekkie pióro z oczu.]
OdpowiedzUsuń[Lupin jest świetny, poza tym bardzo mi fota pasuje, bo czasami to można się spotkać z kompletnie idiotyczną wizją Remusa, a jest zbyt wspaniały, by go zepsuć! Jakieś pomysły na wątek?]
OdpowiedzUsuńSnape
[Wyszłabym za Lupina, gdybym mogła, a Twój jeszcze taki śliczny.]
OdpowiedzUsuńLilja
[I już nie ma Jona, jest taki Luis ;c Ale też przystojny xD
OdpowiedzUsuńI nie, nie pomyliłaś się, trafiłaś pod właściwe drzwi ^^]
Mathias
OdpowiedzUsuńZnając Ślizgonów, to oni z chęcią rozdeptaliby te żaby, żeby tylko plamy pozostały. Ba, obsmarowaliby jeszcze siedzenia Gryfonów i robili wszystko, byleby tylko zniszczyć życie przedstawicielom domu Godryka Gryffindora. Oni byli do wszystkiego zdolni. I nie dlatego, że byli sprytni. Nie mieli mózgu, matki ich nie ukochały i zamiast dawać im się wyszaleć na dworze, to wysyłały ich na lekcje tańca, by w wieku pełnoletności błysnęli na jakimś balu, gdzie znajdują się rody czystej krwi.
Prawdę mówiąc, to panna Rowan im współczuła. Odczuwała względem nich - najczęściej - litość, ponieważ to, że musieli mieć wybrane przez rodziców żony czy mężów i zachowywać się tak, jakby ktoś im kij w tyłek wsadził. Byli oni tacy biedni, a zarazem tacy głupi.
Aż westchnąć można na myśl o tym. Nawet jeśli ona czasem musiała się pojawić to robiła tylko po to, by być na dziesięć minut, a następnie wypowiadała się tym, że była umówiona dawno temu i znikała gdzie indziej, chcąc mieć od nich spokój.
Dobrze, że zdążył wyplątać różdżkę z jej swetra, nim ją do siebie przycisnął. Bo tak to jej ulubiony sweter stałby się ponczo z frędzlami. Wystarczyłoby dać jeszcze sombrero i człowiek może jechać na fiestę! Z pewnością do twarzy jej w takich żywych kolorach, choć podkreślałoby to jej bladość i prawie że przeźroczystość.
Ona w przeciwieństwie do Lupina nie zaniosła się krzykiem, piskiem, jak to zrobiłyby inne dziewczyny. Czasem miała wrażenie, że one robiły to tylko po to, by zwrócić na siebie uwagę i ktoś je uspokoił. Zdesperowane pragnęły uwagi, a to było najgorsze, co mogło być.
Uniosła jedynie brew ku górze, a potem wzruszyła ramionami.
- Zawsze były. Odsłaniały za dużo. - odpowiedziała cicho, odchodząc od niego na krok, by chłopak mógł się ogarnąć, a jego serce przestało tak mocno bić. Co jak co, ale Savannah nie chciała nikogo wprowadzić do grobu ze swojej winy. Wtedy to dopiero czułaby się źle.
- Ale strach u Prefekta nie jest wskazany! Jeszcze u Huncwota. - dodała, mrużąc nieco oczy i przystanęła obok Remusa, by poprawić jego kołnierz - W końcu to wy straszycie swoimi kawałami. - oznajmiła spokojnym tonem, choć miał być on w pierwszym zamierzeniu nieco złośliwym.
[To jak jest tak słodko, to chcę wątek :3 Ta dwójka na pewno zna się z biblioteki, to ich drugi dom, książka zawsze pod pachą i te sprawy.]
OdpowiedzUsuńLilja
[Luis Batalha, o ile dobrze pamiętam ;3]
OdpowiedzUsuńMathias
Tak, wiedziała co to znaczy gonić nieuchwytne myśli. Wiedziała też co to znaczy, gdy się czegoś szuka i już wydaje się, że ma się odpowiedź, a ona sprytnie ucieka zostawiając nas z niczym. Doskonale znała chwile, gdy czytała książki, uczestniczyła w zajęciach, a myślami wybiegała w eter, gdzie na dobrą sprawę nic jej nie czekało. Ewentualnie setki pytań retorycznych, na które nie miała odpowiedzi.
