Lilja Birgisson, a właściwie Lilja Vigdis Birgisson, urodzona w Walentynki 1961 roku w Reykjavíku, w Islandii, uczennica klacy szóstej, Ravenclaw, czystej krwi, pół wila, właścicielka różdżki giętkiej, o długości dziewięciu cali, z wierzby, z włosem z głowy wili oraz kotki o imieniu Siri, jej patronusem jest wiewiórka, bogina nie poznała.
Nigdy nie spotkała bogina, ale jest niemal pewna, że byłoby nim słońce. Słoneczny dzień, który od zawsze wzbudza w niej niepokój. Lubi deszcz, lubi kiedy pada, lubi śnieg. Odpręża ją to. Kiedy jest ciepły słoneczny dzień, marzy o tym, by się schować tak, jak większość ludzi robi, kiedy pada. Wszystkie złe rzeczy, które ją spotkały w życiu, miały miejsce w słoneczny dzień. U niej nie ciemne chmury zwiastują nieszczęście, tylko błękitne niebo. Jedno z pierwszych, świadomych wspomnień, jakie ma - miała jakieś sześć lat. Siedziała w ogrodzie z mamą, korzystając z owego pięknego, słonecznego dnia. Nic nie zapowiadało tragedii. Ktoś przyszedł, mama poszła z nim do domu, zostawiając Lilję samą. Kiedy wróciła, oczy miała napuchnięte od płaczu. Lilja niewiele zrozumiała. Tylko tyle, że tata już nie wróci.
Nie tęskni za ojcem. Nie pamięta go nawet dobrze. Pamięta tylko zapach wody kolońskiej i jakąś kołysankę. Pamięta, że dobrze śpiewał. Za tym tęskni. Więc może jednak za ojcem? Raczej za tym, jakie było życie z nim. Po jego śmierci mama nie była już taka sama. Nie uśmiechała się. Zawsze była piękna, nawet kiedy była smutna. Nic więc dziwnego, że szybko znalazła drugiego męża. Lilja miała niecałe dziewięć lat, kiedy musiała wraz z matką wyjechać do niego, do Londynu. Nie polubiła go. Jego dzieci też nie. W przeciwieństwie do mamy. Wtedy też był ładny, słoneczny dzień.
Nigdy nie miała żalu do matki. Właściwie, to ją rozumiała. Widziała, jaka jest samotna, dobrze, że sobie kogoś znalazła. Lilja była już wystarczająco rozumna, by zająć się sama sobą. A i niedługo potem trafiła do szkoły. W domu bywała sporadycznie. Nie musiała się z nim dogadywać.
Ojca może i pamięta, jak przez mgłę, ale pamięta, że pomagał. Poświęcił innym swoje życie. Lilja chce być taka, jak on. Chce, tak jak on, zostać uzdrowicielem. I robi wszystko, by to osiągnąć. Nie lekceważy nauki, wręcz przeciwnie, poświęca na nią bardzo dużo czasu, zawsze jest przygotowana, ma świetne oceny. Nie, żeby miała jakieś wybitne zdolności, czy inteligencję, ale chęci na pewno ma wybitne. I niespotykany wręcz zapał.
Nie jest jednak tak, że liczy się dla niej tylko nauka. Pamięta o innych. Można powiedzieć, że udziela korepetycji. Całkowicie darmowych, oczywiście. Zawsze też służy ramieniem do wypłakania lub dobrą radą. Nie odrzuci nikogo, nie odmówi nikomu pomocy. Może i ma trochę problemów z asertywnością, ale przynajmniej żyje z czystym sumieniem. To jest dla niej najważniejsze. Co do stylu życia, ma pewne granice, których stara się nie przekraczać. Zabawa, owszem, ale w granicach rozsądku. Choć woli spokój. Stara się unikać konfliktów, jest świetną dyplomatką, obdarzoną darem przekonywania. Jest trochę wycofana. Stworzyła sobie swój własny świat, w którym czuje się bezpiecznie. Nie wpuszcza do niego nikogo. Na ogół jest miła, ciepła i wydaje się otwarta, ale w rzeczywistości nie ufa nikomu całkowicie. Jest bardzo skryta, zdystansowana. Świetnie doradza, jest doskonała powierniczką, ale sama się nie uzewnętrznia. Troszkę przewrażliwiona, skłonna do płaczu. Jest takim dobrym, ale nieuchwytnym duszkiem. Pojawi się, pomoże, uśmiechnie uroczo, ale równie szybko zniknie. Trochę chodzi z głową w chmurach. Zdarza jej się stracić poczucie czasu. Notorycznie coś gubi. Tańczy i śpiewa w samotności. Nadaje imiona roślinom. Kawa przyprawia ją o mdłości. Rozmawia ze swoim puszkiem. Najchętniej żywiłaby się tylko owocami i czekoladą, popijając zieloną herbatą. Plecie wianki. Boi się miotły. Lubi mugolską muzykę. Uwielbia gwiazdy. Nie radzi sobie z byciem w połowie wilą. Lubi pozostawać w cieniu. Nie wychylać się. Łatwo się zawstydza i rumieni. Boi się.
