Czymś szorstkim i łagodnym, czymś chamskim i grzecznym,
Czymś swojskim i czymś dziwnym, czystym i wszetecznym,
Miejscem, gdzie błazen z mędrcem schadzki sobie czynią:
Tego wszystkiego jestem i pragnę być skrzynią,
Zarazem gołębicą i wężem, i świnią!
F. Nietzsche
M I L O D A V I E S
12 czerwca '60 || Ravenclaw, klasa VII || Głóg, 9 i 1/2 cala, włos testrala || Bobrokaczka || Cichosza!
Kiedy masz jedenaście lat, magię i czarodziejskie stwory znasz jedynie z baśni, a nagle przez okno wlatuje sowa z listem w dziobie, machinalnie wzrokiem szukasz ukrytej kamery. Zaglądasz pod serwetki, do wazy z zupą, a nawet wciskasz głowę do komina, podczas gdy ptaszysko siedzi i patrzy na ciebie z wątpliwościami, czy aby na pewno dobrze trafiło. W końcu, gdy nawet mama wydaje się być szpiegiem, podejrzliwie wyciągasz rękę w stronę pierzastego i wyrywasz kopertę. Sowa huczy oburzona i odlatuje, machnięciem skrzydeł strącając stojący na parapecie kwiatek. Później posprzątasz, teraz trzymasz w dłoniach coś o wiele ciekawszego, niż kawałki donicy. Czytasz, czytasz, a oczy pchają się na wolność, poza obręb orbit. Śmiejesz się do rozpuku, widząc listę potrzebnych rzeczy: różdżka, kociołek, szata czarodziejów, jakieś żabie oczy… Robisz pierwszy, pewny krok w stronę kominka, aby spalić ten naprawdę świetny żart. Każdy następny ruch równa się dodatkowa wątpliwość, bo przecież to wszystko jest takie dopracowane, niejasności wyjaśnione (co to ‘mugol’?) i do tego ta sowa! Z lekcji biologii wiesz, że te stworzenia są bardzo trudne do wytresowania, a ta czekała, aż wyjmiesz jej z dzióbka przesyłkę. Twoja ręka nieświadomie dotyka wosku, którym list był zapieczętowany - nie wygląda na odcisk monety, tylko prawdziwy znak szkoły. Krok za krokiem, aż znalazłeś się wystarczająco blisko kominka, aby wrzucić do niego list, ale nie robisz tego. Siadasz na fotelu i czytasz wszystko jeszcze raz, kodując zawarte w tekście informacje. Na końcu podpis ‘Minerwa McGonnagal, wicedyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie’…
Tiara wrzuciła go do Ravenclawu, nie miał pretensji, bo tym z kolei brakowałoby sensu. Z ogólnego podsłuchu rozmów w przedziale wyciągnął wnioski, że najfajniej byłoby właśnie tam albo w Slytherinie. Może to kwestia tego, że osoby dzielące z nim miejsce później trafiły do tego drugiego domu, logicznym więc jest, iż nie mogły wyrażać się pozytywnie o gryfońskich ciołkach czy puchońskich ciotach, a dołączenie do wszechwiedzących mądral wobec tego nie wyglądało tragicznie. Zastanawiał się tylko, gdzie mu do prymusa, który za cel życiowy postawił sobie zdobycie najlepszej oceny w każdej dziedzinie podczas gdy on, choć inteligentna bestia z niego, nigdy do mozolnej nauki nie czuł wielkiej namiętności. Cóż, po sześciu latach i SUMach móże się poklepać w ramię i rzec 'Jest wporzo, brachu', bo nauka o czymś w jego mniemaniu nienormalnym przychodziła łatwiej, niż matma czy historia. Chociaż nie, wróć. Historia, nawet ta magiczna, w każdym przypadku doprowadza do tego, że Milo słodko chrapie w towarzystwie innych na wpół śpiących uczniaków. Co za tym idzie - łatwo się domyślić, że Davies to żaden ewenement. Ot, typowy siedemnastolatek, nie nad wyraz dojrzały książkowy amant, nie interesuje go przyszłość, hormony buzują i z automatu doprowadza wszystkich do szewskiej pasji. Jako zodiakalny Bliźniak ma dychotomiczną naturę, w zależności od humoru będziesz mieć do czynienia albo z przemiłym, pomocnym i wiecznie suszącym zęby chłopakiem, którego nie sposób nie lubić; z kolei wystarczy jeden czynnik nie po jego myśli, by zaczął odnosić się do reszty opryskliwie i tak, aby nie tylko on miał spieprzony dzień. Nie uznaje zasady zachowywania swoich wątów dla siebie, jak coś mu nie pasi, to o tym mówi, nawet jeśli może stracić przez to całą furę znajomych. Na którąkolwiek z wersji Milo nie trafisz, to i tak przez każdą przemawiać będzie doza egoizmu - w pierwszym wypadku to potrzeba wysłuchiwania pochwał i bycia w centrum uwagi, w drugim zaś nie pozwoli zapomnieć o swoim złym nastroju. Całość jego charakteru idealnie zamknie wypowiedź jednej z uczennic - "Potrafił sprawić, że czułam się jak najszczęśliwsza osoba na świecie, ale z palcem w dupie umiał wrzucić mnie w najgorsze bagno'.
