wtorek, 15 stycznia 2013

close your mouth and open up your heart and baby satisfy me.




Syriusz Black
1 września 1960 | Londyn
Gryffindor | VII klasa
Nowofunland | Ponurak
Dąb | 12 cali | Jad toksyczka
Niezarejestrowany animag  
Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego.


W domu rodzinnym Syriusz miał ostrą patologię.
Nazwisko 'Black' w papierach od zawsze było tylko formalnością. Nigdy nie odczuwał specjalnego sentymentu do rodzinnych tradycji i przekonań, szczególnie tych związanych z kwestią mugolaków i samych mugoli, co może wynikało nie tyle z jego pozytywnego podejścia do ludzi i chęci szukania w nich dobroci, a zwykłej ignorancji. Poza tym łaskę Syriusza można było zdobyć nie zamożnością portfela, a inteligencją, poczuciem humoru i... lizusostwem. W tej jednej rzeczy był podobny do innych Blacków, karmił się pochwałami, a swoje ego umiejscowił znacznie wyżej, niż sięgać mogą ludzkie oczy. Nie przyczyniło się to jednak do jego degeneracji w takiej mierze, jak choćby jego młodszego brata, ani myślał czcić Voldemorta czy wstępować w szeregi Śmierciożerców, przeciwnie. Jego bunt zaczął się już po przekroczeniu progu Wielkiej Sali, gdy Tiara przydzieliła go do Gryffindoru, nie do Domu Węża jak resztę jego krwiożerczej rodzinki, a Syriusz... Wcale się tym nie przejął. To było jak dar od losu, nie dość, że utarł nosa matce histeryczce, to jeszcze okazało się, iż trafił do jednego dormitorium ze swoim przyszłym najlepszym przyjacielem. Nie obchodziły go też docinki ze strony Ślizgonów, którzy pokpiwali z młodego Gryfona, co to podobno splamił dobre imię rodziny, ale o to mu przecież chodziło. Pokazać, że Blackowie wcale nie są tacy czyści jak łza, a szczególną satysfakcję sprawiało mu to, iż kuzynki, zwłaszcza Bellatriks, gotowały się na samą myśl o poważnej zmazie na honorze, ale nie mogły nic zrobić.
W pierwsze wakacje kontynuował doprowadzanie Walburgii do szału, gdyż jego pokój, dotychczas tonący w przepychu i antycznym szyku, zyskał nowy wystrój w kolorach Domu Lwa. Na ścianie, którą wcześniej pokrywały drogie jedwabne tapety, zawisły zdjęcia z Huncwotami, proporczyki Gryffindoru oraz mnóstwo mugolskich plakatów z motocyklami i dziewczętami w bikini. Szczególnie te ostatnie wyprowadzały matkę z równowagi, gdyż mieściły w sobie i słabość mugoli (nieruchome zdjęcia? Pf.), i gorszącą nagość (innymi słowy zazdrość, wiadomo). A że starszy synalek był sprytny, zaklęcia Trwałego Przylepca nie dało się cofnąć niczym i w końcu drzwi tego pokoju otwierał tylko jego lokator. Do czasu, kiedy w VI klasie czara goryczy się przelała i młodzieniec uciekł z rodzinnego domu do swojego najlepszego przyjaciela, którego rodzice przyjęli Blacka cieplej, niż mógł sobie wyobrażać. O co poszło? Jak zwykle o Regulusa. Trzeba wam wiedzieć, iż w rodzinie Blacków role braci były odwrócone, bo to ten młodszy stawiany był starszemu za wzór cnót i arystokratycznego błękitu, czego Syriusz nie bardzo chciał pojąć. Kiedy 'ten gówniarz' zdecydował się zasilić szeregi Śmierciożerców nie tylko zyskał kolejne przywileje w rodzinnym domu, ale też poważnie przeraził Łapę, który pomimo jawnej niechęci przejął się tym, że jego mały braciszek na pewno nie poradzi sobie w nowej roli. W momencie, kiedy przy obiedzie zakpił z Czarnego Pana i Regulusa mówiąc, że ten drugi nie dożyje przyszłego roku, bo go szefuncio wykorzysta i zlikwiduje, rozpętało się piekło. Awantura co sekundę przechodziła na kolejny poziom, aż w końcu nikt nie wiedział, o co tak naprawdę chodzi. Gryfon miał dosyć, zabrał bagaże, różdżkę i Błędnym Rycerzem uciekł do domu Potterów. W tym momencie jego powiązania z Blackami się kończą, bo mamusia wypaliła go z drzewa genealogicznego, podobnie jak Andromedę, bo poślubiła mugolaka, i wuja Alpharda, bo trzymał stronę młodego i nawet przepisał mu swój majątek, i całkowicie zerwali kontakty.


Satanista, metalowiec, buntownik z wyboru.
Syriusz, chociaż lubi roztaczać wokół siebie aurę wyniosłości i prawdziwie szlacheckich manier, jest czarującym i uprzejmym chłopakiem, który niejednokrotnie przyczynił się do darowania kary u co podatniejszych na jego wdzięki prefektów czy profesorów. Zawsze był bardziej ułożony od Jamesa i chyba tylko on umiał powstrzymać go od różnych wybryków. Inna sprawa, że rzadko to robił, zwłaszcza, gdy na horyzoncie pojawiał się Snape i naprawdę było mu obojętne, czy zawiśnie głową w dół, czy nie. Tłustowłosy Ślizgon zdaniem Blacka nie powinien chodzić po ziemi, bo niejednokrotnie był przyczyną wielu kłopotów, które spadały na Huncwotów, poza tym nie było chyba osoby, która darzyła go sympatią. Nienawiść między nimi zwiększyła się po mogącym doprowadzić do tragedii dowcipie, w którym to Łapa wspaniałomyślnie podsunął Smarkerusowi sposób, w jaki bezpiecznie dostać się do Wrzeszczącej Chaty. Względnie bezpiecznie, bo na wycieczkę wybrał akurat noc, kiedy Remus miał przemienić się w wilkołaka i wszystko skończyłoby się źle, gdyby James go nie uratował. To głupie, najpierw łazi za nimi i wypytuje, gdzie co miesiąc znika Luniaczek, a potem ma pretensję, że o mało co nie zginął! Sam się prosił, nie?
Inteligentny, często ironiczny, gdyż nie widzi innego sposobu na porozumienie sie z owładniętym wojną światem czarodziejów. To nie tak, że nie dostrzega powagi sytuacji, wręcz przeciwnie, ale Hogwart jest w jego mniemaniu niezniszczalną twierdzą i nawet jeśli wokół wszystko zostanie zburzone, tak zamek nawet się nie obkruszy w fundamentach. Jego beztroska może wynikać z tego, iż bądź co bądź jako Black nie musi przejmować się tym, iż jego rodzina nagle zniknie w niewyjaśnionych okolicznościach i przepadnie jak kamień w wodę. Teoretycznie powinien bać się o samego siebie, w końcu kumpluje się z wilkołakiem i różnymi brudnymi typami, ale Syriusz od zawsze żył ryzykiem i łamaniem zasad. Gdyby tak nie było, Filch nie musiałby utworzyć oddzielnej kartoteki na wybryki jego i Jamesa, a sami chłopcy nie znaliby kanciapy woźnego na pamięć, w końcu ich częste pobyty wyrównują średnią całego Gryffindoru.
Ma smykałkę do zaklęć, nawet tych czarnomagicznych, bo bez ich pomocy Mapa Huncwotów na pewno by nie powstała. Ten zwyczajny z pozoru kawałek pergaminu stał się przepustką do każdego miejsca w zamku i jego okolicach, a nocne wyprawy nabrały zupełnie nowego wymiaru. Dodajmy do tego pelerynę-niewidkę Pottera i zestaw szkolnych psotników w komplecie. Och, nie zapominajmy o ułatwieniu w postaci szpiega w szeregach wroga (Luniaczek prefektem! A to dobre!) i biednym Glizdogonie, który lata wszędzie, gdzie mu każą bezczelnie wykorzystując fakt, iż Peter prawdopodobnie ma w swoim pokoju ołtarzyk poświęcony Świętej Trójcy Hogwartu. Moc magiczna znacznie mu ułatwiła zostanie animagiem, bo wprawdzie potrzebował do tego sporo czasu, ale na pewno mniej, niż reszta. Z początku tylko on towarzyszył Remusowi w Chacie, ale po krótkim okresie balowała tam już cała czwórka.
A skoro już mówimy o imprezowaniu - Syriusz wcale nie ma dzikiej natury. Owszem, fajnie jest posiedzieć przy piwie kremowym albo Ognistej, potańczyć i się pośmiać, ale wbrew wszelkim plotkom nie jest tym, który po odpowiedniej ilości alkoholu tańczy na stole. Nigdy też świadomie nie złamał żadnego dziewczęcego serduszka, bo chociaż zdaje sobie sprawę z własnej atrakcyjności, nie znalazł jeszcze żadnej, którą mógłby nią obdarzyć w całości. Ale może to dobrze, to typ wolnego strzelca samotnika, bo razem z Jamesem po ukończeniu szkoły chcą wstąpić do miejscowej partyzantki. Śmierć tyranom! Poza tym, pies na łańcuchu nigdy szczęśliwym nie będzie.