Mała, szczuplutka, blada, ulotna, w dziecięcych butach, wiecznie w sukience, niedbale uczesana, z rozwianym, długim włosem, o wielkich, zamglonych oczach w kolorze letniej trawy.
Dzień dobry. No to na wstępie zapowiem, że chętna jestem na WSZELAKIE wątki i powiązania, naprawdę, otwarta na propozycje! W imieniu i nazwisku na samej górze jest zalinkowana muzyka, taki myk. Zdjęcia znalezione na weheartit. W tytule Maria Pawlikowska-Jasnorzewska.


[Piękne imię <3 Piękne zdjęcia <3 Mówiłam cię, że cię kocham? ^^ A teraz wątek poproszę! Jakieś pomysły na powiązania może?]
OdpowiedzUsuńMathias
[witam się ;) "Lubi deszcz, lubi kiedy pada, lubi śnieg." - Emm także czuje zamiłowanie ;D więc z tak prozaicznej cechy mozemy wysnuć jakiś wątek, powiązanie, co tam chcesz ;)]
OdpowiedzUsuń[okej, pytanie tylko kto ma zacząć? ;>]
OdpowiedzUsuń[Nie ma sprawy ;)]
OdpowiedzUsuńBył właśnie środek weekendu. W tym momencie późny wieczór, który niedługo będzie stał na pograniczu z nocą. Doprawdy, weekendy były okropnie nudne. Młodzi czarodzieje dużymi grupkami uchodzili z Hogwartu by móc ruszyć do Hogsmeade. Dla nich było to miejsce co najmniej magiczne, by nie powiedzieć ze snu. Może nie dla takich czarodziejów jak ona, lecz dla tych, którzy wychowywali się w niemagicznych miasta - to na pewno było wyjątkowe. Niestety, Emm właśnie w Hogsmeade się urodziła i piwo kremowe w Gospodzie Pod Trzema Miotłami bądź słodycze z Miodowego Królestwa dla niej nie były niczym wyjątkowym. Czasami dochodziła do wniosku, że bardzo mało ją cieszyło, a więcej przygnębiało. Może to wina tego, że nie lubi wokół siebie zgromadzać ludzi. Jest typem samotnika.
Dziś popołudnie i wieczór spędziła u Hagrida w jego zmyślnej chatce na błoniach, przy Zakazanym Lesie. On jak nikt potrafił ją rozśmieszyć swoją szczerością i prostotą. Mimo wszystko był mądry i dzięki takim wieczorom dowiadywała się więcej niż po przeczytaniu nie jeden książki o Historii Magii.
Dziś, po raczeniu się przepysznymi Lukrecjowymi Gryzkami i wypiciu dwóch szklanek piwa kremowego, Emmeline pożegnała przyjaciela i po cichu opuściła jego specyficzny dom. Z Hagridem znała się od pierwszego roku nauki. Często z resztą za karę musiała chodzić z nim do Zakazanego Lasu i poznawać magiczne stworzenia, czy zbierać dla samej siebie składniki na lekcje Eliksirów. Te wspomnienia bardzo ją cieszyły, zwłaszcza, że w głowie szumiało jej piwo.
- Jeszcze daleka droga... - popatrzyła na oświetlony i oddalony o ponad kilometr zamek. Sypał śnieg, a wokół było biało. Ścieżka, którą sobie udeptała już dawno została zasypana. Fakt, że było ciemno w ogóle jej nie przeszkadzał, bo czuła, że i dziś kogoś spotka na swojej drodze. Tak, Emm miała do tego szczęście. Nigdy nie była sama, zawsze ktoś uraczył ją towarzystwem, znajomy bądź nie.
I kiedy już zbliżała się do zamku, zauważyła Lilję, którą już zdążyła poznać. Tak, razem z nią często obserwowały deszcz z Wieży Astronomicznej. Często milczały, ale żadnej to nie przeszkadzało. Czasem warto było się wyciszyć... Niektóre rzeczy wtedy lepiej widać.