Czy Kruczek to typ, na widok którego panny piszczą, a faceci zazdroszczą? Dobre pytanie. On sam uważa się za dość atrakcyjnego, ale kompleksów ma od groma, czasem użala się nad sobą jak baba. W jeziorze pływa tylko wtedy, gdy jest mało ludzi wokół, bo wstydzi się swoich kościstych nóg i ramion, ciągle poprawia włosy, bo są nie takie, jak powinny, a ostatnio został nawet przyłapany na przeglądaniu się w łyżce, zanim zaczął jeść zupę. Z obiektywnego punktu widzenia zachowuje się jak narcyz, ale że Milo ma gdzieś, co ludzie o nim mówią, może co najwyżej wzruszyć ramionami i siorbnąć herbaty czy dyniowego soku. Do niedawna nosił tylko powyciągane bluzy, ale później odwiedził go kuzyn z tatuażami i zespołem, i jakoś zapragnął być jak on. Ale bez przesady, na dziarę nie czas, choć się przymierza, jak na razie wystarczy znoszona skórzana kurtka, z którą teraz się nie rozstaje, jeśli nie musi. Spodnie wiszące na chudym tyłku, za to idealnie podkreślające znienawidzone nóżki (o, ironio), nowiutkie trampki uwalane w błocie, coby wyglądały bardziej cool i wyraz twarzy mówiący 'To nie jest moja szklanka, moja była pełna i większa od tej'. Bo przecież do takich ludzi świat należy!
- Nie ma chleba! Co teraz?
- Bułke se kup, chuju.
Witam, witam. Lubię wątki, nawet nie tasiemce, ale oby miały jakiś sens. Wiadomo, nie każdy lubi lanie wody. Ja wymyślam = ty zaczynasz i na odwrót, proste i logiczne :3



[Ależ nie, nie ma. Dziękuję za troskę.]
OdpowiedzUsuńWroński
[Mika jest fajny <3 I podoba mi się gif. Poza tym, witam serdecznie! Jakieś pomysły na wątek/powiązania może?]
OdpowiedzUsuńLavonne
[Milo <3 Cudowny jest. Masz może jakieś pomysły? Ja ledwo żyję, ja ledwo myślę, więc byłabym wdzięczna za podsunięcie czegoś :)]
OdpowiedzUsuń[To może spontanicznie coś dalej wyjdzie? Może do głowy nam wpadnie coś później? :D Bo ja hm... Mogliby być przyjaciółmi z racji tego, ale co dalej? Hah.]
OdpowiedzUsuń[Tak, tak, tak! June to właśnie taka zamartwiająca się osóbka, więc pasuje jak ulał. Rozpoczęłabym, ale szykuję się do pracy i w sumie ogarniam materiał na egzamin, więc albo zacznę po 23 (bo chyba po tej wrócę) albo jutro. ;)]
OdpowiedzUsuń[A nie odmówię ;) jeszcze za takie miłe słowa ;P Więc podrzuć mi jakiś pomysł, a ja mogę zacząć ;D chyba, że zrobimy burzę mózgów, ewentualnie możemy określić jakieś powiązanko.]