OdpowiedzUsuńCzuła pod opuszkami palców, kiedy po jego skórze przeszły delikatne dreszcze. Od razu szerzej się uśmiechnęła. Zapewne go zaskoczyła, co chyba nie zdarzało się jej zbyt często, więc to był powód do delikatnej dumy. Bo Emm nie była pyszna, nie stroszyła się i nie grała kogoś kim nie jest. Była tylko spokojną dziewczyną, pragnącą... No właśnie. Czego Emmeline pragnęła? Sądzę, że to dla niej była zwykła zagadka, bądź sama przed sobą nie potrafiła się do tego przyznać.
Mimo wszystko Emm potrafiła patrzeć i widzieć nie to co się chce, a to co dzieje się na prawdę. W tych czasach to raczej dobra i przydatna umiejętność. Ale wracając do meritum... Emm widziała co, co miesiąc dzieje się z Remusem. Nigdy nie mówiła tego na głos, bo i po co? Nie odczuwała potrzeby dzielenia się tym z kimkolwiek. Wiedziała także o Wrzeszczącej Chacie i różnych, dziwnych anomaliach... Bo gdy znikał Luniak, znikała także reszta Huncwotów. Co najmniej podejrzane.
Dlatego gdy odwrócił się do niej, dłonią powędrowała na jego policzek, a kciukiem, bardzo delikatnie przesunęła bo chyba stosunkowo nowej bliźnie. Zamrugała ze zdumieniem, a patrzyła na niego z niewymowną troską. Jakby nieco zawiesiła się w czasoprzestrzeni i wciąż patrzyła na jego bliznę, a potem prosto w tęczówki.
- W takim razie... - odparła, powoli i zgrabnie okrążając fotel na którym siedział. - Dziś czeka mnie bezsenna noc. - oznajmiła miękkim głosem. - Więc jeżeli nie masz nic przeciwko, chciałabym Ci potowarzyszyć w nocnym patrolowaniu korytarzy. - uniosła lekko kącik ust i wyciągnęła dłoń w jego stronę. - Co Ty na to? - owe pytanie wyszeptała, wpijając w niego brązowe tęczówki. Miała nadzieję, że nie nadszarpnie jego prywatnością i nie spotka jej odmowa.
[nie bądź wobec siebie tak surowa. karta bardzo przejrzyście ukazuje postać młodego Lunatyka, a kanony to do siebie mają, że człowiek chce wiedzieć o nich jak najwięcej, ponieważ są atrakcyjne. zdjęcie również przykuwa oko i moim zdaniem dopełnia osobę szkolnego Lupina. jest bardzo dobrze, jest gryfońsko i rozsądnie!]
OdpowiedzUsuńNajbardziej, czego można było się obawiać u przedstawicieli domu Węża to nie tego, jak okrutni będą, tylko jak żałosny i głupi ich kawał wyrządzi szkody. Dziewczyna na ten moment zdążyła przypomnieć sobie, jak rok temu jeden uczeń trafił do Munga, bo wychowankom Salazara zapragnęło się zrobić bombę, której wybuch sprawił, że kilka osób się mogło zadusić. Wybrali jednak pechowo miejsce, bo ruchome schody. A nie dość, że kłąb dymu swoje robił, to jeszcze ograniczył widoczność i ktoś chyba stracił równowagę i spadł. Na szczęście, było to pierwsze piętro lub drugie, a ktoś zdążył zareagować i rzucić zaklęcie, które sprawiło, że na podłodze pojawił się materac. Jak dobrze pamiętała, to dyrekcja szkoły w żaden sposób nie była tym zadowolona. Ba, szlaban mieli bodajże do końca roku szkolnego.
OdpowiedzUsuńZawsze się znajdzie taka, która będzie chciała człowieka zmieniającego się raz w miesiącu w krwiożerczą i kąsającą bestię. Kobiety też tak się zmieniają - z miłych istot, w istne zmory i koszmary na kilka dni. Wtedy też lepiej im nie stawać na drodze i być ugodowym - niezależnie od tego czy mają rację, czy też nie. Są tacy, co uwielbiają pozornie bezbronne osoby lub te, co wydają się być tymi, którym nikt nie będzie w stanie się przeciwstawić z powodu strachu i respektu. Przecież ludzie widzieli jak pewne osoby wiązały się z wampirami lub wilkołakami. Chyba jedyni, którzy nie mogli się związać z "czymś" to śmierciożercy. Można było obruszyć góry i lasy, a i tak nie związaliby się z osobą, której krew choć w jednej tysięcznej umorusana jest mugolską rasą. Wtedy to prędzej można się spodziewać, że centaur będzie spółkował z człowiekiem, niż wyznawca czystości krwi z mugolakiem.