- Cześć. - odparła podchodząc bliżej, wyrywając ją z jakiejś zadumy. - Obserwujesz śnieg? - rzuciła pytaniem i stanęła z nią ramię w ramię i z nikłym uśmiechem patrzyła w eter.
[Uwielbiam takie imiona i pierwsze zdjęcie świetne!]
OdpowiedzUsuń- Rus
[Miło mi to czytać! Byłabym nawet skłonna stwierdzić, że w powiązaniu mogłoby być coś na rzeczy, ale ostatecznie R. się wycofał, bo młodsza o rok (bo takie on ma dziwne zboczenie, że nie wplącze się w związek z takimi, hahahah) i coś trzeba sklecić, tylko muszę pierw odpisać. Masz jakieś propozycje? :)]
OdpowiedzUsuń[Czyli coś miało być na rzeczy między nimi?
OdpowiedzUsuńWiesz, zawsze mógł z nią się przejść na tę wieżę, bo tak to jeszcze trochę, a większość wątków będzie się opierać na tym, że jest prefektem. A on należy do tych wyyysokich, więc sięgnąć prawie wszędzie może, hahahah :D]
[I pewnie zrezygnował, ale - o dziwo - nie wydawał się być wielce wredny jak to zazwyczaj. Później coś może z tego wyjść i się zobaczy.
OdpowiedzUsuńNie obiecuję, że dzisiaj zacznę, bo już trochę mam - odpis, jedno rozpoczęcie, drugie, a jeszcze jedna postać, więc się zobaczy. ;)]
Rozkoszowała się śniegiem i zimnem... To było mądre. Cieszyła się z przyziemnych, małych rzeczy. To na pewno zaimponowało Emmeline. W obliczu czasów, które teraz nastały, warto było mieć w sobie coś zwykłego, niezbyt skomplikowanego. Teraz, kiedy Sam-Wiesz-Kto szalał i co rusz wprowadzał w swoje szeregi nowych zwolenników, na świecie nie działo się dobrze. Wszystko jakby było ponure, złe, przesiąknięte do szpiku kości chłodem i nicością. Tak właśnie to wyglądało w oczach Emm.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko była odważną osóbką, która zgłębiając wiedzę miała nadzieję, że kiedyś to wszystko wykorzysta przeciw Czarnemu Panu. I kiedy miałaby okazje stanąć z nim twarzą w twarz, nie bałaby się powiedzieć mu po imieniu. Nie miałaby wtedy nic do stracenia...
- Jasne, bardzo chętnie. Dziękuję. - uśmiechnęła się szerzej do dziweczyny. To było miłe. Już dawno nikt tak beztrosko nie poprosił by została. Zawsze ktoś sili się na wyszukaną konwersację, która do niczego nie prowadzi. To było co najmniej zasmucające.
Wcisnęła swoje już zmarznięte dłonie do kieszeni kurtki. W końcu przebyła już spory kawał drogi. W jej głowie kłębiły się różne myśli, ale jedna była dominująca... Zawsze ta sama, odkąd pamięta. Ciszę przerwała głębokim westchnięciem, a później mocno zacisnęła powieki.
- Myślisz, że jeszcze kiedyś będzie beztrosko? - zapytała, racząc się głębokim haustem zimnego powietrza.
[Oj, nawet nie wiedziałam ;P No dobra, jeśli chcesz możemy zmienić, ewentualnie zrobić z tego jakieś anomalia pogodowe ;)]
UsuńPanicza Shelley niektórzy mogliby nazwać szczęściarzem. Miał względnie normalną rodzinę, teoretycznie szczęśliwe dzieciństwo, dach nad głową, ukochanego psiaka. I gdyby nie fakt, że był czarodziejem, który na dodatek służy złu, byłby kolejnym nic nie znaczącym mężczyzną na tej kuli ziemskiej, który nie wyróżnia się z tłumu innych brytyjczyków. Oczywiście, jemu samemu to nie przeszkadzało, a gdzie tam. Mówiąc szczerze, nie miałby nic przeciwko temu, aby wieść spokojne życie mugola, który nie wie kompletnie nic o świecie czarów. Tak byłoby łatwiej, prościej i spokojnej. Niestety, był tym, kim był i nie dało się tego zmienić.
