Osiemnasty lipca tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego pierwszego roku
nie był szczególnym dniem. W całej Anglii siąpał delikatny deszcz,
słońce schowało się za ciężkimi chmurami i tylko dwudziestostopniowa
temperatura była dowodem na to, że w Wielkiej Brytanii aktualnie panował
środek lata. Brytyjczycy jednak byli do tego przyzwyczajeni, w
przeciwieństwie do żądnych zwiedzania turystów, którzy byli niewątpliwie
rozczarowani niezbyt przyjazną pogodą.
Osiemnasty lipca tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego pierwszego roku
na pewno nie zapadł ludziom szczególnie w pamięć. Był to kolejny
pochmurny, monotonny dzień dla większości mieszkańców Londynu. Chodniki
były pełne śpieszących się donikąd przechodniów, zaś na ulicach ciągnęły
się długie rzędy trąbiących aut i innych pojazdów. Ot, nic
szczególnego. Żadnych ataków terrorystycznych, wypadków na wielką skalę
czy gwałtownych burz.
Osiemnasty lipca tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego pierwszego roku
był zwykłym dniem. Tego właśnie dnia przyszłaś na świat. Dokładnie trzy
minuty po północy, jako Saga Villemo Nielsen, córka szczęśliwego, norweskiego
małżeństwa, które wyemigrowało do Anglii. Krucha, niewielka istota, która swoją obecnością na tym
świecie nie zmieniła zupełnie nic, prócz życia pojedynczych jednostek.
Wszakże czym jest jedna duszyczka przy milionach innych dusz?
Masz pięć lat.
Jesteś jeszcze dzieckiem. Wesołym, wiecznie rozgadanym i beztroskim
dzieckiem. Jak na pięciolatkę jesteś nadzwyczaj grzeczna. Zupełnie nie
przypominasz tych wszystkich rozpieszczonych bachorów, które awanturują
się z byle powodu. Posłuszna i jakże urocza z ciebie istotka, która
zawsze i wszędzie zachowuje się wzorowo. Złote dziecko, oczko w głowie
rodziców. Tylko niekiedy potrafisz być niewyobrażalnie męcząca.
Szczególnie, gdy niemal codziennie przyprowadzasz do domu jakieś
bezpańskie zwierzę, a rodzice nie mają serca ci się sprzeciwić, widząc
te twoje duże, błagalne ślepia.
Masz dwanaście lat. Do tej pory chodziłaś do mugolskiej szkoły tylko ze względu na matkę. Jednak kiedy po długich latach wyczekiwania dostajesz upragniony list z Akademii Magicznej, bez namysłu rzucasz wszystko i pierwszego września stawiasz się na peronie i wsiadasz do pociągu, który wiezie cię do celu. I nawet nie wiesz, kiedy zleciało te kilka godzin podróży. Jednak nie myślisz o tym, zbyt zaabsorbowana widokiem jaki wokół ciebie się roztacza. Najbardziej jednak jesteś przejęta widokiem Tiary Przydziału, która z czasem kieruje cię do stołu Puchonów.
Masz szesnaście lat. Nawet nie wiesz jakim sposobem ten czas tak szybko minął. Jesteś dumną Puchonką na szóstym już roku, która bez problemu zdała wszystkie testy. Jesteś szóstoklasistką, która może pochwalić się wspaniałym patronusem przybierającym postać gronostaja. Dziewczyną, która boi się wilkołaków. Po prostu zwykłą, niewyróżniającą się z tłumu czarownicą.
Masz dwanaście lat. Do tej pory chodziłaś do mugolskiej szkoły tylko ze względu na matkę. Jednak kiedy po długich latach wyczekiwania dostajesz upragniony list z Akademii Magicznej, bez namysłu rzucasz wszystko i pierwszego września stawiasz się na peronie i wsiadasz do pociągu, który wiezie cię do celu. I nawet nie wiesz, kiedy zleciało te kilka godzin podróży. Jednak nie myślisz o tym, zbyt zaabsorbowana widokiem jaki wokół ciebie się roztacza. Najbardziej jednak jesteś przejęta widokiem Tiary Przydziału, która z czasem kieruje cię do stołu Puchonów.
Masz szesnaście lat. Nawet nie wiesz jakim sposobem ten czas tak szybko minął. Jesteś dumną Puchonką na szóstym już roku, która bez problemu zdała wszystkie testy. Jesteś szóstoklasistką, która może pochwalić się wspaniałym patronusem przybierającym postać gronostaja. Dziewczyną, która boi się wilkołaków. Po prostu zwykłą, niewyróżniającą się z tłumu czarownicą.