Owszem. Krukonka i jej intonacja głosowa oraz wyraz twarzy często sprawiały błędne złudzenie, że jest ona poirytowana, obsceniczna i traktuje innych z wyższością. Prawda była taka, że nie zwracała na to uwagi. Może i nieraz zdarzyło jej się powiedzieć coś, co nie było zbyt miłe, ale od razu, że ona ciągle osądza? Bez przesady.
- Nie, ale uczestniczysz w tych kawałach, więc daje ci to jakieś dwadzieścia pięć procent winy. - mruknęła, kręcąc z początku głową. Ta czynność spowodowała, ze długi i gruby warkocz chwilowo rozhuśtał się za jej plecami, a niektóre kosmyki uwolniły się od lekkiego splotu.
Jej nie można było zaliczyć do pedantek. Lubiła po prostu porządek i dobrą aparycję, jednak nie było to jej nawykiem i zaburzeniem, by ciągle czyścić tę samą komodę, bo nie ma co robić albo dostrzega plamy, które nie istnieją.
- To co zawsze? - powtórzyła za Remusem, delikatnie marszcząc brwi i nie mogąc zrozumieć o co mu właściwie chodzi. Savannah pewnie nie zauważała tego problemu lub - co może być i bardziej prawdopodobne - nie chciała go dostrzec - Co masz na myśli? - spytała, naciągając rękawy na swoje dłonie i idąc swawolnym krokiem wzdłuż korytarza.
Bycie prefektem, zwłaszcza prefektem naczelnym było niekiedy męczące, lecz przysparzało przy tym również rozrywki i wielu przywilejów. Możliwość rozstawiania ludzi po kątach, zwłaszcza Ślizgonów,była naprawdę kusząca i mogła wypełnić nawet najbardziej ponury wieczory w roku, zwłaszcza gdy takiego delikwenta znalazło się na szkolnym korytarzu po ciszy nocnej. Lilka miała władzę, pierwszy raz w życiu miała nad czymś, kimś władzę i była ponad innymi, co poniekąd uzależniało. Bo przy pełnieniu tej funkcji nie liczył się status krwi czy majątek, wszyscy byli sobie równi. Wystarczała tylko odznaka, srebna odznaka i jedynym ograniczeniem już był regulamin szkolny, który dla niej przyjął wartość niemal sakralną. Dlatego była w tym tak dobra.
OdpowiedzUsuńNocne patrole nie były jej ulubionym zajęciem, choć nigdy się nie skarżyła. Wycieczki po szkole w środku nocy, często doprowadzały ją na skraj szaleństwa, wystarczył mały szelest, a ona mocno zagryzała wargi by nie zacząć wrzeszczeć, a na jej skórze od razu pojawiała się gęsia skórka. Raz nawet ogłuszyła biedną panią Noris, która skradała się za nią, ale powiedzmy sobie szczerze, komu byłoby przykro z powodu chwilowej niedyspozycji tego zapchlonej kocicy?
Na całe szczęście nie była jak rozwrzeszczane puchonki, które umarłego by obudziły swym krzykiem, czy rozgadana jak krukoni, którzy podczas patrolów musieli wykazać się swoją bogatą wiedzą. Była sobą, rzetelnie wykonującą swoją pracę, bez choćby najmniejszego zająknięcia.
Ona osobiście nie przepadała za patrolami ze Ślizgonami, którzy i wtedy próbowali udowodnić jej swoja wyższość nad brudną krwią i nie raz miała okazje wysłuchać tego, jak bardzo hańbi czarodziejski ród. Dlatego gdy jej zielone ślepia tego wieczoru dostrzegły przy jej imieniu nazwisko Remusa, omal nie pisnęła z radości.Czy mógł się jej trafić lepszy partner, przy którym poczułaby się bezpieczniej? Szczerze to wątpiła.
Jej przyjaciółki dawno już spały, wymęczone do granic możliwości przeżyciami dnia dzisiejszego, gdy ona opuszczała na paluszkach dormitorium i kierowała się na dół. Ogień w kominku dogasał, a ciszę przerywało jedynie ciche syczenie płomieni. Uśmiechnęła się delikatnie, a swój wzrok skierowała na schody prowadzące do męskiej części sypialnianej. Usiadła na jednym z foteli, przekonana, że Remus jeszcze nie wyszedł i nie pomyliła się. Usłyszała skrzypnięcie drzwi,a potem kroki stawianej na schodach, uśmiechnęła się szerzej, gdy ujrzała pozostawioną w nieładzie czuprynę Lunatynka.