OdpowiedzUsuńJako śmierciożerca, dość często był zapraszany na jakieś przyjęcia, bale czy spotkania. Zazwyczaj jednak odmawiał i jak ostatni dzikus, zamykał się w swoim mieszkaniu w Hogsmeade lub rodzinne rezydencji, gdzie miał nieco więcej rzeczy do roboty. Bo i większa biblioteczka, a także barek czy chociażby sala muzyczna. Niestety, dzisiejszego wieczora musiał pojawić się na jednym z takich przyjęć, gdyż organizowane było w jego rodzimej rezydencji, w której akurat odwiedzał rodziców. Nie miał innego wyboru, musiał się pokazać. I niemal od razu został zagadany przez pewnego mężczyznę, którego dość dobrze znał. I nawet nie zorientował się, kiedy został przedstawiony jego córce, której miał zostać niańką. Ale był na tyle grzeczny, że nie dał poznać po sobie lekkiej irytacji. Nawet wtedy, gdy zostali sam na sam, gdyż jego rodzice, jak i ojczym dziewczyny gdzieś zniknęli.
- Nie wiem jak ty, ale ja najchętniej bym stąd uciekł - mruknął w pewnej chwili, zgarniając z tacy przechodzącego obok kelnera dwa kieliszki szampana i jeden podał dziewczynie. Co z tego, że była niepełnoletnia? Jeden kieliszek jej nie upije, jedynie nieco rozluźni.
Mathias
[Ojej, dziękuję. <3 Lilja wyszła ci swoją drogą przeurocza. I zakochałam się w jej imieniu, bo jest takie niecodzienne, no. <3]
OdpowiedzUsuńLupin
Babcia zawsze przekonywała ją, że w ludziach jest tyle samo dobra co zła i tylko od nas zależy, którą drogą pójdziemy, jaką drogę wybierzemy. Nic nigdy nie jest przesądzone, przeciwnie. Życie i ludzie wciąż nas zaskakują i to jest coś, co nigdy się nie zmienia. I teraz tak sobie stała i o tym myślała i przed sowimi, choć zamkniętymi oczami, widziała tą urokliwą staruszkę.
OdpowiedzUsuńEmm nie miała okazji być wychowywaną przez ojca czy matkę. Owszem, była pozbawiona tylko jednego rodzica, choć w praktyce nie miała ich w ogóle. Ojciec ciągle konspirował, walczył z ciemną stroną, wyjeżdżał, znikał, nigdy go nie było. Ale kochała go z zasady, bo był ojcem. Teraz nawet rzadko odwiedza dom, w którym on mieszka. Przepełniona była z tego powodu goryczom.
- Oby to "kiedyś" nie zabrało zbyt wielu dusz. - westchnęła raz jeszcze, bo niezmiennie ubolewała gdy dowaidywała się o kolejnych śmiertelnych ofiarach Czarnego Pana. W duchu mocno go przeklinała, ale... Ale teraz nie o tym.
Deszcz. Ten deszcz czasem przybierał fuknjcę oczyszczającą. Zmywał wszystkie troski, smutki i złości. To było w nim piękne, zarazem prozaiczne. Ale kto powiedział, że w deszczu nie można sie zakochać? To był najpiękniejszy kochanek i najbardziej niespodziewany. Działał kojąco na zmysły obu pań, które w gruncie rzeczy tylko jego na ten czas potrzebowały.
[Kreatywnie ;D]
[Ano, to jakiś punkt zaczepienia jest. Spotkać się mogą też w bibliotece, gdzie Remus będzie szukał książki pomocnej przy pisaniu eseju. Sądzę, że lubić też się lubią, coś dokładniejszego w wątku może wyjść czy co tam :3 ale... jeśli chcesz, żebym zaczęła to się naczekasz, bo już się zaczęłam gubić. a z drugiej strony to bym ci pokłony biła gdybyś ty to zrobiła :c]
OdpowiedzUsuńLupin
[W takim razie poczyńmy jakieś kroki w kierunku możliwości ujrzenia tegoż patronusa! ;)]
OdpowiedzUsuń[Przepiękne zdjęcia tutaj też widzę ;>]
OdpowiedzUsuńMyron
[Hm, to może on byłby takim majronowatym mentorem trochę? W ten sposób Lilja mogłaby się na niego natykać nawet we własnym domu.]
OdpowiedzUsuń[I może trochę ją przekonać do bycia złym?]
OdpowiedzUsuń[Dziękuję za przywitanie, również się witam jak nakazuje kultura.]
OdpowiedzUsuńNick
[To własnie dobrze, będzie się miał chłopak nad czym trudzić. :D Któż zacznie ;>>>>>?]
OdpowiedzUsuń[To sobie poczekasz do jutra chyba, bo nic dzis nie wymyślę.]