Jesteś człowiekiem.
Człowiekiem wrażliwym, podatnym na zranienia, który swoimi największymi
sekretami nie dzieli się nawet z przyjacielem. Człowiekiem o dobrym
sercu, pełnym nadziei, miłości i wiary w ludzi. Człowiekiem zbyt ufnym i
naiwnym, aby samodzielnie przetrwać w tym brutalnym świecie, dającym
się zmanipulować wszystkim dookoła, choć za każdym razem przyrzekasz, że
był to ostatni raz. Nic się jednak nie zmienia. Za każdym razem dajesz
się nabierać na te same kłamstwa. Wierzysz innym i robisz to, co chcą,
gdyż za bardzo boisz się odrzucenia. Chcesz być lubiana, chcesz być
kochana, chcesz czuć, że ktoś obok ciebie zawsze jest.
Jesteś dziewczyną.
Dziewczyną jak inne nastolatki w twoim wieku, a jednocześnie zupełnie
inną. Dziewczyną wiecznie roześmianą, która nigdy nie daje po sobie
poznać, że coś jest nie tak. Wszystko dusisz w sobie, bojąc się obarczać
innych swoimi problemami, które zżerają cię powoli od środka niczym
pasożyt, nie chcąc doprowadzić do twego ostatecznego końca. Codziennie
robisz dobrą minę do złej gry, cały czas udając. Masochistka,
tak powiadają. I kto wie, może jest w tym odrobina prawdy? Nie zważasz
bowiem na swoje uczucia, które tłumisz w sobie. Chcesz być po prostu jak
inni, choć tobie nigdy się to nie uda. Zbyt wielka z ciebie
perfekcjonistka, aby wpasować się do stereotypu dzisiejszego nastolatka.
Jesteś uczennicą. Uczennicą ambitną, która dąży do celu nie po trupach, a dzięki swojej zawziętości. Uczennicą, potocznie nazywaną przez innych kujonem, choć nie ma w tym ani krzty prawdy. Ludzie bowiem lubią używać słów, których znaczeń nawet nie znają. Lubią nadawać im nowe znaczenie, niekiedy tak różne od tego prawdziwego, tym sposobem je po prostu bezczeszcząc. Ale cóż możemy na to poradzić? Wszakże nie wszyscy posiadają inteligencję, tak ważną w dzisiejszym świecie. Dlatego możesz być z siebie dumna, nie jesteś taka jak inni. Och, zaraz. Przecież ty chcesz być jak inni. Z marnym skutkiem, niestety.
Jesteś Puchonką.
Stereotypową Puchonką. Przyjacielską, wierną aż po grób Puchonką, która
stara się pomagać wszystkim dookoła i szerzy miłość samą swoją
obecnością. A przynajmniej chcesz, aby tak było, gdyż nie zawsze ci to
wychodzi. Ty jednak się tym nie przejmujesz i dalej robisz swoje,
unikając przy tym wszelkich konfliktów. Nie jesteś bowiem osobą, która
lubi się kłócić. Wręcz przeciwnie, uciekasz się i chowasz, gdy czujesz,
że nadchodzi jakakolwiek awantura. Robisz wszystko, aby nikogo nie
zdenerwować. Niemal płaszczysz się przed innymi, żeby tylko nie zostać
osobą, nad którą będą się znęcać. Jesteś uczennicą. Uczennicą ambitną, która dąży do celu nie po trupach, a dzięki swojej zawziętości. Uczennicą, potocznie nazywaną przez innych kujonem, choć nie ma w tym ani krzty prawdy. Ludzie bowiem lubią używać słów, których znaczeń nawet nie znają. Lubią nadawać im nowe znaczenie, niekiedy tak różne od tego prawdziwego, tym sposobem je po prostu bezczeszcząc. Ale cóż możemy na to poradzić? Wszakże nie wszyscy posiadają inteligencję, tak ważną w dzisiejszym świecie. Dlatego możesz być z siebie dumna, nie jesteś taka jak inni. Och, zaraz. Przecież ty chcesz być jak inni. Z marnym skutkiem, niestety.
Saga Villemo Nielsen
lat
szesnaście
hufflepuff
VI rok
__________________________
Jestem głupia i tyle. Ale Herbatka chętna na wątki. Amen.
P.S. - Zdjęcia z deviantart.com, cytat - You Me At Six.
[ZNAM, ZNAM, ZNAM, nie pamiętam skąd, ale się podniecam!]
