Everything I know is wrong
Everything I do just comes undone
Adam Wroński
różdżka: 12 3/4 cala, jarzębina, róg jednorożca
bogin: pełnia (kiedyś czerwony kapturek)
wychowanek Domu Lwa, później szukający w drużynie Harpii z Holyhead
dwudziestopięciolatek spod znaku skorpiona
beznadziejny w szachy czarodziejów
Ojciec - Tomasz Wroński, 45 lat, niegdyś gryfon
W rodzinie Wrońskiego nigdy nic nie liczyło się bardziej od gry w Quidditcha. Nikt nie przejmował się zbytnio czystością krwi swoich potomków ani tym czy są jakoś specjalnie uzdolnione pod kątem edukacji. Od kiedy pradziadek Tomasza odkrył w sobie zdolności charakteryzujące szukającego, w domu Wrońskich nie było innego tematu. Jasnym było, że miłością do tegoż sportu zarazi swojego syna, a on swojego. Tym sposobem w rodzinie tej w momencie narodzin syna Tomasza było dwóch pałkarzy, jeden obrońca i dwóch ścigających, do których najmłodszy z Wrońskich po latach dołączył ze swoją zasłużoną pozycją szukającego. Czasy brzydkiej, polskiej polityki nie odcisnęły na czystokrwistej rodzinie specjalnego piętna dając czarodziejom szansę na spokojne, szczęśliwe życie. Wówczas Tomasz także przeszedł na wczesną emeryturę (zaraz po zostawieniu po sobie śladu w historii Quidditcha opracowując zwrot nazwanym na jego cześć Zwrot Wrońskiego) i odszedł z drużyny Goblinów z Grodziska w nadziei na wychowanie kolejnego, świetnego gracza. Wobec jedynego syna był zasadniczy i rygorystycznie podchodził do wszelkich uciech chłopaka, który jednak kochał wykonywany w szkolnej drużynie sport i nie dorastał w chorobliwych ambicjach. Grał dla uciechy, pod dumnym, aczkolwiek zawsze czujnym okiem ojca, którego zawiódł swoją nigdy nie poskromioną pychą.
Matka - Audrey Wrońska (Brown), 45 lat, niegdyś gryfonka
Urodziła się i wychowywała w Londynie, w rodzinie zdeklarowanych zdrajców czystej krwi popierających prawa mugoli. Drogi jej i Tomasza skrzyżowały się dopiero w Hogwarcie; była to miłość, można by rzec, od pierwszego wejrzenia i oboje byli w szkolnej drużynie grającej w Quidditcha. Audrey była ścigającą, która od zawsze miała fory u kapitana drużyny, który (choć sprawiedliwy) kochał się w niej od drugiej klasy. Rzadko widziano ich osobno, a kiedy już razem to trzymających się za ręce. Nic więc dziwnego gdy w momencie ukończenia szkoły Audrey przyjęła zaręczyny swojej sympatii właściwie od razu i trzy lata później urodziła mu zdrowego syna, którego starała się chronić przed (jak jej się wydawało) chorobliwymi oczekiwaniami ojca. Można też powiedzieć, że rozpieszczała swojego pierworodnego. O jej rodzicach mało wiadomo, acz ona sama wspomina ich jako dobrych, byłych puchonów z poczuciem humoru.
Pewnego dnia odbył się mecz przeciwko Armatom z Chudley. Po wygranym dla Armat meczu podszedł do ich zawodnika i wyzwał go na czarodziejski pojedynek. Umówili się nań niedaleko boiska o zmroku i tam też ślizgon się nie stawił postanawiając pogrzebać szkolne zwady i zająć się świętowaniem wygranej. Adam jednak przybył (w głowie obmyślając jakie szyderstwa może rzucić wobec przeciwnika w czasie walki) i zorientowawszy się z bycia wystawionym do wiatru, miał zamiar wycofać się z pola. Napotkał wilkołaka; takiego, któremu dużo czasu nie trzeba było do doskoczenia i zadrapania nieostrożnego chłopaka. Adam uciekał w popłochu z rozdartą na plecach koszulą czując gorąco i niedowierzanie. Umknął stworzeniu pod osłoną ciemnych chmur, które skrywały księżyc w pełni.
Do tamtej chwili bagatelizował sprawę. "Zostanie mi blizna" powtarzał sobie bez przekonania "nic mi nie będzie" mruczał przed pierwszym po tym incydencie treningiem. Kulawy już i tak domek z kart zburzył mu trener Harpii zaniepokojony stanem nie tyle fizycznym co psychicznym zawodnika. Mianowicie wysłał na badania w których wyszło na jaw nabyte wilkołactwo Adama. Trener nie mógł trzymać takiego zawodnika, a patrząc na to z perspektywy ponad dwudziestu lat trudno nie zgodzić się z jego decyzją: prawnuk sławnego Wrońskiego nie był zdolny do gry, oprócz tego zagrażając współzawodnikom. Do tego dochodziła ogólna niechęć do wilkołaków wśród magią obdarzonych, która na zawsze uniemożliwiła mu uczestnictwo w meczach (oraz utrudniła znalezienie stałego zarobku), co prasie wytłumaczyło się "nieuleczalną kontuzją". Rzeczywiście, było to nieuleczalne kalectwo.
Mężczyzna (pozostawiony bez pracy, wyklęty przez zawiedzionego ojca i pogrążony w żalu nad swoją głupotą sprzed roku) zamieszkał na północnym krańcu Hogsmeade; wioski umieszczonej niedaleko jego Hogwartu, szkoły magii i czarodziejstwa której był absolwentem. Zaczął utrzymywać się z pokątnego sprzedawania uczniom nie tylko gadżetów, które kupował w Londynie(bo w wiosce nie były dostępne), ale też handlowaniem papierosami i takimi różnymi dla młodych niedozwolonymi. Adam nie tylko paradoksalnie zatęsknił za widokiem starego zamku, ale także żywił nadzieję, że ci którzy go pamiętają nie będą mu wypominać porażki tak jak robiła to rodzina. W duchu zaufał prawie nieznajomym ludziom, że zostanie przez nich zaakceptowany i że nie będą o nic pytali. Przede wszystkim chciał uciec tam, gdzie w końcu zdobyłby spokój ducha akceptując swoją odmienność (zastanawiając się gdzie do licha znajduje się jego szkolna miłość, którą tak podle potraktował przed laty). Podczas pełni z obrzydzenia do siebie chowa się w Zakazanym Lesie. Nad ranem, gdy staje się na powrót człowiekiem zastanawia się, czy nikogo znów nie skrzywdził.
[?]