I tak szatę mam już dość brudną, nie musisz mnie dotykać.
Ohoho, czegoż to nie można powiedzieć o zewnętrznym wyglądzie Łapy! Chociaż, szczerze mówiąc, cała jego uroda i oddziaływanie na płeć przeciwną wynika raczej z tajemniczego charakteru, niźli z jakichś niesamowitych walorów, niemniej nie można mu ująć nic z przystojnej twarzy. Syriusz ma charakterystyczne dla rodziny wyraźnie zaznaczone kości policzkowe, szare oczy i wyraziste brwi, które nadają jego spojrzeniu nieco orlego charakteru. To nie typ zniewieściałego chłopaczka, który ma kobiece, różowe usta i delikatne dłonie - jego usta, chociaż kuszące, często są spękane i pozaznaczane malutkimi strupami, bowiem chłopię ma nieładny nawyk gryzienia ich w stresie czy zupełnie nieświadomie. Jest dość wysoki, mierzy metr osiemdziesiąt z hakiem, a jego ciało wprawdzie nie ma atletycznej budowy, ale kości nie wystają w każdym możliwym miejscu. Ot, gdyby mu się chciało dopracować mięśnie, toby mógł smażyć na nich omlety, a tak na ramionach i brzuchu jawi się jedynie delikatny zarys, który wygląda jak namalowany.
Ubrania preferuje wygodne i szykowne, najczęściej w stonowanych kolorach. Nie za bardzo przepada za szkolnymi szatami, bo przypominają sukienkę albo sutannę mugolskich duchownych. Marynarki, swetry, rzadziej bluzy, bo nie są eleganckie, skórzane kurtki i różne takie. Lubi dodawać sobie atrakcyjności nieco rockowym wyglądem i zniewalającym uśmiechem, który tylko na pierwszy rzut oka jest niewinny.


WIĘC POWINIENEŚ UMRZEĆ! LEPIEJ UMRZEĆ, NIŻ ZDRADZIĆ SWOICH PRZYJACIÓŁ! MY BYŚMY TO SAMO ZROBILI DLA CIEBIE!

Odautorsko
Mam nadzieję, że Syriusza nie spieprzyłam, bo byłoby źle.
Wątki długie, czasem pomijam, nie odpisuję po kolei, nie umiem zaczynać.
Na zdjęciach i gifach boski Jeremy Young.
Cytaty z książki i z Nonsensopedii.
Paczta na Huncwotów - klik.
I przyjemna dla oka wersja piosenki z początku karty - klik.

45 komentarzy:

  1. [ chyba nie odmówimy sobie wątku, hm? ;>]
    Evans

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Wąteczek? <3 Pomysł mam taki:
    Może moja Nicole i Syriusz będą się w sobie podkochiwać, ale oboje będą bali się wyznać swoich uczuć, bo nie chcą zniszczyć przyjaźni, więc będą się do siebie zbliżać małymi kroczkami? :D Zaczniesz?]

    Nicole Anne Williams

    OdpowiedzUsuń
  3. [ nie odpuściłabym pozytywnych relacji między nimi bo Syrka uwielbiam. z Tobą się całkowicie zgadzam, a co do konkretów wątku to może on i reszta Huncwotów otrzymałaby jakże niesprawiedliwy szlaban, podczas, którego zostaliby rozdzieleni, a pracę Syriusza musiałaby kontrolować Ruda? Przy okazji on mógłby podpytać ją o Rogacza czy cóś.]
    Evans

    OdpowiedzUsuń
  4. [Wystarczyłoby jedno stop! xD Nie miałam innego pomysłu. No to mam jeszcze jeden, jeśli Ci się spodoba, spróbuję zacząć. I tak, doczytałam, że nie umiesz zaczynać - widocznie mamy ten sam problem.
    No a więc tym drugim pomysłem było to: Nicole i Syriusz przyjaźnili się w dzieciństwie i ta przyjaźń po dziś dzień pozostała zżyta i nienaruszona. Ale Nicole może zacząć czuć coś głębszego do Syriusza.
    Co ty na to?]

    OdpowiedzUsuń
  5. [ dobrze, mi odpowiada i tak :D zacznę zaraz, tylko przepraszam jak nie będzie to zbyt długie, albo będzie ZA długie i pozbawione sensu.]
    Evans

    OdpowiedzUsuń
  6. Egzystencja Prefekta Naczelnego Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, nie wyróżniała się niczym specjalnym od marnego żywota żuka gnojarza, zwłaszcza gdy pod uwagę brało się istnienie niejakiej grupki, która odważnie nazywała się Huncwotami. Po siedmiu latach dzielenia z nimi stołu, Pokoju Wspólnego, czy szkolnych ławek, mogłaby powiedzieć, że zna ich na wylot i wie co im w główkach siedzi, zwłaszcza, że jeden z członów tej "elity" wyraźne odcisną, na jej życiorysie swoje piętno. Po tylu długich latach użerania się z nimi jako prefekt, miała cichutką nadzieje, że wykorzystali już wszystkie możliwe pomysły, jakie tylko pojawiły się pod ich kopułkami. Matka jednak przed laty powtarzała jej, że nadzieja matką głupich, o czym Evans miała przekonać się kilka minut po siódmej rano, kiedy to wrzask opiekunki domu wyrwał ją ze słodkiego snu i postawił niemal na baczność.
    W swoim niemal siedemnastoletnim życiu, miała wrażenie, że zobaczyła już wszystko, jednak gdy niezbyt udolnie poskładana do kupy, stawiła się w lochach i ujrzała żałosny widok w postaci Ślizgonów zalanych zieloną breją i pęczniejących pod nią jak pączki w tłuszczu, omal nie zakrztusiła się chłodnym, przesiąkniętym nieprzyjemnym zapachem powietrzem, które właśnie wędrowało do jej płuc. Jakże piękny i rozpaczliwy widok z samego rana, który na długo miał zapaść jej w pamięci i wbić jej do główki myśl aby nigdy nie podważała opinii szkolnych, wiecznych Piotrusiów Panów.
    I jeszcze tego samego popołudnia siedziała na ławce w sali od eliksirów machając beztrosko nogami i czekając jak jeden z "bohaterów" raczy zjawić się przed nią, w duchu modląc się aby nikt nie wpadł na jakże kretyński pomysł wysłania tutaj Pottera. A gdy parę minut po czasie, do sali nonszalanckim krokiem wkroczył panicz Black, wyraźnie z ulgą odetchnęła, choć usta w wąską linię zacisnęła, aby przypadkiem gratulacje z jej ust nie wypłynęły. Bo nie ukrywajmy i ją ten bestialski kawał doprowadził do ataku śmiechu i dumna była ze swoich chłopców, choć to wszystko mieszało się z dozą prawdziwego oburzenia, którym jej zdrowy rozsądek pluł na wszystkie strony świata.
    - Poproszę różdżkę Black. - wyciągnęła w jego stronę dłoń czekając aż odda jej magiczny patyczek. Nie trudziła się zbędnymi "dzień dobry", nie miała zamiaru dłużej przedłużać ich obecności w tym miejscu.- Za to co zrobiliście musisz wyczyścić wszystkie kociołki i posegregować wszystkie składniki. Co wam w ogóle strzeliło do tych małych móżdżków?!- miała się na ten temat nie odzywać, miała milczeć, miała...Och, jak zawsze nie wytrzymała i zaraz zacznie się ta cała jej umoralniająca pogadanka.