- Gotowy partnerze?Ale wiesz, mógłbyś poczekać..- wyrywa jej się z ust, z rozbawieniem, gdy on nie dostrzegając jej zmierza w stronę wyjścia z pokoju. Podnosi się leniwie, upewnia się, że w kieszeni jej szaty znajduje się różdżka i radosnym krokiem podchodzi do zaskoczonego Lunatyka.- Nie mów, że nie sprawdzałeś z kim będziesz dzisiaj się męczył.- mruczy dziewczę, gdy już podeszła do niego i uraczyła go ciepłym uśmiechem.
Evans
[Zacznę <3 z Lupinem zacznę. Darzę go zbyt wielką miłością :D]
OdpowiedzUsuńBiblioteka. Czy gdziekolwiek indziej Lilja mogła być szczęśliwsza? Nie. Chyba, że na zewnątrz w czasie deszczu lub kiedy leżało dużo śniegu. Kiedyś w domu, ale nie teraz. Kiedy żył tata, mama była szczęśliwa, a ona beztroska. Nie teraz, kiedy bała się własnego ojczyma i do domu wolała nie wracać wcale. To nie sprzyjało byciu szczęśliwym. Nie to, żeby działa jej się jakaś krzywda, ojczym był zawsze miły, ale Lilja mu nie ufała. Była niemal pewna jego powiązań ze śmierciożercami. Nigdy jednak nie pytała, ze względu na matkę. Za bardzo ją kochała. Nie chciała dokładać jej problemów.
Ale biblioteki uwielbiała od zawsze. Przede wszystkim, dzięki temu, że są domem książek, a książki kochała jeszcze zanim nauczyła się tak naprawdę czytać. Dzięki tacie, który zawsze jej czytał, a sam miał pokaźną kolekcję książek. Ale też dlatego, że biblioteki są spokojne, ciche i można tam bez problemu zebrać myśli. Odprężyć się. Zagłębić w lekturze. Napisać w spokoju wypracowanie.
Tego dnia ściągnęła ją tam książka. Książka własna, jedna z wielu odziedziczonych po ojcu, ale ani w dormitorium, ani w pokoju wspólnym nie mogła znaleźć spokoju, by przeczytać. Udała się więc do swojego ukochanego miejsca. Było tam mało ludzi, mało nawet, jak na bibliotekę, co jeszcze bardziej ją ucieszyło. Nie mogąc się oprzeć, nim zaczęła czytać, weszła między regały, odszukując odpowiedni dział z książkami zielarskimi. Szukała czegoś, wiedziała, że biblioteka szkolna ma to w swoich zasobach, ale nigdy nie mogła trafić. Więc aż ciężko opisać radość, która Lilję ogarnęła, kiedy w końcu dostrzegła upragnioną książkę. Ruszyła w jej stronę, wyciągnęła rękę i już, już miała ją chwytać, kiedy spostrzegła, że ktoś stoi tuż obok i chwyta książkę, którą ona zamierzała chwycić. Ich ręce zetknęły się tuż przy niej, Lilja spłonęła rumieńcem i natychmiast się cofnęła, unosząc oczy na chłopaka.
- Ach, Remus, cześć - powiedziała, rozpoznając go od razu. Jeśli miałaby kiedykolwiek znaleźć kogoś, kto darzy książki równie wielką miłością, jak on, byłby to bez wątpienia Remus Lupin. Choć nie znali się bardzo dobrze, ale to było widać na pierwszy rzut oka. I to ogromnie Lilji przypadło do gustu. Wręcz imponowało. Uśmiechnęła się nieśmiało. - Byłeś pierwszy - dodała, skinąwszy głową delikatnie na książkę, po czym sama wycofała się odrobinę.
Lilja
[ JEE TAAAAM, to ja Cię teraz powalę moim geniuszem uważaj. Mam taki pomysł. Głupi niby ale pośmiać się będzie można i jakoś to rozwinąć ( a przynajmniej mam taką nadzieję :c ) a co gdyby sobie tak kiedyś Lupinek patrolował korytarze jako prefekt, a tu proszę Francis o późnej ZA PÓŹNEJ porze w dodatku z kawą, która wylądowała na jakiejś tam ukochanej książeczce chłopaczka? No i wielkie aj waj i ten by chciał zwiać przed jakąś karą, a że Remus -regulamin to rzecz święta mógłby go próbować dorwać ;p?]
OdpowiedzUsuńTik, tak.