OdpowiedzUsuńMelanie Laine
Krzyki, kłótnia, czerwone światło, ciągłe pretensje. Wszystko to huczało jej w głowie i odbijało się w zielonych oczach. Czasami miała dość swojego życia, ludzi, którzy ją otaczali i nie potrafili siebie, a przy tym także jej otoczyć odpowiednim szacunkiem.Czy zbyt wiele chciała, zbyt wiele wymagała? Pragnęła jedynie, by ludzie, którzy mieli dla niej jakieś znaczenie nie rzucali w siebie ciągłymi obelgami. Ale z Huncwotem i Ślizgonem nie wygrasz. Obaj tak samo uparci i zawzięci, obaj pałający do siebie ogromną nienawiścią, a pomiędzy tym wszystkim ona, rozerwana na dwoje, próbująca poskładać siebie, swoje uczucia od nowa. Dzisiejszego wieczoru nie wytrzymała. Było już dawno po ciszy nocnej, gdy wędrując korytarzem w czasie swego patrolu, natknęła się na czwartym piętrze na Gryfona i Ślizgona, otwarcie mówiących o co tak naprawdę mają do siebie żal. Żaden z nich nie słuchał jej, byli święcie przekonani, że każdy z nich ma racje, a ona, będąca poniekąd przyczyną kłótni próbowała ich rozdzielić. Dopiero jej wrzask, oznajmujący również, że obu ich nienawidzi, sprawiła, że wreszcie spojrzeli na nią, a głos zamarł im w gardłach. Nie chciała nawet słuchać wyjaśnień, odbiegła od tamtego miejsca, uprzednio jeszcze wręczając im szlaban. Nie była pewna dokąd dokładnie biegnie, łzy, które próbowała stłumić, skutecznie przysłaniały jej obraz. Zatrzymała się dopiero gdy wszystko ucichło i wówczas rozejrzała się po miejscu, w którym zatrzymały się jej nogi. Stała tuż obok zbroi, a przed jej oczętami ukazała się misa pełna owoców umieszczona na płótnie. Nagle poczuła okropną ochotę na herbatę, która mogłaby choć na chwile ukoić jej zszargane nerwy i zmysły. Nie myślała zbyt wiele, gdy połaskotała gruszkę, która zamieniła się w klamkę, którą po chwili Ruda wprawiła w ruch. Zaraz obskoczyło ją stado uśmiechniętych skrzatów, gotowych posłużyć jej w każdej chwili, najrozmaitszą przekąską i napojem. Podziękowała prosząc jedynie o herbatę, a po chwili również i o jakieś ciasto, najlepiej czekoladowe, bo nic nie poprawia humoru tak jak słodkości. Dopiero po chwili jej oczęta dostrzegły łakomie pożerającego ciasto, młodego chłopaka, który zdawał się jej nie zauważyć, zajęty tym aby przypadkiem się nie zakrztusić. Zmarszczyła brwi, a po chwili ruszyła w jego stronę, gdyż zdążyły się już w niej odezwać instynkt prefekta.
OdpowiedzUsuń- Zdajesz sobie sprawę z tego, która jest godzina, a tym samym zapewne wiesz, że powinieneś teraz smacznie spać w swoim łóżku?- mruknęła na "dobry wieczór" i usiadła naprzeciw niego, przy tym świdrując go wzrokiem. Ludzie, którzy często byli świadkami ich kłótni,nie raz, ani nie dwa obstawiali moment, w którym tych dwoje rzuci się sobie do gardła. Jednak jak do tej pory żyli i najwidoczniej mieli się w miarę dobrze.
Evans
[ojej *.* wątek prze cudaśny, podoba mi się bardzo ;) ale dlaczego on będzie ja przepraszał, skoro to eliksir miłosny? ;>] M.
OdpowiedzUsuń[jeeezu ;C miałam już takie zaczęcie, ale wyłączyłam stronę! ;C]
OdpowiedzUsuńDzisiejszy dzień zapowiadał się bardzo pomyślnie, ale nie nadzwyczajnie. Melanie wstała z łóżka, oczywiście narzekając przy tym, że postała by jeszcze z godzinkę... Później wzięła prysznic, posprzeczała się z samą sobą czy związać włosy czy rozpuścić. Oczywiście stanęło jak zawsze na tym, że związała je czarną połyskującą wstążką w wysokiego kuca. Ubrała się w szkolny mundurek i stojąc przed lusterkiem zapięła ostatni guzik sweterka, mówiąc do siebie.