    [ psieplasiam za to :C]
    Evans

    OdpowiedzUsuń
  7. Hogsmeade było małym miasteczkiem najczęćciej odwiedzanym miejscem przez uczniów. Szczególne tłumy były tu w soboty oraz niedziele.
    Nicole siedziała w Trzech Miotłach od około godziny, pijąc powoli swoje piwo kremowe i czytając "Historię Runów", ponieważ wypracowanie z owego przedmiotu było zadane już na poniedziałek. Czytając strony grubej książki usłyszała skrzypienie drzwi. Na widok Syriusza uśmiechnęła się szeroko. Gdy tuż za nim weszli jego kumple, kiwnęła w jego stronę głową, co miało oznaczać "Dosiądźcie się!".

    Nicole Williams

    OdpowiedzUsuń
  8. [Cieszy mnie to. A skoro już jako-taki kontakt został nawiązany, wątek może? Rzuć jakimś pomysłem, a zacznę.]

    Love

    OdpowiedzUsuń
  9. [Czysta, czysta, a jakże. Pomysł oczywiście pasuje, tak więc postaram się jakoś niedługo zacząć. Sensownie, ale nic nie obiecuję.]

    Love

    OdpowiedzUsuń
  10. Fakt był jeden i niezaprzeczalny. Ruda surowym prefektem była i nie odpuszczała nikomu. Na słodkie oczka i uśmieszki się nie nabierała, a nawet na urojony kodeks przyjaźni, nikt jej nie mógł podejść. Bo ciężko pracowała aby sobie na to stanowisko zasłużyć i teraz nie miała zamiaru dobrej opinii tracić, komuś najzwyczajniej w świecie pobłażając. Sama Lilka nieraz musiała mocno wargi zaciskać by nie wybuchnąć na biednego Luniaczka, kiedy to ten, przez te wszystkie jęki i stęki, machał wreszcie dłonią lekceważąco, jakby się od muchy odganiał i dawał tym dwóm diabłom wolną rękę, nie wyciągając z ich zachowania żadnych, ale to żadnych konsekwencji! Nie rozumiała tego, nie próbowała nawet pojąć czym kierował się Lupin w takim, a nie innym zachowaniu i z czasem przestała to po prostu komentować. Bo z niej zołza była okrutna i wiedzieli o tym wszyscy, którzy szkolne mury obłapiali, toteż nikt z rudą mendą zadzierać nie próbował ( nie licząc oczywiście Ślizgonów, którzy wszędzie się z buciorami wpakują, ale tym Evans w szczególności lubiła te kpiące uśmieszki, z mordek ścierać). Ruda, choć Huncwotów dobre siedem lat znała, nigdy nie pytała ich o szczegółowe powody do wykonania kolejnego żartu. Uważała je za niezwykły rezultat nudy i wybujałej wyobraźni całej czwórki z tym oto panem na czele i jego wiecznie potarganym przyjacielem. I tym razem nie miała zamiaru bawić się w detektywna, ani tym bardziej przypuszczać, że narwany okularnik, mógł sobie ubzdurać, że za jej plecami w rycerzyka się zabawi i w taki sposób postanowi ratować jej dobre imię.
    Spoglądała więc wyczekująco na panicza Black`a, aż ten wreszcie odda jej swoją własność, a gdy to poczynił, niemal bijąc przy tym ukłony, ona jedynie oczami przewróciła i włożyła różdżkę do kieszeni swojej szaty, co by bezpieczna była i mężczyzna nie miał powodów by ją o cokolwiek oskarżać.
    - Dziękuje Black.- odparła tonem jakże pozbawionym uczuć, który zupełnie do ów dziewuszki nie pasował, a on doskonale o tym wiedział, co jej zadania nie ułatwiało. Bo musi być bezstronna i wykazać się profesjonalizmem, a jak na złość trafiło jej się pilnowanie i niańczenie jednego ze swoich przyjaciół, o ile Syriusza tak może nazwać, gdyż jest to zbyt śmiałe stwierdzenie, mimo wielu lat znajomości. A potem ni stąd ni zowąd na jej buźce pojawił się czarujący wręcz uśmiech, gdy wskazała mu blisko trzydzieści kociołków, które już dawno swój żywot powinny zakończyć, a mimo to cierpliwie czekały w kolejce, aż poczciwy Gryfon jakże delikatnie i czule je wyszoruje.- Sądzę, że to będzie robota na kilka wieczorów, prawda? Nie musisz się śpieszyć, z tego co wiem, to wasz szlaban jest długi. Zdążysz, że wszystkim Łapciu, no chyba, że śpieszy Ci się do szorowania łazienki Jęczącej Marty. Kto w ogóle wymyśla te kary?- w jej głosie czuje się nutkę rozbawienia, gdy od cynowych kociołków wędruje na postać młodego mężczyzny, niezbyt zadowolonego z pewnością z takiego obrotu spraw. Lecz słysząc dalszą część jego wypowiedzi, cała ta radość z niej ulatuje, a na buźce pojawia się grymas niezadowolenia, podpatrzony zapewne u jakiegoś dzieciaka, któremu ktoś zabrał lizaka.- Tak więc powiedz swojemu przyjacielowi, że sama o siebie zadbam. Mam język, rączki i własny honor. Nikt nie musi mnie bronić, a już szczególnie on.- prycha kilka razy pod nosem.- I przestań się Black tak głupio szczerzyć, może i było to zabawne, nieczęsto w końcu widzi się Ślizgonów całych w ich ukochanym kolorze, ale było to równie okrutne i niesprawiedliwe, bo wiele osób niczym sobie nie zawiniło, a teraz leżą w skrzydle szpitalnym. Tak więc do roboty, kociołki Cię wołają, nie słyszysz? – przechyla lekko głowę, a kilka pasm rudych włosów, wydostaje się spod gumki, którą do tej pory były szczelnie związane.