OdpowiedzUsuń[ a zaczniesz? bo ja dziś już padam i w ogóle to nie umiem zaczynać, pytaj kogo chcesz, każdy potwierdzi :c]
OdpowiedzUsuń[Bo to Syriusz, musi być cudny :3]
OdpowiedzUsuńW rodzinie Aristowów nikt nigdy nie ukrywał, że powinni być dumni zarówno ze swojej czystej krwi, arystokratycznego nazwiska oraz rosyjskiego pochodzenia, które, zdaniem dziadka Dymitra, stawiało ich wyżej od wszystkich czarodziejów. I Lew owszem, mógłby to zrozumieć, gdyby nie fakt, że ta wszechobecna pycha prowadziła do niczego innego jak do kompletnego rozpadu wszelkich wzięci i utracenia wartości, jaką stanowiła rodzina. Swego czasu naiwnie sądził, że wyjazd z Rosji jakoś im pomoże. Że wszystko się zmieni, a przede wszystkim, że ojciec się zmieni, bo to on robił za głowę rodziny i to on miał nad nią największą władzę. Im jego dzieci były starsze tym bardziej pozwalały sobie na łamanie jego zakazów i nakazów, co oczywiście skutkowało coraz dotkliwszymi karami, bo im starsze tym mocniej można uderzyć albo bardziej sterroryzować. Nowe otoczenie w niczym nie pomogło, a nawet jeszcze bardziej pogorszyło sprawę. W końcu w Rosji o Śmierciożercach i Czarnym Panie mało kto słyszał, może tam obeszłoby się bez ojca z Mrocznym Znakiem na przedramieniu. Może jednak tam byłoby lepiej.
OdpowiedzUsuńI swego czasu Lew również traktował wyjazd do szkoły jako swego rodzaju wybawienie, bo mógł na jakiś czas przestać martwić się o to, w jakim nastroju ojciec wróci do domu. Czy będzie miał ochotę kogoś podręczyć, czy może tym razem odpuści i nawet pozwoli małej Swietłanie wejść sobie na kolana. Niestety, im więcej z całej sytuacji rozumiał tym bardziej żałował, że musi zostawić matkę oraz młodsze rodzeństwo, bo po tym, jak jego starsi bracia, Dymitr i Sergiej, po prostu uciekli z domu, stał się praktycznie jedyną osobą, która odważyłaby się postawić ojcu. Wolałby być z nimi, choć pozornie odzyskać kontrolę, wiedzieć co się dzieje.
Przecież to było chore - za wyznacznik doboru ludzi w swoim otoczeniu stawiać status krwi.
Lew wiele by oddał, żeby mieć normalnego. I nie tyle dla siebie, co dla matki, bo w końcu sama kiedyś przyznała się, że poślubiła go z czystej miłości, a teraz żałuje, że była taka głupia. Poczuł się wtedy zupełnie, jakby żałowała, że ma ich, swoje dzieci, choć wcale tego tak nie ujęła.
Udawał, że jest całkowicie skupiony na swojej książce i świat poza nią chwilowo przestał istnieć, jednak trzeba sprawiedliwie przyznać, że przez cały czas ukradkiem zerkał w stronę dziewczyny. To zdecydowanie nie było z jego strony normalne zachowanie.
Z nią zdecydowanie było coś zdrowo nie tak, skoro Lew nie zignorował, że właśnie spadło jej na głowę kilka książek. Wobec każdej innej dziewczyn zapewne udałby, że wcale nie zauważył, co się właśnie stało i zajął się sobą, bo co by go niby miała obchodzić.
A tutaj nawet odłożył swoją książkę na półkę, niezbyt starannie, ot tak, żeby nie spadła i podszedł do Lilji, wyciągając w jej stronę rękę, by pomóc jej wstać.
- Mogłaś po prostu poprosić o pomoc czy coś, wiesz?
Lew
[Kurna, ja teraz też zupełnie wyprana jestem, ale zakładam, że tworzymy pozytywną relację?]
OdpowiedzUsuń[Hm, to możemy wpleść w wątek Regulusa. Chodzi mi o to, że on chyba nie jest jeszcze śmierciożercą, ale jara się Voldemortem i jego ludźmi, więc mógłby korespondować z ojczymem dziewczyny. A załóżmy, że zaczęło się od jego wizyty u Blacków, kiedy jeszcze Syriusz tam mieszkał, ale to mało istotne. No i na przykład Lil mogłaby posłyszeć, jak się bracia kłócą, a raczej jak Łapa drze się na młodego, że spieprzy sobie życie, padnie nazwisko jej ojczyma ii... Dalej zobaczymy. Wybacz, dziś na więcej mnie nie stać.]