OdpowiedzUsuńAż dziw bierze, że tak cichy dźwięk, którego normalnie człowiek nie zauważa, może doprowadzać do szewskiej pasji. Szczególnie, kiedy pokój ma pięć na pięć na siedem metrów, przypomina na pierwszy rzut oka pobojowisko po walce jelenia, psa, szczura i wilkołaka (HEHESZKI), z belki pod sufitem zwisają jakieś gacie, prawdopodobnie czyste, bo wiszą od tygodnia i nie stały się bronią biologiczną, a drzwi od łazienki dają widok na półki pełne butelek po piwie kremowym, niźli po balsamach, płynach po goleniu czy perfumach. Kurna. Tu mieszkała czwórka facetów w połowie będących zwierzętami, a nie metroseksualne ćwoki! Jo.
Ekhe, ekhe.
Wyrwało się leżącemu na łóżku Syriuszowi, który od kwadransa był w dormitorium sam jak palec. Nudziło mu się tak bardzo, że nie pogardziłby nawet towarzystwem Glizdogona, który umiał tylko gadać o tym, co kiedyś robili, śmiać się do rozpuku z żartów sprzed lat, które teraz były równie zabawne co ciąganie koleżanek za warkocze, i wciąż dopytywał, czy Łapa ma jakiś pomysł albo czy James zamierza umówić się z Lily. Szlag. Desperacja poziom hard, piłeczka wyszperana spod wyra bombardowała ścianę naprzeciw.
Jeb, jeb.
O, tak robiła. Ciemne oczy Blacka śledziły ją w ten sam zwierzęcy sposób, kiedy przeciętny siedemnastolatek wpada nagle na tłum uczennic w krótkich kieckach. Albo kiedy kot dostrzega czerwoną kropkę lasera. Albo kiedy dostrzegasz nowy film Wu i są tam WSZYSCY, ju noł. W każdym razie, kiedy Syriusz tak sobie rzucał piłeczką i czekał, a Lupin wróci z obiadu (jedzenie to jedno, a doprowadzić pierwszorocznych do ładu to tragedia, raz widział, współczuł całym sercem i kośćmi policzkowymi!), nie działo się kompletnie nic. Potter wróci za trzy godziny, bo zbliżały się rozgrywki i kapitan Gryfonów dostawał kręćka, a Peter miał korki z eliksirów. Ha ha. Ale ćwok.
Skrzyp, łup.
Trzaśnięcie drzwiami pokoju otrzeźwiło go i wyrwało z tego piłkowego transu. Odchylił głowę, aby spojrzeć na Remusa i wyszczerzyć do niego zęby, przeturlał się i usiadł, coby tak na leżąco z przyjacielem nie gawędzić. Istniało ryzyko, że gdy Luniaczek zacznie wywód o tym, jakie dzieci są beznadziejne, to po prost uśnie.
- Wyglądasz na kogoś, kto kocha swoją robotę. Setka gnojków, a ty ich jeszcze nie pozabijałeś! - Przyklasnął mu bezczelnie, podniósł się i przeciągnął. Piłkę schował pod poduszkę, coby mu nikt jej nie zabrał.
- Mniejsza o to. Chodź, podobno Ślizgoni chcą przemycić Ognistą, prefekt im się przyda. A zarekwirowany towar przyda się nam.
Hau, hau.
Emmeline nigdy nie starała się nikogo skrzywdzić, można powiedzieć, że była aniołem w skórze kobiety. Chyba zbyt krucha, bo często ogarniała ją rozpacz, gdy ktoś źle na nią spojrzał bądź użył pod jej adresem niewybrednego przekleństwa. Tak, Emm zdecydowanie była delikatna i nie w głowie były jej podstępy i złośliwości. Z resztą nie często proponowała komuś swoje towarzystwo, obawiając się, że ktoś może mieć je za nic.
OdpowiedzUsuńMoże za bardzo się nad sobą trzęsła, ale ogólnie nie brakowało jej odwagi. W końcu by wejść po zmroku do Zakazanego Lasu, trzeba być odważnym. A jej zdarzyło się to kilka razy w swojej karierze w Hogwarcie. Dziwnym było, że Remus nigdy jej nie złapał, na nocnych wymykaniach się z domu gryfonów. A średnio robiła to co kilka razy w ciągu tygodnia.
Ostatnią rzeczą, którą chciałaby zrobić to rozpowiadanie na lewo i prawo, kim jest Remus Lupin i co dzieje się z nim w V fazie księżyca. Chyba piątej, bo z astronomii nie była najlepsza. Prawdę mówiąc, Emm w ogóle nie rozumiała czytania z ruchu i położenia gwiazd. Dla niej właśnie to było czarną magią. Ale wracając do sprawy... Lunatyk był kimś, kto chyba imponował brunetce. Bynajmniej w jej oczach ten jego porządek, poukładanie, schludność i może niektóre cechy pedanta były co najmniej ciekawe.