    Evans

    OdpowiedzUsuń
  11. Sama nigdy nie była w stanie pojąć dlaczego ktoś taki jak James, zainteresował się właśnie nią. Była nijaka. Zbyt chuda, niska, z twarzą usianą piegami i przede wszystkim ruda. Nic nadzwyczajnego. A mimo to, od blisko siedmiu lat, odgonić się od niego nie mogła, choć wiele razy próbowała. Dziś mogła jedynie wzdychać, krzywić się i oczami przewracać, wmawiając chłopakowi, że z pewnością nie jest odpowiednią dziewczyną dla niego, dla kogokolwiek. A poza tym mogło chodzić tylko o chęć dodania kolejnej panienki do „zaliczonych”, a że trafił mu się ciężki przypadek, to brną w to uparcie. Nie wiedziała.
    Evans przy tym nigdy się za nazbyt inteligentną osobę nie uważała. Musiała czymś wynagrodzić sobie oczywiste braki, a przy tym udowodnić innym, że tak jak i oni zasługuje na bycie jednym z uczniów tej placówki. Taką taktykę obrała i po siedmiu latach ciężko jej było porzucić wszelkie przyzwyczajenia, takie jak chociażby ślęczenie z nosem utkwionym w książce i chorobliwe wręcz wkuwanie wszelkich materiałów. I może czasami przypominała typowego, egoistycznego kujonka, jednak Ci, którzy ją znali doskonale wiedzieli jak bardzo mylne byłoby uraczenie ją takim przydomkiem. Ale co mógł wiedzieć o tym Syriusz? Znał ją i tolerował, bo tak, bo Potter, a gdyby nie on, z pewnością w przeciągu całej szkolnej kariery zamieniliby ze sobą ledwo trzy zdania. I choć może zbyt bliskie relacje ich nie łączyły, to dla Evansówny stał się on osobą naprawdę istotną i również dla niego w ogień wskoczyć by mogła, jeśli byłaby taka konieczność.W swojej główce więc śmiało nazywała go swoim przyjacielem, choć słowo to, z trudem przez jej gardło by przelazło.
    - Nocnikami w Skrzydle Szpitalnym zajmuje się chyba Potter…Albo Peter. Nie jestem pewna.- odpowiada spokojnie, z uśmiechem na ustach i z tymi charakterystycznymi iskierkami w oczach.- Chyba więc nie trafiłeś tak źle, co? Jakoś zniesiesz moje towarzystwo.- posyła mu ów ciepły uśmiech i zakłada za ucho kosmyk rudych włosów. Uważnie obserwowała jak Syriusz przygotowuje się do pracy i jakiś głosik w jej głowie zaczął skrzeczeć, że mogłaby mu pomóc, nieco mu ulżyć, w końcu chodziło tutaj także o nią.Przygryzła dolną wargę i odwróciła od niego wzrok, czując jak jej oziębłe, typowe dla perfekta serduszko zaczyna mięknąć.
    - Nie, nie sądzę.- odparła kręcąc przy tym z rozbawieniem głową.- Właściwie to ty nasłuchałeś się ich o wiele więcej niż ja, mogę Ci szczerze współczuć. I nie, nie przejmuje mnie ich los. Masz rację. Nigdy się nimi nie przejmowałam. Ale to nie zmienia faktu, że nawet wobec nich trzeba zachować jakiś umiar, prawda? I wiem, nie chcesz słuchać moich moralniaków.- mruczy cicho pod nosem spuszczając wzrok.- Wiesz co?- ożywia się po chwili zeskakując z ławki.- Pomogę Ci. Ale bez magii, przynajmniej tak będzie sprawiedliwie.- podwija rękawy koszuli i podchodzi do jednej z szafek, z której wyciąga jeszcze jedną gąbkę, a przynajmniej to coś co nią być powinno.- Tylko ani słowa nikomu.- i nagle Evans tryska entuzjazmem, jakby miała za chwilę przejechać się na diabelskim młynie po raz pierwszy, czy też zjeść całe stosy czekoladowych żab.- Syriusz, ja już próbowałam mu to mówić.

    Evans

    OdpowiedzUsuń
  12. [Ej... A gdzie oni mogliby się spotkać? ._. Bo tak chcę zacząć, a nie mam pomysłu gdzie ich wcisnąć.]

    Love

    OdpowiedzUsuń
  13. [oekj ;) mam rozumieć, że mam zacząć? Czy podrzucić ci jakiś pomysł? ;D]

    Emmeline

    OdpowiedzUsuń
  14. [W porządku ;)]

    Zawsze po kolacji w Wielkiej Sali, uczniowie byli odprowadzani przez prefektów do dormitoriów, których strzegły nietęgie postacie. Domu Gryfonów pilnowała Gruba Dama, która wpuszczała ich po wypowiedzeniu hasła: Caput Draconis. Wtedy też wpuszczała ich do środka, a żeby znaleźć się w sypialniach, należało ominąć pokój wspólny gryfonów. Zazwyczaj każdy udawał się do pokoi, a wąska grupa czarodziejów schodziła na dół i raczyła się niewybrednymi opowieściami minionego dnia.
    Także tego wieczora, Emmeline zeszła po kamiennych schodach w dół i usiadła sobie wygodnie na jednym ze skórzanych foteli tuż przy kominku. W dłoniach trzymała książkę z zaklęciami, którą studiowała codziennie w wolnych chwilach. Lubiła wiedzieć, że umie więcej niż pozostali, z resztą, czasem było to bardzo przydatne.
    I nagle usłyszała hałas i jakby zbieganie po schodach. W tle słyszała charakterystyczny śmiech Jamesa i już wtedy wiedziała, że Black, James, Lupin i Peter zamierzają pokrzyżować jej plany. Zawsze tak było gdy siedziała sama w salonie. To była nierozłączna czwórka. Zawsze razem, wszystko razem. To by jej nie przeszkadzało, gdyby co wieczór nie zabierali jej książek i nie drażnili się z nią. Jedynym, który zawsze oddawał jej, jej własność był James... Nic dziwnego, w końcu kiedy inni nie patrzyli - przyjaźnili się.
    Tym razem w pelerynie niewidce zaszedł ją od tyłu Pettigrew, którego Emm nie lubiła najbardziej. Zawsze było w nim coś nieludzkiego, coś co spokojnie mogła nazwać odpychającym. Z Syriuszem nie lubiła się z zasady, a Lupin... Lupin był prawie w porządku, tylko działał pod wpływem kolegów. Ale wracając do meritum...
    Wyrwał jej książkę i rzucił ją do Blacka. Chwilę tak sobie ją podawali między sobą i najwyraźniej dobrze się bawili, co sugerowały śmiechy. W końcu Vance wyciągnęła ciemną różdżkę i wycelowała ją w Petera. - Densaugeo! - i nagle urosły mu długie szczurze zęby sięgając po brodę. Wtedy uwagę chłopców zwrócił szczurzo-podobne stworzenie. Wykorzystując ten moment podeszła do Syriusza, który trzymał jej własność. - Książka... - odparła pewnie i wyciągnęła dłoń, patrząc proste w jego ciemne, niemal czarne oczy. Raczej z zasady i nigdy nie zbliżała się do Blacka tak blisko. Od maleńkiego, jak mantrę, rodzice wpajali jej, że wszyscy Blacy są źli, że ich rodzina miała do czynienia z czarną magią. Nie wiedziała tego na prawdę, ale uznała, że to prawda. Chyba tylko ten jeden raz była podatna na wpływ innych. Zawsze kierowała się swoim rozumem i przeświadczeniami.