- Perfekcyjnie. - i z rozbawionym uśmieszkiem ruszyła po krętych schodach w dół, a potem przez pokój wspólny do obrazu grubej damy. W Wielkiej Sali właśnie każdy schodził się na śniadanie, ale niezwykle powoli. Nic dziwnego, w końcu koniec tygodnia i każdy jest przemęczony, chce trochę pospać. A więc Mel usiadła przy stole gryfonów, obok Mary McDonald. Od razu zauważyła, że dziewczyna bardzo dziwnie się zachowuje. Ciskała niespokojnym spojrzeniem gdzie popadnie, przygryzała nerwowo wargę i ściskała coś w dłoni. Mocno i ściśle, by nikt nie dostrzegł co to jest. Mel z ciekawości i może troski, zapytała co się dzieje, ale Mary nie bardzo chciała odpowiadać. Widziała jednak, że wzbiera się w niej coś co lada moment wybuchnie i dowie się wszystkiego co ją interesuje. Ale tego się nie spodziewała... Chciała użyć eliksiru miłosnego na biednym krukonie? Ale to nie było najgorsze, o pomoc poprosiła Melanie... I co ona miała zrobić?
- Nie... Nie mogę. - odpowiedziała kręcąc głową. Jednak nie była przekonana. Może to będzie dobra zabawa? Może pośmiejemy się wszyscy, Mary się odkocha, a chłopak nie będzie miał im tego za złe. Taką miała nadzieję.
Inaczej śpiewała gdy dowiedziała się kim on jest, ale to za moment.
Po namowach Melanie i Mary wstały od stołu i ruszyły w stronę krukonów. Mel musiała mieć plan, kiedy to wleje ów chłopakowi eliksir do picia. I już go w prawdzie miała. Ale kiedy Mary zatrzymała się przy Milo Davies'ie, pannie Laine zaschło w gardle, a na karku poczuła delikatne mrowienie. Nie wierzyła, że robi takiemu przystojniakowi taką krzywdę, ale teraz wycofać się nie mogła...
Jak sie umówiły, każda z nich usiadła po jego obu stronach, a wtedy Mary zaczęła go zagadywać. Kiedy zaczęli skrępowaną rozmowę, Mel pochyliła dłoń nad jego złotym pucharkiem i wlała do niego niezidentyfikowaną ilość eliksiru. "Może będzie dłużej działał..." pomyślała i wrzuciła fiolkę do małej kieszonki w sweterku. Oczywiście musiały czekać na finał, a on po wypiciu musiał spojrzeć na Mary, by wszystko dobrze zadziałało.
Ale tak się nie stało. Milo po wypiciu spojrzał na Melanie, by zapytać "A u ciebie, co tam?", a wtedy ona zauważyła na jego twarzy bardzo dziwny uśmiech... Taki słodki i maślany.
- Przeczuwam kłopoty... - mruknęła pod nosem do siebie i powoli wstała. - Życzę smacznego. - uśmiechnęła się kwaśno i już szykowała się do przysłowiowego "dania nogi", ale Milo ją zatrzymał.
[resztę zostawiam tobie ;)nie jest to może jakiś tasiemiec, ale zawsze] M.
[to było mi od razu mówić miśku ;P nie czytam w myślach, choć mogłabym czasem ;C]
OdpowiedzUsuńI nie taki był plan! Nie taki! Milo właśnie w tej chwili powinien spojrzeć na Mary i to nie ona miała się usunąć z horyzontu ze łzami w oczach. Dlaczego Melanie nigdy nie słucha własnej intuicji?! "Cholerna kobieca ciekawość..." - właśnie w tym momencie przeklinała siebie.
Trzeba nadmienić, że Melanie nie należała do osób lubiących być w centrum uwagi. Przeciwnie, wolała sobie być po cichu, zbytnio się nie wychylając. Ot spokojna, zwykła dziewczyna. Może czasem tylko, kiedy się złościła i próbowała ów złość wyładować na jednej ze ślizgonek, nie zwracała uwagi kto patrzy na to jak biją się w holu i ciskają w siebie niewybrednymi wyzwiskami. Tak, ale to musiała być skrajność... Jednak pamiętając, że miała braci śmierciożerców, ojca z resztą też i całą rodzinę ociekającą wręcz złem i pogardą dla wszystkich prócz tych czysto-krwistych, ona musiała mieć w sobie cząstkę zła, która czasem się uruchamiała. I owszem, miała. Tylko wtedy złem próbowała zwalczać zło, choć w prawdzie to strasznie bezsensowne.