OdpowiedzUsuń[wiesz, ja tam zawsze Glizdka lubiłam, naprawdę nie wiem skąd to zaskoczenie, że fajny. owszem, potem okaże się małym chujkiem, ale to dopiero za kilkanaście lat. masz może jakiś szalony pomysł na powiązanie?]
OdpowiedzUsuńPettigrew
[w świecie, gdzie każdy facet ma po 1,9 albo 2 metry wynik mojego glizdusia nie jest niczym specjalnym. ale dobra, koniec tematu. tylko jak G mógłby chcieć wykorzystać L? może na jakąś szkolną głupotę? w sensie mógłby podpuścić ją na jakieś złamanie regulaminu czy coś? ot tak, dla zasady]
OdpowiedzUsuńPettigrew
[wybornie! to Glizduś ma w niej taką koleżankę, którą ogólnie się bawi, ale też w sumie trochę lubi i mu na niej zależy. zacznę, w miarę szybko mam nadzieję]
OdpowiedzUsuńPettigrew
A bo to od Lwa zależało do czego go będzie ojciec zmuszał? Jakby nie patrzeć kochany tatulek wychowywał się w bardzo tradycyjnej czarodziejskiej rodzinie z bardzo starym i jeszcze bardziej czystokrwistym rodowodem, który od pokoleń był powodem do dumy. Teoretycznie ojciec chciał, żeby jego dzieci po prostu również były dumne ze swojego pochodzenia i kontynuowały tradycję poprzez choćby zawieranie ustawionych małżeństw, przeciwko czemu zbuntowali się już zarówno Dymitr jak i Sergiej.
OdpowiedzUsuńLew miał prosty pogląd na świat. Jego naprawdę już dawno przestało obchodzić czy ktoś ma czystą krew czy nie, czy ma "dobre" nazwisko czy jakiekolwiek inne. Było mu wszystko jedno z kim się zadaje, bo nie prowadził rozróżnienia na tych, którzy są coś warci i na tych, na których powinno się patrzeć z góry. Dużą rolę w kształtowaniu jego charakteru odgrywało jednak wychowanie, które skupiało się wokół posłuszeństwa i szacunku do rodziców. Nauczono go, że rodzice są swego rodzaju świętością, wbrew której nie wolno robić nic, czego by sobie nie życzyli. Przekonanie to zakorzeniło się w nim na tyle mocno, że teraz trudno było je wyprzeć o czym dobitnie świadczyły sytuacje, w których Lew niczym posłuszna i struchlała owieczka przyjmował wszystkie obelgi, groźby i kary nawet nie myśląc o tym, że mógłby się sprzeciwić. Po prostu nie. Ma być posłuszny i tyle.
Nie czuł się z tym dobrze. Ba, czuł, że wiele stracił, czuł, że matka, choć na pewno wszystkie swoje dzieci kochała tak samo, żałuje, że związała się z tym, a nie innym mężczyznom, który był ich ojcem. Żałowała, że ich urodziła, tak po prostu. Nigdy nie powiedziała tego wprost, ale Lew nie był głupi.
A czemu niby tutaj się dziwić, że ktoś ją widział? Lew sam nie wiedział, czemu się na nią gapił, nawet jeśli robił to ukradkiem. Przecież miał już dużą praktykę w ignorowaniu i skupianiu się tylko na sobie.
- Jasne, dosięgnęłaś, a przy okazji oberwałaś po głowie - stwierdził, kręcąc z pobłażaniem głową.
Dość stanowczym ruchem zabrał ciężkie książki z rąk dziewczyny i wziął się za odkładanie ich na miejsce. W końcu jakby nie patrzeć był wyższy, więc przychodziło mu to o wiele łatwiej.
A się znalazł, miły i uczynny. To zdecydowanie było podejrzane.
Lew
W otoczeniu książek czuł się przez chwilę jak w domu. W domu na obrzeżach Londynu, w swoich pokoju, który mógłby być wręcz zbudowany z opasłych tomisk i cienkich opowiadań, Remus czułby się tam jak w raju. Dlatego pewnie lubił przebywać w szkolnej bibliotece. Był jedną z tych wyróżnionych osób, których stara bibliotekarka nigdy nie strofowała, wręcz uwielbiała, bo darzyli książki miłością tak samo mocną jak i ona. Szanował kartki, trzymał się z dala od działu Ksiąg Zakazanych i raczył ją nieśmiałym uśmiechem, co zawsze dodatkowo działało na jego korzyść, bo gdy Lunatyk już wyginał kąciki ust do góry, to to była wręcz magiczna sztuczka. Działała jakoś dziwnie na ludzi, choć on tego nawet nie był w stanie zauważyć. Pewnie uważał, że wygląda jak kretyn, taki cieszący się jak mysz do sera, oszpecony bandą blizn kretyn!