OdpowiedzUsuńLew
[TY jesteś SAGA?! *_*]
OdpowiedzUsuń[To ta herbatka, co mnie olała, no jasne!]
OdpowiedzUsuńLew
[Ja nie zła, ja po prostu cholernie pamiętliwa bestia.]
OdpowiedzUsuń[Jasne, że znam Herbatkę!]
OdpowiedzUsuń[I Herbatka dobra! :D Dziecko z traumą, FAJNY XD]
OdpowiedzUsuń[Jeśli nie każesz mi zaczynać to chcę, bo już za dużo osób mnie o to prosi :<]
OdpowiedzUsuń[No to tak - byli i są sąsiadami, zanim wyjechali do Hogwartu widywali się jedynie przez płot i to nieczęsto, bo ciotka Willa nie pozwalała mu bawić się z byle kim, miał chodzić jak w zegarku i zadawać ze szlacheckimi bachorami, które tłumnie spraszała wraz z rodzicami 'mogącym zapewnić mu przyszłość'. W pociągu do Hogwartu w końcu rozmawiają, mały Willy nie jest zbyt rozmowny, bo to 'ta dziewucha zza ogrodzenia', z którą nie powinien rozmawiać, prawda? No ale nawiązuje się nimi nić sympatii, przez kilka lat jest okej, ale potem gdy Smith trafia do Slytherinu i rozumie, że przyjaźń z Puchonką daleko go nie zaprowadzi, bierze ją na dystans. Ale jednocześnie mu głupio, bo tak ją olewa, więc robi to tylko przy kolegach, żeby nie było.
OdpowiedzUsuńCo ty na to?]
[Ja nic nie poradzę, to silniejsze ode mnie. A tak baj de łej, zapałałam miłością do twej postaci, bo właśnie trzecią herbatę (Sagę, hyhyhy) pochłaniam. <3]
OdpowiedzUsuńSid
[Nie, bo ja się nie przyznaję do postaciek z mojej przeszłości. Takie małe zboczenie.
OdpowiedzUsuńAle jak chcesz to możemy tutaj wątek kleić, o, co mi tam.]
Lew
[Szit, liczyłam w tej kwestii na ciebie.]
OdpowiedzUsuńLew
[Herbatka jest tak kochaną osóbką, że ja sobie nie mogę wyimaginować w jaki sposób mogłaby polubić takiego o, Rosiera. Albo on ją. Może zrobimy tak, że on jej coś kiedyś zrobił (powiedzmy, że w drugiej klasie zdjął jej nauszniki, kiedy odrabiali absurdalny szlaban w szklarni pomagając z mandragorami) i po pięciu latach znów trafili na siebie w czasie odbywanej kary. Tym razem będą wykopywać jakieś żyjące zielsko rosnące w Zakazanym Lesie, powiedzmy, że jeszcze przed kolacją, ale robi się ciemno.
OdpowiedzUsuńJesteś z tych, którzy zaczynają wątki w zamian za pomysł?]
Rosier
[Mało ślizgońscy Ślizgoni są fajni, no. A przynajmniej ja tylko takich umiem tworzyć i muszę sobie to wmawiać.
OdpowiedzUsuńHm, nie wiem, z Czarlim byłam tylko chwilę na CH, to dawne dzieje. :o Ale ja twoją Herbatę kojarzę, bo się jeszcze chwilkę kręciłam. Byłaś tam, prawda? Czy mi się już coś pomerdało całkiem.
Ja wolę myśleć. Zdecydowanie. I wymyśliłam coś, najwyżej mnie okrzyczysz. Może kiedyś Saga i Charlie się kolegowali, i to może nawet całkiem blisko byli, ale to dawno, w trzeciej, czwartej klasie i całkiem przypadkiem. Ale potem coś się nagle popsuło i Thayer zaczął jej unikać, jakby w pewnym momencie zdał sobie sprawę, że coś jest nie tak i trzeba to przerwać. Bez uzgadniania tego z biedną Sagą. A teraz... Teraz można by ich w jakąś sytuację wepchnąć, gdzie będą musieli ze sobą rozmawiać czy co tam.]