Dlatego kiedy Milo padł na kolana i niemal wykrzykiwał te wszystkie krępujące słowa, te deklaracje, które teoretycznie powinny powodować zawrót głowy u kobiety, u niej powodowały zakłopotanie i szkarłatne rumieńce na policzkach... Policzkach, szyi, dekolcie. Cała spłonęła, pod wpływem świdrujących ją setek par oczu, kuliła się i uginała. Miała wrażenie jakby znikała pośród tłumu w Wielkiej Sali... I zniknęłaby gdyby nie Milo trzymający kurczowo jej dłoń, którą właśnie teraz obdarowywał nawet czułymi pocałunkami. Z jednej strony to było miłe, a z drugiej żenujące. Teoretycznie dla każdej kobiety byłoby to coś na wzór ogromnej bombonierki, wysadzonej czekoladowymi słodkościami, a dla niej? Skoro wiedziała, że jest pod urokiem było to coś bardzo mało niezwykłego. Nawet było jej go trochę żal, w końcu właśnie robił z siebie pośmiewisko. Z siebie i z niej. W ogóle nie powinno jej tu być...
Chyba nie mogła pozwolić by Mary wybiegła z sali, a ona dalej pławiła by się w jego pocałunkach? To proste, że musiała jej się wytłumaczyć z tak pokrętnej sytuacji, to był tylko wypadek przy pracy.
- Och Mary... - westchnęła pod nosem i badawczo zerknęła na chłopaka. Miauknęła jaki ciche "przepraszam", a później wysuwając dłoń z jego uścisku, ruszyła w stronę wyjścia, zamierzając szukać gryfonki. Oczywistym było, że Milo nie zrezygnuje i pójdzie za nią, w końcu tak działał ów eliksir.
[to teraz będzie gdzieś na korytarzu ;)]
[dobrze, przepraszam ;C]
OdpowiedzUsuńTak. Może to była racja... Prawdziwe kobiety pragną takich zachowań, ale nie Melanie. Zwłaszcza, że wiedziała, że to oszustwo i tak na prawdę mogliby się nawet nie lubić. To ją po prostu frustrowało. I choć dla jej przyjemności i podniesienia samopoczucia mogłaby tak trwać w bezruchu i wysłuchiwać tych wszystkich przemiłych rzeczy...
Melanie chyba balansowała na krawędzi. Nie czuła się kobietą ani dziewczyną, tylko gdzieś pomiędzy. Doprawdy nie wiedziała czego chciała i oczekiwała, niemal nigdy. Była zmienna, czasami nawet za bardzo. Jakby popadała ze skrajności w skrajność i rozpaczliwie poszukiwała samej siebie. A przecież tak nie można. Czasami nawet nachodziły ją filozoficzne myśli i miała nadzieję, że znajdzie kogoś, kto ją po prostu odgadnie.
Milo zawsze wyglądał nienagannie więc poprawianie włosów dodała mu tylko minimalnie uroku. Słodko mówił o tej wielkiej miłości, ale w końcu trzeba było temu zaprzestać. Brzmiałoby to stokroć lepiej gdyby amortencja wyparowała z jego organizmu. I nagle porzuciła myśli o zrozpaczonej Mary, bo w prawdzie to ona powinna zrozumieć. Obie nie przewidziały takiego finału, niestety.
- Kochasz... - mruknęła pod nosem, a rumience w ogóle nie schodziły z jej policzków. - Więc podaj mi rękę. - uśmiechnęła się do niego kącikiem ust i ujęła jego dłoń. Zacisnęła na niej swoje palce i badawczo zerknęła na ten uścisk. - Chodźmy. - odparła cicho, nie zdradzając nic więcej. Sama do końca nie wiedziała gdzie się udać... Może do skrzydła szpitalnego, a może od razu do Slughorna. Chyba nie miała z nim najlepszych relacji, bo nie była orłem z eliksirów, ale wydawał się być miłym i pomocnym starcem. Więc odpowiedz była prosta - udali się do pracowni profesora.
- A jeśli wypijesz taki magiczny płyn, to też będziesz mnie kochał? - zapytała jakby z nadzieją, choć jej twarz wskazywała na rozbawienie. Miała cichą nadzieję, że kiedy ten mały przekręcik wyjdzie na jaw, Milo nie obrazi się na nią śmiertelnie tylko razem będą się z tego śmiać. W końcu można to po prostu odebrać jako żart.
Melanie