    Emmeline

    OdpowiedzUsuń
  15. [mojekochaniewredneitakietamwiemżemnienadaluwielbiaszhohoho<3]

    OdpowiedzUsuń
  16. "Ciągle tylko z nosem w książce, nie uśmiechnie się ani nic, naburmuszona i z kijem wetkniętym głęboko w tyłek"? Chyba dobrze, że nie słyszała tych słów. Zapewne zraniłyby ją bardzo mocno, ale przede wszystkim otworzyły jej oczy. Skąd miała wiedzieć, że ludzie właśnie tak ją postrzegają? Dotąd myślała, że jest przeciętną uczennicą Hogwartu... Ale fakt, przeciętna uczennica jest niezauważalna, a ona choć taka "niedostępna" ulegała dużemu zainteresowaniu ze strony chociażby Huncwotów.
    Zerknęła tylko kątem oka na wybierającego z Wspólnego Petera i nikle się uśmiechnęła. Kiedy jednak zmuszona została spojrzeć na Blacka, wzdrygnęła się lekko. Jak śmiał uczyć ja dobrych manier skoro sam ich nie miał. Próbowała nawet wyrwać mu książkę z rąk, jednak on miał o tyle lepsze położenie, że był mężczyzną... A oni zazwyczaj mają kilka centymetrów więcej. I co było robić? Odwróciła się do Jamesa i spojrzała na niego błagalnie, ale on tylko wzruszył ramionami przepraszająco i nic. Nawet on ją w tym momencie zawiódł i bliskie stosunki nie pomogły. To oznaczało, że ta czwórka była ze sobą ponad wszystko. Pooter wraz z Lupinem oddalili się za szczurowatym.
    Poczekała więc, aż znikną z pola widzenia, a cała drżała z nerów. Nie zamierzała poniżyć się przed Syriuszem i poprosić o to co należy do niej. - Chciałbym zaznaczyć, że to Ty powinieneś przeprosić mnie za swoją niesubordynację. - pokiwała lekko głową, dalej wgapiając się w jego oczy. - Ale Ty pewnie nie wiesz czym są przeprosiny. - bąknęła pod nosem i schowała różdżkę do tylnej kieszeni spodni. - Ale proszę, jeśli bardzo potrzbujesz tej książki, weź ją. Tylko zaznaczam, że nie znajdziesz tam nic o czarnej magii, więc chyba Ci się nie przyda. - zmrużyła lekko oczy i patrzyła na niego spod wachlarza rzęs. Byli tu teraz sami, więc spokojnie mogła obawiać się jego reakcji. Czy w ogóle zastanawiała się nad swoimi słowami? Nie do końca, wyrzuciła z siebie coś, co chciała zrobić już dawno. Chyba była ciekawa reakcji Blacka.

    Emmeline

    OdpowiedzUsuń
  17. Peter…Peter nie wyglądał na kogoś, kto mógłby przyjaźnić się z TYMI Huncwotami, a raczej na kogoś kto robi u nich za piąte koło u wozu. Czasami, gdy zielone ślepia dziewczęcia dostrzegły, jak pozostała trójka, a właściwie dwójka, bo Lupin nie brał z reguły w tym udziału, pomiata biednym chłopcem, którego jedyną pasją zapewne było pochłanianie gór słodyczy zakupionych w miodowym królestwie.
    Słyszała jak zareagował Syriusz, na wzmiankę o tym, co może robić jeden z członów jego bandy i westchnęła cichutko. Nie do niej jednak należało paplanie o tym jak źle traktują biednego Peter`a, który jej zdaniem nie zasłużył sobie na rolę popychadła. Nie śmiała nawet odezwać się w tej sprawie, gdyż z tego co zdążyła się już zorientować Glizdogon, nie miał zupełnie nic przeciwko temu i z uśmiechem na ustach spełniał każdą ich zachciankę. Ludzie i ich naiwność czasami ją zadziwiała, ale cóż mogła poradzić? Ich sprawa, a Rudej nic do tego, więc siedziała cichutko jak mysz pod miotłą, choć przecież nie tak miała w zwyczaju, a wszystko to co jej się nie podobało głośno demonstrowała pragnąc natychmiastowej poprawy.
    Teraz tak siedząc tutaj, doszła do wniosku, że nigdy dłuższej rozmowy z Black`iem nie przeprowadziła, a tym bardziej takiej, która obyłaby się bez świadków. Poniekąd żałowała, czyż nie był interesującym rozmówcą? Zadawać takich pytań nie miała zamiaru, bo Lilka paplała jak najęta i dopiero po fakcie zaczynała zastanawiać się, czy słuchacza swym potokiem słów nie zamęczyła. Subtelna z niej istotka była, nie ma co.
    Nim wzięła się do pracy rozpuściła rude włosy, by po chwili znowu je wszystkie zebrać i ciasno związać, aby żaden kosmyk, do jej oczu się nie przedostał i jej nie irytował.
    - A może to Huncwot zniża się do poziomu Pani Prefekt?- pyta z rozbawieniem, zaczepnie do góry jedną brew unosząc, a potem daje mu lekkiego kuksańca w bok nim weźmie się za szorowanie. Uznać można, że ma wprawę, po próbach ratowania przypalonych przez Tunie patelni, w każde wakacje i święta jakie w domu spędza, więc i kociołek dla niej ryzyka stanowił nie będzie, a że sobie rączki nieco pobrudzi, to co z tego? Ruda nie należała do tego typu dziewczyn co przesadnie o swój wygląd dbają, a na widok złamanego paznokcia zachodzą się płaczem donośnie. – Och Syriusz, tylko byś spróbował komukolwiek o tym powiedzieć. Musiałabym później słuchać pochwał mojej osoby i tego jak dobroduszna ze mnie istotka. Chcesz bym się jeszcze bardziej rozbestwiła i popadła w samozachwyt?- mówi z udawaną powagą i skromnością, choć w jej oczętach tańczą rozbawione iskierki.- Nie marudź Black tylko szoruj.- sadza i pozostałości po starych eliksirach, były ciężkim przypadkiem i dziewczyna wkładała naprawdę wiele sił by chociaż centymetr owego kociołka doprowadzić do stanu używalności.- Syriusz, a jak myślisz? Czy ty naprawdę mnie nie znasz i nie wiesz jak…Proszę? Czy to odpowiednie słowo? Jak proszę, a właściwie wrzeszczę na twojego biednego przyjaciela, który jeszcze bardziej się wtedy motywuje? Ty to ty, a ja to ja. Wy się przyjaźnicie, a ze mną sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana. Zresztą wiesz jaki jest Jam…Potter. Jak się na coś uprze to nie ma przebacz, prawda? – jęknęła cicho, gdy zahaczyła paznokciem o coś wyjątkowo twardego, jednak jak na dzielną dziewczynkę przystało brnęła dalej w szorowanie tego przeklętego przedmiotu.