Oczywiście swym dotykiem nie chciała zrobić mu krzywdy. Przeciwnie, myślała, że jest on na tyle delikatny, że aż kojący. Jej to nie odstraszało i nie było czymś nieludzkim. Owszem, gdy zaczynała się pełnia, zawsze była w obawie o życie Remusa, ale musiała to robić po cichu, bo jak było wspomniane wcześniej - Emmeline nie chciała by ktokolwiek dowiedział się o tym z jej ust.
- Powiedzmy, że prócz eliksirów, snucie się po korytarzach Hogwartu to moja specjalność. - uśmiechnęła się do niego ciepło i stała naprzeciw. Prawda była taka, że nie chciała spędzić kolejnej nocy samotnie. Czasami ogarniała ja melancholia i setki pytań, których zwyczajnie się bała. Nie umiała znaleźć odpowiedzi, a pytania te wnikliwie przeszywały na wskroś jej życie i serce. O umyśle nie było mowy, bo sztukę oklumencji raczej opanowała w całości i nie było mocnych na jej trzeźwość umysłu.
- Pytanie tylko, czy chcesz mnie ze sobą zabrać Remusie? - pytanie to niemal wyszeptała, nie wiedząc dlaczego. Po prostu, patrzyła w głębie jego tęczówek i zatracała się w nich... Zatracała? Nieee, na pewno nie. Może po prostu się zapatrzyła.
[ale tak na przykład zębów nie ma ładnych, przynajmniej w moim mniemaniu. takie są... dziwne]
OdpowiedzUsuńPettigrew
[Gaaaaaaabryyyyyś?]
OdpowiedzUsuń[To tylko moja intuicja. I tak, masz rację, jestem na Ciebie WŚCIEKŁA.]
OdpowiedzUsuń[Napraaaaawdęęęęęę?]
OdpowiedzUsuń[Wierzę, wierzę już, wierzę. <3 Rekompensujesz się z Love czy czekasz na Lien?]
OdpowiedzUsuń[Dopsz, czymam Cię za słowo.]
OdpowiedzUsuńCzuła się, jak w domu, tym ze snu. Z zakamarków pamięci, które pielęgnowała, jak największy skarb. Bo wspomnienia z tatą były jej największym skarbem. Nie rozumiała, jak można nie szanować książek. Jak można w ogóle nie lubić czytać? Przebiegająca jasnozielonymi oczętami po kolejnych literkach, słowach, zdaniach, linijkach, Lilja była najszczęśliwszą osobą na świecie. Czytała książki wszelkiej treści. Uwielbiała się uczyć, zdobywać nowe informacje, uzupełniać wiedzę, ale często też odrywała się od rzeczywistości zagłębiając się we wspaniałą fikcję literacką.
OdpowiedzUsuńNa pewno nie uważała, że Remus wygląda, jak kretyn, tym bardziej, kiedy się uśmiecha. Wręcz przeciwnie. Uważała, że wygląda lepiej, niż niejeden z tych powszechnie uznanych za dobrze wyglądających. Dlaczego? Po trochu, przez wszystko. Świetne maniery jak nic innego dodawały uroku. No i nieodłączny element Remusa, to, czym ją tak ujął - książki. I ten uśmiech. Lubiła ten uśmiech. Poprawiał jej humor. Robiło jej się przyjemniej. Ot, tak po prostu.
Sama uśmiechnęła się nieco szerzej, spuszczając jednak głową. Miała matkę wilę, zdołała się zorientować, jak taki uśmiech potrafi czasami działać. Nie lubiła tego. Nie chciała wykorzystywać tego typu sztuczek. Tym bardziej nie na Remusie. Spuszczona głowa była więc bardzo dla Lilji charakterystyczna. I długie, puszczone wolno włosy, nieco zasłaniające bladą twarzyczkę.
- To może się podzielmy, hm? - zaproponowała, niepewnie unosząc na niego spojrzenie zielonych oczu. - Potrzebna jest ci do czegoś, czy sprowadziła cię do niej ciekawość? - zapytała, spoglądając mu w oczy z nieśmiałym uśmiechem. - Bo jeśli interesuje cię ta tematyka, mam coś znacznie lepszego w swoim kufrze.