OdpowiedzUsuńPisał dodatkowy esej z zielarstwa, jakby i tak już dużo rzeczy na lekcjach nie robił (nic nie poradzi na to, że urodził się z syndromem kujona!), ale zapragnął jeszcze napisać kilka stóp jakichś bzdur na temat krwiożerczych drzewek czy innych bzdur. I tak nie zajmie mu to za dużo czasu, a pewnie będzie musiał któremuś z Huncwotów odwalić piękną pracę na eliksiry. Żyć nie umierać.
Pomiędzy regałami, było cicho i spokojnie, Remus lubił taki stan. Znów się zamyślił, odpłynął gdzieś, ale jego oczy biegały po okładkach w poszukiwaniu odpowiedniej nazwy, jakby nie brały udziału w gonitwie myśli. On potrafił się rozdwoić. Jednak kiedy już trafił na odpowiedni tytuł i palce prawie zacisnęły się grzebie książki, natrafiły na inne i odskoczył gwałtownie, wytrącony z zamyślenia.
Zamrugał kilka razy, jakby chciał odzyskać ostrość widzenia i pokręcił głową, posyłając jej jednocześnie ten swój nieśmiały uśmiech. Remus zawsze był miły do porzygania, a zwłaszcza gdy czuł się zakłopotany, jak teraz właśnie, w tym momencie.
- Och, nie wygłupiaj się, to byłoby niegrzeczne, gdybym zabrał ci tę książkę sprzed nosa - powiedział, jak zwykle stuprocentowo grzeczny i wychowany. Pewnie dlatego tyle rzeczy go omijało, bo zawsze musiał ustąpić komuś miejsca i zachowywać się tak, jak gentleman powinien. Nigdy inaczej. Gdyby nagle zrobił się chamski, coś chyba byłoby z nim nie tak.
Niepokój i strach były już niejako nieodłączną częścią tych dni, które Lew spędzał w rodzinnym domu. Nie polegało to jednak na tym, że bał się, co też ojcu znowu strzeli do głowy i jaki będzie miał humor, bo zwykle jego gniew skupiał się na Lwie, a on z kolei bardziej się przejmował czy coś się nie zmieni i ojczulek tak dla odmiany nie postanowi wyżyć się na matce. Albo na Swietłanie. Albo na Ninie, albo na Irinie. Kiedy bracia zostawili go z tym wszystkim poczuł się naprawdę odpowiedzialny za siostry i matkę, bo wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, że ojciec jest w stanie skupiać na nim swój gniew i można to ciągnąć, póki Lew pokornie go przyjmuje. Ale żeby do własnego ojca poczuć wstręt? Nigdy. Może i Lew ojca nie kochał ani zbyt ciepłych uczuć do niego nie żywił, ale jednak to wciąż był ojciec. Nawet przez samo noszone miano należał mu się bezwzględny szacunek. Hierarchii tej w całej rodzinie przestrzegano od lat, stało się to już tradycją, której Lew nie miał zamiaru jak na razie łamać. Musiałoby stać się coś naprawdę poważnego, by zdecydował się na aż taki krok.
OdpowiedzUsuńI co Lew tak właściwie miał od życia? Jedyną miłością jaką poznał była ta do matki, jednak jej odczuwanie zmieniło się, gdy zrozumiał, że ona po prostu żałuje, że urodziła swoje dzieci. Osłabła. Potem zabujał się na zabój praktycznie w dziewczynie z sąsiedztwa, ale ona była mugolaczką, więc gdy tylko ojciec się dowiedział od razu zagroził, że dziewczęciu stanie się coś złego, jeśli Lew nie zmieni swojego zachowania. Nie miał innego wyjścia niż się odbujać, bo rodzice pozwoliliby mu na miłość tylko wtedy, gdyby przedstawił im czystokrwitą i pochodzącą z porządnego rodu narzeczoną gotową by stać się rodzącą dzieci kurą domową. No cóż, życie.
- A proszę cię bardzo, polecam się na przyszłość - odparł, odkładając na półkę ostatnią książkę. Przy okazji miał okazję by udawać, że wcale nie zauważył jej uśmiechu.