    Evans

    OdpowiedzUsuń
  18. Istniało wiele osób, które bez szemrania słuchały się swoich rodziców. Robili to, co im kazano, nawet jeżeli w duszy się temu sprzeciwiali. Ale to nasi rodziciele, trzeba się ich słuchać, czyż nie? A gówno prawda, powie wam Love. Ale Love to Love, ona znana jest z tego, że robi wszystko na opak i ma w dupie to, o co proszą ją rodzice. Tak, proszą, bowiem już dawno zaprzestali rozkazywać swojej najmłodszej córeczce. Bo i po co, skoro i tak ich nie słucha, skoro i tak robi co chce? Klapsy nigdy na nią nie działały, inne kary także nie. Więc państwo Heywood nie mieli innego wyjścia, musieli się zgodzić z tym, że ich córeczka nie jest jak wierny piesek i nie przyjdzie na skinięcie palcem. Jednak według Love, nie powinni tak bardzo rozpaczać. Wszakże mieli jeszcze starszą córkę, tę wiecznie idealną, z której mogliby być dumni. Do niej mogli się nawet nie przyznawać, Loveleen miała to w dupie, dopóki dawali jej pieniądze, dach nad głową i jedzenie. Pieprzona materialistka.
    Państwo Heywood jednak chyba nie do końca zdążyli pogodzić się z tym, że Love zachowywała się jak chciała i mimo wszystko, wciąż starali się ją zmienić. Tak jak ostatnio na przykład, gdy po raz setny matka wygłosiła mowę na temat, jaka to czystość krwi jest ważna. Oczywiście Love miała to w szerokim poważaniu, a jakże! Jej nie przeszkadzało to, że ktoś był szlamą. Więc jakim cudem znalazła się wśród Ślizgonów? Do tej pory się zastanawiała. Widocznie nie była za odważna, aby zostać Grydonką, za koleżeńska, by trafić do Puchonów i była za mało inteligentna, żeby być dumną Krukonką. Cóż, mówi się trudno. Przynajmniej rodzice byli zadowoleni i nie płakali jej nad uchem, bo tego by już nie zniosła. I tak musiała wysłuchiwać ich długich, nudnych tyrad, które wygłaszali, gdy postanowiła pojawić się w domu albo kiedy pisali do niej list, a to ostatnio zdarzało się nad wyraz często. A dlaczego? Bo ze szlamami się kumplowała, ot czemu! Jakby to był nie wiadomo jak wielki grzech. Według niej nie był, według jej rodziców wręcz przeciwnie. Zdarza się.
    Bywały takie dnie, że Love miała naprawdę serdecznie dość tyrad matki i miała ochotę komuś pomarudzić. A że Syriusz wiedział, jak to jest, postanowiła, że dzisiaj to właśnie on będzie robił za jej prywatnego psychoterapeutę. Niestety, Gryfon chyba postanowił dzisiaj nie wychodzić z Pokoju Wspólnego, bo już od dwóch godzin siedziała pod wejściem do dormitorium Gryffindoru, a on wciąż nie wychodził. Całe szczęście, że od czasu do czasu jakiś Gryfon przewinął się przez wejście, toteż z łatwością wśliznęła się z jednym z nich do środka, gdy czekanie ją znudziło i postanowiła sama odwiedzić Łapę. Niestety, w Pokoju Wspólnym go nie było, toteż ruszyła dalej, w poszukiwaniu dormitorium Syriusza. A to nie było takie trudne, jak się okazało, bowiem znalazło go dość szybko.
    - Dlaczego, do cholery, nie mogę cię znaleźć, gdy jesteś mi potrzebny? - mruknęła z miną nadąsanej sześciolatki, krzyżując jednocześnie ramiona na piersi, po czym klapnęła sobie na najbliższym łóżku, które było względnie czyste.

    Love

    OdpowiedzUsuń
  19. [wątku z Łapą żądam :3]

    OdpowiedzUsuń
  20. [FUCK YOU A NIE ŻADEN SYSTEM :C WRACAJ MI TU RAZ DWA, BO JA CHCĘ WĄTKA. mogłabym to napisać na gg, ale YOLO XD]

    OdpowiedzUsuń
  21. [O mój Boże, jaki on piękny :o]

    Lilja

    OdpowiedzUsuń
  22. [Eh, no dobra, niech ci będzie... ładnie proszę o wątek? :D]

    OdpowiedzUsuń
  23. Oczywiście, że nie była wyjątkowa. Bo ową wyjątkowość wyznaczał właśnie Syriusz, tak? I chyba miał racje, bo wyjątkowi byli tylko Huncwoci, którzy rzucali czarami na lewo i prawo. Wykazywali się nieprzeciętnym umysłem robiąc sobie żarty z całego Hogwartu. No więc właśnie... Przy nich nie była nawet namiastką wyjątkowości. Była, po prostu, molem książkowym. Ale czy należało się tym przejmować? Podobno nasz los jest już gdzieś zapisany, a my musimy go przyjąć chcąc nie chcąc.
    Widać, żeby zaskoczyć Blacka trzeba było stanąć na rzęsach, a żeby zaskoczyć Emmeline należało usiąść i wykazać chęć do rozmowy. Tak mało interesowała innych jej osobą, więc jak już ktoś to zrobił to traktowała go jak nadczłowieka. Widać nie była tak wymagająca jak niektórzy. Co nie zmienia faktu, że mogła być zaślepiona przez pewne opowieści, ale nie musiała. I sądzę, że Syriusz na pewno nie miał o tym pojęcia.
    Tak dumnie i bacznie wpatrywał się w jej oczy. Tak, że kuliła się pod nim czy tego chciała czy nie. A należy zaznaczyć, że nie chciała. - Najlepiej szukać winy u kogoś a nie u siebie, to chyba Twoja domena. - wycedziła przez zaciśnięte zęby, a dłonie mimowolnie zacisnęła w pięści. To oczywiste, że dobrze wiedziała, że jego rodzina się go wyparła, a on sam nie chciał do niej należeć. Ale chęć powiedzenia mu tego prosto w twarz była większa i najzwyczajniej ją przerosła. Wylała się z niej gorycz, która chyba od niepamiętnych czasów się w niej wzbierała. Może to także wina faktu, że często padała ofiara głupiutkich żartów ich czwórki, pewnie powinna przywyknąć. Nie chciała.
    Coś jednak pękło gdy tym swoim przemądrzałym głosem wspomniał o jej matce. I ten bezczelny wyraz twarzy. To zabolało najbardziej. Zmarszczyła lekko swój nos, a ciemne oczy jakby się jej zaszkliły. Na szczęście w pokoju dopalało się kilka świec i widzieć ją mógł jedynie w świetle bijącym od kominka. - Idź już... - niemal wyszeptała, bo czuła jak coraz bardziej zwęża jej się gardło, a w krtani pulsuje wciąż rosnąca gula. Jedynie pochyliła się w jego stronę, by zabrać książkę obitą czarną skórą i usiadła na kanapie przed kominkiem. Teraz wjej tęczówkach odbijały się płomienie ognia, a dłonie kurczowo zaciskała na okładce. Pewnie gdyby miała możliwość powiedziałaby: "Idź już... Twoi koledzy na pewno czekają z utęsknieniem." Ale z przyczyn niezależnych od niej, na tych dwóch słowach musiała poprzestać.

    OdpowiedzUsuń
  24. [No właśnie nie bardzo :< ]

    OdpowiedzUsuń
  25. [Chciałabym wątek bardzo, ale z pomysłem u mnie cienko, nie wiem, jak by tu ich połączyć.]

    Lilja

    OdpowiedzUsuń
  26. [jedyne co mi przyszło do głowy to głupi pomysł że by się kłócili kto spędzi czas z Potterem jako niezaprzeczalny BFF XD wybacz, źle ze mną. ]

    OdpowiedzUsuń
  27. [Nie, ale chyba wiem o kogo ci chodzi.]

    Lew

    OdpowiedzUsuń
  28. [Siri i Lew mają mieć wątek? No, da się zrobić, ale trzeba pomyśleć.]

    Lew

    OdpowiedzUsuń
  29. [Lilja raczej bezkonfliktowa, więc, jeśli coś negatywnego, to Syriusz musiałby coś do niej mieć :> tego w karcie nie ma, póki co, ale Lilji ojczym jest śmierciożercą. Lilja go nie lubi, ani mu nie ufa, ale się nie sprzeciwia, bo mamę za bardzo kocha.]

    Lilja

    OdpowiedzUsuń
  30. [No właśnie o coś takiego mi chodzi XD. I żeby się Black nie zdziwił pewnego dnia :D]

    OdpowiedzUsuń
  31. [haha, czyli co, pasuje ci taki pomysł? Ja tylko żartowałam XD.ale dobra, niech będzie. Możesz ty? Tak ładnie, bardzo ładnie proszę! I obiecuję że Leah nie zrobi mu krzywdy xd]

    OdpowiedzUsuń
  32. [Czyli przemocy nie będzie, cieszę się ^^. Spoko, ja i tak muszę się uczyć (próbne egzaminy to zło!). Nie wiem gdzie mogą się spotkać.błonia? Wrzesień jest, więc jeszcze raczej w miarę ciepło. ]

    OdpowiedzUsuń
  33. [Pomysł byłby bardzo dobry, gdyby nie fakt, że Lew generalnie ma czystość krwi i to wszystko głęboko w dupie, a zachowuje się tak, jakby nie lubił mugoli, bo nie chce prowokować swojego ojca, więc to nie bardzo do niego pasuje.]