[Aż taka zdesperowana do demoralizacji? Twe życzenie mym rozkazem, o pani :) W jakim miejscu ich spotkamy i w jakim stopniu znajomości są? ;) Btw - zdjęcie me gusta *.*]
OdpowiedzUsuń[Twój pomysł jest wybitnie niezły :3 już go sobie wyobrażam xD Najważniejsze ze wszystkich pytań - who starts? Jeśli ja to jutro, bo nie wykminię niczego ;)]
OdpowiedzUsuń[Rozumiem :) W takim razie do napisania jutro! :3]
OdpowiedzUsuń[Naziwsko rodem z okolic Missisipi z tego co mi wiadomo]
OdpowiedzUsuń[woody - żem zapomniała]
OdpowiedzUsuń[Wybacz, jeśli kiepska jakość i długość :3]
OdpowiedzUsuń- SAAAAAAAGAAA! Pokaż się, złotko. - zawołał tak głośno, że jego głos odbił się echem po korytarzy, idąc dziarskim krokiem z cwaniacką miną wlepioną na twarz. Była akurat przerwa obiadowa, więc niektórzy uczniowie i uczennice znajdowali się w Wielkiej Sali. Oczywiście znalazło się kilku na korytarzy, którym szedł szanowny Dante. Nic nie robił sobie z takiej publiczności. On po prostu nie potrafi nie być w centrum uwagi z tą swoją fryzurą i nietypowym ubiorem. I jeszcze zajeżdża tym irlandzkim akcentem, którego niestety nie potrafi pozbyć się.
Rozglądał się za dziewczyną gdy szedł w stronę Wielkiej Sali, zaglądając czasem za zbroję w kątach korytarzy, gdzie mogłaby się schować. Niech nie myśli, że go będzie wiecznie unikać. Co zaczęło się to trzeba skończyć. Nie ma bata.
- Herbatko moja najdroższa! - kolejny raz zawołał z rozbawionym uśmiechem na twarzy.
Aspołeczność była taka na topie. Taka kól, krejzi i w ogóle fajne słowo, więc czemu by nim nie przyszpanować na forum publicznym określając się właśnie jako osobę kompletnie nie nadającą się do kontaktów z innymi, bo po co inni, skoro ma się siebie. Oczywiście miało to swoje plusy - przynajmniej pozwalało uniknąć paskudnej rzeczy, która profesjonalniej nazywa się chyba przywiązaniem, a żeby trochę rozjaśnić to można określić ją też jako przyzwyczajenie do drugiej osoby. Przywyknięcie do jej obecności. W gruncie rzeczy całkiem fajna rzecz, mieć do kogo część twarzową otworzyć, mieć na kogo popatrzeć, jeśli akurat ma się ochotę gapić na ludzi, mieć kogo zobaczyć jeśli wariuje się znów widząc w lustrze tę samą parszywą mordę.
OdpowiedzUsuńLew nie miał w zwyczaju niczego przedstawiać jasno i klarownie, bo po co, skoro można utrudnić życie i sobie i innym. Sprawiał więc wrażenie kogoś, kim nawet po części nie był - bo gra pozorów jest taka fajna, tak bardzo można sobie nią urozmaicić szarą rzeczywistość.
Był więc trochę taki sobie aspołeczny - trochę zamknięty we własnym świecie, w którym myśli wyrażało się cyrylicą, trochę wycofany, trochę przytłumiony, trochę zmanipulowany, trochę zrównany z poziomem podłogi, a jednocześnie trochę taki, że potrafił znaleźć kogoś, z kim można by się dogadać.
Saga taka była. Pojawiała się zawsze wtedy, gdy była potrzebna, a gdy stawała się zbędna potrafiła się wycofać i zawsze wybierała odpowiedni moment. Do tej pory zastanawiał się, jak to robiła.
I nie mógł ukrywać, że mu brakowało jej obecności. Jej całej mu brakowało, tak po prostu. Bo się przyzwyczaił, że była, a tu nagle zniknęła. Zaczęła go unikać, przecież to widział, bo głupi i ślepy wbrew pozorom nie był.
Nie przeszkodziło to mu jednak, by w odpowiednim czasie znaleźć się z odpowiednim miejscu - tak mu się przynajmniej wydawało, bo te czynniki musiały być odpowiednie, skoro sprowadzały się do Sagi. Wieża zegarowa, wieczór, trochę chłodni, ale idzie wytrzymać.
Nie przeszkodziło mu to wszystko, by pozostać niezauważonym, a zbliżyć się do niej i położyć dłonie na jej ramionach.
- Unikasz mnie. - Udało mu się powiedzieć, zanim dziewczyna w jakikolwiek sposób zareagowała.
Unikała go, nie miał co do tego wątpliwości.
Lew
[Miałaam, miaaałam. Nie pamiętam już zupełnie kogo, ale miałam.]