Lilja
Remus w żadnym wypadku nie powinien tak uważać. Nie powinien uważać, że jest tym najgorszym osobnikiem, który czasem nie dogoni uciekinierów, jacy zasłużyli na szlaban; i będzie nieco pobłażliwszy. Nie może się obwiniać o nic. Bynajmniej nie powinien, bo nie jest taki zły, jak o sobie myśli. Nie robi nic złego. Wspiera, nawet w milczeniu i stara się dotrzeć do osoby na tyle subtelnie, by nie odczuła ona presji przez jego osobę.
OdpowiedzUsuńSavannah nigdy nie mówiła na głos, co jej się podoba, a co ją odtrąca. Chyba że to była sprawa, przez którą miałaby zginąć w męczarniach. Nie mogłaby przyznać, że te kilka blizn i szram dodają jakiegoś uroku Remusowi. Była pewna, że gdyby mu to oświadczyła chociażby w tej chwili, to chłopak by się przeraził jej osoby. Ostatnio ciągle miała takie wrażenie, nie wiedząc nawet dlaczego. I kto jak kto, ale Savcia nie miała w zamiarze trzymać się od niego z daleko, ponieważ dobrze czuła się w towarzystwie chłopaka. Nawet jeśli tego nie ukazywała - to na swój sposób była wdzięczna, że przesiedział z nią resztę warty na skrzydle, bo była nagle przerażona i ją zaniósł - o zgrozo - chłopak musiał się namęczyć! Za to powinna mu kupić setki czekoladek!
Dziewczyna zamilkła na moment, chcąc całkowicie wysłuchać tego, co ma do powiedzenia Gryfon. W końcu potrafiła uszanować czyjąś opinię, choć czasem się z nią nie zgadzała. Nie trudziła się jednak o to, by wykłócać się czy jest według niej, czy według danej osoby, ponieważ było to bezsensowne.
Westchnęła cicho i sięgnęła po rękę chłopaka, by pociągnąć go na kamienny parapet, gdzie zajęła miejsce. Przez dłuższy moment milczała, wodząc palcami od kolan do połowy ud i powracając do nich, tak kilka razy to powtórzyła. Później naciągnęła rękawy na dłonie, a te wcisnęła między nogi.
- Bo nie jest. - przyznała cicho, jakby z zawstydzeniem, że chłopak ma rację. - Nie jest dobrze w ogóle i nie wiem właściwie dlaczego. - ciągnęła dalej, błądząc przez ten czas spojrzeniem wszędzie, byleby nie spojrzeć na Lupina. - Od dłuższego czasu nie potrafię się uśmiechnąć, a uśmiech jaki ludzie widzą to jest typowa, sztuczna mimika. Coś, co nie istnieje, ale ma dać te złudzenie, by uwierzyli i dali mi spokój - kontynuowała swój wywód. Była całkiem niepewna czy to, co teraz mówi w ogóle obchodzi chłopaka. Wszakże mógłby teraz wstać i zostawić ją z tym problemem. - Jakiś czas temu przebudziłam się i nie mogłam, nie potrafiłam uśmiechnąć się czy się zaśmiać. Jakby uszła ze mnie radość. - dopiero w tym momencie zerknęła na Prefekta - Od pół roku tak się czuję. Taka bez emocji.
[pieprzyć paszczę, przecież to hiciątko. hittątko. o jak mi ciepło na serduszku, że ktoś wreszcie glizdusia lubi! to mam zacząć, nie?]
OdpowiedzUsuńGlizdooogon
No dobra. Przyznajmy, jeśli zachciałoby mu się zostać emo, ciąć dziko w jakimś ciemnym kącie pokoju, z żył trysnąłby niebiański błękit i zamienił go w wyjątkowo seksownego smerfa, to i tak miewał swoje humory nieadekwatne do szlacheckiego pochodzenia, a że najczęściej działo się to w pobliżu lochów i Ślizgów - zrządzenie losu. Tak samo jak obecność Lupina, który może nie tyle samym sobą (ktoś przypominający makaron spaghetti nie może być bronią. Chyba, że jako lasso...), a przypiętą odznaką dawał Blackowi fałszywe poczucie bezpieczeństwa, niewidzialną magnetyczną barierę która porazi prądem każdego kto zechce Gryfonom przyłożyć. YOU SHALL NOT PASS i te sprawy. Swoją drogą, Gandalf wygląda jak Dumbledore.