    Lew

    OdpowiedzUsuń
  34. Lilja lubiła swoje chwile samotności. Mogła zebrać własne myśli, zastanowić się, co dalej. A miała nad czym rozmyślać, szczególnie ostatnimi czasy. Jej ojczym nie mówił o tym wprost, ale była wręcz pewna, że jest śmierciożercą. Nie mogła tego przeżyć. Żyła z nim pod jednym dachem od lat. Jej matka go kochała. Ślepo, na to wyglądało. Lilja nie mogła zrozumieć jak po śmierci kogoś tak wspaniałego, jaki był jej ojciec, mogła związać się z kimś takim. To przekraczało granice jej wyobraźni.
    Bała się, bo wiedziała, że coś złego z tego wyniknie. Najbardziej obawiała się, że straci mamę. Czuła, że jeśli się zbuntuje, mama stanie za swoim mężem. A do tego w końcu musiało dojść. Lilja starała się tłumić swoje emocje. Starała się nie reagować, ale wiedziała, że przyjdzie czas, kiedy każdy będzie musiał określić po jakiej stronie stoi. A ona nie mogłaby walczyć o coś, co jest sprzeczne z jej przekonaniami.
    O tym wciąż myślała. Nie izolowała się, ale te wszystkie wydarzenia trochę wycofały ją z życia. Zdystansowały. Bała się. Za dużo złego działo się dokoła.
    Z rozmyślań dobiegły ją czyjeś podniesione głosy. Męskie. Chciała się cofnąć, nie przeszkadzać, ale wtedy usłyszała, że mówią o jej ojczymie. Kilka razy padło jego nazwisko. Pochlebnie, a zaraz potem, wręcz przeciwnie. Wychyliła się lekko zza rogu. Rozpoznała Blacków. Kto by ich nie znał. Wiedziała, że młodszy chce przystać do Czarnego Pana. Jej ojczym kiedyś o tym mówił. Uważał, że powinna się z nim zaprzyjaźnić. Tak, on zawsze wiedział, co dla niej dobre.
    Chciała się wycofać. Poczuła jeszcze większy wstręt do własnego ojczyma. Poruszyła się jednak zbyt gwałtownie i lekkomyślnie, bo trąciła stojącą tuż obok zbroję. Nie przewróciła się, ale zakołysała na tyle głośno, by obaj bracia na nią spojrzeli.

    Lilja

    OdpowiedzUsuń
  35. Mimo że uważała go za osobę zbyt dumną, wyniosłą, pewną siebie, z syndromem narcyza, nie raz i nie dwa przez jej główkę przewinęła się myśl, że mimo swoich wad wydaje się być ciekawą istotą. Był przede wszystkim idealnym przyjacielem, a także wierny swoim przekonaniom, co sprawiło, że Ruda czuła wobec niego dziwnego rodzaju podziw. I może niekiedy i jemu oberwało się przy okazji, gdy swojego przyjaciela nie mógł utrzymać na wodzy, jednak większych zastrzeżeń wobec niego nie miała i bez marudzenia, a wręcz z uśmiechem na ustach znosiła jego obecność gdy to było konieczne.
    Sama Evans nie potrafiła zrozumieć ich awersji do Glizdogona, którego trzymali na dystans i jedynie wysyłali na posyłki. Nie wtrącała się jednak w ich wizje przyjaźni z nieco zagubionym chłopcem, zakochanym w słodyczach. Tak było najlepiej i wszyscy żyli we względnej zgodzie.
    Teraz jednak nie myślała o tym. Wolała mieć pewność, że raczej nic jej z równowagi nie wytrąci i nie zetrze sobie z dłoni na skórka, przez grubą warstwę sadzy jaka osadziła się na jej biednym kociołku. Myślenie o tym kogo Huncwoci lubią, kogo nie, o tym jakie kawały już wycięli, nie skończyłoby się dobrze, gdyż zapewne od razu włączyłaby się jej umoralniająca gadka, która zepsułaby całą, możliwie przyjemną atmosferę między nimi. Wolała cieszyć się stanem, gdy nikt sobie do gardła nie skacze i nikt nie jęczy z byle powodu.
    Wracając do kociołków, gdyby teraz matka ją widziała, pewnie jęknęłaby głośno, ubolewając nad nieporadnością swojej młodszej córki, która po tak długim okresie przebywania z dala od domu, zapomniała już co i jak się robi, a gdy już za coś się brała, wyglądała dosyć żałośnie.
    Westchnęła i na moment wrzuciła gąbkę do środka, by rozmasować swoje obolałe dłonie. Zdecydowanie taka robota nie była dla niej. I może lepiej, że przerwała właśnie wtedy, gdy Black ponownie podjął głos, a to co od niego usłyszała wprawiło ją w osłupienie, a także zakłopotanie. Odwróciła od niego wzrok, czując jak na jej policzki wstępuje delikatny rumieniec, lecz na szczęście było dość ciemno i mogła mieć nadzieje, że nic nie dostrzegł. Jeszcze tego by jej brakowało. Ponownie więc chwyciła za gąbkę i zaczęła szorować kociołek z ogromnym zaangażowaniem.
    - Dobrze wiemy, że nie potrafiłabym…- mruknęła cicho, dość posępnie pod nosem. Nie była z tych dziewczyn, co nachalnie uganiają się za mężczyznami. Jeśli już to wolała cichutko wzdychać do nich, gdy tego nie widzieli, a robiła to w tak udolny sposób, że nikt nie potrafił nawet dostrzec zainteresowania płcią przeciwną ze strony Lily. Nie mogła przecież tak po prostu się zmienić, nawet gdyby chciała.- Poza tym…- zaczęła, lecz urwała by dość nerwowo przygryźć dolną wargę.- Nie wierzę, że to mówię, zwłaszcza TOBIE, ale…Ja nie wiem czego chce, dobra? I nie zadawaj mi takich pytań, okej? Bo z jednej strony on jest…Och ale TO POTTER!- nie wiedziała co powiedzieć, zaczęła się gubić, plątać we własnych zeznaniach, zdania nie potrafiła porządnie skleić, a jej ciałem zawładnęło widoczne zdenerwowanie, aż omal nie strąciła butelki z płynem i kilku innych przedmiotów na podłogę.

    Evans

    OdpowiedzUsuń
  36. [oj dajże spokój, ten ma dziwne zęby, o!]

    Glizduśnadiecie

    OdpowiedzUsuń
  37. [ba, że o Glizdku, a raczej nieznanym panu z tumblra, z resztą sama się przypacz. dżeremi ma takie zęby jak ja po dwóch latach ortodontycznego, eh. wątek, wątek, wątek! dżampreza jakaś czy co?]