OdpowiedzUsuńLoveleen/Lien
[Boże boże boże. Zakochałam się. Wymyśl jakiś fajny wątek czy coś, a ja postaram się nawet zacząć - koniecznie!] Woody
OdpowiedzUsuń[Ano, kimkolwiek jest pani na zdjęciach, faktycznie jest śliczna, nie idzie zaprzeczyć. <3]
OdpowiedzUsuń[A nie wiem, wedle woli. W sumie to mogą się nawet znać] Woody
OdpowiedzUsuń[Pasuje pasuje! Ale obecnie teleportuje się w miejsce, gdzie dostęp do internetu będę miała niestety znikomy więc... Jak dam radę to zacznę jeszcze dziś, jak nie to jutro. Ale pomysł fajny.] Woody
OdpowiedzUsuń[Herbata jest dobra, o. I to bardzo ładne skojarzenie.
OdpowiedzUsuńPomysły, pomysły. Hm, hm. Wystawienie ocen i brak nauki sprzyja kreatywnemu (ta, hahaha, jasne) myśleniu, więc:
Sid mógłby biednej Herbatki nie lubić za sam fakt, że jest Puchonką, bo mu wmówili w domu, że Puchoni są be i sieroty totalne, z takimi to się nie zadaj. I tutaj w sumie wychodzi taki zwyczajny, nudny, wrogi wątek, bo żeby coś kreatywnego naprawdę do tego dodać to ja nie wiem, wysilam się i nic, bleble.
A wysyłanie na jeden szlaban to chyba przereklamowane jest.]
[a przyszło mi coś do głowy. mudi właśnie sprał jakiegoś ślizgona na kwaśne jabłko, najlepiej na jakimś hogwardzkim zadupiu. ten już mu się odgraża, że pójdzie z tym do slughorna, że go wszystko boli i ogólnie będzie przypał. i mudi by go najchętniej gdzieś zamknął na cztery spusty i zaczarował mu pamięć, nie do końca przepisowo. wszystkie jego plany przerywa bidna, zagubiona puchonka, niechcący przechodząca obok. no i mamy dylemat moralny, ha! w sensie saga widzi taką scenkę: poturbowany, leżący na podłodze chłopak, może nawet krzyczeć i płakać, a nad nim uśmiechnięty od ucha 'oprawca', proszący ją o pomoc w schowaniu ciała... jak gniot, pisz. pierwszy dzień w szkole wprawił mnie w taki dziwaczny, bojowy nastrój]
OdpowiedzUsuńAlastor
W dniu dzisiejszym szkolnemu woźnemu nie było do śmiechu. Po pierwsze, szanowna profesor McGonagall kazała mu posortować dokumenty wszystkich uczniów klasy siódmej. Chcąc nie chcąc, coby zarobić na opłatę pokoiku nad obskurnym pubem w Hogsmeade, Woody podjąć roboty się musiał. Drugą, doprawdy wkurwiającą rzeczą był fakt, że owy woźny za cholerkę nie potrafił posługiwać się różdżką, także był zdany na swój umysł (który jak powszechnie wiadomo, jest już lekko uszkodzony – nie, to nie jest wina narkotyków broń cię panie boże!) Jakoże Woody Jackson lat ma dopiero dwadzieścia dwa, o wiele bardziej wolałby w tym momencie nadużywać alkoholu, wprawiać swojego małego w samo zachwyt a i puszczanie bąków pod pierzyną byłoby lepsze. Zirytowany pokręcił pustym łbem i zamknął kartonowe pudło, z dokumentami Ślizgonów. Przynajmniej ich miał już z głowy. Najbardziej przerażał go jednak fakt, że dzień się kończy, a on jeszcze musi zmyć wszystkie posadzki. Zajebiście, jednym słowem.
OdpowiedzUsuńW końcu zrezygnowany rozsiadł się na fotelu i odpalił papierosa. Jedynym najlepszym wyjściem z sytuacji, było otworzenie książki. I właśnie tak owa chłopaczyna zrobiła. Tak więc wyjął z szuflady powieść o pięknej, czerwonej okładce i uśmiechnął się sam do siebie. Co jak co, ale książki były czymś co uwielbiał bardziej od sek… jointów (bowiem seks lubi chyba bardziej). Powąchał kartki pokryte tuszem i zaczął czytać pierwszą stronę. Sam już nie pamiętał, skąd wytrzasnął powieść. Najprawdopodobniej ukradł… nie. To brzydkie słowo. Najprawdopodobniej znalazł gdzieś kiedyś na korytarzu i tyle. Wzruszył ramionami i popalając papierosa zabrał się za czytanie – jedyną odskocznię dzisiejszego paskudnego dnia.
[Bagno bagienko, no ale jest. Może to jakoś ogarniemy, no!] Woody