OdpowiedzUsuńHerbata powinna być nielegalna, wtedy przynajmniej Lupin dodawałby sobie energii czymś zakazanym, byłby badassem, a nie słodziaczkiem popijającym herbatkę. Wyobrażasz to sobie? Luniaczek czający się w cieniu jakiegoś korytarza i zaczepiający pierwszoklasistów z tekstem 'Ej, chcesz kupić trochę herby? Earl grey bez domieszki, daje kopa jak nic!'. Jeszua, czegoś takiego nawet Black nie ogarniał swoim dość rozwiniętym na fantazje różnego rodzaju móżdżkiem, bo jakkolwiek on sam przejmujący Grimmauld Place było możliwe, tak Remus aka herbaciany dealer... Nie, niech lepiej pozostanie wilkołakiem, większy ubaw, jo.
Poprawił skarpetki, bo mu wisiały na stopach jak antygwałty, a potem tą samą dłonią zmierzwił czuprynę i śledził poczynania przyjaciela. Na jego odpowiedź prychnął jak rozjuszona ośmiolatka pozbawiona Barbie i wywrócił oczami.
- Jeny, tak było tylko raz i to w zeszłym roku! I nie dostałeś glutem, tylko szlamem ze ścian lochów. - Wydął dolną wargę i skrzyżował ramiona na klacie, coby wyglądać na jeszcze bardziej urażonego remusowymi zarzutami. Szybko jednak mu przeszło, bo przypomniał sobie o piłce i znów ją odbijał, tym razem o podłogę. Jeb, jeb, jeb w nieskończoność.
- Wypij swoją sikret połszyn i idziemy. Tutaj nie ma nic do roboty, a pomyśl, CAŁA SKRZYNKA OGNISTEJ. Część możemy sprzedać, będzie na słodycze. Albo na szampon dla Śmiecierusa. - Na samo wspomnienie o tłustowłosej pokrace skrzywił się i mocniej rzucił piłkę, aż ta odbiła się wyżej i walnęła w te gacie wiszące na belce. Szczęściem nie spadła Blackowi na głowę, bo dopiero by było!
Pytanie, co stałoby się z Lupinem gdyby karał gryfonów. Podejrzewam, że wszechobecna sympatia do jego osoby na pewno uległaby zmianie. Oczywiście wszyscy wiedzą, że jest wina, więc musi być kara, ale... Ale nie zawsze jesteśmy przekonani o słuszności takiego postępowania. I jest to całkiem zrozumiałe, bo domeną ludzi, było zapewnienie sobie dobrego bytu, a inni, hm... A inni się nie liczyli. Oczywiście nie jest to regułą, choć nie należy zapominać, że często tak się dzieje. Najważniejsze, że możemy być wdzięczni Luniaczkowi, za uratowanie przez bliskim kontaktem z twarzą Filcha.
OdpowiedzUsuńChcąc nie chcąc, musiała zobaczyć to zakłopotanie i jawne zmieszanie. Niestety ona to spowodowała i niekoniecznie była z tego dumna... Postanowiła więc świadomie już tego nie robić i zachować - jak domniemam - upragniony przez niego dystans.
- Więc, chodźmy. - odparła miękkim głosem z cieniem delikatnego uśmiechu na twarzy. No... Emmeline nie zamierzała tego przeciągać. Chciała jak najszybciej wyrwać się ze szponów ognia, które aktualnie buchało za jej plecami gorącymi płomieniami. Pewnie z tego powodu na twarzy lekko się zaróżowiła. W każdym razie nie była to dla niej komfortowa pozycja. Ruszyła więc wąskim korytarzem w stronę portretu Grubej Damy. Badawczo zerknęła przez ramię, sprawdzając czy Remus za nią podąża. Nim wyszła upewniła się, że ma przy sobie różdżkę i przeszła przez dziurę za portretem kobiety.
- Sypiasz czasami? - zapytała z nutką zaciekawienia. Czasami widziała na jego twarzy okropne zmęczenie, a mimo wszystko nie odpuszczał. Godne pozazdroszczenia. Teraz coraz mniej jest tak zdeterminowanych ludzi... Najwyraźniej jego moralność nie pozwala mu na inne działanie.
Szli przed siebie, ciemnym korytarzem, mając przed sobą jedynie bladoniebieskie światło wypływające z ich różdżek. Oczywiście odzywały się do nich obrazy, rzucając wyszukane obelgi i nakazując zgasić światło, bo właśnie przerywają im drzemkę. One zawsze wprawiały Emm w dobry nastrój... Były tak bardzo mało szkodliwe. No! Chyba, że któryś z obrazów chciałby ją wydać w łapska pilnującego Hogwartu charłaka, ale na szczęście dziś miała przy sobie Remusa. - I w razie gdyby ów Krukon przedłużyłby sobie zwolnienie na nocne patrolowanie, zawsze chętnie sobie pospaceruję. - odparła z uśmiechem, patrząc przed siebie.