    OdpowiedzUsuń
  38. Bycie prefektem było najlepszym okresem w jego nastoletnim życiu. Pierwszy raz Remus miał kontrolę nad swoim życiem, a dodatkowo jeszcze więcej niż setką uczniów kręcących się po tym wielkim zamku! No dobra, przesadzam, ale mógł im wlepić szlaban za twarzowe, nie ponosząc za to konsekwencji, bo takie prawo prefekta.
    Szkoda tylko, że Lupin taki nie był i nie korzystał z tych przywilejów stróża prawa. Wolał niezauważony przemykać korytarzami (może dlatego tak chętnie chodził na nocne patrole, tam nie było go chociaż widać) ewentualnie łapać małych Ślizgonów za kołnierz i prowadzić do ich opiekuna, kiedy akurat prowadzili wojnę na łajnombomby gdzieś w lochach. Nasłuchał się już wiele wyzwisk na swój temat, ale był zdania, że jeśli takie małe, zdemoralizowane bestie obrywały od początku za swoją głupotę, to może czegoś się nauczą. Och, ty naiwny Lunatyku!
    Aż do obiadu nic się nie działo, prawdę mówiąc Luniak był trochę zmęczony i za bardzo nie zwracał uwagi na otoczenie podczas lekcji, sala mogła nawet płonąć, on jedynie by ziewnął i skupił się na tekście w podręczniku. I nadal rozumiał, co czyta! Taka już jego dziwna natura.
    Dwa kubki herbaty przywróciły mu normalny wyraz twarzy i jako takie siły życiowe - chyba pierwszy raz w swojej szkolnej karierze był szczęśliwy, że to koniec lekcji. W końcu musiał jeszcze ganiać tych wszystkich pierwszorocznych, którzy wraz z minięciem pierwszego miesiąca nauki rozpoczęli fazę bycia nadpobudliwym stadem dzikich zwierząt. Zdanie Lunatyka mieli głęboko w poważaniu i był pewien w tych osiemdziesięciu procentach, że większość wyzywa go za plecami od 'pał' i twierdzi, że 'ma kij w dupie'. Obchodziło go tak bardzo, że aż wcale, bo w życiu już się za wiele nasłuchał od na przykład Ślizgonów, którzy kojarzyli go głównie przez Syriusza pozwalającego sobie na bycie pomysłowym w robieniu im na złość akurat w towarzystwie Luniaka. No po prostu cudownie.
    Ogarnięcie ich wszystkich trochę potrwało, a kiedy w końcu cali i zdrowi dotarli do Pokoju Wspólnego Gryffindoru, Remus wyglądał jakby wtaczał kamień pod górę i dostał nim porządnie w łeb, gdy ten z góry się stoczył. Pchnął mocno drzwi od dormitorium i wpadł do środka, od razu rzucając się na pudełko z herbatą i początkowo nie zwracając uwagi na to, że Syriusz w ogóle coś do niego mówi.
    Obwąchał ulubiony kubek (kto wie, czy Glizdogon przypadkiem nie zrobił sobie z niego pojemnika do plucia podczas mycia zębów, wszystkiego można się spodziewać) i posłał przyjacielowi pytające spojrzenie, by po chwili wrócić do rutynowych czynności zatrzymujących jego proces zamiany w zombie.
    - Chcesz powiedzieć, że znów będziesz im wygrażał zza moich pleców, a potem oberwę jakimś glutem, którego nie będę mógł zmyć z włosów cały wieczór, nawet przy pomocy ciebie, Jamesa i trzech różdżek?
    Och, wypowiedział to zdanie, jakby naiwnie wierzył, że będzie inaczej i że nie wrócą znienawidzeni przez Ślizgonów jeszcze bardziej niż zwykle. Och, ty... Nie wypowiem się w tej kwestii, bo jeszcze go obrażę.

    OdpowiedzUsuń
  39. [łamiesz mi laska serce. to chociaż zacznij]

    OdpowiedzUsuń
  40. [gitez majonez, mam ten sam problem, od jakiś 3 godzin siedzę nad otwartym wordem i napisałam 70 słów Oo. a i nie dałoby się skorygować trochę ich relacji? bo chyba paczysz przez pryzmat późniejszej glizdowej zdrady, ale przecież w '77 oni wszyscy byli najlepszymi ziomalami]

    OdpowiedzUsuń
  41. [ale ja cholera nie o tym mówię! tylko, cytując, Syriusz bleble ale od biedy go toleruje. owszem, Glizduś jest przydupasem, Syriusz może go wykorzystywać, ale musi go też kurka mać lubić! bo są w końcu świętą czwórką, nie?]

    OdpowiedzUsuń
  42. - Och! Jak on wszystko umie popsuć! - wyszeptała, po czym z impetem cisnęła książką w zagłębienie kanapy. Doprawdy Syriusz działał na nią niesamowicie... dziwnie. Tak, to odpowiednie słowo. Czasem, po cichu go podziwiała za niezaprzeczalną elokwencję i odwagę, a czasem... Szkoda gadać. Chyba momentami nienawidziła go za fakt, że przy nim jest tak zmienna. Nie wiedziała dlaczego, z czego to wynikało. Może lepiej nie wiedzieć.
    Jednak przeklinała się, że pozwoliła sobie na pokazanie jakichkolwiek wyższych emocji, które zapewne w jego oczach były słabe i nic nie warte. No trudno, Emm nie była maszyną, zbudowaną z żelastwa i czasami najmniejsze słowo potrafiło ją strasznie zranić. A może nie słowo, a wspomnienie, które wywołał. Mógł mieć racje, płacz jest oznaką słabości... Ale ona nie płakała! Jedynie zrobiło jej się smutno, a to co innego, prawda?
    W zasadzie Vance nie chciała przeprosin od Syriusza. Pewnie wiele by dla niej znaczyły, bo dobrze wiedziała jak traktuje otaczającą go rzeczywistość i ludzi - sztuka obserwacji - ale raczej by na nie nie nalegała. Zdawała sobie sprawę, że zawsze zadziera głowę, a nos ma wycelowany prosto w sufit. Emmeline z absurdem nie dyskutowała. I pewnie wczorajszego wieczora nie wzbudziło by to w niej takich emocji, gdyby nie jej i tak niezbyt szampański humor. Z resztą ile można potakiwać i zgadzać się na to, czego chcą inni. Szala przechyliła się, powodując wylanie goryczy.

    Dzisiejszego dnia patrzyła na to wszystko inaczej. Pozytywniej. Karciła się nieco za głupotę, którą pozwoliła sobie wycedzić przez zaciśnięte zęby. On mógł mieć o to żal, a ona może mogła, ale nie chciała. Widząc Huncwotów nadchodzących od strony zamku nie wiedziała gdzie schować spojrzenie, bądź siebie. Wiedziała, że sam jego wzrok ją spiorunuje... Nie, nie, nie. Nie będziemy uciekać, trzeba mu udowodnić, że fakt, iż była w Gryffindorze nie był pomyłką. Tylko wyczekiwała odpowiedniego momentu. Jej "towarzyszki" po upływie kilkudziesięciu minut ponownie udały się do zamku, a ona powolnym krokiem ruszyła w stronę spokojnej tafli wody. Nabrała gorączkowo powietrza w płuca i dziękowała w duchy, że Syriusz teraz został sam z Potterem, a Remus i Glizdogon na chwilę się oddalili.
    Podchodząc, zakasłała w dłoń, by zwrócić na siebie uwagę. Po wymianie spojrzeń z Jamesem, potulnie odszedł na kilka kroków, a ona mogła usiąść obok Syriusza, na kamiennym murku. - Nie popisałam się wczoraj, co? - rzuciła pytaniem, patrząc na rozciągającą się przed nimi gładź.

    OdpowiedzUsuń
  43. [przecież nie krzyczę, kurwa mać!]

    OdpowiedzUsuń
  44. [Tfu, a nie chciałoby ci się zacząć? Bo przyznam, że miała niezły zapierdziel przez ostatnie dwa dni, trochę się wyłączyłam z bloga i teraz kurwa nie ograniam tego syfu, bo nie wiem już komu obiecałam zaczynać i kto jeszcze chce, a z kim jednak odpuścić. Wiesz, ten teges. Ciebie nie zaboli, a mnie uraduje.]

    Lew

    OdpowiedzUsuń