Doskonale pamiętał, że to jest dokładnie to dziewczę, do którego Siergiej miał taki sentyment. Lew do tej pory pamiętał, jak brat ogłosił, że ona jest po prostu inna. Wtedy się tym zbytni nie przejął, bo Siergiej był idiotą, któremu tylko uganianie się za dziewczynami w głowie siedziało, ale teraz, zauważając, jak Lilja przyciąga jego własny wzrok - uznał, że ona rzeczywiście jest inna.
Dobra, to teraz, gdy już wypełnił swoją powinność powinien się grzecznie oddalić, nie?
Pettigrew nigdy nie przepadał jakoś specjalnie za zimą. Nie widział w niej niczego zachwycającego czy interesującego, czym niewątpliwie wyróżniał się od reszty uczniów. Ot, dla niego była to po prostu kolejna pora roku. Pełna oblodzonych chodników, brudnej, śnieżnej pluchy i zamarzających na porannym papierosie palców. Boże, co on by zrobił, żeby już były wakacje. A tak to tylko mógł stać z boku, patrząc jak reszta Huncwotów urządza sobie śnieżne bitwy. Z jednej strony chyba nawet trochę im zazdrościł dobrej zabawy, z drugiej przecież dawno już wyrósł z takich kretynizmów. Nie był przecież dzieckiem. W każdym razie tylko we wnętrzu, właśnie tak zazwyczaj sobie to tłumaczył, zaciągając się przy tym mocno parszywym fajkiem.
OdpowiedzUsuńPeter nie byłby sobą, gdyby nie wyczekiwał z wytęsknieniem kolejnego wypadu do Hogsmeade. Owszem, niby bez większych problemów mógłby dostać się do wioski jednym z tajnych przejść, ale to przecież nie było to samo. Właśnie dlatego tego sobotniego poranka bez ociągania zwlókł się szybko z łóżka. Włożył jakieś porozwalane po całym dormitorium ubrania i właściwie to mógł już wychodzić. W ostatniej chwili zgarnął tylko z szafki Syriusza ramę fajek. Bynajmniej nie miał zamiaru żadnej kupować. Odkąd jakieś dwa lata temu zaczął palić, jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się kupić ani jednej paczki. Był z tego całkiem dumny. A Black od dłuższego czasu obiecywał mu urwanie głowy.
Progi Trzech Mioteł Gryfon przekroczył, według wielkiego, wiszącego tuż nad wejściem zegara, punky dziewiąta dwadzieścia. Od razu skierował się do baru i zamówił dwie czarne kawy i jakieś rogaliki ze śniadaniowego menu. W sumie to był trochę głodny, nie zdążył niczego zjeść w zamku. Odbierając zamówienie, rozejrzał się po lokalu za znajomą buźką. Dostrzegając dziewczynę, uśmiechnął się lekko i ruszył w jej kierunku.
- Dzień dobry, pani – obdarzył ją tym uśmiechem i zajął miejsce naprzeciwko. Podsunął w jej kierunku jedną z filiżanek. – To o czym tak właściwie chciałaś pogadać o tak nieprzyzwoitej godzinie? Słowo daję, biegłem tu na złamanie karku. Nawet nie zdążyłem nic przez ciebie, cholero, zjeść – parsknął śmiechem, wsypując do swojej kawy trzy kopate łyżeczki cukru. Cholera, lubił takie słodkawe roztwory, a nie wykrzywiającą ryja gorycz. Brr. - Zamieniam się w słuch – chrząknął ponaglająco. Przecież nie miał całego dnia, nie ważne jak Krukonkę lubił.
Rozsiadł się wygodnie na krześle, przypatrując się Lilji z nieukrywanym rozbawieniem. Całkiem zabawne wydało mu się wysłuchiwanie nastoletnich dramatów. Może i dziewczyna była tylko o rok młodsza, ale mentalnie dzieliła ich przepaść. Nie była głupia, broń boże! Po prosu nie tak trudno było mu kierować tym nieświadomym dzieckiem. Kochanym dzieckiem. Jakby na to nie patrzeć, Peter poczuł się całkiem miło połechtany faktem, że to właśnie z nim chce o czymś gadać. Zwierzyć się. Aż w myślach brzmiało to poważnie. Zaśmiał się cicho. I utkwił w dziewczynie zaciekawione spojrzenie.
G
[cholera, pochrzaniłam, jest wrzesień, nie styczeń ^^']
Usuń[Hyhyhy.]
OdpowiedzUsuń[To Sid Ellisdon jest, maj dir. Ciekawą twarz ma, to fakt. :3]
OdpowiedzUsuńSid